☆ czuje coś więcej

HAJIME BYŁ CHŁOPCEM, którego najmniejszy uśmiech chwytał cię za serce. Zdecydowanie pasował do uroczego motywu unitu「Ra*bits」. Niestety, nie dawał się namówić na ubranie sukienki, czy nazywanie cię siostrzyczką — musiałaś jakoś przeboleć ten fakt. Mimo to dość szybko udało ci się do niego zbliżyć, nie zważając na jego nieśmiałą naturę. Całkiem lubił twoje towarzystwo, uważając je za kojące, i choć nie polegał na tobie tak, jakbyś tego chciała, zawsze miał dla ciebie czas.

Pewnego dnia Hajime zaproponował ci wyjście na lody, żeby nieco cię rozchmurzyć. Od rana pracowałaś nad formalnościami i byłaś absolutnie wykończona, co oczywiście nie umknęło jego uwadze. Mimo że budżet Shino był niewielki i w dużej mierze składał się z zarobionych ciężką pracą pieniędzy, nalegał, że to on zafunduje ci tę chłodną przyjemność. Przystałaś na jego propozycję, zbyt zmęczona, aby z nim dyskutować.

Usiadłaś na ławce blisko lodziarni i czekałaś, aż Hajime wróci z waszymi porcjami. Twoja głowa to opadała, to unosiła się. Byłaś zbyt senna, żeby powstrzymać się od chęci zamknięcia oczu i zaśnięcia na choćby pięć minut.

— Proszę, [Imię]. — Podał ci starannie owinięty w serwetkę rożek. Podziękowałaś mu i od razu zabrałaś się do jedzenia, licząc, że lód nieco cię rozbudzi.

Od momentu, w którym się poznaliście, łatwo można było stwierdzić, że zarówno ty jak i Hajime bierzecie na swoje barki o wiele za dużo. Oboje pracowaliście niemalże do utraty tchu i oboje pouczaliście siebie nawzajem w kwestiach odpoczynku oraz mierzenia sił na zamiary. Martwiliście się jeden o drugiego, przez co wasza relacja dość szybko przeszła do fazy przyjacielskiej. Mitsuru często śmiał się, porównując was do starego dobrego małżeństwa, na co Hajime reagował przesadną gestykulacją i dukaniem zaprzeczeń. Szczerze powiedziawszy, trochę cię to smuciło. Naprawdę byłabyś aż tak straszną żoną?

— Hej, Hajime... — wymruczałaś zaspanym głosem. — Dlaczego nie chciałbyś, żebyśmy zostali małżeństwem?

Nie miałaś pojęcia, co mówisz. Byłaś na skraju, między snem a jawą, więc paplałaś wszystko, co ślina przyniosła ci na język. Z kolei Hajime zaczerwienił się po same uszy, patrząc na ciebie z przerażeniem. Miał trudności ze złapaniem oddechu.

[Imię], c-co ty wygadujesz?!

— Wiesz, to niegrzeczne mówić, że nie chciałoby się kogoś poślubić...

— E-eh? [Imię], czy ja... Czy ja cię tym uraziłem? — spytał, zaniepokojony.

— Rany, oczywiście! Przez ciebie czuję się jak przegryw...

— A-ale ja... Tak naprawdę wcale tak nie myślę... — mruczał, bawiąc się palcami.

Niestety nie usłyszałaś go, bo już dawno zasnęłaś. Zorientował się, kiedy poczuł dziwny ciężar na swoim ramieniu, którym okazała się twoja głowa. Natychmiast zesztywniał i ponownie się zaczerwienił. Biedny chłopiec nie miał pojęcia, jak zareagować. Kątem oka spojrzał na twoją spokojną, pogrążoną we śnie twarz i uśmiechnął się pod nosem.

— Myślę, że byłabyś wspaniałą żoną — powiedział cicho, korzystając z okazji.


Od waszego wyjścia na lody zauważyłaś, że Hajime często chodził z głową w chmurach. Zrobił się nieco bardziej niezdarny, a w dodatku jego nieśmiałość do twojej osoby zdawała się wrócić, tyle że w jakiś inny, dziwniejszy sposób. Jednak najbardziej zaskoczył cię, kiedy Mitsuru po raz kolejny zaczął się na tobie wieszać. Hajime od razu go odciągnął, tłumacząc mu, że jesteś zmęczona i powinien dać ci odpocząć, chociaż wcześniej nie zwracał na takie rzeczy uwagi. 

Wydawało ci się, że Nazuna wie coś na ten temat, ale gdy go o to zapytałaś, jedynie uśmiechnął się tajemniczo, zapewniając cię, że wszystko wkrótce się wyjaśni. Cóż, skoro Nazuna tak mówił, to musiała być prawda... czyż nie?




OD WOJNY NA BALONY Z WODĄ HINATA I TY kontynuowaliście swoją małą wojnę na kawały. Czasami wygrywał on, czasami ty, co finalnie zawsze skutkowało remisem, a często również wizytą w pokoju nauczycielskim. Byłaś producentką, zapewne powinnaś zachowywać się dojrzalej, ale Aoi wydobywał z ciebie twoją psotną naturę i, co tu dużo mówić, podobało ci się to. W życiu nie przypuszczałaś, że twoje licealne życie będzie tak ekscytujące.

I tym razem, zamiast zajmować się swoimi zajęciami, rozmyślałaś, jak nabrać Hinatę. Wpadłaś na — w twoim mniemaniu — absolutnie najlepszy pomysł na świecie. Miałaś zamiar udawać, że pomyliłaś go z jego bratem bliźniakiem. Tak, to był plan idealny i postanowiłaś zrealizować go od razu.

Znalezienie Hinaty było łatwe. Z jakiegoś powodu zawsze wiedziałaś, dokąd iść, żeby się na niego natknąć. Ku twojej uciesze nie miał ze sobą swoich słuchawek — to zdecydowanie utrudniłoby twoje zadanie. Podbiegłaś do niego radośnie, przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było cię stać.

— Ooo Yuta-kun!

Hinata odwrócił się w twoją stronę. Miał ręce włożone do kieszeni. Normalnie natychmiast by się rozpogodził i przytulił cię na powitanie, ale tym razem stał w bezruchu, patrząc na ciebie pustym wzrokiem. Odebrałaś to jako zwykły szok i kontynuowałaś swój żarcik.

— Widziałeś gdzieś może swojego brata? Mam świetny pomysł, jak się na nim odegrać, ale nie mogę go znaleźć. — Twoja gra aktorska była na wysokim poziomie, nikt nie byłby w stanie zauważyć, że się zgrywasz.

— Um... — Hinata podrapał się po karku. — To ja.

Zamrugałaś kilka razy, udając zdziwienie, a potem zaśmiałaś się i zdzieliłaś go w ramię.

— Bardzo śmieszne, Yuta-kun. Czy to był pomysł Hinaty? Tak chce mnie wkręcić?

— To naprawdę ja! — krzyknął. To nie było lekkie sfrustrowanie — naprawdę był wściekły i zawiedziony. 

A ciebie zjadało poczucie winy. Co chciałaś osiągnąć? Przecież ten pomysł był absolutnie kretyński.

— Mój Boże, Hinata, przepraszam! Wiem, że to ty! Chciałam tylko zrobić ci niewinny kawał... Nie miałam pojęcia, że sprawię ci tym przykrość... Raty, powinnam się domyślić, pewnie wszyscy was ciągle ze sobą mylą. Naprawdę bardzo, bardzo cię przepraszam... Przysięgam, że więcej tego nie zrobię. Nie wiem, co ja sobie myślałam...

