VII
Kilka dni po ich przygodzie w samochodzie okazało się, że Zeke musi wyjechać. Wyszło na to, że ten kolega go potrzebuje na znacznie dłużej niż kilka godzin. Tak dokładnie musiał mu służyć jako tłumacz, ponieważ tamten musiał coś załatwić w Kanadzie. A nie znał ani angielskiego, ani francuskiego. Zeke znał oba te języki, dlatego nadawał się idealnie. Także starszy Jaeger wyjechał razem z kolegą.
Jeśli chodzi o Mikasę, wciąż przebywała w Japonii i nie wiadomo było kiedy wraca. Wychodziło na to, że Eren ma pełne pole do popisu. W końcu w pobliżu nie było ani jego połówki, ani Levi'a. Nie miał zamiaru marnować tego czasu. Postanowił jak zawsze zawracać głowę starszemu, co potem skutkowało wiadomo czym. Tym razem nie miał nic innego na myśli, wciąż ten sam schemat.
Chłopak szedł przez białą ulicę, trzymając dłonie w kieszeniach. Spacerował ze zwyczajną miną, kiedy nagle zauważył adorowany przez siebie obiekt. Był to oczywiście Levi, który niósł jakieś zakupy. Eren szybko podbiegł i zaczął zaczepiać niższego:
- O, Levi. Daj, wezmę to - chwycił torby czarnowłosego, nie pytając o zgodę.
- Oddawaj to, złamasie - nie ukrywał "zadowolenia" na widok młodszego.
- Nie chcę, żebyś się przemęczał. To dość ciężkie - udawał troskę dla zabawy. Tak naprawdę zdawał sobie sprawę z siły starszego, dobrze go w tym przetestował oraz widział jego zupełnie naturalne mięśnie.
- Uspokój się. Jestem facetem, a to nawet nie jest ciężkie.
- Jesteś tak piękny, że powinieneś mieć służących, bo wyglądasz jak książę.
- Daruj sobie - pokręcił głową przecząco, kładąc opuszki palców na czole.
- Mógłbym być twoją nałożnicą...
- Wtedy to ja bym ruchał ciebie - spojrzał na niego.
- Zmienilibyśmy zasady, kochanie.
- Co.
Eren wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie. Doskonale wiedział, jak Levi zareaguje na to, jak go nazwał. Przecież tylko jedna osoba miała do tego prawo, czyli Zeke. Czarnowłosy westchnął cicho, po czym przyspieszył kroku. Teraz młodszy miał wspaniały widok na tył Levi'a, który prezentował się doskonale. Przynajmniej w przekonaniu wyższego. Jednak Eren tym razem nie skupiał się na tym aż tak bardzo jak robiłby normalnie. Teraz obserwował chód młodego mężczyzny, ale sam nie wiedział dlaczego. Być może ten interesował go bardziej niż tylko fizycznie, choć on jeszcze nie był tego do końca świadomy... Zauważył, że brunet lekko odchyla głowę do tyłu z wyraźnie zamyślonym wzrokiem. Zielonooki uśmiechnął się na ten widok, ponieważ go rozczulił. Słońce przyjemnie rzucało ciepłe promienie na twarz, przez co chłopak na moment przymknął oczy.
Chwila nieuwagi, a Levi stracił kontrolę nad własnym ciałem. Zamyślony wpadł prosto na Erena, choć nie skończyło się upadkiem. Szatyn szedł na tyle pewnym krokiem, że to zapewniło bezpieczne lądowanie niższemu. Jednak już po chwili pojął bieg wydarzeń i szybko odsunął się, udając oburzonego i zirytowanego sytuacją. Zupełnie, jakby miał o coś pretensje do młodszego Jaegera. W rzeczywistości próbował ukryć zażenowanie swoją osobą. Szybko się otrzepał, po czym ruszył dalej, jakby obrażony na cały świat. Ale tak w jego stylu. Za to na twarzy wyższego dalej widniał ciepły uśmiech. Szkoda, że czarnowłosy nie widział w nim nic ciekawego... Albo widział, tylko udawał, nawet przed samym sobą.
