12. Ręce trzymające przyszłość tego świata

Pustka działała w dziwny sposób. Niby podłoga zdawała się być płaska, niby żadnych chmur, czy przeszkód, a jednak, z jakiegoś powodu nie było doskonałej widoczności rzędu kilkudziesięciu, czy kilkuset kilometrów. Właściwie widoczność była raczej niewielka. Nie można było tego porównać do mglistego poranka, ponieważ przedmioty nie wyłaniały się z szarości, ani nawet bieli. Po prostu w pewnej chwili odwracało się głowę i człowiek orientował się, że coś znajduje się całkiem blisko niego, udając, że było tam od zawsze. Tak w odległości może trzydziestu metrów.

To, co doktor WingDings nazywał swoim laboratorium, było skupiskiem komputerów, blatów, zawalonych dokumentami regałów i dziwnych maszyn, umieszczonych pośrodku niczego. Tworzyły one kilka, jak nie kilkanaście wysepek i korytarzy, w których, Frisk była pewna, przy odrobinie wysiłku, można było się zgubić. Jednak jej ani Gasterowi aż tak na tym nie zależało. Dopiero teraz puszczając rękę dziewczyny, naukowiec szybkim krokiem wszedł między urządzenia i zaczął tam czegoś szukać. Frisk postanowiła zostać trochę z tyłu, by przypadkiem nie wejść mu w drogę. Rozglądała się ciekawie, niczego jednak nie dotykając. Widziała notatki, plany budowlane, papiery zapisane znakami, których nie rozumiała. Podejrzewała, że to właśnie takim alfabetem posługiwał się doktor Gaster. Wśród tego wszystkiego wyróżniało się kilka rysunków. Zrobione niewprawną ręką, bardzo szybko, kolorowymi kredkami, chyba świecowymi. Przedstawiały chyba Podziemie. Kilka scen, kilka postaci. Równie dobrze mogły być to przypadkowe plamy kolorów, jednak trzy z nich powtarzały się na kilku kartkach. Niska, okrągła, niebieska postać, podobnie mała, ale zdecydowanie chudsza, pomarańczowa, oraz wysoka, czarna. Ta ostatnia mogła być samym naukowcem, biorąc pod uwagę kolor jego płaszcza.

Poza dokumentami, Frisk widziała wiele maszyn, których funkcji nawet nie mogła się domyślać. Niektóre wielkości mikrofalówki, inne zmieściłyby wewnątrz dorosłego człowieka, a nawet konia. Czy któraś z nich mogła wysłać ją do domu?

Nagle dziewczyna wzdrygnęła się, czując za sobą dziwny chłód. Odwróciła się i z jej ust wyrwał się krzyk zaskoczenia, gdy zobaczyła szarą, półprzezroczystą postać tuż przed sobą. Postać spojrzała na nią z ciekawością, położyła coś na najbliższym stole, zamrygała, niczym uszkodzony hologram i zniknęła.

– ❄o j♏d♏n z moich współp📦♋cowników – wyjaśnił doktor WingDings. – Ni♏ n♋l♏żą ♋ni do świ♋♦♋📪 ♋ni do pus♦ki📪 dl♋♦♏go nigdzi♏ ni♏ są do końc♋ m♋♦♏📦i♋lni📬 Poj♋wi♋ją się📪 cz♋s♏m możn♋ z nimi po📦ozm♋wi♋ć📪 cz♋s♏m są ♦u♦♋j n♋w♏♦ kilk♋ godzin📪 po czym ♦♋k po p📦os♦u znik♋ją📬 Mni♏ ♦♏ż się cz♋s♏m zd♋📦z♋📪 ♋l♏ dużo 📦z♋dzi♏j📪 j♋ już j♏s♦♏m ♦u♦♏jszy – uśmiechnął się mówiąc to. – P📦óbuj♏my p📦♋cow♋ć n♋d kon♦📦olow♋ni♏m ♦♏go znik♋ni♋📬 Z m♋📦nym sku♦ki♏m ni♏s♦♏♦y📬 Al♏ ♦♏📦♋z cz♋s📪 by od♏sł♋ć cię do świ♋♦♋📬📬📬

***

***

***

Co to EXP? To skrót. Skrót od słów „Punkty egzekucji". Im więcej bólu zadajesz, tym łatwiej ci zrobić to po raz kolejny. A jeśli zrobisz to wystarczająco wiele razy, podniesie się twoje LOVE. LOVE to też skrót. Od „Level of Violence", czyli po twojemu poziom okrucieństwa. To nasz sposób na sprawdzenie, na ile ktoś jest zdolny skrzywdzić niewinne osoby.

