IX
- Levi, co ty robisz? - uśmiechał się Eren, patrząc na bruneta rozpinającego mu spodnie. Przy okazji trzymał dłoń w jego włosach.
- Chcę ci zrobić dobrze... - odpowiedział zmysłowo brunet, sunąć językiem po brzuchu chłopaka.
- Ktoś może nas zobaczyć, mały diable...
- Przecież to lubisz... - spojrzał na młodszego z wysokości jego bioder oraz zaszczycił go tak uwodzicielskim uśmiechem, że Erena natychmiast oblał gorący strumień podniecenia.
- Ohh..! Levi... - brunet zaczął pieścić jego przyrodzenie.
Ciężej oddychający Jaeger przygryzał wargę, oddając swoje ciało Ackermannowi i jego narządom mowy. Ruchy starszego były tak wyszukane, że sam szatyn nie mógł nic zrobić poza zgodą na to wszystko. Nagle usłyszał dźwięk zupełnie niepasujący do okoliczności. To był płacz dziecka...
Eren odzyskał świadomość, ledwo otwierając oczy. Od razu odczuł irytację, wiedząc już, że tylko mu się śniło... Za chwilę do jego uszu dobiegł płacz małego dziecka. To było tak blisko, że aż się zdziwił i przeniósł niezadowolony wzrok na miejsce obok, a wtedy aż odskoczył. Faktycznie zobaczył małe dziecko, naprawdę małe, to była jeszcze dzidzia. Automatycznie skrzywił twarz z obrzydzenia, a jednocześnie poczuł jeszcze większą irytację. Kompletnie nie wiedział jak ma uspokoić to dziecko...
Nagle do pokoju wszedł Zeke i podniósł niemowlę, po czym zaczął je uspokajać, a przy tym chował złość za znudzoną twarzą.
- Co to ma być? - Eren wskazał na dziecko, nie kryjąc niezadowolenia.
- Twoja dzisiejsza kara - odpowiedział blondyn takim samym tonem, kiedy człowieczek na jego rękach faktycznie przestał płakać - Jeśli myślałeś, że się wymigasz, to się myliłeś...
- Co ciebie to obchodzi?
- Nic, ale rodzice kazali mi wszystkiego przypilnować.
- Czemu sam nie możesz się zająć tym bachorem? Radzisz sobie świetnie...
- To oczywiste - uśmiechnął się z wyższością - To dlatego, że jestem odpowiedzialny. Ja nie potrzebuję się tego uczyć w przeciwieństwie do ciebie.
- Są rzeczy, w których jestem lepszy - odwzajemnił, mrużąc chytrze oczy.
- W robieniu z siebie pajaca na pewno.
- Robieniem z siebie pajaca roztapiam lód z serca - tutaj specjalnie podkreślił - nie jednej osoby.
Zeke spojrzał na młodszego z oburzeniem, zirytował się, a następnie rzekł oschle:
- Masz pięć minut. Potem wychodzę i będziesz radził sobie sam.
- Nie no, ale..! - jęknął błagalnie - Nie zostawisz mnie chyba z tym?! Ja żartowałem! Zeke, jesteś wielki! Bracie!
Jednak blondyn zignorował szatyna totalnie i po prostu zszedł do salonu. Eren przeraził się wizją spędzenia soboty przy takiej małej istocie, jeszcze biorąc za nią odpowiedzialność. Chłopak sam nie potrafił siebie upilnować, dlaczego miał umieć kogoś innego tak niewielkiego...
Po kilku chwilach siedzenia, w końcu westchnął bezsilnie i wstał. Ubierając się, jeszcze marudził pod nosem, po czym również zszedł na dół, trzaskając drzwiami z obojętności.
Szatyn opadł leniwie na kanapę, gdzie leżała również dzidzia. Skrzyżował ręce na torsie przy luźnym rozłożeniu nóg, jakby sam był wciąż dzieckiem. Jego grymas na twarzy to potwierdzał. Zeke już zakładał kurtkę i musiał jeszcze dodać:
- Pamiętaj, to jest małe dziecko, musisz na nie uważać.
- Bawisz się w tatusia? - burknął złośliwie szatyn.