— Nie myślałaś — rzucił, ale tym razem spokojnie. Zasłużyłaś na to. — Naprawdę wiedziałaś, że to ja?

— Oczywiście, że tak, głuptasie! Wydaje ci się, że po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, nie potrafiłabym cię rozpoznać? Nie potrzebuję żadnych słuchawek ani nic takiego, żeby wiedzieć, który z was to który. Jesteście zupełnie różni, a ty, Hinato Aoi, jesteś moim absolutnym ulubieńcem.

Hinata uśmiechnął się, na początku nieśmiało, a potem pełnie, prezentując całe swoje uzębienie. Wyglądało na to, że twoja odpowiedź go usatysfakcjonowała. Odetchnęłaś z ulgą. Ostatnie, czego chciałaś, to żeby Aoi myślał, że nie jest wyjątkowy. Albo przestał się z tobą przyjaźnić.

— W porządku, wybaczam ci, aleee...

No tak, ale. Przygotowałaś się na najgorsze.

— Muszę mieć pewność, że nie kłamiesz, więc przyprowadzę Yutę i będziesz musiała zgadnąć, który z nas to ja!

Cóż, to wcale nie było takie złe. Byłaś pewna, że podołasz zadaniu i wcale się nie myliłaś. Hinata przeprowadził piętnaście kolejek tej głupiej zabawy i zgadywałaś za każdym razem. A przy każdym właściwym wyborze oczy Hinaty stawały się coraz jaśniejsze. Gdy wreszcie uznał, że możecie skończyć, znalazł się niebezpiecznie blisko twojej twarzy.

— Masz szczęście, tym razem wygrałaś — rzucił z łobuzerskim uśmiechem. Nie wiedzieć czemu zrobiło ci się strasznie gorąco.

Po tym wszystkim Hinata był jeszcze bliżej ciebie niż do tej pory. Zawsze lubił kontakt fizyczny, ale teraz bez przerwy cię przytulał, opierał się o ciebie, kładł dłoń na ramieniu, głaskał po głowie — robił wszystko, co tylko mógł, nawet stał w odległości zaledwie kilku centymetrów. Twoje serce ledwo to wytrzymywało, a Hinata doskonale o tym wiedział i świetnie się bawił. Droczył się z tobą, wiedziałaś o tym, ale wyglądało to inaczej niż do tej pory. Nie wiedziałaś, co o tym myśleć. Ale Hinata już tak.




TORI NIE ŻARTOWAŁ, KIEDY UZNAŁ CIĘ ZA swojego nowego niewolnika. Po zdarzeniu z katsudonem często do ciebie przychodził. Czasami czegoś żądał, ale równie często lubił po prostu się przechwalać. Mówił, że jesteś dużo lepsza niż Yuzuru, bo nie prawisz mu kazań i niczego nie zabraniasz. Czułaś się jak drugi rodzic, który rozpieszcza swoje dziecko, podczas gdy pierwszy stara się egzekwować dyscyplinę. Miałaś nadzieję, że twoje zachowanie nie utrudniało zbytnio pracy Fushimiemiu. Ale co miałaś zrobić? Tori był po prostu zbyt uroczy!

W końcu zaczęłaś zauważać, że takie pobłażanie w ogóle mu nie służy. Himemiya, choć ciężko pracował i zdarzało mu się mieć przebłyski dobroci, wciąż był arogancki. Zaczęłaś rozumieć, dlaczego Yuzuru zachowuje się tak, a nie inaczej. Chciałaś, żeby Tori był najlepszą wersją siebie, więc postanowiłaś także próbować swoich sił w nakierowywaniu go na to, co dobre.

Kiedy chłopiec przyszedł do ciebie z jakimś żądaniem, powiedziałaś mu, żeby zrobił to sam. Był w tak ogromnym szoku, że na początku nie wiedział, co powiedzieć. Później próbował patrzyć na siebie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami w nadziei, że się złamiesz. Był blisko, ale trwałaś dzielnie przy swoim. W końcu miał łzy na czubku nosa.

[Imię]-chan, czemu jesteś dla mnie taka niemiła?!

NIGDY nie używał twojego imienia. To było niezwykłe rozwinięcie sytuacji.

— Nie jestem niemiła, Tori. Robię to dlatego, że mi na tobie zależy — odparłaś ze spokojem.

— Gdyby ci zależało, to byś mi pomogła!

— Właśnie to robię. — Zaczęłaś głaskać go po głowie, co nieco go uspokoiło. — Tori, nie jestem twoim niewolnikiem, tylko przyjaciółką. A przyjaciele starają się sobie pomagać i o siebie dbać. Wiem, że może ci się wydawać, że robię ci na złość, ale to nieprawda. Po prostu chcę, żebyś był sobą. Ale tym prawdziwym, a nie zapatrzonym w siebie paniczem. Przecież tak naprawdę jesteś dobry, prawda?

Tori był w niemałym szoku. Twoje słowa naprawdę go poruszyły — rzeczywiście ci na nim zależało. Wcale nie musiał zatrzymywać cię przy sobie na siłę. Ogarnęło go kojące uczucie i teraz absolutnie nie chciał się z tobą rozstawać. Kiwnął głową, pokazując, że przyjął to do wiadomości. 

Następnego dnia Himemiya zachowywał się zupełnie inaczej. Przyniósł ci masę prezentów, zapłacił za twój obiad i ograniczył przechwałki do minimum. Zamiast tego łasił się do ciebie jak kot. Tłumaczyłaś mu, że nie chodziło ci o to, żeby teraz zasypywał cię upominkami. Powiedział, że zdaje sobie z tego sprawę — po prostu ma ochotę to robić. Nie przyjmował w tej kwestii słowa sprzeciwu. Dodatkowo stał się bardziej dojrzały — nie uciekał od Yuzuru, tylko stawiał mu czoła i wychodził ze swojej strefy komfortu, gdy sytuacja tego wymagała. Nie miałaś pojęcia, jak mógł przejść taką zmianę w tak krótkim czasie, ale byłaś z niego dumna.

A to właśnie było jego głównym celem...




OD FERALNEGO SPOTKANIA W BIBLIOTECE ty i Yuta zaczęliście powoli się do siebie zbliżać. Na początku chłopak jedynie witał się z tobą, mijając cię na korytarzu. Uśmiechał się do ciebie przyjaźnie, co natychmiast odwzajemniałaś. Nie mieliście jednak sposobności pogadać ze sobą dłużej, jako że oboje byliście zajęci swoimi obowiązkami.

Czasami, gdy akurat był w towarzystwie swojego brata, zauważałaś, że starszy bliźniak — Hinata — lekko szturchał go w ramię, dziwnie się przy tym uśmiechając. Yuta rumienił się wtedy i go odpychał, a potem machał do ciebie, zażenowany. Uważałaś to za niezwykle zabawne i zawsze się z tego śmiałaś. W końcu, któregoś dnia, Hinata popchnął Yutę prosto na ciebie i oboje spadliście na podłogę. Na szczęście nie było to nic poważnego, oboje zdążyliście podeprzeć się rękami.

— Wszystko w porządku? — zapytaliście się równocześnie i wybuchliście śmiechem.

— Tak, nic mi nie jest — odpowiedziałaś. — A tobie?

— Też nic. Bardzo przepraszam za brata, nie wiem, co go napadło. — Zapewne Yuta byłby bardziej zdenerwowany, gdyby nie fakt, że Hinata od razu zbiegł z miejsca zdarzenia. Nie było więc na kogo nakrzyczeć. 

— Nic nie szkodzi, naprawdę. Najważniejsze, że nic ci się nie stało, Aoi.