– Ale ty nie zdobyłaś żadnego LOVE – powiedział Sans, stając przed nią w wyłożonym złotymi płytkami „Ostatnim Korytarzu". – Oczywiście nie znaczy to, że jesteś zupełnie niewinna, czy naiwna. Po prostu masz coś w swoim sercu. Nie ważne, jakie problemy stanęły ci na drodze, zawsze potrafiłaś wybrać dobrze. Powstrzymałaś się od ranienia innych i nawet jak uciekałaś, robiłaś to z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie zdobyłaś LOVE, ale zdobyłaś miłość. Czy to ma jakiś sens...?

– Nie – przerwała mu.

Podczas gdy Sans zdawał się z każdym słowem coraz bardziej rozluźniać i naprawdę być do niej przyjaźnie nastawiony, ona czuła się coraz gorzej.

– Oboje wiemy, że to, co mną kierowało to nie dobroć, tylko wyrzuty sumienia – powiedziała ze łzami w oczach. – Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedział? Nie jestem... niewinna...

Zdawało jej się, że po tym, Sans zmieni swoją narrację, ale on zamiast stać się znów cynicznym, zmęczonym życiem draniem, położył jej na głowie kościstą dłoń, w iście ojcowskim geście.

– To nie ty zabiłaś mojego brata – powiedział. – Każdy czasem popełnia błędy, choć może nie tak... makabryczne. Większość nie kończy się zaprzedaniem swojej duszy demonowi. Ale ty byłaś w stanie podjąć walkę i zmierzyć się z nim. Nie każdy potrafiłby coś takiego i twoja moc nie ma tu nic do rzeczy. A teraz... teraz stawisz czoło drugiemu największemu wyzwaniu. Twoje spotkanie z Asgorem przesądzi o losach świata. Jeśli przegrasz, król weźmie twoją duszę i za jej pomocą zniszczy nie tylko Barierę, ale też całą ludzkość. Natomiast jeśli ty go zabijesz, będziesz wolna, a my zostaniemy tu uwięzieni na zawsze.

– A mogę go po prostu nie zabijać? - zapytała z akcentem na "nie".

– Nie sądzę, żeby ci na to pozwolił. To król, a nie kolejny, wysłany przez niego strażnik. Heh... Na twoim miejscu pewnie chrzaniłbym wszystko i zawrócił, ale podejrzewam, że nie po to zaszłaś tak daleko, żeby teraz się poddać. Masz w sobie Determinację i jestem pewien, że tak długo jak nie stracisz sprzed oczu swojego celu, będziesz w stanie podjąć dobrą decyzję.

„Gdybyś ty wiedział, jaki dokładnie jest mój cel, nie mówiłbyś tego" – pomyślała Frisk, ale niczego nie powiedziała. Jej ponura mina musiała wystarczyć mu za odpowiedź.

– W każdym razie, liczymy na ciebie, dzieciaku. Powodzenia.

Po tych słowach Sans zniknął, a Frisk została sama, z jeszcze głębszym przekonaniem tego, co powinna zrobić. Głos, gdy mijała Gwiazdkę, nazwał to miejsce „ostatnim korytarzem", ale ona miała lepszą nazwę. „Sala Sądu".

Przygotowując się do tego, co musiała zrobić, przeszła dalej, aż dotarła do kolejnego szarego pokoju. Tabliczka przy drzwiach mówiła, że to sala tronowa.

– Dum dee dum... – słyszała ze środka melodię nuconą niskim głosem. – Dum dee dum...

Nie było drzwi, w które mogłaby zapukać, więc po prostu weszła do środka. Nie tak wyobrażała sobie salę tronową. To znaczy, oczywiście, po środku wielkiego pomieszczenia stał wielki, zdobiony tron, ale dookoła, całą podłogę i część ścian porastały zielone pnącza i, prawie że legendarne, złote kwiaty. Król, nucąc pod nosem, chodził między nimi z niewielką konewką.