- To nie ja spędzę sobotę, opiekując się bobasem. Nawet, jeśli zrobiłbym to lepiej.
- Coś jeszcze, panie idealny?
- Wrócę za jakiś czas.
- Oby... - chciał odpowiedzieć ,,oby nigdy", ale przecież nie chodziło o to - jak najszybciej!
- Hahahahaha! - wyśmiał go głośno - Nagle taki potulny jesteś?
- Nie denerwuj mnie, Zeke! - zacisnął zęby i pięść.
Rozbawiony blondyn tylko pomachał młodszemu, po czym wyszedł. Eren westchnął z desperacji, leniwie opuszczając powieki. Miał tylko chwilę na zebranie sił, ponieważ za chwilę poczuł na swoim udzie małe stópki. Niemowlę właśnie zaczęło aktywnie nimi ruszać, niejako uderzając swojego opiekuna, a przy tym śmiało się głośno. Szatyn spojrzał z naburmuszeniem na dziecko, po czym nachylił się nad nim i zaczął je delikatnie zaczepiać palcem.
- Co cię tak bawi, co? Myślisz, że jestem śmieszny? - zaczął mówić do dzidzi, mrużąc oczy z niezadowolenia - Przez ciebie straciłem najlepszy sen na świecie...
Dziecko na to odpowiadało tylko jeszcze większym śmiechem, a przy tym wierciło się narwanie. Zaczęło dotykać chłopaka po twarzy, co go denerwowało, ale przecież nie mógł reagować za bardzo, bo przestraszyłby tę istotkę, to pogłębiało jego irytację. Nagle niemowlę złapało szatyna za zwisający kosmyk włosów i zaczęło ciągnąć na tyle, że to drażniło jego skórę, nawet jeśli ruch nie należał do najsilniejszych.
- Ej! - zmarszczył brwi, odsuwając małą rączkę od siebie, choć ta usilnie próbowała go jakoś złapać nawet za palec.
Kiedy Eren zaczął związywać włosy, dziecko zaczęło grymasić, a przy tym marszczyło swoją małą zaczerwienioną twarzyczkę. W końcu wybuchło płaczem, na co Eren otworzył szerzej oczy i drgnął. W panice zaczął szukać jakichś zabawek i próbował nimi rozbawić malucha, ale bezskutecznie. Następnie wziął go na ręce i próbował kołysać, przytulał, a także mówił jakieś rzeczy błagalnym tonem. To tylko rozjuszało dzidzię jeszcze bardziej i ta aż zaczęła bić chłopaka rączkami i nóżkami, płacząc jeszcze bardziej. Nagle ktoś zapukał do drzwi, ale Erenowi przeleciało to koło ucha. Nie miał teraz czasu na takie rzeczy. Mimo wszystko pukanie zrobiło się, jakby nachalniejsze... Eren przeklnął pod nosem, po czym podszedł z niemowlęciem na rękach.
Otworzył drzwi, a wtedy jego oczom ukazał się najmniej oczekiwany teraz chłopak. Brunet chwilę patrzył obojętnie, ale za chwilę zwrócił uwagę na dziecko, co wywołało w nim zdziwienie. Następnie skierował wzrok na wyższego, na co ten od razu wrzasnął podwyższonym tonem:
- To nie moje!
- Oczywiście, że nie twoje - odpowiedział Levi, jak zwykle wpraszając się do domu - Taki dzieciuch jak ty nie mógłby kogoś zapłodnić...
- Ej! - zmarszczył brwi w irytacji, wciąż próbując uspokoić dzidzię.
- Przyszedłem do Zeke'a - zaczął się rozglądać i już miał zamiar wchodzić na górę.
- Nie masz po co go szukać - zaśmiał się - Wyszedł... I przy okazji zostawił mnie z tym czymś...
- Nie z tym czymś, tylko z dzieckiem - skarcił go, zabierając mu dziecko i sam zaczął je kołysać, na co dzidzia uspokoiła się. Wyszeptał do niej - Nie martw się, to nie twoja wina, że opiekuje się tobą ten idiota...
