V

Wieczorem Levi właśnie kończył się szykować. Patrzył w lustro, poprawiając ubranie. W końcu musiał wyglądać idealnie. Dokładnie miał na sobie luźną, czarną koszulę, wkasaną w czarne spodnie, a do tego ciemne buty i kurtka skórzana o podobnym kolorze co reszta outfitu. Młody mężczyzna niezwykle często właśnie tak się pokazywał, nawet w zwykłe dni. Jego kruczoczarne włosy swobodnie wisiały i naturalnie opadały na jego czoło. Ackermann zdążył już też popsikać się jakimiś mocnymi perfumami, gdyż nienawidził swojego naturalnego zapachu. Wprawdzie go nie czuł, więc wcale nie wiedział, co to za zapach, ale on uważał ten zapach za paskudny. 

Wkrótce pod domem zjawił się Zeke we własnej osobie. Jego strój to zielona koszulka sportowa, ciemne spodnie oraz czarna bluza i zwykłe białe buty sportowe. Zapukał pewnie do ciemnobrązowych drzwi, po czym uzbroił się w cierpliwość. Ta umiejętność nie zdała mu się na nic w tej chwili, ponieważ jego ukochany niemal natychmiast otworzył, a następnie wyszedł i zamknął drzwi na klucz. 

- Cześć, Zeke - powiedział dość łagodnie i z szacunkiem.
- No hej! - uśmiechnął się, wołając radośnie. - Wyglądasz dziś niesamowicie!
- Tak uważasz? Cieszę się, że ci się podoba - tu mówił naprawdę szczerze.
- Huh? - zdziwił się. - Moja opinia na temat twojego wyglądu jest dla ciebie tak istotna? 
- Nie powiem, że aż tak. Nie pozwolę, aby ktoś mi dyktował styl, ale to miłe, że wyrażasz pozytywne zdanie na temat mojego ubioru - lekko uniósł kąciki ust ku górze, spuszczając głowę oraz przymykając powieki - Zeke, nachyl się.

Blondyn posłusznie wykonał prośbę chłopaka, a wtedy poczuł na swoich ustach miły pocałunek. Był miły, ponieważ to sam Levi go nim uraczył. Uwielbiał, gdy czarnowłosy okazywał uczucia. Te chwile wydawały się takie niezwykłe, wyjątkowe...

W niedalekiej przyszłości wszyscy ruszyli na imprezę. Jedni dotarli szybciej, inni później, a niektórych jeszcze nie było. Eren siedział razem ze swoim przyjacielem gdzieś na uboczu budynku, na jakichś schodach bezpieczeństwa lub coś takiego. Obecne były także dwie butelki piwa, po jednej na rękę. Armin spoglądał na szatyna z lekkim zmartwieniem na twarzy oraz próbował dojść do tego, co Erena sprowadza właśnie do takiego stanu. 

- Eren. Mów o co chodzi. Widzę, że coś zatruwa twoje myśli. 
- Nie zatruwa - powiedział z uśmiechem. - Myślę o takim jednym...
- Co?! Nie gadaj, że się zakochałeś! I to w chłopaku? Przecież jesteś hetero! - blondyn wyraźnie zainteresował się sprawą przyjaciela.
- To wyjątkowy przypadek, Armin. On jest inny niż wszyscy... Jest tylko pewien problem...
- Jesteś z Mikasą przecież...
- No tak. To też problem, ale miałem na myśli, że on jest jak taki zakazany owoc... Ale jaki smaczny! 
- Dobra, stary! Mów o kogo chodzi! 
- Levi... - niemal wyszeptał z niepewnością w głosie.
- Chłopak twojego brata?! Zwariowałeś! 