Po 10. minutach trafili pod dom Ackermannów, biały i jednorodzinny, rzecz jasna. Levi szybko złapał za klamkę i już chciał popchnąć drzwi, jednak poczuł opór. Brunet cicho westchnął, zdając sobie sprawę, że jego wujek znowu wyjechał. Z jednej strony czuł obojętność, chociaż z drugiej to nie do końca podobała mu się samotność. Za chwilę bez emocji wyjął klucz, po czym dzięki niemu otworzył drzwi. Następnie zwyczajnie wszedł do domu, a Eren wraz za nim z zakupami w rękach.
- Możesz już iść i nie wracać - rzekł Levi, rzucając klucze na stół w kuchni.
- Pójdę...
- To wynocha!
- ALE. Jak dasz mi buzi - zaśmiał się głośno.
- W życiu.
- Tak? - wtedy pewnie ułożył dłonie na jego biodrach, stając za nim.
- Zostaw mnie, zboczeńcu - jednak go nie odpychał.
- Jak mi nie dasz, to sam sobie wezmę.
- Nie licz na to, głupi dzieciaku. Nie dam się zastraszyć tym szczeniackim groźbom.
Wtedy szatyn złożył delikatny pocałunek na szyi starszego, co spowodowało nieznaczne drgnięcie bruneta. Przekręcił głowę w bok, spoglądając na zielonookiego:
- Co ty kombinujesz?
- Całuję cię. - Uśmiechnął się szczerze, po czym chwycił dłonią brodę starszego i ukradł mu buziaka.
Levi natychmiast go odepchnął, po czym spojrzał na chłopaka, jakby chciał go zabić. Powodem było to, że tak naprawdę mu się podobało i jego serce dobrze dawało o sobie znać w tej chwili. Przez jego ciało przepływała ogromna fala gorąca, która tworzyła w nim chęć na więcej. Brunet nie chciał tego przyznać, choć uśmiech Erena tak bardzo go pociągał.
- Wyjdź mi stąd! - zdjął buta ze stopy, po czym rzucił w Jaegera.
- Już, już! - śmiał się, idąc do drzwi. - Do widzenia, kotku! - otworzył drzwi, po czym wyszedł. Humorek z pewnością mu dopisywał.
Czarnowłosy westchnął z ulgą wraz z dźwiękiem zamykających się drzwi. Wreszcie mógł poczuć swobodę bez tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło mu podczas jakichkolwiek interakcji z Erenem. Odłożył buty na swoje miejsce, wcześniej podnosząc z podłogi ten z celem na szatyna. Następnie umył dłonie, używając przy tym swojego ulubionego mydła z guaraną i marakują. Pachniał wręcz cudownie. Zaraz po tym wrócił do kuchni, aby rozpakować zakupy. I to naprawdę nic, że w czasie tej czynności stłukł swój ulubiony kubek. Wcale nie wrzasnął i wcale nie rozpaczał, wcale... Nikt go nie znał od tej strony, dlatego każdemu trudno byłoby uwierzyć, że z takiego powodu Levi okazał uczucia.
Gdy już dał upust emocjom i wypłakał ostatnie łzy, postanowił ugotować zupę na obiad. Wziął wszystkie potrzebne składniki i zaczął gotowanko. Magicznym sposobem powstało wspaniałe danie. Levi nalał sobie do miski, po czym zjadł ze smakiem.
Gdzieś wieczorem jego plan zajęć uległ zmianie, gdy do drzwi ktoś zapukał. Levi bez większej ekscytacji otworzył. To jednak zmieniło się, gdy zobaczył, kim jest ta postać. Eren miał czelność drugi raz go zaczepiać i nachodzić.
- Czego chcesz? Idę już spać.
- Ciebie, Levi - brzmiał dość poważnie.
- Nie będzie dzisiaj.
- Wyjdź ze mną na imprezę, nie pożałujesz.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz. - Złapał go za nadgarstek, po czym wyciągnął na podest.
- Nie mam butów, debilu!
Wtedy Eren wszedł do jego domu, oczywiście nie puszczając ręki starszego. Zabrał stamtąd wszystkie potrzebne rzeczy, czyli kurtka skórzana, klucze oraz buty. Następnie niemal wymaszerował wraz z Levi'em, zamykając za sobą drzwi. Szybko zamknął je na klucz, który następnie schował do kieszeni.
- Ubieraj się, bo się przeziębisz - tego dnia było pochmurno i wietrznie, nawet pod wieczór - i możemy iść.