— Jeśli ci to nie przeszkadza, wolałabym, gdybyś mówiła do mnie po imieniu. Tak będzie łatwiej odróżnić mnie od brata, a poza tym... mam nadzieję, że uda nam się do siebie zbliżyć — przyznał nieśmiało.

— Myślę, że już byliśmy ze sobą dość blisko — zaśmiałaś się. Aoi również, choć bardziej niezręcznie. — Oczywiście, w takim razie przejdźmy na ty, Yuta!

Chłopak kiwnął głową, wyraźnie zadowolony. Miałaś wrażenie, że naprawdę lubił, gdy adresowałaś go bezpośrednio. Przez moment chciałaś się z nim podroczyć, powtarzając jego imię w kółko, ale zrezygnowałaś z tego pomysłu. Hinata wprowadził dostateczny chaos.

— Czy twój brat często się tak zachowuje? Mam wrażenie, że gdy tylko widzę was razem, to ciągle cię zaczepia.

— Ach, no tak, to głównie z twojego powodu — przyznał, a zaraz potem zakrył usta, jakby palnął największe możliwe głupstwo.

— Przeze mnie? — Uniosłaś brew.

Yuta zaczął panikować, próbując wymyślić jakąś sensowną wymówkę. Na szczęście nie musiał się martwić, bo Hinata powrócił i postanowił mu pomóc.

— Yo, [Nazwisko]-san! Yuta chciał zapytać, czy poszłabyś z nim na obiad! — Hinata zarzucił ramię na brata i uśmiechnął się szeroko.

— Ja wcale nie-

— Z chęcią!

Oboje spojrzeli na ciebie, równie zdziwieni. Nie przypuszczali, że to się uda.

— N-naprawdę? — upewnił się Yuta.

— Naprawdę! W takim razie do zobaczenia później?

— Um... Tak, do zobaczenia, [Imię]!

Hinata wyglądał na zaskoczonego, gdy usłyszał, że mówicie do siebie po imieniu. Złapał brata za ramiona i zaczął nim potrząsać, krzycząc coś o tym, że miał rację. Nie miałaś pojęcia, czego to dotyczyło ani nie miałaś czasu się dowiedzieć. Pozostawiłaś więc ich samych ze sobą.

Obiad z Yutą okazał się sukcesem i dał mu potrzebną przestrzeń do otworzenia się przed tobą. Rozmawialiście o wszystkim i o niczym, tym samym zbliżając się do siebie bardziej, niż przypuszczaliście. Aoi  nawet zdecydował, że musi podziękować bratu za jego ingerencję, bo sam był zbyt niepewny, żeby do ciebie podejść. Ty też byłaś wdzięczna za ten rozwój wydarzeń. Wyglądało na to, że pech, który towarzyszył wam obu, potrafił również zdziałać coś dobrego.

I rzeczywiście, choć niemal każda wasza kolejna interakcja miała w sobie pierwiastek katastrofy, to właśnie to sprawiło, że staliście się najlepszymi przyjaciółmi. Teraz występowaliście w dwupaku i nie dało się was odseparować. To z kolei wybitnie cieszyło Hinatę, który miał jeszcze więcej okazji do droczenia się z wami.

Tyle że powoli coraz rzadziej wam to przeszkadzało...





NATSUME BYŁ ABSOLUTNĄ ENIGMĄ, której nie sposób było pojąć. Widywałaś go coraz częściej, a jednocześnie równie często gdzieś znikał. Potrafił rozmawiać z tobą przez jakiś czas, a potem rozmyć się w powietrzu, kiedy tylko miał taki kaprys. Wielokrotnie mówił do ciebie coś dziwnego, a gdy na to nie reagowałaś, frustrował się, marudząc pod nosem, że to na ciebie nie działa. Nie miałaś bladego pojęcia, czym było to coś, ale byłaś wdzięczna, że nie jesteś na to podatna, cokolwiek by to nie było.

Wyciągnęłaś wniosek, że do Natsume nie dało się zbliżyć. Odkrywał tyle kart, ile było mu na rękę i nic ponadto. Dzięki temu nie wiedziałaś o nim niczego, pomimo wielu konwersacji, które przeprowadziliście. Nigdy nie byłaś też pewna, co naprawdę czuł — unikał szczerości i zainteresowania spoza swojego kręgu. Pomijając swój unit, zauważyłaś, że miał ogromne pokłady ciepła w stosunku do kilku trzecioklasistów: Sakumy, Hibikiego, Itsukiego i Shinkaia. Zastanawiałaś się, dlaczego akurat oni są dla niego tak ważni. Oczywiście Sakasaki nic ci nie powiedział, poza tym, że łączy ich pewna historia.

Postanowiłaś sama znaleźć odpowiedzi, a najprostszym sposobem było zapytanie Aoby. Byli razem w unicie, a zresztą łatwiej było się z nim dogadać niż z Harukawą. Nie pomyliłaś się — Tsumugi był więcej niż chętny, aby podzielić się faktami z życia Natsume. Oprócz mało istotnej informacji, że był kiedyś crossdresserem, dowiedziałaś się o Pięciu Ekscentrykach. I to absolutnie złamało ci serce.

Biegałaś po szkole, usiłując znaleźć Sakasakiego, jednak nieważne, do jakiej sali weszłaś, nie mogłaś go znaleźć. Przez moment bałaś się, że ci się nie uda, aż przypomniałaś sobie o tajnym przejściu, którego użył podczas waszego pierwszego spotkania. Dzięki niebiosom, jakimś cudem udało ci się je otworzyć i wejść do środka. Twoje przeczucie się sprawdziło — siedział tam, całkiem sam, odcięty od świata. 

— Natsume? — szepnęłaś.

Chłopak spojrzał na ciebie. Wyglądało na to, że twoja obecność go zaskoczyła, choć starał się tego nie pokazywać. Uśmiechnął się tak, jak zwykle — bez większego zainteresowania.

— DOBRY wieczór, kotku. Stęskniłaś SIĘ?

— Wiem o Ekscentrykach — wypaliłaś.

Natsume zamrugał kilka razy. Zbiłaś go z tropu, to na pewno. Jego złote oczy zrobiły się mgliste, a sztuczny uśmiech stał się delikatny i smutny.

— Nie POWINNAŚ się w to wtrącać.

— A właśnie, że powinnam! Ty mi nigdy nic nie mówisz! Dlaczego to przede mną ukrywałeś?!

— Bo to PRZESZŁOŚĆ, o której NIE CHCĘ PAMIĘTAĆ.

Twoje oczy zaczęły nabierać łez. Mógł mówić, że to tylko przeszłość, ale ty wiedziałaś, że rany, które po niej zostały, wciąż istniały i bolały tak samo mocno. Przestałaś myśleć i po prostu go przytuliłaś. Mięśnie Sakasakiego natychmiast się spięły.

— Tak mi przykro, Natsume. To musiało być straszne. Zrobiłeś, co mogłeś.

Poczułaś, jak jego ramiona zaczynają się trząść, a ręce powoli oplatają twoją talię. Płakał. Chociaż ukrył twarz w twoim ramieniu, wiedziałaś. Ostrożnie głaskałaś jego plecy, sama ledwo powstrzymując łzy przed wypłynięciem. To był pierwszy raz, kiedy Natsume Sakasaki się złamał, a ty mu na to pozwoliłaś.

