XXVII
Od samego rana młodszy Jaeger błądził gdzieś w swoim świecie. Nie reagował zbytnio na zaczepki Zeke'a i wielce wartościowe rady. Oczywiście wszystko kręciło się dookoła Levi'a, jakby brunet był małym dzieckiem. Fakt faktem szatyn rzadko kiedy faktycznie myślał o czymś innym. Wciąż działał pod wpływem zakochania, ale dzisiaj to już totalnie... Właśnie siedział na jednej z nudniejszych lekcji i melancholijnie spoglądał w okno, a przy tym rozmyślał. Przedwczoraj wcale nie wypił aż tyle, żeby zapomnieć, co i kiedy, chociaż jego zachowanie myliło... Doskonale pamiętał, jak brunet się nim zaopiekował i jaki był wtedy cudowny... W tamtym momencie szatyn poczuł pobudzenie, jakby jego motyle w brzuchu znowu odżyły. Po jego skórze pływało ciepło przekonujące go o tym, że ma naprawdę wielkie szczęście, posiadając takiego chłopaka. Kiedy był z Levi'em twarzą w twarz, stracił pewność siebie, onieśmieliło go... Tym samym nie potrafił wyrazić uczuć, jakie go ogarniały pod wpływem alkoholu na widok Ackermanna. Rankiem nie zamierzał o tym opowiadać ukochanemu, musiał to sam przetrawić. Chociaż starał się także wyciszyć wspomnienie o tych uczuciach... Przed brunetem, a może nawet i przed sobą, grał tego samego zakochanego błazna z całodobową ochotą na bliskość z tych najbliższych. Od dwóch dni szatyn gdzieś mimochodem w wyobraźni układał sobie różne reakcje Levi'a. Szczególnie ciepło było mu na fantazję o jego uśmiechu, który był nieczęstym widokiem. Chociaż szatyn z pewnością widywał go znacznie częściej niż reszta świata. Mimo wszystko to nie wprawiało go w szczęście, a w jakiś inny, dziwny stan. Nawet nie potrafił się uśmiechać sam przed sobą, chociaż wcale nie było mu smutno czy ogólnie źle...
Na przerwie Eren zauważył swojego chłopaka, przez co pośpiesznie ruszył w jego stronę. Zaczął go czule przytulać, jakby znów zapomniał o ryzyku. Zaskoczony Levi nie potrafił odmówić młodszemu, ale w końcu go od siebie odsunął. Spojrzał na niego z równym zdziwieniem:
- Eren, dobrze się czujesz?
- Ja świetnie! - odpowiedział błyskawicznie - A ty, Levi? Dzisiaj jest dość chłodno, nie zimno ci? Zjadłeś śniadanie?
- Eren... - wciąż trwał w zdezorientowaniu - Co ci się stało dzisiaj? Zawsze witasz się w inny sposób, masz humor przesiąknięty podtekstami, chcesz się tylko ruchać... A dzisiaj nagle jesteś tak otwarcie opiekuńczy?
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi - rzekł spokojnie, chociaż Ackermann słyszał wyraźną nadopiekuńczość. Eren burknął z cichym wyrzutem - Zawsze taki byłem.
- Może jesteś chory? - zaczął mu sprawdzać czoło - Nie, gorączki nie masz...
- Oczywiście, że mam. Przecież przy tobie stoję, to od razu rośnie mi temperatura - zaśmiał się, próbując ukryć swój stan.
- Dobra, wrócił stary Eren...
- Przyjdę dzisiaj do ciebie, Levi... - posłał mu delikatny uśmiech, po czym przelotnie pocałował go w policzek i odszedł od niego.
Brunet nawet nie zauważył, kiedy chłopak zniknął. Za to dalej trwał w szoku. Teraz przez to, że Eren tak luźno się zachował. Ale szatyn w ogóle był jakiś nietypowy tego dnia...
Po lekcjach Eren szybko poszedł do klubu, gdzie poprosił Niccolo o pozwolenie na wyjście do klubu muzycznego. Ten się zgodził, ale tylko na chwilę. Wtedy szatyn szybko wyszedł ze świadomością, że wcale nie wróci prędko. No i tak faktycznie było. Od kiedy chłopak wyszedł, minęło dużo czasu i wciąż nie wracał. Lekko zirytowany blondyn postanowił samemu iść po niego, mając już powoli dość własnych dróg Jaegera. Ten zachowywał się tak, jakby w ogóle nie liczył się z odpowiedzialnością...