- Ale ty jesteś wkurwiający - uśmiechnął się niezwykle delikatnie, zakładając buty.
Wtedy Eren poczuł szybsze bicie serca, a na twarzy, jakby wypieki. Uśmiech Levi'a był wydarzeniem bardzo rzadkim i szczególnym. Jednak ten widok onieśmielał niemal każdego, kto miał zaszczyt go doświadczyć. Chłopak zawiesił się, podziwiając pogodną minę bruneta. Właśnie wtedy mina Levi'a wróciła do poprzedniego stanu, a nawet był zirytowany bardziej niż zwykle. Wyciągnął wysoko rękę, po czym walnął młodszego w ramię. Zrobił to na tyle mocno, że śniadoskóry aż syknął:
- Ej! Za co to?
- Za to, że masz brzydką mordę - odburknął. Włożył dłonie w kieszenie kurtki, po czym ruszył.
- Pomyliłeś się, Levi. Nie ten Jaeger. Ja jestem ten przystojny i twoje ciało, a szczególnie krocze doskonale o tym wiedzą - uśmiechał się pewnie, ale jednocześnie niewinnie.
- Nie jesteś ani przystojny, ani mądry. Zeke przynajmniej myśli czymś innym niż swoim własnym penisem. Wiesz, on używa mózgu.
- Ja też go używam! Myślisz, że wszystko robię intuicyjnie?? Musiałem przemyśleć odpowiednią taktykę, żeby cię poderwać i zadowolić.
- A ty myślisz, że oceniam wartość człowieka po tym, jaki jest w łóżku? - zaśmiał się ironicznie - Poza tym... Ja nie wiem, czy powinieneś być taki szczery wobec kogoś, kogo chcesz przelecieć. Mógłbyś sobie u kogoś takiego podpaść.
Wtedy Eren pewnym ruchem pociągnął Levi'a na murek, po czym przywarł do czarnowłosego, kładąc dłoń przy jego głowie:
- Dlaczego miałbym kłamać? Nie jesteś głupią pustą laską, którą mógłbym zrobić bez problemu. Jesteś dla mnie wyzwaniem i strasznie mnie to nakręca. Jakbym ci mydlił oczy bajeczkami, to i tak byś nie uwierzył. Może nie byłbym takim zajebistym chłopakiem, co Zeke, ale znam go i on nie zrobi z tobą tego, co ja zrobiłbym w każdym miejscu i o każdej porze. Przy tobie staję się wulkanem w czasie erupcji.
- Chyba erekcji.
- To niewykluczone. Ale daj mi chociaż czas aż się zaczniemy całować, co? - uśmiechnął się.
- Tak szybko się podniecasz? Co ty, masz 12 lat?
- Mógłbym mieć nawet i 10, a jakbym zobaczył ciebie to moje dorastanie przyszłoby o wiele wcześniej.
- Lizus. - Odsunął go od siebie, po czym złapał za rękę i ruszył dalej.
Tylko, że on zrobił to nie byle jak. Złapał dłoń Erena tak mocno, jakby czuł się przy nim bezpiecznie i swobodnie. Szatynowi znowu serce coś próbowało podpowiedzieć, ale on wciąż to odrzucał. Kłócił się z myślami. Levi był taki cudowny, kiedy nie zakrywał się maską obojętności... Miał takie wspaniałe oczy, nos, usta... Eren w niektórych momentach myślał, że idzie za rękę z aniołem. Małym bladoskórym, z czarnymi włosami...
Gdy tak szli, chłopak poczuł niesamowitą chęć, aby pocałować Levi'a. Bez powodu, bez podtekstu. Po prostu czuł taką potrzebę, szczególnie w brzuchu coś mi podpowiadało. Było to naprawdę dziwne uczucie... I jeszcze ta dłoń... W pewnym momencie ocknął się, pojmując co właśnie się dzieje. Ciągle myśli o chłopaku swojego brata, przestało mu zależeć tylko na jednym... Przeszło mu przez myśl, że może się zauroczył. Choć nie chciał tego przyjąć... Za bardzo podobał mu się bezuczuciowy stosunek z Levi'em. Tylko pożądanie i niewyobrażalna przyjemność. Postanowił to dobrze ukryć, nawet przed samym sobą.