Natsume nie chciał już nigdy wspominać o tym, co się między wami wydarzyło, ale jednocześnie wiedziałaś, że nie przeszło to bez echa. Był o wiele bardziej nieśmiały i łagodny, przynajmniej w twojej obecności. I chyba starał się do ciebie zbliżyć? Czasami nie miałaś co do tego pewności, zapewne dlatego, że sam Natsume nie do końca wiedział, co robi ani czego oczekuje. Ale już wkrótce sytuacja miała stać się o wiele jaśniejsza...




TRUDNO BYŁO CI DOTRZEĆ DO RITSU, który na początku zdawał się delikatnie poirytowany twoją obecnością. Wiecznie znajdywałaś go śpiącego w przedziwnych miejscach i usiłowałaś przekonać do pójścia na próbę lub do wzięcia udziału w lekcjach, na co on odpowiadał niezadowolonym jękiem. Jedyną osobą, której słuchał się bez zarzutów, był Mao Isara. Łasił się do niego niczym mały kotek potrzebujący pieszczot, a na ciebie syczał, nie dając się dotknąć. Po pewnym czasie zrezygnowałaś z bycia niańką i zostawiłaś Ritsu samego sobie, co — o ironio — nie mało nim wstrząsnęło.

Gdy znalazł bezpieczne miejsce na swoją drzemkę, a ty po raz kolejny nie przyszłaś go obudzić, już wiedział, że coś było nie tak. Zdołał się przyzwyczaić do twoich narzekań i wręcz uznawał je za rutynę, bez której czuł się nieco zagubiony. Rozglądał się na wszystkie strony, wyczekując twojego przybycia, ale w gruncie rzeczy nigdy się nie zjawiłaś. Jakież było jego zdziwienie, gdy znalazł cię w jednej z klas, spokojnie obserwującą próbę「Knights」. Spojrzałaś na niego, a zaraz potem odwróciłaś wzrok, nawet nie komentując faktu, że udało mu się przyjść bez zaciągania go siłą. 

Mina natychmiast mu zrzedła, a twoja obojętność bynajmniej mu się nie spodobała. Usiadł koło ciebie — zero odzewu, ani drgnęłaś. Nadymał policzki, niezadowolony, po czym zaczął szturchać cię palcem po twarzy.

[Imię]. [Imię]. [Imię] — powtarzał w kółko.

— Ritsu, ile ty masz lat, pięć? — spytałaś w końcu, zdenerwowana. Skrzyżowałaś ręce na piersiach w geście obrazy i prychnęłaś, aby zwiększyć efekt.

Nie minęła chwila, gdy naburmuszony chłopak położył się na twoich udach i zaczął szczypać twoje policzki. Pisnęłaś, a chłopcy natychmiast przerwali próbę, rozproszeni. 

— Ritsu-senpai, nie wolno tak traktować kobiet! — wtrącił się Tsukasa.

— Dokładnie, Ritsu-chan, to nie przystoi~ — dodała Arashi.

— Ritsu, to boli! — łkałaś.

— W takim razie nie ignoruj mnie — mruknął, po czym wtulił się w twoją talię. Miał minę jak mały chłopiec, któremu nie poświęcano dostatecznie dużo uwagi. To było do niego tak niepodobne, że na ten widok twoje serce zrobiło mini salto.

— Ignorować? Ja ciebie? — Twój głos był teraz dużo łagodniejszy.

— Ostatnio w ogóle na mnie nie krzyczysz, nie ciągniesz mnie na zajęcia... Już mnie nie lubisz?

— O-oczywiście, że cię lubię! — krzyknęłaś i natychmiast tego pożałowałaś.

— Ach taaak~? — Jego mina przybrała złowieszczy wyraz.

Natychmiast dołącz do próby.

— Ale-

NATYCHMIAST.

Ritsu z niechęcią wstał. Nie miał zamiaru podpaść ci jeszcze bardziej, więc grzecznie doszedł do chłopaków. Ty z kolei próbowałaś zapomnieć o swoim zażenowaniu i skupić się na pomocy zespołowi, chociaż było to trudne, gdy Ritsu za każdym razem posyłał ci głupawe uśmieszki. 


Od tamtego dnia chłopak przyczepił się do ciebie prawie tak samo jak do Mao. Kontynuowałaś swoje matkowanie, ale tym razem nie reagował na nie tak negatywnie, jak kiedyś. Zgadzał się na wszystko, pod warunkiem że potem pozwolisz mu pospać na swoich nogach. Nie było to dla ciebie zbyt wymagające, więc na to przystałaś. Nigdy nie przyznałabyś tego głośno, ale lubiłaś, gdy Ritsu na tobie leżał.

Z czasem zaczął za tobą chodzić, kiedy tylko miał okazję. Gdy wypełniałaś papierkową robotę, siedział koło ciebie, przyglądając się, jak pracujesz, a potem przyciskał swój policzek do twojego, kompletnie burząc twoje skupienie. Podczas lunchu albo kazał się karmić, albo zabierał ci łyżeczkę i sam wcielał się w rolę karmiącego, specjalnie cię brudząc, żeby potem móc pomacać twoją twarz. Niekiedy nagle się na ciebie rzucał, domagając się twojej krwi, na co reagowałaś krzykiem i solidnym walnięciem go w brzuch z łokcia.

Nie miałaś pojęcia, dlaczego Ritsu zrobił się taki wymagający i bez przerwy naruszał twoją przestrzeń osobistą, ale po części ci się to podobało. Zdarzało ci się zauważyć, że miał niezadowoloną minę, gdy z kimś rozmawiałaś. Wtedy szybko uczepiał się twojego ramienia i wystawiał język do rozmówcy, jakby dając mu do zrozumienia, że ma się od ciebie odczepić (zwłaszcza w przypadku Reia). Wielokrotnie go za to karciłaś, na co on jedynie wzruszał ramionami.

Z pewnością nie spodziewałaś się, że Ritsu naprawdę bardzo cię polubił (niemalże nie odbiegałaś w tej kwestii od Mao) i powoli stawałaś się dla niego kimś więcej. I o ile sama nie byłaś tego świadoma, najbliższe Ritsu osoby z trudem powstrzymywały się przed powiedzeniem ci, że chłopak dość konkretnie się w tobie dłużył.

Do czego może doprowadzić zauroczenie, kiełkujące w zaspanym wampirze?



TWOJE POGADUSZKI Z PRZEWODNICZĄCYM przy herbatce stały się niemalże tradycją. Gdy tylko miałaś wolne od swoich obowiązków producentki, Eichi chętnie zapraszał cię na filiżankę, za każdym razem oferując nowy smak naparu. Z jakiegoś powodu koniecznie chciał, abyś spróbowała jak najwięcej rodzajów, a ty nie śmiałaś mu odmawiać. Co jakiś czas przynosiłaś do szkoły rozmaite wypieki, jako przegryzkę do napojów. Wiedziałaś, że Eichi musiał przestrzegać restrykcyjnej diety, ale tak bardzo cieszył się na widok normalnego jedzenia, że nie potrafiłaś się powstrzymać i czasami naginałaś zasady.

W życiu nie przypuszczałaś, że w tym Tenshouinie da się znaleźć takie pokłady ciepła. Niektórzy patrzyli na ciebie ze swego rodzaju wrogością, wiedząc, że się z nim zadajesz, ale postanowiłaś to ignorować. W końcu znałaś go lepiej niż reszta i byłaś przekonana, że nigdy nie miał złych intencji, niezależnie, co robił.

W pewnym momencie waszej znajomości Eichi opowiedział ci o Pięciu Ekscentrykach, dawnym「fine」i o「Knights」również. Byłaś zaskoczona, że zaufał ci na tyle, aby powierzyć ci ten sekret, ale jednocześnie czułaś się dumna z tego, jak bardzo się do niego zbliżyłaś. Rozumiałaś już, dlaczego niektórzy podchodzili do Tenshouina z taką rezerwą. Mimo to ty nie zmieniłaś o nim zdania i chciałaś widzieć w jego zachowaniu więcej niż zwykłą zachciankę. Coś w środku mówiło ci, że on tylko chciał uratować szkołę, którą tak bardzo kochał.


