1. Baby came home.


— Wejdźcie. — Taehyung uśmiecha się najszczerzej, a delikatna skóra wokół oczu zwija mu się wśród blasku białych zębów, kiedy otwiera drzwi swoim gościom. Wymieniają się ciepłymi spojrzeniami, a już po chwili Jooheon razem z Minhyukiem stoją w korytarzu i zdejmują czarne płaszcze. Nie ukrywają swojego zaciekawienia nowym mieszkaniem Taehyunga, mimo że sami pomagali mu w trakcie jego remontu. Teraz kiedy wszystko jest już na swoim miejscu, wedle koncepcji Taehyunga z zaciekawieniem przyglądają się każdym, nawet najmniejszym szczegółom. Zauważają zawieszone wreszcie na ścianie lustro z czarnymi obramówkami, które wcześniej walało się wszędzie, od salonu, po sypialnie, a nawet łazienkę. Teraz wszystko jest uporządkowane, a mieszkanie wygląda imponująco.

— Oh, nie trzeba było — Taehyung lekko się peszy, kiedy para przynosi mu torebkę wypełnioną butelką wina Chianti Rufina, zestawem przypraw, masą słodkości, w tym głównie wypełnione ulubionymi, orzechowymi paluszkami Pepero. Są tu też inne małe rzeczy, które mogą pomóc mu w zaaklimatyzowaniu się w nowym lokum. Jest nad wyraz szczęśliwy drobnym upominkiem i nie zamierza ukrywać swoich najszczerszych emocji. Wtula się najpierw w ciało Johheona, później obejmuje dłońmi wąskie ciało Minhyuka.

— Trzeba, trzeba. W nowym mieszkaniu trzeba jak najwięcej rzeczy — wtrąca się szybko Jooheon, a Tae pomimo poprzednich uprzedzeń kłania się przed mężczyznami, przyjmując prezent. Dłońmi obejmuje papierową torebkę i szybko przechodzi do przestronnego salonu. Jego goście robią to samo.

Pomieszczenie jest jasne, ściany śnieżne, a na nich wiszące czarne kraty, które przyozdobiały wnętrze zawieszonymi na nich doniczkami z zielonymi kwiatami. Za ciepły klimat głównie odpowiada zawieszona na wysokim suficie kurtyna świetlna w kompozycji sztucznego bluszczu. Jest przyjemnie, dzięki czemu goście swobodnie zajmują miejsce na czarnej kanapie.

Taehyung w tym czasie nastawia wodę na herbatę, a para jeszcze dokładniej pragnie przestudiować każdy fragment nowego domu mężczyzny.

— Macie ochotę na wino? — pyta się niespodziewanie, zostawiając nastawiony czajnik za sobą. Dwójka mężczyzn uśmiecha się, pozwalając sobie wreszcie na chwilę komfortu, choć i tak doskonale zdają sobie sprawę, że nie muszą się tutaj stresować, czy spinać. Jest po prostu rodzinnie i trochę słodko.

Goście podkładają nogi pod pośladki, opierając się o ozdobne poduszki. Dłonie obu splatają się za ich karkami, mając świadomość, że mogą czuć się tutaj swobodnie.

— Nie, dzięki. Jutro idę do pracy. — tłumaczy się Minhyuk.

— Ja też podziękuję, herbata i twoje obiecane ciasto mi wystarczy — wspomina Jooheon, a wtedy Taehyung podskakuje, gestykulując przy tym we wszystkie strony. Pokazuje swoją prawdziwą stronę, gdy zaczyna pod nosem przeklinać swoje zapominalstwo i napięcie czasowe. Kolejny raz nie zdążył zrobić wszystkiego na czas, za co niejednokrotnie odczuwa wstyd.

— Na śmierć zapomniałem o tym cieście, dajcie mi chwilkę — reflektuje się, a goście śmieją się perliście. Nie przeszkadza im to, są nawet w stanie usiąść po prostu przy czarnej herbacie i porozmawiać w trójkę, ale nie poprawiają Taehyunga. Pozwalają mu działać w jego własnym domu według swoich zasad. Ostatnim co chcieliby dla Taehyunga to narzucanie mu czegokolwiek i rządzenie się w jego własnym domu.

Po chwili słyszą dźwięk wyciągania blachy z lodówki i szybkie ruchy nożem. Nie mija pięć minut kiedy Taehyung wraca z paterą pełną brzoskwiniowego ciasta, a zaraz po tym pojawiają się czerwone kubki z parującą herbatą.

— Siadaj już z nami — odzywa się Minhyuk, kiedy widzi, że jego brat kolejny już raz znajduje się między kuchennymi szafkami.

— Czekajcie, nie po to robiłem te chipsy i ciastka, żeby teraz was nimi nie poczęstować —krzyczy zza regału i nie orientuje się, że przez jego brak organizacji przychodzi mu z pomocą Jooheon. Po kryjomu zabiera talerz chipsów, zanosząc dodatkowo ciastka na stół w salonie.

— Jak w pracy? — pyta głośniej Minhyuk i nie ukrywa swojego śmiechu, gdy zdezorientowany Tae powraca do salonu, nie wiedząc, gdzie podziały się łakocie, które przygotował.

— Dobrze — odpowiada automatycznie, dopiero teraz zauważając zastawiony stół. Nie ingeruje, który z nich to tutaj przyniósł. Jest wdzięczny nawet za tak prozaiczną pomoc. Pozwala sobie wreszcie na chwile odpoczynku i siada naprzeciwko gości na białym fotelu. Jest przyjemnie.

— Znaczy, teraz jest dobrze, ale wiecie, jak to było w ostatnim czasie u mnie. Praca I przeprowadzka dały mi trochę w kość, kilka razy prawie mdlałem w trakcie prób. — żali się i szybko dostrzega te zmieszane miny, w których dostrzega zwyczajną troskę. Reflektuje się niemal natychmiast, jego rysy z tych ostrych niczym igły, zamieniają się w łagodniejsze, delikatne. — Ale spokojnie, powiedziałem już w teatrze, że potrzebuje kilku dni wolnego, porozmawiałem z kim trzeba było i pozmieniali daty spektakli. Jest już okej. Odsypiam, jem, czasami wyjdę na siłownie. — wyjaśnia, łapiąc marchewkowego chipsa.

Para uspokaja się i wspomina, że gdyby jeszcze coś było nie tak, zawsze służą pomocą. Taehyung dziękuje i uśmiecha się w ich stronę, nie mogąc uwierzyć, że jego życie wypełnione jest tak wspaniałymi ludźmi.