Wkrótce wpakowali się do jakiejś knajpy i od razu zajęli miejsca gdzieś z dala od ludzi, choć i tak nie narzekali na przepych. Atmosfera ogólnie była miła i przyjemna aż sam Ackermann nie miał na co narzekać. Standardowo kelner poprosił o zamówienia, a Eren poprosił o sok pomarańczowy oraz lampkę najlepszego wina. Doskonale pamiętał, że czarnowłosy lubuje się w tym trunku. Gdy tylko dostali swoje napoje, Levi w mgnieniu oka pozbył się zawartości w swoim naczyniu. Chłopak lekko rozszerzył wargi oraz oczy:
- Levi. Dlaczego wypiłeś to tak szybko?
- O co ci chodzi? Wino to nie alkohol... Kelner, poproszę jeszcze! - zawołał.
Obsługa posłusznie dolała wina czarnowłosemu. Ten powtórzył sytuację sprzed chwili, a Eren znów był zdziwiony.
- Uważaj, bo przedobrzysz...
- Zamknij się. Mieliśmy iść na imprezę, a tu wieje nudą. Jak nie umiesz wybierać miejsca, to chociaż daj mi się napić.
- Nigdy nie lubiłeś imprez...
- Ciebie też nie, a jakoś dałem ci dupy już kilka razy. I wiesz co? Podobało mi się.
- No, no - uśmiechnął się. - Jestem pod wrażeniem, wreszcie coś ci się podoba. Takiego Levi'a lubię najbardziej. A najbardziej podoba mi się w Tobie uśmiech. Jesteś wtedy taki pogodny i w ogóle...
Brunet cicho westchnął, odwracając wzrok. Bał się wyznać, że mógłby coś poczuć do takiego drania... W końcu Eren nie był święty. Ale z nim było mu tak dobrze. Szczególnie, że nie było Zeke'a w kraju, Mikasy też nie. Mogli bezkarnie flirtować, o ile nie zauważyliby ich znajomi. Levi tylko odliczał sekundy, kiedy zielonooki przestanie się na niego gapić. Czuł się niekomfortowo i miał przeczucie, że właściciel spojrzenia zdawał sobie sprawę z tego. Specjalnie chciał zawstydzić tego buntowniczego, niezależnego młodego mężczyznę...
- Levi, myślałem, że masz bardzo jasną cerę. Ale chyba się pomyliłem, bo widzę róż na twojej twarzy.
- Co?! Nieprawda - szybko zakrył policzki.
- Jesteś uroczy. Nie uciekniesz od tego.
- Nie? To patrz. - Wstał, po czym ruszył do wyjścia. Za chwilę wyszedł na zewnątrz, zostawiając młodszego samego.
Szatyn miał teraz takiego pikachu na twarzy. Nie pozostało mu nic innego jak zapłacić i dołączyć do starszego. Szybko rzucił odpowiednią sumę na stół, po czym wstał i pobiegł. Miał szczęście, że Levi nie poszedł daleko i Eren jeszcze go dogonił.
- No ej, misiu - zrobił zmartwioną minę.
- Chcesz stracić zęby, gnoju?
Zielonooki roześmiał się głośno:
- Gdzie idziesz?
- Do domu.
- Mieliśmy iść na imprezę!
- Jak dla ciebie tak wygląda impreza, to już możesz pakować się do grobu, dziadku.
- Jesteś starszy - radość nie schodziła mu z twarzy. - Jak chcesz to możemy iść na prawdziwą imprezę. Myślałem po prostu, że to nie twoje klimaty...
- A twoje niby tak? Proszę cię. Takich wieśniaków powinni trzymać z dala od jakiegokolwiek klubu...
- Ale ty jesteś niemiły... Mógłbyś mi chociaż podziękować za wino.
- Kilka kropel... To było nic.
- Dostałbyś beczkę i byłoby ci mało.
- To byłoby godne podziękowania.
- Nie wypiłbyś tyle.
Levi zignorował chłopaka, po czym ruszył do przodu. Ku zdziwieniu Erena, zaczął iść w stronę jego ulubionego klubu. Niewiele myśląc, szatyn dołączył.
//////////Poprawiając to zauważyłam, jak bardzo trzymam się pewnych charakterów postaci i mam nadzieję, że mimo wszystko podoba Wam się moja praca xDD ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top