Eichi spodziewał się, że będziesz wyjątkowa, ale nigdy nie, że aż do tego stopnia. Czuł się przy tobie niesamowicie swobodnie, co nie zdarzało mu się do tej pory. Było w tobie coś unikalnego i zachwycającego — wręcz nie mógł się doczekać kolejnych rozmów. W jego mniemaniu byłaś jedyną osobą, która była w stanie go zrozumieć. Pewnie dlatego wyjawiał ci wszystkie swoje sekrety jeden, po drugim.

Im dłużej cię obserwował, w tym większy zachwyt wpadał i z czasem trudno było mu zachować spokój. Po raz pierwszy tak ubolewał nad faktem, że wkrótce może ponownie trafić do szpitala. Zawsze obawiał się, ile czasu mu zostało, że nie ma przyszłości, ale gdy widział w tym wszystkim ciebie, jeszcze bardziej ciążyło mu to na sercu. Długo zastanawiał się, dlaczego nie możesz wyjść mu z głowy.


Któregoś dnia, kiedy Tenshouin poszedł do szpitala na kilkudniową obserwację, zdecydowałaś się go odwiedzić. Przyniosłaś mu parę książek, a nawet stworzyłaś szkic tekstu piosenki, który — miałaś nadzieję — będzie mógł wykorzystać. Gdy zobaczył cię z tymi wszystkimi rzeczami, miał wrażenie, że poczuł się dużo lepiej, jakby na chwilę zapomniał, gdzie był i jak słabe było jego ciało. Odruchowo założył ci kosmyk włosów za ucho | dotknął twojego policzka — po prostu nie potrafił się powstrzymać. Lekko się zarumieniłaś, ale nie spuszczałaś z niego wzroku.

— Ach, wybacz mi ten odważny gest, [Imię]. — Odwrócił głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. Zawsze był opanowany i ułożony, a jednak tym razem zadziałał pod wpływem impulsu. 

— N-nic nie szkodzi, Eichi — zaśmiałaś się, bo tak naprawdę wcale ci to nie przeszkadzało.

Obojgu wam podobał się fakt, że zwracaliście się do siebie po imieniu. Czasami miałaś ochotę nazwać go Ecchan tak, jak robił to Ritsu, ale bałaś się, że uzna to za przesadne spoufalanie się, więc pozostało to jedynie marzeniem.

Tymczasem patrzyłaś na niego, leżącego w szpitalnym łóżku i nie mogłaś przeboleć, że został uwięziony w tak słabym, wątłym ciele. Często myślałaś o tym, jakie to było niesprawiedliwe. Dla ciebie Tenshouin był tym idolem, którego wszyscy potrzebowali, którego muzyka miała naprawiać. Dlaczego to właśnie on musiał tak skończyć?

— Eichi?

— Proszę?

— Na najbliższym koncercie zaśpiewaj dla mnie piosenkę, dobrze?

To w tamtym momencie Tenshouin zrozumiał, że jego uczucia są czymś więcej niż sympatią. Nigdy nie planował się do ciebie zbliżać, a tym bardziej się z tobą zaprzyjaźniać, ale na to było już za późno. Teraz nie dość, że byliście ze sobą w bliskich stosunkach, to na dodatek był tobą zauroczony, co oznaczało spore kłopoty dla jego planów.

— Oczywiście. Cały koncert będzie dla ciebie.

W jego głosie pobrzmiewała determinacja. Nie wiedziałaś, czym była spowodowana. Za to Eichi już tak — miał zamiar podjąć ważną decyzję.




NIGDY NIE CHCIAŁAŚ TOCZYĆ WOJNY Z IZUMIM, a już na pewno nie o Makoto. Przecież ty nawet go nie znałaś (pierwszy raz zobaczyłaś go w centrum handlowym), nie mówiąc już o tym, że wcale ci się nie podobał. Zastanawiałaś się, czy istnieje jakiś sposób, żeby Sena przestał patrzeć na ciebie tak, jakby miał ochotę cię ukatrupić. Powoli zaczynało cię to denerwować — nie rozmawialiście ze sobą, ale wyraźnie miał do ciebie problem.

Jadłaś kanapkę na stołówce, a on po raz kolejny stroił do ciebie miny. Ledwo mogłaś przełykać kolejne kęsy, bo jego nieustająca obserwacja cię stresowała. W końcu wstałaś, odłożyłaś kanapkę ze złością do pudełka i udałaś się do jego stolika. Chłopcy z 「Knights」 przyglądali się sytuacji z napięciem.

— Sena Izumi! — walnęłaś dłońmi o blat. Wszyscy podskoczyli, nawet sam zainteresowany. — Nie wiem, manifestujesz moje zadławienie, czy o co ci chodzi?!

— To nie byłaby wielka strata — prychnął. Chyba nie wiedział, że każde jego aroganckie słowo przesuwa granicę twojego wkurzenia na ekstremum.

— Słuchaj no, przestań się w końcu na mnie gapić! Mówiłam ci, nic nie mam do Makoto, nie znam go, więc daj mi żyć! Jestem tutaj, żeby być producentką, i nie mam ochoty na jakieś dziecinne gierki z rozwydrzonymi idolami twojego pokroju!

「Knights」 wydali z siebie ciche uuuu, a Izumi wyglądał na solidnie zdenerwowanego.

— Nazwałaś go Yuu-kun!

— Bo nie miałam pojęcia, jak ma na imię! Na Boga, czy widziałeś, żebym przez ostatnie tygodnie zamieniła z nim chociaż słowo?!

— Nie... — rzucił.

— NO WŁAŚNIE! Zresztą, to ty jesteś jakiś dziwny! Biegasz za nim, śledzisz go jak jakiś stalker! Nie dziwię się, że Makoto się ciebie boi! — Zarzuciłaś włosami, odwróciłaś się na pięcie i odeszłaś. Izumi wyglądał na absolutnie zszokowanego — jak rozpuszczone dziecko, które pierwszy raz w życiu zostało upomniane. 

— Secchan został zniszczony.

— Zamknij się, Kuma-kun! — warknął.

Wróciłaś do jedzenia. Tym razem Izumi zerkał na ciebie tylko od czasu do czasu, a jego wzrok nie wyrażał niechęci, a raczej... wstyd? Cóż, nie miałaś zamiaru się tym zajmować. Dzielnie udawałaś, że niczego nie widzisz i liczyłaś, że już nigdy więcej nie będziesz musiała się z nim użerać.

Niestety kolejnego dnia wasze drogi znowu się skrzyżowały. Zostałaś poproszona o pomoc przy wydarzeniu 「Knights」, więc nie było innego wyjścia, jak ze sobą współpracować. O dziwo Sena zachowywał się całkiem normalnie, przynajmniej jak na niego. Pewnie, nie był specjalnie uradowany ani miły, ale potrafił z tobą pracować, a to w zupełności wystarczyło, żeby przeżyć.

— Hej, [Nazwisko] — zagadnął, kiedy zajmowałaś się harmonogramem.

— Słucham? — Twój ton głosu dalej był chłodny i profesjonalny. Nawet na niego nie spojrzałaś.

— No więc chciałem ???... 

— Proszę? — Kompletnie nie usłyszałaś ostatniego słowa.

— Mówię, że chciałem ???. — Podrapał się po karku.