– Proszę, poczekaj chwilę, zaraz skończę podlewać kwiatki – powiedział, nawet na nią nie spoglądając. Grzecznie więc poczekała, aż odwrócił się ze słowami – Howdy! Jak mogę ci... Och... – wbrew wszystkim ostrzeżeniom, jakie przed nim dostała, nie wyglądał, jakby miał się na nią zaraz rzucić z morderczymi zamiarami. – Tak bardzo chciałbym móc zaproponować ci filiżankę herbaty – powiedział, a cały jego dobry nastrój w jednej chwili wyparował. – Piękny dziś dzień, prawda? – spojrzał przez okno. – Ptaszki ćwierkają, kwiatki kwitną... Idealna pogoda, by pobawić się na zewnątrz, nieprawdaż?

„W podziemiach nie ma pogody" – kusiło ją, by to powiedzieć, gdy zamilkł na chwilę. Och, król sprawiał, że było to o wiele trudniejsze, niż jeszcze chwilę temu. Naprawdę bardzo chciała by poczęstował ją tą herbatą i opowiedział o swoim ogrodzie. Miała dziwne wrażenie, że po tym jak król ją zabije, nigdy sobie tego nie wybaczy. Nie chciała powodować u niego większych wyrzutów sumienia niż to absolutnie konieczne.

– Wiesz, co musimy teraz zrobić, prawda? – zapytał, a ona skinęła głową. – Jeśli... Kiedy już będziesz gotowa, przejdź do następnego pokoju.

Nie zwlekając podążyła za nim. Następne pomieszczenie było... jak nie z tego świata. Znajdowało się tam tylko trochę miejsca, by oboje mieli jak walczyć i siedem szklanych pojemników. Sześć z nich zawierało w sobie różnokolorowe ludzkie dusze, a jeden był pusty. Przygotowany dla Frisk. Jednak tym, co nadawało pomieszczeniu niezwykły wygląd była Bariera. Pulsująca białym światłem ściana energii. Dziewczynę trochę ciekawiło, a trochę bała się sprawdzić, co by się stało, gdyby jej dotknęła.

– To jest właśnie Bariera – powiedział król. – To właśnie ona trzyma nas uwięzionych w Podziemiu. Proszę, jeśli nasz jakieś niedokończone sprawy, idź teraz, je zakończyć. Będę tu czekał.

Dziewczyna zastanowiła się chwilę.

– Wszystko co miałam, już zrobiłam – odparła cicho. Nie była przygotowana na to, co miało nastąpić, ale czuła, że bardziej gotowa już nie będzie.

– Rozumiem... Więc to ten moment. Wybacz mi to, co muszę zrobić.

Frisk zamknęła oczy i stała nieruchomo.

„Dziwne światło wypełnia pokój. Wygląda na to, że twoja podróż dobiegła końca. Wypełnia cię to Determinacją" – usłyszała Głos. Prawdopodobnie po raz ostatni.

Nie widziała, nie otworzyła oczu, ale słyszała, jak król zamachnął się jakąś potężną bronią. Uderzył, ale... nie trafił?

– Miło było cię poznać, człowieku – powiedział.

Frisk otworzyła oczy i po prostu nie mogła w to uwierzyć. Litery, które pojawiały się przed nią w trakcie każdej walki i niektórych rozmów... Brakowało jednego elementu. Jednego, konkretnego słowa...

– Jakim cudem?! – wrzasnęła, szukając na podłodze porozbijanych kawałków „Litości". Jak to, do cholery, było w ogóle możliwe?! Nie, żeby zamierzała używać czegokolwiek w tej walce, ale... JAK?!!!

Król zaatakował, tym razem ją samą. Frisk wciąż była zbyt zdezorientowana, ale po tym jak pierwszy raz oberwała, wróciła na ziemię. Bolało. Nie odskakiwała przed atakami, jak to zazwyczaj robiła. Wręcz przeciwnie, sama rzuciła się w płomienie, by zakończyć to jak najszybciej. Nie musiała długo czekać, by znaleźć się w ciemnej przestrzeni, słysząc słowa „Nie poddawaj się, wszystko będzie dobrze. Pozostań zdeterminowany". Przy czym zdała sobie sprawę z jednej rzeczy. Dlaczego od wpadnięcia do podziemia, po każdej śmierci słyszała głos króla, skoro nie spotkała go nigdy wcześniej?