W trakcie wędrówki Niccolo już zaczął powoli kojarzyć melodię z Erenem i teraz przynajmniej wiedział, że tam ten na pewno jest. Spokojnie wszedł przed drzwi klubu, wymienił niemiłe spojrzenie z Yeleną, po czym spoczął na szatynie. Chłopak miał twarz taką zamyśloną, jakby był pogrążony we własnym świecie. Jego palce tym razem grały jakieś smętne, mało przyjemne w odczuciach melodie, co zaniepokoiło przewodniczącego klubu kulinarnego. Po prostu spytał:
- Między wami coś nie tak?
- Co? - nagle spojrzał na blondyna - U mnie i Levi'a wszystko w porządku.
- Nie wyglądasz na szczęśliwego, a nawet grasz jakieś smuty...
- Ach, to... - spojrzał na gitarę - Bo widzisz... Nie zrozumiesz.
- Nie rozumiem już teraz - zaśmiał się - Udało ci się poderwać najbardziej pożądanego i nieosiągalnego chłopaka w szkole, a ty jeszcze jesteś niezadowolony...
- Jestem wręcz zachwycony... - zabrzmiał na wydechu. Jednak jego twarz wciąż dawała złe znaki.
- Musisz wrócić do mnie do pracowni.
- Ech... Nie chcę...
- Eren, to przestaje być zabawne.
- Nie. To, co ja czuję przestaje być zabawne.
Po czym, jak gdyby nic, odłożył instrument i wyszedł, prawdopodobnie ogólnie ze szkoły.
Eren od razu poszedł do Levi'a, nie wracając nawet do swojego domu. Brunet oczywiście przywitał go z otwartymi ramionami, chociaż ten niekoniecznie był teraz potrzebny. Ackermann miał co robić w związku z projektem, a teraz już musiał się zająć swoim małym Erenem. Szczególnie, że dzisiaj ten niezbyt był sobą. Jaeger ciągle się przytulał do Levi'a lub całował go bardzo subtelnie w różne miejsca na ciele bez żadnego podtekstu seksualnego. Jednak Ackermann nie wiedział na pewno, za to takie znaki były niepodobne do chłopaka. Mimo wszystko Levi spytał:
- Chcesz iść do łóżka, Eren?
Szatyn tylko pokręcił głową przecząco, kiedy akurat chował twarz w zgięcie szyi starszego.
- To o co chodzi? Zachowujesz się dzisiaj dziwnie...
- To... - nagle wyprostował się - Ym... Zaraz przyjdę! - po czym wstał i wybiegł z domu.
Levi spojrzał zaskoczony na wybiegającego chłopaka, w dalszym ciągu go nie pojmując. Naprawdę nie miał pojęcia, co dzisiaj siedzi Erenowi w głowie. Znał go już jakiś czas i widział różne jego humory, ale w takim stanie go jeszcze nie poznał. Jakiś czas później szatyn wrócił z gitarą, nawet nie pukając. Chwycił bruneta za rękę i rzekł:
- Chodź - delikatnie złapał go za rączkę i zaczął ciągnąć.
- Gdzie? - opierał się.
- Na spacer.
- Ale... Muszę robić projekt...
- Pomyśl, Levi - w jego głosie zabrzmiała cicha zazdrość, którą zaraz zamienił w swój pewny, lecz czuły ton - Wolisz spędzać czas ze swoim wspaniałym chłopakiem czy głupią małpą?
- Ym... - niepewnie patrzył na chłopaka.
W końcu Eren znów go pociągnął, a wtedy ten pozwolił się podnieść.
- Zostaw telefon - poprosił szatyn.
- Co? Dlaczego?
- Będą nam tylko przeszkadzać. Ja też swój zostawiłem.
- A jak zadzwoni ktoś z czymś ważnym?
- Jestem ważniejszy.
- No... dobrze...
Brunet zrobił jak chciał Eren, po czym wyższy zabrał go z domu.
Przez drogę Jaeger nie chciał powiedzieć starszemu, gdzie idą. On w ogóle nic nie mówił, jedynie kiwał głową i jak zwykle marszczył brwi, idąc przed siebie. Dawniej dla Levi'a byłoby to urocze, tak teraz irytowało go niesamowicie. Szczególnie dlatego, że Eren od samego rana tak się zachowywał, a z czasem robił się coraz cichszy. To do niego w ogóle nie pasowało. Jednak też nie sprawiał wrażenia przygaszonego... Tak więc co tak właściwie było Erenowi...