— Że co? — Nadstawiłaś ucho.

— PRZEPRASZAM, OKEJ?

Zatkałaś uszy, a usta uformowałaś w grymas. Twoje bębenki strasznie ucierpiały, podobnie jak serce, które nie spodziewało się żadnych pokładów życzliwości ze strony Izumiego. Zerknęłaś na niego, nie kryjąc zaskoczenia. Jego twarz nabrała delikatnego odcieniu różu, ale mina wciąż wyrażała tylko naburmuszenie.

— Czekaj, dobrze usłyszałam? Albo nie, wiesz co, nie powtarzaj! — Zaczęłaś machać rękami, gdy zauważyłaś, że Sena jest gotowy do ponownego wrzaśnięcia ci prosto w ucho. — Ty... ale dlaczego? Myślałam, że masz to gdzieś.

— Bo mam — burknął, niezbyt przekonująco.

— Naprawdę zrobiło ci się głupio! — zaśmiałaś się.

— W-wcale nie.

— A właśnie, że tak!

Izumi wzdychał, poirytowany, a ty śmiałaś się w najlepsze, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Finalnie chłopak odpuścił i przyznał ci rację, a ty, całkowicie szczerze i z radością, wybaczyłaś mu, po czym wróciliście do pracy. Okazało się, że zaimponowałaś Senie nie tylko swoim mocnym charakterem, ale również zorganizowaniem i odpowiedzialnością. Nie doceniał twojego warsztatu producenckiego, aż do teraz. A jemu naprawdę trudno było zaimponować.

I jakoś tak wyszło, że po tym wydarzeniu zaczęłaś stałą współpracę z 「Knights」. W zasadzie to właśnie dlatego, że Izumi cię o to poprosił. Z wroga numer jeden zamieniłaś się w kogoś, na kim można było polegać. A im więcej czasu spędzałaś z unitem, tym bardziej Sena się na ciebie otwierał. Choć jego charakter wciąż bywał dość paskudny, zaczynałaś rozróżniać, jak zachowuje się do osób, które faktycznie lubił. Pozostali członkowie zespołu często szeptali, że Izumi ma do ciebie słabość, ale im nie wierzyłaś. Bo to nie było możliwe, prawda?




REI LEŻAŁ NA PODŁODZE STOŁÓWKI. Naprawdę, dosłownie, literalnie (i każdy inny możliwy synonim) — spał na zimnej posadzce, jak gdyby nigdy nic. A ty omal nie dostałaś zawału, gdy prawie w niego wdepnęłaś. Powstrzymałaś się od krzyku, żeby przypadkiem go nie wystraszyć, przykucnęłaś i ostrożnie ścisnęłaś go za ramię. Na całe szczęście jego powieki uniosły się powoli, prezentując komplet czerwonych tęczówek.

— Chryste Rei, już się bałam, że zszedłeś z tego świata! 

— O, panienka [Imię]. Co za niespodzianka. 

— Tak, dla mnie na pewno. Co się stało? Dlaczego tu śpisz? Nie miałeś swojej trumny?

— Potrzebowałem czegoś chłodnego. Widzisz, nie czuję się dzisiaj najlepiej...

— Proszę cię, powiedz mi, że nie zapomniałeś zjeść — westchnęłaś.

— Ach, wiedziałem, że coś wyleciało mi z głowy — zaśmiał się beztrosko.

Odkąd Sakuma pomógł ci w bibliotece, często na siebie wpadaliście. W większości przypadków znajdywałaś go w niepokojących sytuacjach, natychmiast pomagając mu stanąć na nogi. W końcu stało się to waszą tradycją — nie było dnia, w którym nie upewniałaś się, czy jest wyspany, napojony i najedzony. Rei głaskał cię wtedy po głowie i śmiał się z twojego oddania, niczym ojciec do córki. Ale ty ani nie byłaś jego córką, ani nie byłaś od niego dużo młodsza, o czym wielokrotnie mu przypominałaś. 

I tym razem podzieliłaś się z nim jedzeniem, a potem zabrałaś do klubu muzycznego, żeby nieco odpoczął. Podałaś mu butelkę z wodą i wachlowałaś, dopytując, czy czuje się lepiej.

— Naprawdę nie musisz się tak mną przejmować, panienko [Imię].

— Po pierwsze, jesteśmy prawie rówieśnikami, więc przestań nazywać mnie panienką, dobrze? A po drugie będę się przejmować, bo mi na tobie zależy — odparłaś szczerze.

Rei uśmiechnął się pod nosem. Z tobą u boku nie miał szans na czucie się samotnym, a to zdarzało mu się wyjątkowo często. Nie mówiąc już o tym, że pod takim nadzorem będzie musiał zacząć o siebie dbać. Nie zniósłby, gdybyś ciągle się o niego martwiła.

Dla Sakumy byłaś absolutnym aniołem i jednym z niewielu powodów, dla których chciał choć trochę się starać i uzewnętrzniać. Odkąd pojawiłaś się w Yumenosaki, jego dni stały się ciekawsze. Z utęsknieniem wyczekiwał kolejnego dnia spędzonego z tobą, a jego zauroczenie było oczywiste niemal dla każdego, poza tobą.




PIERWSZE SPOTKANIE Z ZAWSZE OPIEKUŃCZYM NITO nie poszło do końca po twojej myśli. Pomijając zwalone kartony, wyglądałaś wtedy jak siedem nieszczęść, a chłopak nie omieszkał się zapytać, co się stało. Gdy przyznałaś się do zaspania, omal nie udusił się ze śmiechu. Zdążył jeszcze dodać: Naprawdę? To takie urocze! zanim kompletnie nie stracił powagi. A ty, co tu dużo mówić, byłaś producentką. Nie chciałaś, żeby na zawsze zapamiętał cię jako dziewczynę, która się spóźnia i wygląda jak po przeżyciu kataklizmu.

W związku z tym o wiele bardziej zadbałaś o swoją prezencję, głęboko wierząc, że to pomoże ci przekonać do siebie Nito. Gdy zobaczył cię na korytarzu, nawet cię nie poznał. Nie wiedziałaś, czy powinnaś żałować, czy dziękować za taki obrót spraw. Niemniej nie mogłaś tak po prostu pozwolić mu odejść — chciałaś za wszelką cenę naprawić  swoje pierwsze wrażenie.

— Dzień dobry, Nito-senpai!

Spojrzał na ciebie, skołowany. Przez moment świdrował cię spojrzeniem, aż wreszcie pstryknął palcami, doznając oświecenia.

— Ach, to ty! Przepraszam, trochę się zamyśliłem. Wszystko u ciebie dobrze? Ostatnim razem-

— Nie mówmy o tym. — Złożyłaś ręce w błagalnym geście. — Proszę, zapomnij o całym zdarzeniu.

— Nie martw się, nie zrobiłaś przecież nic złego. To znaczy, oczywiście, wpadłaś na mnie i przez ciebie upuściłem pudła, ale przeprosiłaś i pomogłaś je pozbierać. Nie ma powodów do wstydu.

— Owszem są! Pewnie teraz myślisz, że nie mam gracji i w ogóle nie nadaję się na producentkę!

Nito zamrugał kilka razy, a potem zaśmiał się cicho.

— Wcale tak nie pomyślałem. Ale sam fakt, że tak bardzo się tym przejmujesz, pokazuje, że się nadajesz.

Myślałaś, że się popłaczesz. Tyle stresu po nic! Twoja paranoja odnośnie do dobrego wizerunku okazała się zbędna. Zresztą, jak zwykle. Westchnęłaś z zażenowaniem. Nito wciąż uważał cały ten spektakl za zabawny i... uroczy. Tak, było w tobie coś słodkiego, co sprawiało, że miał ochotę się tobą opiekować. 