Salon otulony jest muzyką Tomppabeats, energicznym rozmowami i śmiechem. Jest przyjemnie, nieco słodko i absolutnie rodzinnie. Zgiełk rozmów przerwany jest jednak przez niespodziewany dźwięk dzwonka do drzwi. Taehyung odwraca się nieco przestraszony, spogląda na parę zdezorientowany i czuje, jak serce podchodzi mu gardła ze stresu. Sam nie do końca rozumie swojego strachu, może to przez późną porę, a może przez zakłócenie miłego spotkania. Obawia się, że może są zbyt głośno i to sąsiedzi przychodzą z interwencją. Nie chce jednak rozmyślać zbyt długo, instynktownie łapie za telefon, wyciszając dotychczas grającą muzykę, by jeszcze przed wstaniem z fotela zapytać mężczyzn.

— Kogo może tam nieść?

— Mama zrobiła ci niespodziankę — mówi tajemniczo Hyuk, co bardziej popycha blondyna w stronę drzwi. Ociera ledwo ubrudzone dłonie o spodnie, spoglądając przez wizjer. Uśmiech gości na jego twarzy, gdy wreszcie dopada jasnych drzwi.

I nawet jeśli cieszył się niewyobrażalnie z wizyty Minhyuka z jego mężem, tak teraz nie może powstrzymać rozrywającej go euforii, kiedy w progu widzi Jimina. Brata, ze skórzaną kurtką na ramionach i roztrzepanymi, czarnymi włosami. Nie zastanawia się długo, kiedy rzuca mu się w objęcia i całuje jego szyję.

Brat natomiast tylko na początku nie wie co robić, bo już po chwili sam oplata dłonie na ramionach Taehyunga, czując bezpieczny zapach jego perfum i miętowego żelu pod prysznic Frudia.

— Mama kazała do ciebie przyjechać z jedzeniem, więc jestem — śmieje się cicho i dopiero teraz blondyn dostrzega czarną walizkę, zapewne wypełnioną wspomnianym jedzeniem. Uśmiecha się na te słowa i wreszcie puszcza chłopaka spod swoich dłoni.

— Wejdź do nas, nie pamiętam kiedy ostatni raz siedzieliśmy wszyscy razem. — śmieje się, zapraszając ruchem ręki Jimina do środka. Z kuchni prędko przynosi jeszcze jeden talerz, kubek z herbatą, w międzyczasie wypakowując zapas jedzenia od Taeyon na najbliższy miesiąc.

Trzech braci i Jooehon.

Do ich rodzinnego ciepła brakowało tylko rodziców trójki. Mimo tego i tak cieszą się własną obecnością, nie wiedząc, że w czasie ich najlepszych rozmów, Jeon Jeongguk pierwszy raz smakuje uciążliwej wolności.

❃❃❃

Taehyung spogląda przez okno i wzdycha ciężko. Ma wrażenie, że życie kładzie mu małe kłody pod nogi, a on sam pozwala sobie w nie wpadać. Bo akurat w dniu, w którym postanowił założyć do pracy najcieńszy ze swoich płaszczy zaczęło niemiłosiernie lać. Cały krajobraz zamienił się w szaroburą mozaikę, a temperatura na zewnątrz nie przekracza dziesięciu stopni. Jest mokro, zimno, ponuro i całkowicie nieprzyjemnie, by gdziekolwiek wyjść. Wie, że nie może nic zrobić, szczególnie że żaden z autobusów nie dojeżdża pod jego blok. Przeklina pod nosem swoje nieszczęście do przejścia do domu w takich warunkach, ale nie chce czekać mu się na koniec ulewy. Dlatego pomimo niej i ciemnego nieba, zakłada beżowy płaszcz razem z czarnym beretem, żeby szybko wybiec poza mury teatru. Ostre krawędzie kropel ranią jego skórę, a płaszcz otula się deszczem, wchłaniając w siebie każdą, pojedynczą łzę nieba. 

Taehyung nie przechodzi jednak daleko, gdy okazuje się, że wystarczyła chwila, żeby zimna ulewa zamieniła się w maleńką mżawkę. Teraz kłujące go wcześniej krople zamieniają się w łagodne obłoki, które łaskoczą jego policzki. Jest znacznie przyjemniej, mimo że szary krajobraz i zimne powietrze pozostały.

Postanawia zwolnić tempa i nabrać chłodnego powietrza w płuca. Czuje się dobrze. Naprawdę czuje się dobrze, czuję się lekki, kiedy sięga pamięcią tych czułych rozmów ze swoją rodziną. Czuje się lekki ze świadomością, że po tylu latach udręk wreszcie tę rodzinę odnalazł.

Po ostatnim spotkaniu z chłopakami czuje się wręcz wspaniale, a masa pudełek z jedzeniem od mamy razem z ich rodzinnym zdjęciem, które ustawił na sypialnianej komodzie, rozczuliła go jeszcze bardziej. Wie, że dla jego rodziny najbardziej ze wszystkich możliwych dóbr i tak liczą się relacje, dobry kontakt i zwyczajna, ludzka miłość, ale nawet pomimo tych informacji, on i tak chce podziękować im za to co dla niego zrobili w bardziej materialny sposób.

Bo państwo Park dali mu nowe życie, zbudowali Taehyunga od nowa, by ten mógł podjąć się pracy w teatrze. Robili wszystko, żeby chłopak nie patrzył na siebie w kategorii produktu, który można sprzedać, który można użyć według własnych preferencji i potrzeb. Nigdy nie opowiadał im o swojej pracy jeszcze z czasu bidula, ale zmieniło się to po feralnym porwaniu przez Jeona. Dopiero po tym, jak policja przeniosła Jeongguka do aresztu, by wtedy wytoczyć mu sprawę w sądzie, wszystko w ich rodzinie się zmieniło. Wszyscy nabrali jeszcze większego zaufania, dawali sobie jeszcze więcej ciepła i nie bali się mówić o swoich problemach.

Taehyung zdążył usłyszeć od szatyna kilkukrotnie, że jest zwykłą dziwką, pamiętał też ten czas, kiedy starszy działał wbrew jego woli. I nawet jeśli doprowadził do jego upadku, on wcale nie czuł się dobrze. Ciągle w głowie przewijała mu się myśl, że jednak nie jest niczego wart. Wmawiał sobie, że na wszystko sobie zasłużył, że cała ta sytuacja była spowodowana przez niego, a świadomość, że Jeon go kochał, bawiła go tylko na początku.

Było z nim o wiele gorzej, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć, ale to właśnie wtedy pierwszy raz wyżalił się rodzicom i Jiminowi ze wszystkiego. Nagromadzone wewnątrz jego ciała emocje w końcu wybuchły, wylewając wszystko, co do tej pory się w nim nagromadziło. Od lęku, po wstyd, po poczucie bezsilności i zwyczajną samotność. Mówił o swojej młodocianej prostytucji, mówił o swoim braku akceptacji i bólu, który towarzyszył mu przez całe życie. Mówił o tym, jak fałszywie zbudowana pewność siebie zakrywała jego prawdziwe uczucia, jak wiele cierpiał, nie pozwalając nikomu dostrzec prawdziwego siebie.