Swoją drogą ciekawe jak to jest, umrzeć tak naprawdę.

Otworzyła oczy stając znów między salą tronową a pokojem z Barierą. Wcześniej nawet nie zauważyła, że była tam Gwiazdka. Aczkolwiek obudzenie się tutaj mocno ją zdezorientowało. Myślała, że król zabije ją raz a porządnie. A może to jej moc nie pozwalała, by jej dusza została wykorzystana w ten sposób? Chyba tylko jedna osoba mogła jej na to odpowiedzieć. Poszła znów na spotkanie z królem, jednak przerwała mu jeszcze zanim zdążył się on odezwać.

– Czy zabicie człowieka i zabranie jego duszy to ta sama rzecz? – zapytała. Król zdawał się zaskoczony tym pytaniem, w czym z resztą nie było nic dziwnego, ale jednak jej odpowiedział.

– Nie, to nie to samo. Jeśli dusza człowieka się rozbije, nie będzie można jej użyć.

– Więc nie zabijaj mnie, tylko zrób, co musisz – odparła twardo. Skoro to nie zależało od jej mocy, to dlaczego ją zabił? Obciążał w ten sposób tylko własne sumienie, nie zyskując nic. Pogrzebując tu swój lud na kolejne lata.

– Miło było cię poznać, człowieku – powiedział król, a ona skinęła głową z pewnym roztargnieniem.

***

– Już dwa razy mnie zabiłeś. Możesz w końcu zrobić to porządnie? – prychnęła rozeźlona. Asgore wzdrygnął się, ale wyglądało na to, że poza tym nic się nie zmieniło.

***

– Nie wiem, o co ci chodzi! Jesteś ich królem, liczą na ciebie, a rozwiązanie masz na wyciągnięcie ręki! Na co ty czekasz?

***

– Mimo, że zabiłeś mnie już... z sześć razy, to ja nie zamierzam cię atakować, rozumiesz? Też chcę, żebyś zniszczył Barierę!

***

Miała już trochę dość tej walki. Ale może istniało inne rozwiązanie.

Jeśli niczego nie pokręciła, to chłopak, którego widziała w lustrze był w jakiś sposób obrazem, czy duchem tego dzieciaka, który został adoptowany przez rodzinę królewską. Wróciła więc do domu na górze, mając nadzieję jeszcze raz go zobaczyć i może otrzymać jakieś wskazówki. Na miejscu jednak nie znalazła niczego poza własnym odbiciem.

– Słuchaj, jeśli mi nie pomożesz, prawdopodobnie popełnię jeden z największych błędów w swoim życiu – powiedziała w przestrzeń, jednak nikt nie przybył, by jej odpowiedzieć. Nie miała pojęcia, czego się spodziewała, ale, skoro nie mogła liczyć na pomoc z zaświatów, musiała poradzić sobie sama. Tym razem nie chodziło przecież  o znalezienie sposobu ominięcia przeciwnika, a zmuszenie go, by spełnił swoje groźby. Coś, z czym teoretycznie nie powinno być żadnego problemu. Wręcz przeciwnie, Asgore nie robił tego dla siebie, ale dla swoich poddanych. Powinien dokończyć to, co zaczął. Więc dlaczego tego nie robił?! Frisk musiała go jakoś przekonać.

Zagryzając wargi postanowiła poszukać w domu jakiejś podpowiedzi. Zaczynając od lustra, pierwsze drzwi, które otworzyła, prowadziły do sypialni króla. Z jakiegoś powodu wydawała jej się dość podobna do pokoju Toriel. Duże łóżko, biurko, doniczka ze złotym kwiatkiem... Nie powinna zaglądać do czyjegoś pamiętnika. Na otwartej stronie widniało tylko „Ładny dziś dzień!", co było prawdopodobnie początkiem wpisu, który król zamierzał dokończyć wieczorem. Przynajmniej tak myślała, zanim przeczytała resztę. Azgore nie tworzył długich, szczegółowych notatek. Pisał raczej hasłowo, najważniejszych wydarzeniach danego dnia. Co jakiś czas powtarzało się też zdanie „Ładny dziś dzień", co prawdopodobnie oznaczało, że tego dnia nie wydarzyło się absotutnie nic wartego zapamiętania. Skoro tak to wyglądało, Frisk odwróciła dziennik na stronę, na której powinien być otwarty i znalezioną na biurku kredką dopisała: „Bariera została zniszczona. Od dziś wszyscy jesteśmy wolni."