Szatyn kiwnął głową. Mimo wszystko uśmiechał się, wiedząc już, że ten zakazany owoc na niego leci. Najlepsze było jednak to, że chłopak już dobrał się do niego kilka razy i przyjemność uderzyła z dwóch stron. Zaśmiał się głośno:

- Nie wiem, co Levi zobaczył w moim bracie, ale chyba nie traktuje go poważnie... I powinienem być zły na niego, że mu to zrobił, ale... Za bardzo mi się to podobało.
- Nie mów, że...
- Tak, spaliśmy ze sobą. Jego ciało jest cudowne - opadł na ścianę, rozmarzając się.
- Eren, to nie jest właściwa droga.
- Mówisz jak jakiś ksiądz - spojrzał na chłopaka, jakby ten śmiał wkroczyć na jego ambicje.
- Nie chcę, żebyś miał problemy. To wszystko. W końcu jesteś moim przyjacielem. 

Chłopak wstał, po czym poklepał blondyna po ramieniu, uśmiechnął się życzliwie i zostawił go samego. Chciał w ten sposób go uspokoić i zapewnić, że nie musi się martwić. 

Gdy Eren wrócił na imprezę, zaczął szukać swojej dziewczyny. W końcu zostawił ją na dość długo, a ta tego bardzo nie lubiła. Była niczym przylepa, ale nie taka typowa. Bardziej trafnym porównaniem byłaby może psychopatyczna prześladowczyni, ale to też jeszcze nie to... O dziwo jednak nie mógł jej znaleźć. Nagle zauważył swój nowy obiekt westchnień, ale tych bardziej seksualnych niż romantycznych. Levi wyglądał dość niewinnie i spokojnie jak na siebie, w dodatku jego twarz wyrażała coś inspirującego, a zarazem onieśmielającego. Nie to zwróciło uwagę szatyna, a bardziej czynność wykonywana przez starszego chłopaka. Mianowicie ten jadł banana, a każdy wie, że ten jakże wspaniały owoc służy do licznych podtekstów oraz jest przedmiotem ogólnie ocenianym jako dwuznaczny. Eren nie wyróżniał się w tych teoriach i właśnie takie do niego przemawiały, szczególnie w tej chwili. Przecież to był oczywisty widok, a zielonooki nie powstrzymał się od komentarza. Cichutko podszedł do Ackermanna, a raczej stanął tuż za nim. Po chwili dźwięcznie rzekł:

- Lubisz trzymać takie bananki w buzi, co? 
- Wolę peniski - odrzekł mu przerysowanym tonem, a mimo to trzymał swój poziom. Nie odwracał się i kontynuował konsumpcję. 

Eren wzdrygnął się na te słowa i przełknął wolniej ślinę. Jego ciało nie potrafiło pojąć poziomu śmiałości oraz bezpośredniości niższego. Czuł swój pociąg do niego coraz mocniej i mocniej. Z każdym ich kolejnym spotkaniem w jego głowie pojawiały się coraz to różniejsze pomysły na stosunek. Ten mały brunet nakręcał go coraz bardziej. Mimo wszystko nie mógł okazać, że to go rusza. Musiał zostać czysty i bez większego zaangażowania. 

- A ja właśnie nie lubię. Nigdy nie interesowali mnie chłopcy...
- Bierzesz mnie za laskę? Widziałeś mnie bez gaci, chyba wiesz jaką mam płeć... Chyba, że ślepy jesteś.
- Widziałem. Pamiętam, twoje ciało jest cudowne... Ale ty jesteś wyjątkowy. Nigdy żadna dziewczyna mnie tak nie podniecała ani w ogóle nie ciągnęło mnie do żadnej tak jak do ciebie. 
- He? - wyraźnie był zdziwiony - Zakochałeś się? 
- Nie, no co ty... - zaśmiał się, trochę nerwowo. Jednak Levi nie zauważył tej niepewności.
- Dobra, skoro już sobie pogadałeś, to spadaj. Czekam na Zeke'a i możemy stąd iść. Uważaj, bo ktoś może ci dzisiaj zabrać twoją ulubioną zabawkę i robić z nią to, co ty lubisz najbardziej - uśmiechnął się bardzo delikatnie, a jednak trochę wrednie.
- Miłej zabawy, Levi! - zawołał, po czym go zostawił i ruszył na dalsze poszukiwania Mikasy.