Prawdę mówiąc, powiedział im chyba wszystko i tylko to wystarczyło, żeby poczuł się lepiej. Wystarczyła jedna, nocna rozmowa, rozlane łzy i rozproszone w ciemnej sypialni myśli, żeby Taehyung poczuł wreszcie, chociaż częściowy spokój. Żeby rodzice zapewnili go o ich obecności, o miłości i bezkresnej pomocy, którą mogą mu zapewnić. Niemal od razu zapisali go do psychologa, zdając sobie sprawę, że ich obecnością i wsparciem nie będą w stanie oduczyć Taehyunga schematów, które już dawno zakorzeniły się w jego głowie. Tu potrzebna była pomoc specjalisty, człowieka, któremu można zaufać, który potrafi ułożyć rozmowę w taki sposób, by blondyn wreszcie mógł z szacunkiem na siebie spoglądać.

Wspierali go na każdym kroku, więc chciał odwdzięczyć się im za wszystko.

Bo zawdzięcza im wszystko.

Mężczyzna staje przed wystawą z biżuterią i zastanawia się, jaka forma będzie najlepsza dla każdego z członków jego rodziny. Pochyla się nad najniższą z półek za szybą, by przeglądać naszyjniki z motywem serc i powiek. Instynktownie wystawia dłoń w stronę szyby, jakby chciał sprawdzić strukturę biżuterii. Przygląda się szczególnie motywom niekonwencjonalnym – przegląda kolczyki z kształtem kobiecego ciała, z brożkami w kształcie gruszek i chabrów. Jest zachwycony zdobieniami, formą wykonania. Dostrzega każdy detal i już teraz zastanawia się, który z tych świecidełek może podarować każdemu z członków rodziny.

A gdy palce sięgają zamoczonej szyby, Taehyung traci równowagę. Lekko zszokowany zaczyna rozumieć, że ktoś na niego wpadł, a po chwili słyszy tylko:

— Bardzo przepraszam — Taehyunga przeprosiny nie ruszają. Podnosi się i widzi, jak nieznajomy niepewnie odchodzi w drugą stronę, zaciągając mocniej kaptur na głowę. Słyszy jego głośny oddech, dostrzega lekko drżące dłonie.

— Wszystko w porządku? — blondyn nie myśli za wiele, kiedy w ostatniej chwili łapię mężczyznę za nadgarstek. Teraz dokładniej czuje, że dłonie nieznajomego naprawdę się trzęsą. Chce się dowiedzieć, czy nie potrzebuje pomocy, w końcu sam niejednokrotnie jej potrzebował i wreszcie nauczył się o nią prosić. Wie jednak, że nie każdy taką umiejętność posiada, dlatego tak mocno w jego wnętrzu zakorzeniona jest chęć informacji, czy ktoś się zwyczajnie trzyma.

Nieznajomy faktycznie się zatrzymuje, a wtedy Taehyung doświadcza czegoś naprawdę dziwnego. Czuje na sobie wzrok, mimo że w ciemności i przez kaptur nie jest w stanie dostrzec, do kogo on może należeć. Czuje go bardzo intensywnie, czuje go na wylot i ma wrażenie, że gdyby był w stanie dostrzec oczy nieznajomego, zobaczyłby tam tylko pustkę.

— P- proszę.. — słyszy rozemocjonowany głos, a po chwili jest w stanie dosięgnąć swoim zmysłem również cichego szlochu — Proszę m-mnie ... mnie zostawić — mówi chwiejnie, a Taehyung w tamtej chwili dałby się pokroić, że już ten głos w swoim życiu słyszał. Déjà vu wpada w wir jego myśli, a mózg próbuje przetworzyć odebrane myśli.

— Jest pan roztrzęsiony, proszę mi zau — ucina w połowie zdania, kiedy nieznajomy zaczyna się wyrywać. Wie, że nie może go do niczego zmusić, ale nie chce go po prostu wypuścić. Jest ciemno, deszcz znowu nabrał na sile, a nieznajomy ewidentnie pokazuje blondynowi, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Że przy najbliższej możliwej okazji w obliczu ulewy może zniknąć pod kołami nadjeżdżającego auta, albo wpaść w ciemną uliczkę.

— Zostaw mnie, Taehyung — syczy przez zęby, a w młodym aktorze przewracają się wszelkie wnętrzności. Puszcza roztrzęsiony nadgarstek, bo w pierwszej chwili zwyczajnie się boi. Ślina zamienia się w ogromną gulę, a strach paraliżuje początkowo najpierw twarz i ramiona, a dopiero potem całe ciało.

Cofa się o kilka kroków, dopiero po chwili rozumiejąc, że głos, który słyszy, słyszał wiele lat temu przy busańskim morzu, słyszał w swojej sypialni, kiedy mieszkał jeszcze z Jiminem. Słyszał ten głos, który wyznawał mu miłość. Ten głos, który roznosił się w sali widzeń w więzieniu.

Tym razem się nie zastanawia. Podchodzi do mężczyzny i zdejmuję kaptur.

Po tylu latach role się odwracają i to on zamiera przy ich pierwszym spotkaniu. Widzi przed sobą całego zalanego łzami Jeon Jeongguka. I widzi, że pozbawienie go tej bezpiecznej części, jakim było okrycie głowy, rozbija mężczyznę na jeszcze drobniejsze kawałeczki.

Starszy tak zwyczajnie próbuje się cofać, ale jego roztargnienie sprawia, ze przy każdym następnym kroku jego nogi zamieniają się w watę. Jest całkowicie rozbity, a dłonie trzęsą mu się niemiłosiernie.

— Hej, spokojnie — mówi czule Tae, ale to nie pomaga. Bo każdy raz, gdy starszy słyszy jego glos, dostaje drgawek. Stawia krok za sobą, nie wiedząc, że ma za sobą budynek wypełniony biżuterią. Wystarczył jeden bolesny krok, żeby Jeon upadł na mokrą powierzchnię. Skulony i poddany mentalnej dominacji nie jest w stanie się nawet podnieść. Jedyne co w tym momencie udaje mu się  zrobić to założenie rąk na kolana, gdy głowa samoistnie ląduje na bezpiecznym miejscu.

