13
Patrzę na niego z pogardą.
Zaraz jego krew poplami moją nieskazitelną bluzkę. Trochę żal mi tej bluzki...
Takich jak on trzeba tępić. Bez mrugnięcia okiem zgnieść i patrzeć jak konają w cierpieniu.
Tysiące już zostało zabitych, a dalej tak wielu plami nasz wspaniały świat.
Gardzę waszym gatunkiem. Żerujecie na innych, nie potrafiąc nawet same funkcjonować. Bez nas jesteście nikim. Zresztą z nami również.
Ale lubicie, gdy zwracamy na was uwagę, prawda? Nawet jeśli tylko po to, żeby jednym ruchem wydać was na śmierć.
Lgniecie do nas, choć wiecie, że zgniecie. Żałosne.
Zagazowywane, skrócone o głowę, torturowane, zabijane bez cienia litości.
Jesteście śmieciami, nadajecie się tylko to roznoszenia chorób i zabijania. Nic więcej na ten świat nie przyniosłyście. Wasza egzystencja zależy od nas. Jesteśmy po prostu lepsi i wszyscy o tym wiedzą.
Dlatego właśnie, mamy nad wami władzę.
Szybkim ruchem opuszczam rękę na komara, który właśnie chciał mnie ugryźć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top