Eren zmarszczył brwi, czując się znieważonym przez Levi'a. Gorzej, że ten go kompletnie olał i poświęcił pełnię uwagi najmłodszej osobie w domu. Patrzył na małe dziecko tak czule i troskliwie, a przy tym szeptał jakieś miłe rzeczy prosto do małego uszka, przez co niemowlę z uwagą obserwowało starszego. Za chwilę jednak Levi zwrócił się do szatyna, co go wypełniło nadzieją:
- Eren...
- Taaak?
- Jest głodna. Daj mi butelkę.
Chłopak poszedł do kuchni, przedrzeźniając starszego. Za chwilę wrócił, dając brunetowi to, czego chciał. Oparł się o ścianę, krzyżując ręce na torsie. Nie rozumiał, co takiego Levi widział w tym dziecku... Nawet, gdy było spokojne i posłusznie zaczęło jeść. W pewnym momencie chciało złapać butelkę, na co Ackermann uśmiechnął się delikatnie i rzekł:
- Chcesz sama? A dasz radę? - przez chwilę asekurował butelkę, po czym faktycznie dał dzidzi samej trzymać, a przy tym wciąż posyłał jej uśmiech.
Eren spojrzał uważniej, próbując się upewnić. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi... Levi jeszcze nigdy nie uśmiechał się tak pogodnie, w ogóle nie wyglądał tak delikatnie... Nie wyrażał nigdy takiej aury, teraz nie przypominał codzinnego Levi'a Ackermanna. Aż Erena onieśmieliło i nie wiedział, co ma myśleć... Żeby to zagłuszyć, wkroczył do akcji. Jak gdyby nic objął bruneta od tyłu, opierając brodę na jego ramieniu i rzekł ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem:
- Skąd masz taki instynkt rodzicielski?
- Odsuń się albo cię skopię - warknął brunet.
- Czekam na to, królewno.
Brunet zmarszczył brwi w irytacji, po czym odłożył już śpiące dziecko na kanapie i przykrył je kocykiem. Następnie odwrócił się do wyższego z groźną miną, ale wtedy zauważył, że ten się odsunął nieco. Bez większego trudu zaczął iść w kierunku wyraźnie rozbawionego szatyna, który również postanowił trochę pouciekać. Jednak w końcu brunet go złapał i zaczął bić po torsie, jeśli wcześniej Eren nie zdążył złapać jego ręki. Po chwili przyjmowania ciosów Jaeger w końcu chwycił dwa nadgarstki Levi'a, po czym przyparł go do ściany. Z pewnym uśmiechem patrzył starszemu prosto w oczy, kiedy ten zabijał go wzrokiem.
- I co teraz, królewno? - śmiał się Eren.
- Mam jeszcze nogi - Ackermann uniósł kąciki ust w górę, ukazując tym swój spryt.
- Najpierw musisz się uwolnić - sprawnie wsunął kolano między nogi starszego, po czym pocałował go mocno.
Przez chwilę zszokowany Levi szybko uległ pokusie i sam pogłębił, czując obecność języka wyższego w swoich ustach. Niedługo potem młodszy zsunął dłoń po ręce starszego, dochodząc aż do jego biodra, na co ten, jakby zadrżał. Tam Eren zaczął zachłannie błądzić w okolicach boku Ackermanna, chcąc poczuć jak najwięcej. Tymczasem Levi ułożył wolną dłoń na ciepłym policzku Jaegera, ale szybko zaczął nią jeździć również po jego karku i ramieniu. Do tego wyczuł na swojej twarzy coraz mocniejsze wypieki, zauważając zwinny i zachłanny język Erena, któremu odważnie odpowiadał. Zresztą sam szatyn z oddaniem gonił za drugim językiem, jakby próbował go uwieść. Z każdym otarciem czuł coraz więcej rozkoszy rozchodzącej się po jego ciele, a co za tym idzie, chciał więcej. W pewnym momencie puścił również drugą ręke Levi'a, a sam już dwoma błądził po nim. Dwójka na moment zapomniała kompletnie gdzie jest i po prostu oddawała sobie