— Gdzie szedłeś? — pyta Tae, po tym jak ukucnął obok Jeona w odpowiedniej odległości. Nie jest pewien, czy powinien nawet do niego podchodzić, rozmawiać, nie umie sobie racjonalnie wytłumaczyć własnego zachowania. Zgrywa pozory, że wszystko jest pod kontrolą. Każde jego wypowiedziane słowo bierze pod wątpliwość, zdając sobie dokładnie sprawę, że ta rozmowa może przysporzyć zarówno jemu, jak i Jeonggukowi zbyt wiele stresu.

— Ja... ja nie wiem. Chciałem iść gdziekolwiek — szepcze, przez co blondyn musi się maksymalnie skupić, żeby w ogóle to usłyszeć. — Od tak dawna chciałem po prostu pójść na spacer w samotności, ale... ale — nie kończy, bo wybucha niekontrolowanym płaczem. Jego twarz jest mokra nie tylko od deszczu, ale przede wszystkim od łez, które spływają jak wodospad. W każdym skrawku jego ciała widać, jak wewnętrznie cierpi, jak łzy, które spływają są oznaką bólu i niezrozumienia. 

Taehyung nie wie, co ma robić. Nie widział szatyna tak dawno, nie ma pojęcia co się z nim działo i co w jego życiu się zmieniło. Ma zbyt wiele wątpliwości, a jeszcze więcej dobroci w sercu, bo gdy czuje, jak zimne powietrze kłuje jego policzki postanawia zrobić coś, za co jego rodzina chyba by go potępiła.

— Chodź ze mną, nie możesz tutaj być w taką pogodę — mówi głośno i wystawia w stronę starszego dłoń.

Tamten jednak potrzebuje dłuższej chwili, w czasie której tak po prostu wpatruje się w twarz mężczyzny. To co może wydać się oczywiste to strach Jeona. Nie rozumie, dlaczego otrzymuje taką propozycję, w międzyczasie na szybko musi przeanalizować, czy nie ma w tym jakiegoś przekrętu, który mógłby ściągnąć go na samo dno.

— Nie bój się, nie zrobię ci nic złego. Co ci szkodzi, Jeongguk?

Nie wie, czy powinien skorzystać z propozycji Taehyunga, ale gdy widzi jego ciepły uśmiech, wie, że może mu zaufać. Choć nawet jeśli zachowanie młodszego owiane byłoby przekrętem, to Jeongguk nie jest już w stanie upaść niżej.

I tak już dawno dotknął najgłębszego punktu dna.

— O-okej — szepcze, łapiąc taehyungową dłoń. Może dzięki temu zasmakuje słabo bezpieczeństwa?

❃❃❃

Jeongguk trzyma się blisko taehyungowego boku, ufając, że nic mu się w tej wędrówce nie stanie. Sam nie wie, gdzie idą, ale ma nadzieje, że pozwolenie na ponowne spotkanie z dawnym czerwonowłosym nie przyniesie żadnych negatywnych skutków. Może wydać się to niedorzeczne, ale tym razem to przecież on może stać się ofiarą, to on w obliczu ich nowego spotkania może zostać poszkodowany, a zbierająca się niegdyś w nim miłość nie wystarczy do samoobrony.

Deszcz nie przestaje padać, a Jeongguk czuje, jakby nie przemokły mu tylko ubrania, ale i obroszona gęsią skórką skóra. Spływające po jego ciele krople, sklejone włosy i nieco zaróżowiona twarz tylko potwierdzają, że pogoda nie rozpieszcza ich obu, a to w połączeniu z nerwami ich ponownego spotkania kumuluje się.

Jeongguk czuje się słaby, zarówno pod względem fizycznym jak I psychicznym. Patrzy w górę, kiedy podchodzą do jednego z ogromnych i zadbanych wieżowców. Słyszy, jak Kim przystawia mały breloczek do czytnika, a potem drzwi same ustępują. Jest pod wrażeniem, że mężczyzna dorobił się na tyle, by mieszkać w tak pięknej okolicy, jest pod wrażeniem wszystkiego, co do tej pory zauważył w starszej wersji Kim Taehyunga.

— Chodź, Jeongguk — zachęca go młodszy i faktycznie. Po chwili oboje czekają na windę, by wreszcie stanąć przed nieznanymi Jeonowi drzwiami. Jasne, drewniane drzwi z pozłacanym numerem sto dziewiętnaście wprawiają go w niemałe zakłopotanie. Rozglądając się po całym piętrze, na którym mieszka Taehyung, dostrzega delikatne zdobienia na ścianach i ogólny porządek. Nie chce skupić całej swojej uwagi na wystroju, bo gdy patrzy  na blondyna,  ten wyjmuje klucze i dopiero wtedy serce ściska Jeongguka o wiele za mocno. Czuje, że musi to wreszcie zatrzymać, oderwać się od tego i pierwszy raz od tak długiego czasu postanawia się odezwać.

— To jest zły pomysł — mówi szybko, łapiąc za dłoń mężczyzny, w której zaciśnięte są srebrne klucze. Przełyka głośno ślinę, oczami starając się przekazać ogrom emocji skumulowanych w jego głowie. — Nie chcę cię nachodzić — dodaje obniżonym głosem, ale to nie zmienia nic. Taehyung delikatnie strąca jego dłoń i uśmiecha się równie słabo. Drzwi po chwili ustępują, a oni znajdują się w korytarzu z szafą i komodą na buty.

Taehyung rzuca przemoczony płaszcz na drewniany mebel, dopiero po chwili orientując się, że cienka, rozpięta kurtka Jeongguka w ogóle nie ochroniła go przed deszczem. Woda ścieka na podgrzewaną podłogę, a na ciele Jeona pojawiają się delikatne rumieńce spowodowane zmianą temperatury. Kim wzdycha cicho, by unormować oddech.

— Zostaw kurtkę i chodź — mówi nieco chłodno, a Jeon, choć początkowo ma pewne uprzedzenia, spełnia jego prośbę po chwili. Starszy niepewnie kroczy po przestronnym i idealnie urządzonym mieszkaniu Taehyunga. Stara się nie oglądać zbytnio na wszystko wokół, ale ukradkiem i tak przypatruje się wystrojowi. Rejestruje to, że aktualnie znajdują się w sypialni, a Taehyung grzebiąc chwilę w szafie, wyciąga w jego stronę czarny dres i przypadkową koszulkę. Ubrania lądują na wielkim łożu, wśród miękkich poduszek.

— Przebierz się, jesteś cały mokry —  mówi spokojnie Taehyung, wciskając brunetowi suche ubrania.

Blondyn patrzy na niego niezrozumiale, kiedy tamten nie dość, że wtula się w ciuchy, to jeszcze patrzy na niego wielkimi ślipiami. Jest zdezorientowany, a usta układają się w grymasie nierozumienia.

