XLI
Zaczął się rok szkolny. Wszyscy niechętnie uczęszczali na lekcje, chociaż w głowie jeszcze mieli wakacje. Nawet nauczyciele dopiero przyzwyczajali się do szkolnej rutyny, która miała trwać przez następne dziesięć miesięcy. Erenowi żyło się trochę gorzej ze świadomością, że Levi'a nie będzie w szkole już tak często. Teraz Ackermann zdecydował się jeszcze nadzorować klub fotograficzny, ponieważ nie mógł pozwolić, żeby ten stracił swoją wartość. To trochę pocieszało szatyna...
Dwójka właśnie szła razem za rękę po korytarzu, co już nikogo nie szokowało. Przecież Eren publicznie przyznał się do ich związku, przez co też wielu osobom złamał serce. Niektórzy dalej podkochiwali się w nim i w jakiś sposób próbowali mu dać to do zrozumienia, ale on nie zwracał uwagi. Jego wzrok spoczywał tylko i wyłącznie na Levi'u, co sam brunet też zauważał. Po cichu chwalił chłopaka w nieoczywisty sposób za bycie tak wiernym. Znaczy Eren nigdy nie miał problemu z wiernością, jednak Levi'owi i tak było miło. Zauważył również jak bardzo chłopak faktycznie stara się nie być zazdrosnym i próbuje nie reagować na oczywiste zaczepki Jeana. Przy Levi'u trochę się uspokoił, chociaż czasem też pozwalał swojemu temperamentowi wyjść na światło dzienne.
Nagle para zatrzymała się przed pracownią klubu kulinarnego, gdzie Eren złapał swojego ukochanego za dłonie i ułożył na swoim torsie. Spojrzał na niego z oddaniem, po czym rzekł:
- Nie chcę mi się iść tam.
- Takie są zasady, Eren - zaśmiał się brunet, lekko gładząc chłopaka przez materiał oliwkowej koszulki.
- Możemy je złamać, Levi - posłał mu znaczący uśmiech.
- Tak, tak... - przewrócił oczami - Jesteś już w starszej klasie, nie zachowuj się jak dziecko i po prostu bądź cierpliwy.
- To mogę dzisiaj liczyć na coś więcej?
- Kto wie...
- Och, to teraz zmienia postać rzeczy! - złapał go mocniej w pasie - Teraz będę grzeczny, ale później...
- Wiem, zjesz mnie w kilka sekund i takie tam.
- O nie, nie, nie... Tym razem będę się tobą delektował jak najdłużej się da. Będziesz błagał, żebym już dał ci dojść. No naprawdę, Levi... - zabrzmiał troskliwie, a jednocześnie dość wymownie - Przygotuj się, bo dzisiaj możesz umierać z rozkoszy.
- Jak zwykle tylko gadasz.
- Nie udowadniałem ci, do czego jestem zdolny? - uśmiechnął się.
- Ja jestem zdolny nie dopuścić cię do siebie, więc teraz się żegnamy. Ja idę do swojego klubu, ty do swojego. Potem pogadamy o twoich ewentualnych podbojach.
Brunet szybko pocałował chłopaka w policzek, łapiąc go w karku i pociągając w dół. Następnie odszedł w swoją stronę, na co Eren burknął coś i również poszedł. Jednak w środku pracowni nikogo nie było, ale chłopak zauważył karteczkę na najbliższym blacie. Treść wskazywała, że dzisiaj nie będzie zajęć w klubie. Szatyn jedynie westchnął cicho, po czym od razu ruszył do klubu Levi'a. Tam się okazało, że jest jakiś bałagan i w ogóle Jaeger musi wyjść. Zresztą brunet trochę olał go, przez co ten wziął to do siebie i sam się obraził. Zdegustowany poszedł do domu, a po prodze jeszcze przewrócił się i wpadł na jakieś śmieci. Teraz już był poirytowany, śmierdzący i obrażony na świat.
Szatyn ze zmarnowaniem w ruchach otworzył sobie drzwi i wszedł do środka. Już miał zamiar iść na górę, żeby się ogarnąć, kiedy między drzwiami z jednego pomieszczenia do drugiego mignęła mu Gabi. To już wprowadziło chłopaka w lekką panikę, bo nie miał najmniejszej ochoty niańczyć tego dziecka. Za chwilę przebiegła jeszcze jedną osoba, przez co Eren już totalnie rozszerzył oczy w szoku i panice. Próbował jak najciszej udawać, że go nie ma, a przy tym ulotnić się, ale pech musiał go złapać. Źle obliczył odległość do schodów, przez co po prostu upadł, nie mogąc zachować równowagi. Wtedy po domu rozległ się głośny trzask, chociaż sam szatyn dzielnie zniósł upadek i jedynie syknął cicho. Kiedy wstawał, do przedpokoju wszedł rudowłosy chłopak. Widząc Erena od razu się przejął i zaczął mu pomagać, chociaż ten go jawnie odtrącał i warczał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top