Dziewiczość
Wejście otwarte na oścież, szeroko
Przedziera się cichutko, pod powłoką
Jej płytki oddech i przymknięte oko
Niewinność spowił nieśmiałą roztoką
Śmiechy i piski, choć blada jest jej twarz
Wszystkie ciała komórki grają swój marsz
Jest pięknie, lecz każdy ruch rozważnie waż
Zanim nadejdzie ostatnia z nocnych szarż
Rankiem mija łaknienie, nadchodzi kac
Gdy po afrodyzjaku kosztujesz kwas
Już czas wynieść alkohol z tych srebrnych tac
I w odbiciu zobaczyć smugi, nie nas
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top