— Mógłbyś .. — waha się starszy, próbując kontrolować drżenie swojej szczęki. Po chwili jednak prostuje plecy i stara się unormować głos. Udaje mu się — Mógłbyś wyjść, Tae? — pyta, a Taehyung zamiera.

Poziom jego zdezorientowania, a jednocześnie stresu, który wywołały w nim te słowa, sprawiają, że w obliczu nowej sytuacji nie ma pewności, czy pozostawienie Jeon Jeonggukka, który niegdyś chciał go okraść, jest dobrym pomysłem. Czemu Jeongguk wstydzi się przy nim przebrać? W końcu uprawiali ze sobą seks, widzieli się nago nie raz, a teraz przy zwykłej zamianie ubrań, Jeongguk oblewa się wstydem? A może starszy planuje jakiś przekręt i pozostawienie go w sypialni samemu sobie, będzie miało opłakane skutki?

Pomimo wszelkich wątpliwości Taehyung postanawia zaufać mężczyźnie, tłumacząc sobie to faktem upływającego czasu. Przez tak długi okres ich rozłąki mogło się wiele zmienić, tym bardziej w jeonggukowej głowie. Blodnyn podchodzi do drzwi, jednak nim się odwraca, postanawia dodać jeszcze kilka słów.

- W porządku, w tym czasie zrobię herbatę. Jak się przebierzesz, to po prostu przyjdź do kuchni, okej? - pyta i gdy tylko otrzymuje krótkie kiwnięcie ze strony bruneta, opuszcza pomieszczenie.

A gdy Jeongguk jest pewny, że zza zamkniętych drzwi nikt nie będzie w stanie dostrzec jego ciała, bezsilnie moczy już wystarczająco mokre ubrania potokiem łez. Serce wybija mu nierówne dźwięki, a głowa tworzy mu nie tylko ogrom myśli, ale i niewygodne pytania, na które nie umie sobie odpowiedzieć. Jedno nie daje mu spokoju, usilnie próbuje odnaleźć odpowiedź właśnie na nie. 

"Co ja w ogóle tutaj robię?"

❃❃❃

Taehyung zapomina o sztywnych formach kultury przy stole i układa na drewnie okryte w żółtym swetrze łokcie. Twarz opiera na dłoniach i z niecierpliwością wyczekuje na Jeongguka. Mija już dziesiąta minuta, od kiedy czeka na mężczyznę w kuchni. Nic więc dziwnego, że młodszy zaczyna się niecierpliwić.

Niestety pośród tej niespełnionej niecierpliwości towarzyszy mu też przeszywający stres. W końcu ile można zmieniać te cholerne dresy? Tak banalne I mocno absurdalne zjawisko przyprawia mężczyznę o ciarki przerażenie I tragiczne myśli.

Wie, że sam przyprowadził tutaj Jeongguka, wie, że sam dał mu swoje ubrania, część mieszkania do przesiedzenia samemu i dał mu rozmowę i kontakt po tak długim czasie. Ale tak naprawdę on sam nie wie, co nim kierowało, by tutaj go ściągnąć. Może życzliwość, może widok roztrzęsionego Jeongguka, może zwykła empatia.

W obliczu wszystkich bodźców, zdaje sobie sprawę, że nieważne jest to, co nim kierowało, bo teraz po prostu zaczyna się bać, że pomimo chęci bycia dobrym teraz może być poszkodowany.

Spogląda ostatni raz na ustawione na stole kubki z zimną już herbatą, para już dawno przestała nad nimi owiewać, a magiczny zapach pomarańczy z torebeczki z liśćmi herbaty nie roznosi się po mieszkaniu. Nie potrafi dłużej czekać, nie, gdy jego serce z niego haniebnie drwi i nie daje mu spokoju. Postanawia wreszcie się podnieść, by sprawdzić co dokładnie dzieje się w przytulnej sypialni. Na szczęście nie udaje mu się wykonać żadnego gwałtownego ruchu, kiedy wreszcie słyszy uderzenia stóp o podłogę. Taehyung ma nadzieję, że Jeon bez problemu trafi do kuchni, w końcu jego nowe mieszkanie nie jest ogromne.

A gdy roztargnione oczy, wyczekujące nowych bodźców dostrzegają coraz więcej, gdy Jeon staje w progu pomieszczenia, Taehyung z całych sił stara się zakryć swoje zaskoczenie, gdy widzi podkrążone oczy mężczyzny. Widzi też przekrwione spojówki, pomimo usilnego spuszczania wzroku starszego.

Teraz rozumie, dlaczego zwykła zamiana ubrań zajęła Jeonggukowi tak wiele czasu. Nie zamierza jednak tego komentować, pozwalając starszemu poczuć się chociaż odrobinę lepiej. Odstawia drewniane krzesło, dając w ten sposób Jeonowi znak, żeby usiadł obok niego.

— Herbata wystygła, jak chcesz, mogę zrobić jeszcze jedną, albo chociaż wstawić tę do mikrofali, żeby się podgrzała. — i ledwo kończy mówić, kiedy w odwecie słyszy donośne parskniecie Jeongguka. Uśmiech mimowolnie wita również na jego twarzy.

— Herbata z mikrofali? — pyta z nutą zaskoczenia, a wtedy oboje cicho chichoczą. Atmosfera rozluźnia się.

— Czy ty nigdy nie podgrzewałeś herbaty w tym cudownym urządzeniu? — pyta zaintrygowany Tae, a głowa Jeona widocznie zaprzecza jego słowom.

Z każdym następnym słowem ich serca uspokajają się. W tym momencie zarówno Taehyung jak i Jeongguk nie obawiają się już o swoje życie. Mają wrażenie, że ta długa przerwa w ich życiu nie zaprzepaściła poznania siebie nawzajem. Że znowu mogą swobodnie ze sobą rozmawiać, że upadające niegdyś poczucie bezsilności I łamanych na miliony kawałeczków emocji powoli się sklejają.

Mija kilka sekund, kiedy blondyn łapie za kubek mężczyzny. Wyjmuje torebeczkę z wnętrza i wyrzuca ją do śmietnika z czarnym workiem.

— Patrz i się ucz — mówi poważne, a Jeongguk tym razem śmieje się już otwarcie.

Tak dawno tego nie robił. Tak dawno nie czuł, jak wśród jego zawiniętych wśród płuc kolców widnieje również nutka nadziei na odrobinę radości.

— A dajmy dwie minuty, nie bądźmy tacy skąpi — to powiedziawszy, młodszy faktycznie zatrzaskuje małe drzwiczki. Wpatruje się w wirujący w środku talerz, a po ustalonym czasie słychać głośne pikanie. W tym czasie nie było słychać nic oprócz głośnego działania mikrofali. Gorący kubek szybko ląduje na stole, a Jeongguk mimowolnie pochyla tułów, żeby podziękować za napar.