gorącą przyjemność, do której tak ich ciągnęło. Jednak nie mogło to trwać wiecznie, ponieważ nagle usłyszeli płacz dziecka. Niechętnie oderwali się od siebie, po czym Levi podbiegł do dzidzi, a Eren westchnął z niezadowolenia. Za chwilę usiadł przy starszym, który znów zaczął bajerować tą małą beksę, jak uznał młodszy chłopak. I brunet znowu posyłał dziecku tyle dobrej energii oraz aury tak niewinnie delikatnej jak idealnie białe chmury na niebie. Ackermann tak doskonale porozumiewał się z tą małą istotką, jakby w pokoju byli tylko oni. Nawet zabawki w jego rękach wydawały się atrakcyjniejsze, o czym świadczył zadowolony śmiech dzidzi. Eren znowu skupił uwagę na uśmiechu bladoskórego, który mógł leczyć wszelkie rany. Był tak piękny, że aż poczuł w brzuchu pewnego rodzaju ciepło, ale nie tylko ciepło. To było coś, co wypełniało całe ciało, a on, jakby zaczął tym oddychać... Nagle dzidzia spojrzała na zamyślonego szatyna, a ten automatycznie oprzytomniał. Sam zaczął ze skupieniem obserwować, co zaraz zrobi dziecko, a to znów spojrzało na bruneta, niezgrabnie wskazując Erena i zaczęło grymasić. Śniadoskóry zmarszczył brwi, a Levi zaśmiał się, patrząc na buzię dziecka:
- No wiem, też go tu nie chcę...
Szatyn jedynie pokazał dwójce język, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odwrócił się od nich. Wtedy dzidzia nagle zaczęła się wyrywać i wydawać jakieś dźwięki, jakby zobaczyła u Erena coś ciekawego. Chłopak niechętnie i za namową Levi'a pozwolił, żeby ta mała istotka pochodziła na jego kolanach. Ona wyraźnie szukała czegoś po twarzy głównego opiekuna, aż dotarła do jego ust. Usilnie próbowała je otworzyć, wpychając tam paluszki, co rozśmieszało Levi'a obserwującego sytuację z ciekawością. Po chwili szatyn zrozumiał już dokładnie o co chodzi małemu dziecku, dlatego po prostu wysunął język do przodu. Wtedy niemowlak wyraźnie zainteresował się tą metalową kuleczką, jaką chłopak miał. Zaczął ją badać rączkami, a przy tym otwierał szeroko oczy i buzie, co świadczyło o jego wielkim zaciekawieniu. Przez chwilę nawet cieszył się, po czym, jakby stracił zainteresowanie. Rączki przeniósł na policzki starszego, a potem i tak nimi błądził wszędzie tam. Kiedy Eren zamknął usta, dzidzia zaczęła go klepać po twarzy, co ją jeszcze bardziej rozśmieszało. Za to Erenowi niezbyt się to podobało i po prostu cicho westchnął, choć dziecku wydało się to aż zbyt straszne i dlatego znów zrobiło grymas, chcąc szybko wrócić do Levi'a.
W tym czasie do domu wrócił Zeke. Gdy zobaczył dwójkę z dzieckiem, nie krył irytacji. Z jego perspektywy oni wszyscy świetnie się ze sobą bawili, a najlepiej Levi, co źle wróżyło. To dlatego, że właśnie z Erenem... Nawet nie zauważyli, że ktoś otwiera drzwi. Blondyn szybko się rozebrał, po czym wszedł do salonu, kaszląc dla zwrócenia uwagi. Wtedy dwójka spojrzała na starszego, a ten rzekł oschle:
- Eren miał się zajmować tym dzieckiem. Co ty tu robisz, Levi?
- Wyobraź sobie, że przyszedł do ciebie - Eren uśmiechnął się złośliwie - Kto by się spodziewał, co?
Levi spokojnie oddał dziecko szatynowi, po czym podszedł do blondyna i spojrzał z irytacją:
- Oddawaj mój długopis, głupia małpo!
- Jaki długopis?! - wrzasnął zdziwiony.
- Ten, który ode mnie wziąłeś. Głupi jesteś czy co?
- Ten... - chwilę się zastanowił - Ale ty jesteś drobiazgowy...