Po jakimś czasie dwójka weszła na jakieś zielone tereny, ale Eren nie zatrzymywał się. Jeszcze chwilę szli, aż doszli do tajemniczej przestrzeni, która jakoś różniła się od reszty parku. Tam wiatr wiał inaczej, nawet zieleń była świeższa i jaśniejsza. Pachniało także przyjemniej... Eren jak gdyby nic usiadł tak jak stał i zaczął lustrować przyrodę wokół. Wyglądał jak natchniony, co aż onieśmieliło bruneta... Sam zajął miejsce naprzeciwko chłopaka, nie chcąc mu przeszkodzić. Słońce już powoli zachodziło, przez co niebo nabierało coraz to różowego i pomarańczowego odcienia razem z chmurami. Wyglądało to niesamowicie, a dodatkowo podkreślało letnią urodę Erena oraz jego ciepły odcień skóry. Nagle chłopak chwycił za gitarę i rozpoczął swój niebanalny taniec palców po strunach. Brunet uważnie słuchał melodii, jakby brał ją za okazywanie uczuć przez Erena. Coś w tym było... Levi poznał także wrażliwą duszę artysty szatyna, dlatego brał na poważnie sztukę tworzoną przez młodszego. Nie to, że wcześniej tak nie było, ale teraz była dla niego istotniejsza niż dla reszty. Wiedział, ile uczuć chłopak ukrywa właśnie w ten sposób... Kiedy bladoskóry przysłuchiwał się, dostrzegł wyjątkowość gry. Eren niby grał jak on, a jednak zmienił coś... Był w tym o wiele czulszy i bardziej dojrzały niż kiedy popisuje się przed innymi. Nawet teraz posiadał mimikę z mniejszym skupieniem, a większym wczuciem. W ogóle nie marszczył brwi ani nie przygryzał wargi, za to patrzył z jakimś oddaniem na swoją kochankę. Levi dostrzegł w twarzy chłopaka jakąś słabość połączoną z przejęciem. Jaeger był tak zauroczony czynnością, że brunet nie miał śmiałości mu przerywać. Zresztą on sam również ulegał cudowności, jaka teraz wychodziła spod palców młodszego. Czuł się wyjątkowo tak samo jak była melodia. Nigdy nie interesował się szczególnie gitarami ani w ogóle muzyką, chociaż po nim można było się spodziewać świetnego gustu muzycznego w kierunku muzyki klasycznej. Nawet matka prowadziła go do różnych miejsc, w których ten poznałby trochę tego świata. Jednak brunet totalnie nie był zainteresowany, wolał jeździć swoim ulubionym samochodzikiem, a później robić zdjęcia ciekawym według niego rzeczom. Często też fotografował swoją matkę, którą na początku to rozśmieszało, ale z czasem Levi miał technikę coraz bardziej podobną do swojego ojca. To źle się kojarzyło kobiecie, o czym informowała syna. Ten jednak dalej robił swoje... Dopiero Eren sprawił, że Ackermann spojrzał bardziej na muzykę. Dalej nie interesował się nią, ale szatyna słuchał niczym meloman. Doskonale znał już każdą piosenkę, jaką chłopak był w stanie zagrać, a tego było dużo... Tym bardziej był zaskoczony aktualną melodią, bo jej jeszcze nie znał. Nagle Eren przestał, uśmiechnął się ciepło i spojrzał na ukochanego:
- Jak ci się podobało?
- Piękne... - odpowiedział z podziwem - Co to jest?
- Wymyśliłem jakiś czas temu. Jeszcze nikomu tego nie grałem... Uznałem, że chcę to pokazać tylko tobie.
- Eren...
- No co? - spojrzał w bok z zawstydzeniem.
- Jesteś cudowny. To przez to byłeś dzisiaj taki dziwny?
- Ym... Nie. To coś innego...
- Co takiego?
- Bo widzisz... - przygryzł wargę z wyraźną niepewnością na twarzy - Zakochałem się...
- Wiem - zaśmiał się.
- Ale ja naprawdę... - zaczął się bawić palcami z lekkiego stresu - Kocham cię i jestem tego tak pewny jak nigdy...
- Eren... - zbliżył się do niego, po czym objął jego policzek dłonią i zaczął czule gładzić - Jesteś taki słodki... Nawet masz ciepłą twarz od wypieków.
- Nie naśmiewaj się ze mnie... - burknął z jeszcze większym wstydem.
Wtedy Levi uśmiechnął się, przełożył gitarę z rąk Erena na miejsce obok, po czym pocałował go delikatnie. Szatyn automatycznie chwycił starszego w biodrach, odwzajemniając. Przez chwilę wymieniali ciepłe muśnięcia, po czym Eren oderwał się i spojrzał starszemu prosto w oczy:
- Mam coś dla ciebie, Levi.
- Co takiego? - był zaskoczony.
- Zamknij oczy.