W trakcie tego zaczął rozmyślać. Czy Levi nawiązywał do ich zbliżeń i  sugerował, że Eren powinien coś zrobić, bo inaczej Zeke dobierze się do czarnowłosego... W dodatku sam siebie określił jako ulubiona zabawka młodszego Jaegera... Co to wszystko miało znaczyć... Levi zaczął się bawić w jakąś grę z Erenem i wcale nie chodziło tu o kontakt cielesny... 

Po dłuższym czasie chłopak wciąż nie mógł znaleźć Japonki, dlatego postanowił do niej zadzwonić. Wyjął telefon z kieszeni, po czym odblokował. Wtedy przeżył sekundę grozy. 50 nieodebranych połączeń od Mikasy... Czym prędzej kliknął na numer do niej, po czym przyłożył słuchawkę do ucha. O dziwo odebrała, bo która dziewczyna nie wkurzyłaby się...

- Halo, Mikasa... Przepraszam, rozmawiałem z Arminem i zapomniałem o świecie...
- Nie, nie. W porządku.
- Ta, na pewno... Ale dlaczego poszłaś? 
- Rodzice mi kazali. Jutro wyjeżdżam na kilka dni do Japonii. To nagły wypadek. Przepraszam, Eren.
- Poczekam na ciebie. Baw się dobrze, kochanie! - uśmiechnął się do telefonu. 
- Dziękuję. A ty, Eren, trzymaj się beze mnie te kilka dni... 
- Dobrze, dobranoc!
- Dobranoc!

I się rozłączyli. Mimo wszystko był jej chłopakiem, trochę się o nią martwił i troszczył. Pomijając fakt, jak bardzo ją ranił bez jej wiedzy, to nie chciał być takim dupkiem. Chociaż zdrada to chyba najgorsze, co można zrobić drugiej połówce... Z drugiej strony Eren nic nie mógł poradzić, Levi samym sobą wołał, aby ten popełnił ten kolejny grzech. Zwykłym spojrzeniem, oddechem, wszystkim... Szatyn to po prostu wiedział. Jednak nie był daleki od prawdy. Sam Ackermann kłócił się ze sobą, kim Eren dla niego jest. Miał też dylemat, czy powinien pozwalać na to wszystko, doprowadzając do zdrady. Jednak jego ciało doskonale znało odpowiedź, chociaż nie współgrało z rozumem. 

Eren wrócił do pomieszczenia, ponieważ wyszedł na zewnątrz. Gdyby zadzwonił w środku, nic by nie słyszał. Impreza była po prostu za głośna, ale impreza jest imprezą. 

Nagle w jego ręce wpadły kluczyki od samochodu brata. Nic dziwnego, bo on sam mu je rzucił. Chłopak spojrzał pytająco na młodego mężczyznę:

- Chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobił. 
- Co? 
- Słuchaj, uczyłem cię jeździć i wiem, że dajesz radę nawet bez prawa jazdy. Muszę pilnie pójść do kolegi, a nie chcę zostawiać Levi'a samego. Mówił, że dzisiaj mu wyjątkowo samotnie i nie chce być bez towarzystwa. Wiem, że się kłócimy i tak dalej, ale proszę, zrób to dla mnie. Myślę, że się dogadacie z nim, on wcale nie jest taki oschły. Musicie tylko znaleźć wspólny temat. 
- Zeke... Ja.. No nie wiem... 
- Poradzisz sobie, Eren - uśmiechał się. Bardzo mu zależało. 
- No... Dobra. 
- To świetnie! Levi już czeka w samochodzie. Możecie razem pojechać do niego, on ci powie, jaki adres itp. To ja lecę, pa! - poklepał brata po ramieniu, po czym ruszył w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top