Musiała pamiętać, by dotknąć Gwiazdkę, nim wróci do walki, bo po następnej śmierci, oczywiście o ile wróci, na pewno nie będzie pamiętać, by uzupełnić dziennik króla.

Na drzwiach następnego pomieszczenia wisiała kartka „Pokój w trakcie renowacji", co jeszcze bardziej przypomniało Frisk o domu w Ruinach. Z tym, że tam to ostatni pokój był zamknięty, a w środkowym mieszkała Toriel... Jeśli w czasach, gdy tworzyli jeszcze rodzinę, spali osobno, to miało nawet jakiś sens.

Ostatni pokój, który sprawdziła, a pierwszy na prawo od drzwi wejściowych, zdecydowanie był pokojem dziecięcym. Dwa łóżka, stojące pod przeciwnymi ścianami, duża szafa wypełniona zdecydowanie za małymi na dorosłą osobę, zielonymi sweterkami. Na ścianie wisiał rysunek złotego kwiatka, a na komodzie stała ramka z rodzinnym zdjęciem. Asgore i Toriel wyglądali na bardzo szczęśliwych, tak samo jak ich syn, Asriel, o ile dobrze zapamiętała to imię. Czwartą osobą był człowiek, który prawie całkowicie schował swoją twarz za włosami i naręczem kwiatów. Jednak Frisk nie miała żadnych wątpliwości, że to ten sam chłopiec, którego widziała w odbiciu. Bo i kto inny mógłby tam stać?

W pokoju była jeszcze jedna, a właściwie dwie ważne rzeczy. Owinięte w biały papier i przewiązane czerwoną wstążką prezenty. Nie były tu bez powodu. W pierwszym, który otworzyła znajdował się naszyjnik w kształcie serca, z trochę niewprawnie wyrytym napisem „Najlepsi przyjaciele na zawsze". To nie była kolejna zgubiona wstążeczka, a coś, co dla kogoś musiało mieć dużą wartość. Coś przeznaczonego dla konkretnej osoby. Nie dla niej, ale czuła, że powinna go założyć. W drugim pudełku znajdował się sztylet. Wydawał się bardzo stary i mocno zużyty, jednak krawędzie miał wciąż bardzo ostre.

– Jak chcesz – zawołał Frisk w powietrze. – Jakby co, to będzie twoja wina!

Wstała i poszła na spotkanie z królem. Jednak po „zapisaniu" czasu przy Gwiazdce nie była już tak zdecydowana, a gdy stanęła przed Asgorem zupełnie straciła pewność. Kiedy ostatnio wybrała walkę, skończyło się to naprawdę bardzo, bardzo źle.

Asgore, jak za każdym poprzednim razem, zapytał, czy na pewno Frisk nie ma żadnej niedokończonej sprawy, wytłumaczył jej, czym jest Bariera, oraz zniszczył możliwość okazania litości.

– Co to miało być?! – krzyknęła niby oburzona. Może była jeszcze szansa, by ugrać to w ten sposób? – Nie ma tak! To wbrew zasadom! Pobite gary, ja się tak nie bawię!

Usiadła tam, gdzie stała, zakładając ręce na piersi i z uporem nie reagując, cokolwiek król by nie zrobił. Niestety, gdy znów otworzyła oczy, znajdowała się przed salą tronową, tuż przy Gwiazdce. Tak jak za każdym poprzednim razem.

– Zatem niech będzie jak sobie życzysz – mruknęła. – Ja zrobiłam co mogłam. Całe siedemnaście razy.

__________________________

To nie tak, że kończymy, zostało jeszcze z 6 rozdziałów, ale jak otworzyłam ten do poprawy i patrzę, że jest sąd, to miałam takie "chwila, to już?! Przecież dopiero co wyszliśmy z domku Napstablooka."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top