Brunet ułożył się wygodniej na kolanach chłopaka, po czym posłusznie opuścił powieki. Wtedy Jaeger przygryzł wargę w kolejnym przypływie stresu i wyciągnął z kieszeni pierścionek. Następnie z gracją chwycił dłoń bruneta i z równą delikatnością wsunął na jeden z jego palców tajemniczą biżuterię. Levi automatycznie otworzył oczy i od razu spojrzał na dłoń, gdzie została umieszczona wiązanka drucika owiniętego czerwoną wstążką. Aż otworzył szczerzej oczy, a jego policzki natychmiast nabrały cieplejszych kolorów. Długo przyglądał się nowej ozdobie, po czym podniósł wzrok na równie poruszonego chłopaka. Tylko, że ten był przejęty reakcją ukochanego na jego prezent. Obawiał się, że Ackermannowi nie spodoba się coś, co Eren chciał zrobić samemu w najprostszy sposób, ale prosto z serca. Widział w tym naprawdę dużo romantyzmu, jakim chciał obdarzyć bladoskórego.
- Eren... Jest śliczny - uśmiechnął się Levi, dokładnie przykładając dłoń z pierścionkiem do serca - Na pewno bardzo się starałeś, żeby to dla mnie zrobić...
- Mogłem kupić... - chciał przetestować starszego.
- Wtedy to nie byłoby już takie cenne.
- Levi - uśmiechnął się szczerze - Tak bardzo cię kocham...
Za chwilę Eren popchnął bruneta tak, żeby ten leżał na trawie. Następnie zawisł nad nim i pocałował dość mocno, czemu Ackermann uległ bez zawahania. Tym razem udział brały języki, które tak bardzo się lubiły. Szatyn wręcz drżał na myśl o tym, że właśnie wymienia ślinę z Levi'em Ackermannem. Z chłopakiem, który tak bardzo miesza w jego sercu, a przy tym powoduje bunt dopiero uspokajających się motyli w brzuchu. A do tego wszystkiego czuł na sobie te zgrabne dłonie, które chciały błądzić tylko po ciele szatyna. Oddanie bruneta onieśmielało Jaegera i nie mógł uwierzyć, że taki ktoś istnieje... Że ktoś może go traktować tak poważnie. Tymczasem Levi trzymał Erena w sercu o wiele dłużej, może nawet coś poczuł podczas ich pierwszego spotkania.
Później dwójka spokojnie siedziała, gdzie Levi układał głowę na torsie szatyna. Ten opiekuńczym gestem obejmował ramiona starszego, chcąc mu dać jak najwięcej miłości. W końcu miał przy sobie tę małą marudę, musiał dbać o jej wygodę. A wiedział, że Levi skrycie uwielbia opiekę Erena, chociaż oficjalnie nienawidził zależności od kogoś. Właściwie to faktycznie denerwowali go wszyscy, co traktowali go jak małe dziecko, oprócz samego Erena.
Nagle dwójka usłyszała znajomy głos, co od razu zirytowało Erena. Jednak szybko nabrał pewnej pozy i uśmiechnął się zuchwale jak to miał w zwyczaju. Zaraz stanął przed nimi blondyn o dobrze znanym wszystkim imieniu.
- Co to ma być, Levi? - warknął Zeke.
- Nie widzisz? - odpowiedział Eren, marszcząc brwi - Jesteśmy na randce, a ty nam przeszkadzasz.
- Mieliśmy robić projekt. Znowu Eren cię demoralizuje...
- Niby jak?!
- Kazałeś mu zostawić telefon w domu, a przez to nie mogę się z nim skontaktować!
- No i dobrze. Tylko mu trujesz i go kontrolujesz.
- Kiedy mamy go oddać? - spytał nagle Levi.
- Jutro - uśmiechnął się przez złość.
- Możemy popracować dzisiaj w nocy. Wyrobimy się.
- Co?! - wrzasnął szatyn.
- Ogarnij się, Eren - brunet zmarszczył brwi z irytacji.
- Nie chcę, żebyś siedział w pokoju tego debila. A już szczególnie w nocy...
- Jesteś zazdrosny?
- Ja?! - wyśmiał go - O niego?! Nigdy w życiu!
- Więc nie powinno ci przeszkadzać, że będę u Zeke'a...
- Powinieneś być u mnie - burknął cicho.
- Dobra, Eren - dodał Zeke - Serio... Czego się boisz?
- Duchów - powiedział prowokująco z ironią.
Zeke tylko przewrócił oczami i zaczął pomagać Levi'owi wstać, ale, kiedy Eren się zorientował, od razu wkroczył do akcji i bez ostrzegania po prostu podniósł bruneta jak królewnę. Ten oczywiście protestował i nie krył irytacji, ale szatyn w tym momencie go nie słuchał. Zeke patrzył na to wszystko, jakby patrzył na największą głupotę tych czasów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top