XX
Od związku Levi'a i Erena minęło pół roku, podczas którego dwójka przyzwyczajała się do tego stanu rzeczy. Gorzej szło nieangażującemu się Ackermannowi, ale szatyn był cierpliwy i tolerancyjny, gdy jego ukochany próbował się wycofać lub odtrącał go. Eren wiedział, że to odruchy obronne, nad którymi Levi nie do końca panował. Jednak, gdy już przechodziły te wszystkie zwątpienia, a nawet lekkie ataki paniki, wtedy było pięknie. Brunet pozwalał śniadoskóremu wchodzić w jego głąb bardziej niż kiedykolwiek komuś pozwolił. I nawet nie chodziło o ich rozwinięty kontakt cielesny, Eren odkrywał coraz więcej myśli i odczuć Levi'a. Poznawał jego wady i zależy. Jednak wszystkie mu pasowały, a on czuł, że nie ma się do czego przyczepić. Uważał Levi'a Ackermanna za wspaniałego człowieka.
Było już późne popołudnie, kiedy po klatce roznosiły się ciężkie kroki. Eren z trudem szedł po schodach, opierając się na Jeanie, a jednocześnie trzymał poręcz. Był poobijany, a jego twarz niemal cała krwawiła. Sam chłopak z lekkim oporem oddychał, ale raczej ze zmęczenia. W końcu dwójka z trudem doszła do drzwi Jaegera.
- Gdzie masz klucze? - spytał Jean z niespotykanym spokojem i cierpliwością dla swojego wroga.
- Czekaj... - drzącymi rękoma szukał po kieszeniach - O nie... Chyba zapomniałem wziąć ich ze sobą...
- To zadzwoń do matki.
- Telefon mi się rozładował...
- I nie znasz numeru na pamięć?
Eren ledwo co pokręcił przecząco głową. Jean przeklnął po cichu z irytacją w głosie, patrząc gdzieś w bok. Znawał sobie sprawę z tego, że Eren potrzebuje natychmiastowej pomocy, ale nie chce iść do szpitala. Gdyby szatyn tak się przed tym nie bronił, byłoby o wiele łatwiej. Blondyn przez chwilę myślał, aż Eren wyrwał go z tej czynności:
- Levi... - wysapał Eren.
- Co?
Blondyn spojrzał na śniadoskórego. Ten wyraźnie patrzył w stronę schodów, więc ten zrobił to samo. Tam stał niski brunet, którego twarz wyrażała szok i zdezorientowanie.
- Eren... - zaczął brunet - Co się stało?
- Pobił się z trzema dresami - wyjaśnił Jean.
Brunet od razu podbiegł do Erena i zaczął go oglądać po wszystkich stronach. Widok chłopaka w takim stanie po nagłym powrocie bardzo go poruszał, a szczególnie nieunikniony ból Erena.
- Po co, Eren? - wyszeptał brunet, pomagając iść zielonookiemu.
- Musiałem uratować Historię... Oni chcieli jej coś zrobić... - odpowiedział śniadoskóry.
- Chciałeś ich sam przegonić? - warknął Jean ze złością - Gdyby nie ja to mogłoby się skończyć gorzej!
- Musiałem coś zrobić...
- Dziękuję, Jean - powiedział Levi z troską w głosie - Zajmę się Erenem. Możesz iść.
Blondyn kiwnął głową i odszedł. W tym samym czasie Levi bez słowa pomógł Erenowi dojść do mieszkania mężczyzny. W środku również nie rozmawiali, żeby nie męczyć Jaegera, przez co brunet w ciszy go opatrzył.
Później usiedli razem na kanapie. Eren z opuszczonymi powiekami odpoczywał, a Levi na niego patrzył i delikatnie gładził jego dłoń. To powodowało na twarzy szatyna lekki uśmiech, a to z kolei wewnętrznie radowało Levi'a. Przecież zależało mu na szczęściu jego ukochanego. Nagle poczuł, że Eren przyciąga jego głowę do swojego torsu, a przy tym zasyczał cicho z bólu.
- Levi - wyszeptał chłopak.
- Tak? - spytał brunet, od razu wyczuwając ciepło młodszego.
- Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś. Już mi lepiej...
- To mój obowiązek...
Nagle Levi oderwał się od torsu Erena, aby spojrzeć mu w oczy. Za chwilę objął jego policzek dłonią i pocałował go krótko. Zaraz po tym znów spojrzał na chłopaka, a ten uśmiechnął się czule:
- Kocham cię, Levi.
- Ja... - poczuł opór, ale postanowił to przezwyciężyć - Ja też ciebie kocham, Eren.
W tym momencie szatyn otworzył szerzej oczy i usta, nie przestając się uśmiechać. Nie mógł wyjść z podziwu dla słów, które usłyszał. Jego serce radowało się tak jak nigdy. Levi wreszcie powiedział, że go kocha. Teraz Eren miał już pewność, bo wiedział, że te słowa wiele znaczą dla bruneta. Wiedział, że razem będą na pewno szczęśliwi.
Koniec.___________________________________
Patreon: patreon.com/user?u=81889227
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top