— Pij, póki gorące, musisz się rozgrzać — Taehyung na chwilę zamienia się w typową matkę, ale starszy ani śni narzekać. Łapie w zaczerwienione i popękane dłonie kubek i powoli pije ciepły napój. Faktycznie się zagrzało.

Uśmiecha się, Taehyungowi to nie umyka.

Spoglądając na mężczyznę z boku, patrzy uważnym wzrokiem na o wiele dłuższe włosy niż wtedy, gdy widział go ostatni raz. Na twarzy zdążył zauważyć już kilka zmarszczek, a na karku widzi blizny po ranach ciętych. Wzdryga się na widok zmęczonego ciała Jeongguka, a żeby nie doprowadzić się do omdlenia przez tak widoczne rany, siada obok Guka.

— Chcesz porozmawiać?

— A co niby robimy?

— Wiesz, o co mi chodzi, Jeongguk. — syczy — Przecież widzę twoją twarz i widzę twoje czerwone oczy. Dlatego pytam, czy chcesz rozmawiać, a nie słuchać o tym czy moje mieszkanie ci się podoba, albo czy pomarańczowa herbata zamiast czarnej to dobry wybór. Mamy udawać, że nie znalazłem cię całego zasmarkanego i roztrzęsionego? Mamy udawać, że wcale nie wyszedłeś z więzienia, do którego sam cię wjebałem? — mówi dość niespodziewanie, z odrobiną niewygodności i niebywałej oschłości. Nie planuje być niegrzeczny, ale taki się staje. Nachalny, zimny i niedorzecznie pewny siebie. Tak jakby obowiązkiem starszego było opowiedzenie każdego szczegółu z jego dotychczasowego życia. Tak jakby Jeongguk pozostawił ich związek, dom, rodzinę bez słowa i teraz Taehyung wymaga od niego wszelkich wyjaśnień.

— Odpowiesz mi? — Jeongguk ma wrażenie, że starszy mówi nawet agresywnie, bo całkowicie czuje, że została przekroczona granica, która utrzymywała dobrą atmosferę w ciasnej kuchni.

Mimowolnie odkłada kubek na stół, czując, że za chwilę, byłby w stanie roztrzaskać go na kawałki przez trzęsące dłonie. Czuje się zagrożony i chce jak najprędzej tego stanu się pozbyć. Dlatego właśnie bez ogródek, zmieszanym głosem zaczyna.

— Muszę iść — mówi, prawie że bez zastanowienia. Prędko podnosi się z krzesła, próbując wyślizgnąć się spod mocnego uścisku taehyungowych dłoni, które próbują go ponownie powstrzymać. Za wszelką cenę nie chce go w tym momencie widzieć. Nie chce utrzymać z nim kontaktu wzrokowego.

Chce czuć się bezpieczniej, robi wszystko, by tylko uciec.

— Guk, przepraszam. — wypala nagle młodszy. Jego dłonie są ciepłe, tak samo jak głos, którym otula uszy Jeona. — Nie chciałem cię skrzywdzić. — dodaje, jednocześnie zaczynając masować kciukiem jego zesztywniałą rękę.

— Nie dotykaj mnie — mówi oschle i bardzo szybko. Dłonie kolejny już raz tego dnia zaczynają mu drżeć. — Proszę — dodaje.

Taehyung wypełnia jego wolę, momentalnie bijąc się mentalnie za swój niewyparzony język. Wie, że nie powinien tego mówić, że powinien się powstrzymać, a może nawet nie powinien zaczynać żadnej rozmowy. W końcu chciał go tylko uchronić przed deszczem, chciał dać mu suche ubrania i chwilę komfortu, gdy odnalazł go roztrzęsionego, samotnego na deszczowym chodniku. Naprawdę nie miał zamiaru go skrzywdzić, ale to tak niezrozumiałe, by być częścią przeszłości, która tak tragicznie wpływa na ich obecną sytuację. Być częścią przeszłości, która doprowadza do ich bólu i tragicznych myśli.

— Jeon — odzywa się kolejny raz, zwracając uwagę mężczyzny, który wsuwa swoje znoszone trampki — Przepraszam cię jeszcze raz, nie musisz mi się z niczego zwierzać, nie chce dla ciebie źle, ani nie zamierzam nawet nikomu powiedzieć, że się widzieliśmy. Naprawdę — mówi całkiem poważnie, a w jego głosie da się to wyczuć. — Wiem, że mogłeś poczuć się zaatakowany i jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam. — wyznaje, patrząc ukradkiem kolejny raz na pociętą szyję, dopiero wtedy dostrzegając wytatuowany krzyż wystający zza koszulki. Znowu niczego nie komentuje.

— Nie wiem, czy masz ochotę na mnie jeszcze patrzeć, ale — zatrzymuje się na chwilę, by spojrzeć we wpatrujące się w niego ślipia.

— Jak będziesz miał czas, a przede wszystkim chęć spotkajmy się w piątek o dwudziestej trzeciej tam gdzie dzisiaj. Skończę wtedy pracę. Może wtedy nasze spotkanie będzie lepsze, hmmm?

Choć pyta, nie uzyskuje odpowiedzi. Widzi tylko niepewny uśmiech mężczyzny.

— Miłość do biżuterii cię nie opuściła, prawda? — pyta tylko retorycznie, sam przecież dokładnie widzi, że wszystkie palce Taehyunga obtulone są w srebrne i złote pierścionki. Jedne zwykłe, proste, następne natomiast z większymi nawet zdobieniami, kryształkami i zielonymi kamieniami.

— Dzięki za ubranie i herbatę — mówi na odchodne, kiedy wreszcie bez zbędnych słów mija próg białych drzwi z numerem sto dziewiętnaście. Nie ogląda się już za siebie, choć wie, że pozostawienie Taehyunga w jego mieszkaniu pośród tak dziwnej sytuacji mogło wzniecić chęć spoglądania wśród kroczących po korytarzu myśli.

Jeon natomiast czuje się dziwnie, co, jak sobie tłumaczy — to nic nowego. Od dawna w głowie kumulują się niezrozumiałe schematy, myśli i przemyślenia. Zdaje sobie sprawę, że pozostawione za sobą drzwi, pozostawione uczucia i chwile, w których pływał i wznosił ku ich czci toasty, pozostają jedynym bodźcem, dzięki, którym poziom serotoniny w jego organizmie wzrasta. Między bijącym sercem a urywanym oddechem odczuwa więź, czuje, jak zaginiona przed laty miłość ponownie napotkana sprawia, że czuje się znacznie lepiej. Czuje, że wolność jednak mu popłaca, że jednak nie czuje się w tej wolności uwięziony.