- Wziąłeś mój ulubiony długopis... Dobrze wiedziałeś o tym.
- Miałem pewność, że jest dobry, skoro to twój ulubiony - zaśmiał się - Dobra, przepraszam. Już idę po niego.
- Nie, sam sobie wezmę - warknął, po czym pomaszerował na górę.
Eren obserwował to ze swoim prowokującym uśmiechem, a Zeke to zauważył. Spojrzał na młodszego, próbując go uspokoić, a szatyn tylko jak zwykle pokazał mu język. Blondyn pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w to dziecinne zachowanie. Już dziecko na kolanach chłopaka było dojrzalsze od niego...
Levi w pośpiechu otworzył pierwsze lepsze drzwi i był to błąd. Zauważył jakiś zupełnie inny wystrój pokoju, który w jakiś sposób prowokował go. Za chwilę stanął za nim Zeke i rzekł:
- Złe drzwi, to pokój Erena.
Levi poczuł szybsze bicie serca, a przy tym jakieś ciepło wypełniające jego wnętrze. Sam nie rozumiał dlaczego ta informacja wywołała w nim takie emocje. Jednak szybko zamknął drzwi, żeby nie budzić podejrzeń w Zeke'u. Teraz uważniej rozejrzał się po piętrze i zauważył faktyczne drzwi kolegi z klasy. Szybko popędził jeszcze zanim sam właściciel tam dotarł. W środku Levi nie szukał długo, ponieważ Zeke utrzymywał pokój w idealnym stanie. Długopis leżał na biurku, więc brunet po prostu go wziął. Wtedy w oczy rzuciło mu się łóżko, na którym kiedyś... pozwolił Zeke'owi zbliżyć się bardziej. Dwa razy i nigdy więcej. Pamiętał doskonale swoje zachowanie wtedy, a najgorsze, że Eren również wiedział, co się działo w pokoju obok. Słyszał te wszystkie wstydliwe rzeczy... Ale teraz to już było nieważne, przynajmniej dla niego. Nie chciał do tego wracać, dlatego opanowując emocje po prostu wyszedł z pokoju.
Kiedy zszedł do salonu, ujrzał najbardziej rozczulający widok tego dnia. Dzidzia smacznie sobie spała na brzuchu również spiącego Erena. Chłopak jeszcze w taki opiekuńczy sposób trzymał dłoń na dziecku, że brunet aż uśmiechnął się. Jednak czuły słuch małej istotki od razu rozpoznał kroki, dlatego za chwilę otworzyła oczka i wybuchła płaczem. To dlatego, że została wybudzona ze snu. Zaczęła się wiercić, aż Eren sam wstał i od nowa zaczął w panice uspokajać dziecko. Brunet podszedł, przejmując dziecko i znów nastał spokój.
- Chyba jednak zostanę i pomogę ci... - westchnął Levi.
Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Zeke i usiadł między Erenem a Levi'em.
- Eren, też ci pomogę. W końcu prosiłeś mnie o to.
Eren przewrócił oczami, czując narastającą irytację. Po co im Zeke... Najlepiej byłoby, gdyby blondyn zabrał dziecko i pozwolił bratu i Levi'owi być sam na sam. Gdy Eren wyobrażał sobie coś, a przy tym uśmiechał się znacząco, Zeke próbował moralizować go wzrokiem. Jednak wtedy szatyn pogłębiał grzeszność w swoich oczach, udowadniając, że jego fantazja nie ma granic. To strasznie denerwowało Zeke'a, ale nie wiedział jak ma z tym walczyć. Dlatego jak zwykle zignorował Erena i zajął się pomocą Levi'owi, bo finalnie to brunet zajmował się dzieckiem, a Jaegerowie mu pomagali. Cały czas, gdy Eren jakoś zbliżał się do Levi'a, a nawet gotów był zrobić coś odważnego w kierunku starszego, Zeke jakoś odsuwał Levi'a, co szatyn przyjmował, choć nie poddawał się z dalszym próbowaniem. Jednak dwójka stale zabijała się spojrzeniami, choć z różnych powodów. Zeke z zazdrości, a Eren... jego denerwowało blokowanie mu dostępu do ulubionej rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top