— Właściwie, to przydałaby mi się pomoc — rzucił. Tak naprawdę nigdy jej nie potrzebował, ale wydawało mu się, że to było czymś, czego teraz potrzebowałaś. Spojrzałaś na niego z nadzieją.

— O-oczywiście, zrobię wszystko, co będzie trzeba!

Nazuna nie mylił się co do twojego entuzjazmu i chęci do pracy. W tej kwestii byłaś do niego bardzo podobna, a to niezwykle go cieszyło. Uwielbiał takich ludzi jak ty. Równocześnie zauważył, że za wszelką cenę starasz się być we wszystkim perfekcyjna. Tę cechę również dzieliliście. Aż zanadto przypominałaś mu siebie...

Twoje codzienne dni w Yumenosaki nieco się zmieniły, odkąd Nito zaczął traktować cię dokładnie tak samo, jak członków 「Ra*bits」. Chętnie dawał ci okazje do wykonania jakiegoś niewymagającego zadania, żeby zaraz potem cię pochwalić. Nieustannie próbował przypominać ci, że świetnie sobie ze wszystkim radzisz. Jego obecność działała idealnie w stopowaniu twoich perfekcjonistycznych zapędów. 

Ty sama również starałaś się być wsparciem dla Nito. Chciałaś odwdzięczyć mu się za dobroć, jaką ci okazywał. Poza tym w końcu usłyszałaś o sytuacji z 「Valkyrie」. To, co przeżył Nazuna brzmiało jak koszmar. Chciałaś, żeby zrozumiał, że nie było w tym jego winy i że ma prawo być szczęśliwy i dbać o swoje uczucia. Nawet nie miałaś pojęcia, jak bardzo mu tym imponowałaś, i że powoli zaczynała przeszkadzać mu rola starszego braciszka...





NIKT DO KOŃCA NIE WIEDZIAŁ, w którym momencie Leo się do ciebie przyczepił — sama nie miałaś pojęcia, jak to się stało, że spędzałaś z nim aż tyle czasu. Jako producentka 「Knights」naturalnie byłaś zmuszona do przebywania w ich towarzystwie, ale po zajęciach wasze drogi się rozchodziły, a przynajmniej tak powinno być.

Tsukinaga w ogóle — nawet w najmniejszym stopniu — nie przejmował się faktem, że powinnaś wracać do domu. Zawsze ciągał cię za sobą po różnych, mniej lub bardziej dziwnych miejscach, całą drogę mówiąc masę nie do końca zrozumiałych dla Ciebie rzeczy, a potem całkowicie milknąc, gdy wreszcie czuł przypływ inspiracji. Siedzenie przy nim, gdy komponował, nie było dla ciebie niczym wymagającym, a bardziej niezrozumiałym. Nie odzywał się do ciebie ani słowem, skupiając całą swoją uwagę na nutach, a mimo to, jak tylko chciałaś wracać, łapał cię za rękaw bluzki i nie pozwalał odejść. Zostawałaś więc z nim posłusznie w absolutnej ciszy, przerywanej jedynie jego westchnieniami.

Kiedy po raz kolejny Leo porwał cię, tym razem w okolice klubu łuczniczego, poczułaś się dziwnie. Nie rozumiałaś, dlaczego aż tak mu zależało, żebyś przy nim była. Nagle dopadło cię swego rodzaju zawstydzenie związane z waszą obecną relacją. Niektórzy nawet dopytywali, czy jesteście razem, i o ile ty wyraźnie zaprzeczałaś, o tyle on jedynie głupio się uśmiechał.

Usiadłaś w bezpiecznej odległości od chłopaka, dając mu potrzebną do pisania przestrzeń. Jakimś cudem udało ci się namówić go do korzystania z kartek papieru zamiast bazgrania po ścianach czy podłodze. Wkrótce przydreptało do was kilka kociaków, w tym Little John, który zaczął ocierać się o ciebie, mrucząc. Zachichotałaś, bawiąc się z nim, po czym zerknęłaś w stronę Leo. Jego zielone tęczówki wpatrywały się w ciebie intensywnie, przez co na moment znieruchomiałaś. Dopiero po jakimś czasie wrócił do swojego zajęcia, wolną ręką głaszcząc chodzące po nim kocięta.

Nie miałaś bladego pojęcia, o co mu chodziło. Czyżbyś była za głośno? To raczej niemożliwe, na pewno by ci powiedział, gdyby tak było. Wzięłaś Little Johna na ręce i położyłaś go sobie między nogami, zastanawiając się, czy powinnaś coś powiedzieć. Nie chciałaś przeszkadzać Tsukinadze w pracy, ale twoja ciekawska natura wzięła górę.

— Leo? — Nie odpowiedział, jednak z jakiegoś powodu wiedziałaś, że cię słuchał. — Dlaczego wszędzie mnie ze sobą zabierasz? Czy przy komponowaniu nie powinno się mieć spokoju? Nie przeszkadzam ci?

Przestał pisać i popatrzył na ciebie, mrugając kilka razy, jakby niedowierzając w to, co mówisz.

— Jak muza może przeszkadzać?

Leo zrobił minę, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Ty z kolei skupiłaś się na słowie muza do takiego stopnia, że poczułaś, jak twoje policzki robią się różane. Natychmiast odwróciłaś głowę w drugą stronę, nie chcąc pokazać mu swojego zawstydzenia, jednak Leo niezbyt to interesowało. Przysunął się do ciebie, po czym chwycił twoją twarz w dłonie i odwrócił w swoją stronę, intensywnie się w ciebie wpatrując. Jego zielone ślepia przeszywały cię na wskroś i czułaś, jak twoje serce przyspiesza swój rytm. 

— Hm~? Dziwnie wyglądasz! Masz gorączkę? — spytał, ale zanim mu odpowiedziałaś, przyłożył swoje czoło do twojego. 

Zrobiłaś się jeszcze bardziej czerwona i natychmiast się od niego odsunęłaś, omal się nie wywracając. Biedny Little John zamiauczał i uciekł, przerażony wizją ludzkiego ciała na jego małym, kocim brzuszku.

— L-L-Leo?! Co ty robisz?

— Nic takiego~! — zaśmiał się psotnie, a potem nieco spoważniał. — Przeszkadza ci to?

Nie wiedziałaś, czy pyta o swoje zachowanie, czy może o fakt spędzania z nim czasu, ale odpowiedź na oba była taka sama:

— Ani trochę.

— Wiedziałem, to przeznaczenie! — Nagle wziął gwałtowny wdech. — Tak! To to! Czuję narastającą inspirację!

I tak oto znowu go straciłaś, ale w życiu nie czułaś z nim większej więzi, niż wtedy.


Leo i ty staliście się nierozłącznymi kompanami. Dalej biegałaś z nim w różne miejsca, aby mógł spokojnie komponować, ale było to o wiele przyjemniejsze, niż wcześniej. Przede wszystkim robiłaś to z własnej woli, a poza tym wreszcie wiedziałaś, o co mu chodziło. Cóż, przynajmniej tak ci się wydawało...