Jeongguk pomimo lepszego odczucia własnej jakości życia, zdaje sobie zbyt osobiście sprawę, że świat nie kończy się na superlatywach, a wśród zagubionych przesłanek miłości odnajduje się krzywdząca prawda, o tym jak ich relacja okazuje się być toksyczna. Z ogromnym bólem serca, rozrywającym go na wskroś, wspomina chwile, w których policja wyszarpywała go z domu w Busan. Przypomina sobie jak zablokowane miłością dłonie poszarpane były od szyderczego spojrzenia Taehyunga, gdy widzieli się ostatni raz. Wspomina wszystko z doskonałą świadomością, że nie powinien był myśleć zbyt długo o Taehyungu, o wszystkich wspomnieniach, które dzieliły, a jednocześnie łączyły ich umysły. Zdając sobie sprawę, że dla własnego bezpieczeństwa winien był trzymać się od tego bloku, od tej osoby z daleka.

Wie dokładnie, jak żałośnie wygląda w tym momencie, głowa co chwilę serwuje mu myśl, że przecież to przez Taehyunga wszystko się wydarzyło. To jego pokochał, to on dzwonił na policję, to on śmiał mu się prosto w twarz, kiedy widzieli się ostatni raz w więzieniu. Lecz choćby starał się on odrzucić wszystkie uczucia w wielką otchłań niepotrzebnych wspomnień, nie uda mu się racjonalnie myśleć. Jeongguk tak horrendalnie tęskniąc za młodszym, nie myśli zbyt wiele, by przy byle okazji nie mieć żadnych wątpliwości, żeby kolejny raz zagościć w jaskiniach lwa.

W głowie próbuje ułożyć sobie logiczne argumenty, czemu nie powinien przystać na propozycje piątkowego spotkania Taehyunga, kiedy wciska przycisk od windy. Nie czeka na nią długo i zaraz wstępuje w metalowe progi.

A gdy jest już w środku, czekając, aż znajdzie się na parterze, odkrywa, że choćby argumentów znalazłby i tysiąc nie zmieni to jego uczucia i choćby miał umrzeć i tak na pewno pojawi się pod małym sklepem z biżuterią, byleby tylko jeszcze raz móc spoglądać na taehyungowe pieprzyki i podwinięte przy szyi miodowe włosy.

Rozmyśla o nich, pragnie dotknąć i móc nawijać ich kosmyki na przesuszone palce. Rozmyśla o tym, jak Tae wymężniał, jak się zmienił, jak spod płomienistych włosów doszedł do słodkiego miodu, zalewającego każdy kosmyk odzielnie. Chciałby go dotknąć, poczuć zapomniany smak każdej warstwy jego skóry i duszy, której mógłby oddać wszystko.

Rozmyśla, kiedy winda wreszcie się zatrzymuje.

Prawa noga w czerwonych trampkach instynktownie wykonuje ruch jako pierwsza, dopiero po tym Jeon Jeongguk podnosi wzrok. Metalowe, rozsuwane drzwi przesuwają się powoli i gdy dostrzega kawałek rzeczywistości, która wcześniej za drzwiami była ukryta, zaczyna żałować, że nie wybrał schodów.

Podnosi wzrok, by przed sobą mieć Park Jimina, który, choć początkowo nie rozpoznaje mężczyzny, tak po chwili jego wzrok wyostrza się. Brat Taehynga stoi jak zwykle, w skórzanej kurtce na białych płytkach ze wciągniętymi w kieszenie dłońmi.

Jeongguk nie wierzy, że taki pech trafia się akurat jemu, lecz chęć wyrwania się i uciekania, sprawia, że wzrok ląduje na płytkach szybciej, niż by przypuszczał. Za wszelką cenę próbuje nie nawiązać kontaktu wzrokowego z mężczyzną, przyspieszając kroku, byleby tylko na niego nie trafić. Nie chce żadnej konfrontacji żadnych rozmów, nieporozumień.

Chce tylko i wyłącznie świętego spokoju.

Rusza w stronę wyjścia, starając się za wszelką cenę pozostać niezauważonym. Nie udaje mu się, bo nie potrzeba było dużo czasu, by na taehyungowych ubraniach poczuł silny ścisk i palce wżynające mu się między skórę. Wzdryga się, kiedy widzi przed sobą Parka żądnego rozlewu krwi. Widzi to w jego oczach, w swoich natomiast jest w stanie zobaczyć tylko strach.

— Co mu zrobiłeś?! — jedynie to słyszy jako pierwsze, kiedy mężczyzna podkłada mu nogę. Jeongguk szybko ląduje na ziemi. Leży nieco bezbronny, zlękniony i całkowicie sparaliżowany, kiedy Park Jimin zaciska dłonie na jego zmarzniętej szyi.

— Co mu kurwa zrobiłeś? Pojebało cię? — wrzeszczy, pierwszy raz wymierzając uderzenie w jeonggukowy policzek. Mężczyzna na pierwsze odczucie bólu zamyka oczy, mając nadzieje, że to go uchroni. Nie daje mu to nic, poza uniknięciem widoku rozzłoszczonej twarzy mężczyzny. Jest całkowicie oddany woli młodszego. Boi się. Jimin siedzi na jego biodrach, całkowicie kontrolując każdy jego ruch i niemalże myśli. Nie ma na tyle odwagi, by nawet krzyknąć o pomoc.

— Odpowiadaj kurwa, bo zadzwonię na psy! Zabiłeś go? Zgwałciłeś? Mów, bo cię kurwa zamorduje — Jimin, choć przeważa w tym momencie siłą, sam jest przerażony. Obawia się o swojego brata, jest roztargniony i zwyczajnie martwi się, że w obliczu takiego spotkania znowu mógł być wystawiony na niebezpieczeństwo. Nie może pozwolić na odejście dawnego oprawcy bez wyjaśnień, nie może pozwolić mu na ucieczkę bez wymiaru sprawiedliwości.

Kiedy kolejny raz podnosi pięść, by tym razem zaatakować szczękę mężczyzny, słyszy dwa głosy, które w połączeniu mrożą mu krew w żyłach.

— Nic mu nie zrobiłem.

— Proszę go zostawić!

Jimin podnosząc wzrok, nie spodziewał się dostrzec biegnącego w jego stronę ochroniarza, który prędzej oderwałby mu ręce, niż łapał w jego mniemaniu tego psychopatę, który kolejny już raz skrzywdził jego brata. Podnosi w obronnym geście ręce, kiedy ochroniarz ściąga go ze zdrętwiałego ciała Jeongguka. Niechętnie podnosi się do pionu, strzepując brud z kolan.

