Kredka
Opatula swoją krystaliczną, śnieżną aurą
I zsyła promyk słońca uśmiechem za firanką
Ciepłe dłonie jak ognia płomień głaszczą me skronie
Spojrzenie to migdał, a cały strach w nim utonie
W jego oczach pokrzywa, jakby rany znamiona
Czy pod jasnosiwym grzebieniem inna jest Ona?
Czerwień, coś jakby biel pod niebieskim płyną niebem
Me usta karmi ciszą - szarości pełnym chlebem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top