— Wszystko w porządku? Mogę zadzwonić na policje, pogotowie — mówi spokojnie mężczyzna, pomagając wstać Jeonggukowi, którego ciało bardziej przez stres niż fizyczne obrażenia nie działa prawidłowo. Łapie oddech, trzyma się mężczyzny, kiedy widzi jak Park Jimin łapie windę. Nie zamierza kablować, mówić czegokolwiek przeciwko niemu. Pozwala mu uciec, uciec do Taehyunga, tak by cała ta sytuacja nie musiała się zapisać na policyjnych kartach. Ostatnie, o czym marzy, to spotkanie z policyjnymi szczurami, którzy w posiadaniu kart jego przeszłości mogliby zacząć mieć podejrzenia co do jego niewinności. Szczególnie że znajduje się w miejscu zamieszkania swojej dawnej ofiary. Wymusza w sobie jedynie minimalny uśmiech, ścierając przy tym cienką strużkę krwi z policzka. Nie każe nigdzie dzwonić, zapewnia, że wszystko jest w porządku, a przy lekkim skłonie w kierunku mężczyzny, dziękuje mu za pomoc. Nie może pozwolić sobie na większe konfrontacje. Blokada zatwierdzona w jego głowie nie pozwala mu na, choć powierzchowną rozmowę. Obawia się, że przy zwykłej wymianie zdań, Jeon otworzyłby się zbyt bardzo. Zapragnąłby opowiedzieć wszystko, przelać na tylko wykonującego swój zawód mężczyznę ból, który codziennie mu towarzyszy.

Nie chce tego. Woli uciekać.

Park robi to samo. Chętnie korzysta z zamieszania na holu, gnając ile sił w stronę mieszkania sto dziewiętnaście. Jest zdyszany, przerażony, a gdy serce drwi z niego, bijąc jak oszalałe w szaleńczym biegu miedzy windą a drzwiami, Jimin ma wrażenie, że wypluje z siebie zaraz płuca. Podnosi wreszcie rękę w stronę przycisku dzwonka tuż obok drzwi, opierając głowę o drewniane drzwi. Słyszy jak w środku słychać, szmery, aż a końcu w idealnym momencie podnosi głowę, gdy przed sobą widzi Taehyunga.

— Nic ci nie jest? Zrobił ci cos? Groził? Nękał? Może trzeba zadzwonić na policje, hmm? — mówi zdecydowanie za szybko, a między każdym ze słów słychać jego urywany od wysiłku oddech. Blondyn natomiast patrzy tylko niezrozumiale, wpuszczając brata do środka. Nie rozumie tej sytuacji.

— Czemu pytasz? Wszystko jest okej — mówi całkowicie spokojnie, układając na spiętych ramionach Jimina swoje dłonie. Masuje napiętą skorę, dzięki czemu nie tylko mięśnie, ale i sytuacja mają się rozluźnić. Chociaż w praktyce nie udaje się to.

— Był u ciebie? Czego chciał? Szantażował cię?

— Ale kto?

— Jeongguk. Spotkałem go na dole. Nie chciał mi nic powiedzieć, ale chociaż ty to zrób. Błagam. – głos ma nieco piskliwy, u Taehyunga natomiast wygląda to całkowicie inaczej. Jest zestresowany faktem, ze ktokolwiek widział Jeona w jego bloku. Głos mu się obniża, tak samo jak ręce, które wcześniej ulokowane na jiminowych ramionach teraz opadły wzdłuż jego tułowia. Bierze głęboki wdech, kiedy wreszcie odważa się powiedzieć.

— Był u mnie.

— Po co? Jak znalazł twoje mieszkanie? Musimy zadzwonić na policje.

— Jimin, błagam, tylko nie krzycz na mnie, okej? — mówi nieco tajemniczo, a w jiminowym wnętrzu już zbiera się fala złości. Boi się odpowiedzi Taehyunga, boi się, że to wszystko może okazać się krzywdzącą prawdą, która kolejny już raz zniszczy wszystko, co do tej pory zostało odbudowane. Powietrze gęstnieje, a światło jakby ciemniało, kiedy przy taehyungowym oddechu dało się wyczuć nić stresu.

— Ja go tutaj przyprowadziłem.

— Żartujesz sobie ze mnie, Taehyung — wyrywa się od razu Jimin. Ręce rwią mu się do rozładowania emocji na świeżo pomalowanej ścianie. Ukradkiem myśli, widzi jak od takich informacji, ściana zalewa się jego krwią, a jego skóra na kościach jest zdarta.

— To nie tak — tłumaczy się blondyn, ale brat wyśmiewa go. Śmieje się chaotycznie, głową przeszukując każdy fragment sufitu, żeby rozluźnić każdą nagromadzona myśl. Ma wrażenie, że śni. Że jego brat nie okazałby się na tyle głupi, by sprowadzać tutaj Jeona.

— Co jest nie tak? Nie tak, że pokazałeś swój dom, gdzie mieszkasz, swoje bezpieczne miejsce osobie, która kiedyś włamała nam się do domu i cię porwała? Czy ty siebie słyszysz? Jak możesz być tak bezmyślny, Taehyung?

— Był wystraszony, zapłakany. Chciałem mu tylko pomóc.

— Ja pierdole. Świetnie. Biedny, smutny Jeonggukie. Jak trzeba być naiwnym, żeby przyprowadzić do siebie osobę, która tak bardzo cię skrzywdziła, że potrzebna była interwencja policji?

— Mam wszystko pod kontrolą, nic się nie stanie. — tłumaczy się niepewnie Taehyung, ściskając palce w piąstce. Stresuje się. Wie, że Jimin ma racje, ale jego argumenty w jego mniemaniu też nie tracą na wartości. Wierzy, że faktycznie wszystko ma pod kontrolą, że nie będzie powtórki z rozrywki, że Jeongguk nic mu nie zrobi. W końcu, kiedy widzi, że kilka ostrzejszych słów i podniesiony głos sprawia, że starszy kuli się jak zbity pies, wie, że nie byłby w stanie nic mu zrobić. Po prostu to wie.

— Youngjae wie? — wyrywa się z pytaniem niespodziewanie, przez co Tae czuje jeszcze większe spięcie.

— Jimin...

— Wie czy nie? — docieka.

Taehyung łapie głęboki wdech, spuszczając przy tym wzrok.

— Nie wie.

Dwa słowa wystarczyły, by założona na prawej dłoni obrączka z wygrawerowanym imieniem męża wypaliła mu skórę, a Jimin kolejny raz starał się nie zabrudzić krwią ścian. 









_______________________________

Heeeeeeeeeej, stresuję się.

Drugi rozdział będzie później, buziaki❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top