ODKĄD ZAPROPONOWAŁAŚ TSUKASIE DARMOWE CIASTA, zostałaś jego absolutną ulubienicą. Wymieniliście się mailami, więc nieustannie wypisywał do ciebie wiadomości z zapytaniem, kiedy będziesz w pracy, żeby mógł cię odwiedzić. Na początku myślałaś, że jego głównym celem były jedynie słodkie wypieki — i być może na początku właśnie tak było — ale od pewnego czasu Suou przesiadywał w kawiarni aż do zamknięcia, a potem odprowadzał cię do domu. W szkole również nieustannie pojawiał się obok, niby przypadkiem, zawsze podając jakiś trywialny powód, dla którego koniecznie musiał się z tobą zobaczyć. Cóż, polubiłaś go, więc nie narzekałaś na ogromną ilość atencji.

Pewnego dnia postanowiłaś zrobić Tsukasie niespodziankę i przynieść mu domowe słodycze. Nie byłaś pewna, czy je doceni, w końcu nie było to nic tak wymyślnego jak to, co oferowałaś mu do tej pory, ale i tak postanowiłaś spróbować. W dodatku byłaś całkiem niezła w pieczeniu, co tylko ułatwiało sprawę. W związku z tym jeden ze swoich wolnych wieczorów spędziłaś w buchającym gorącu piekarnika i mgle z mąki, ale efekt finalny wyszedł naprawdę obiecująco. Zdecydowałaś się na kruche ciasteczka maślane i domowe czekoladki. Wszystko zapakowałaś w ozdobny woreczek, starannie związany błyszczącą wstążką.

Kiedy dotarłaś do szkoły, nawet nie musiałaś specjalnie się wysilać, żeby znaleźć Suou, bo sam do ciebie przyszedł. Nie miałaś pojęcia, jak on to robił, że zawsze wiedział, kiedy i gdzie cię znaleźć, ale było to całkiem imponujące. Zupełnie jakby miał szósty zmysł, dający mu znać, gdy pojawiałaś się w pobliżu.

— Dzień dobry, [Imię]! — Jego promienny uśmiech zmiękczał ci serce. Naprawdę miałaś nadzieje, że twoje słodycze mu posmakują.

— Cześć, Tsukasa. Co słychać?

— Cóż, Ritsu-senpai znowu gdzieś zniknął, więc próbuję go odnaleźć — westchnął. Dzień jak co dzień.

— Ach, tak? W takim razie wydaje mi się, że mam coś, co ci w tym pomoże!

Suou przyglądał ci się, zaintrygowany. Dopiero teraz zauważył, że ukrywałaś coś za plecami, więc usiłował dociec, co to takiego. Nieco zawstydzona, wysunęłaś dłonie z pakunkiem w jego kierunku.

— Proszę, to dla ciebie.

— Dla... mnie? — Nie ruszał się, tylko patrzył to na ciebie, to na woreczek. Wyczuł, że sytuacja jest zgoła inna niż zazwyczaj.

— Em, tak... Pomyślałam, to znaczy... Często odprowadzasz mnie do domu, więc chciałam ci się odwdzięczyć i... być może upiekłam dla ciebie słodycze.

Zatkało go. Powoli zbliżał dłonie do prezentu, jakby bał się go dotknąć, a z każdym kolejnym centymetrem jego twarz nabierała koloru coraz wyraźniejszej czerwieni. W końcu, gdy wreszcie przejął słodkości, przytulił je do klatki piersiowej i wbił wzrok w podłogę, kompletnie zagubiony.

— Tsukasa? — Chciałaś dotknąć go w ramię, żeby upewnić się, że wszystko było w porządku, ale zanim zdążyłaś to zrobić, odskoczył jak poparzony.

— A TAK, DZIĘKUJĘ BARDZO ZA PRZENT, [IMIĘ]! WYBACZ, MUSZĘ BIEC!

Jak powiedział, tak zrobił i... pobiegł. A ściślej ujmując, uciekł, zostawiając cię kompletnie samą na środku korytarza. Nie byłaś pewna, czy to był dobry znak, czy raczej powinnaś zacząć się martwić. Na szczęście Tsukasa wcale cię nie znienawidził. Wręcz przeciwnie, okazało się, że chodził ze słodyczami po całej szkole, przekazując wszystkim z kursu dla idoli, że upiekłaś je specjalnie dla niego

Po tym wszystkim Tsukasa przestał szukać powodów do spotkań. Po prostu pojawiał się, zupełnie szczerze stwierdzając, że chciał cię zobaczyć, choć często przyznawanie się do tego go zawstydzało. Koniecznie chciał, żebyś zwracała na niego uwagę, więc nieustannie się przed tobą popisywał, co nie zawsze kończyło się dobrze. Innymi słowy, zaczął zachowywać się dziwnie. Co ciekawe, w tym samym czasie Leo Tsukinaga zwiększył częstotliwość swoich zaczepek względem Suou. Wielokrotnie próbował cię do nich wciągnął, ale Tsukasa natychmiast zamykał mu usta i ciągnął w przeciwnym kierunku. Nie miałaś pewności, co knują tym razem, ale wyjątkowo poczułaś, że nie musisz się tym martwić.




DYSCYPLINOWANIE W WYKONANIU KEITO WCALE NIE BYŁO ŁAGODNE. Nie potrafiłaś zliczyć, ile razy patrzył na ciebie z dezaprobatą, a potem dawał ci najnudniejszy, najdłuższy wykład, jaki w życiu słyszałaś. Z jakiegoś powodu zdarzało się to o wiele częściej, odkąd udało ci się zorganizować DDD. Hasumi tłumaczył ci, że teraz, kiedy już poznał twoje możliwości, musi jeszcze bardziej zadbać o twoje maniery. Ty uważałaś, że skoro pokazałaś mu, że potrafisz się wszystkim zająć pomimo swojego roztrzepania, powinnaś dostać więcej luzu. Oczywiście on absolutnie się z tobą nie zgodził.

Tak więc dzisiaj, podobnie jak w każdym innym dniu tygodnia, spędzałaś wolny czas z Keito. Cóż, to za dużo powiedziane, bardziej to on strofował cię i prowadził monologi, a ty przytakiwałaś, okazyjnie robiąc różnego rodzaju notatki. Problem polegał na tym, że ostatnio było tego zwyczajnie za dużo, w związku z czym nie czułaś się najlepiej. DDD pochłonęło masę twojej energii, a stres z tym związany osłabił twój organizm. Kolejne spotkania z zastępcą przewodniczącego tylko to wzmagały. Zwyczajnie nie miałaś czasu odpocząć.

Mimo to zjawiłaś się, jak zawsze. Nie chciałaś, żeby Keito pomyślał, że się obijasz albo nie doceniasz jego rad. Wiedziałaś, że na swój dziwny sposób troszczył się o twoją edukację. Weszłaś więc do sali i zasiadłaś na krześle naprzeciwko chłopaka, który już czekał na twoje przybycie.

— Pięć minut przed czasem. Wygląda na to, że powoli pozbywamy się twojego spóźnialstwa. Mimo to doceniałbym, gdybyś pojawiała się dziesięć minut wcześniej — to byłoby perfekcyjne.

— Dobrze, Hasumi. — Niemrawo pokiwałaś głową.

— Mówiłem ci już, nazywaj mnie po prostu Keito. Nie musisz być przy mnie aż tak formalna.

— Dobrze, Keito — powtórzyłaś machinalnie, poprawiając swój błąd.

— Świetnie. Jest pewna rzecz, która mnie zaniepokoiła-

Zanim zdążył dokończyć, wybuchłaś płaczem. Sama nie wiedziałaś dlaczego. Chyba byłaś już tak zmęczona i przebodźcowana, że nie miałaś siły na kolejne słowa krytyki. Wycierałaś oczy rękawami mundurka, a pomiędzy łkaniami chlipałaś ciche przepraszam, przepraszam. Pewnie normalnie Hasumi uznałby, że powinnaś używać chusteczki, a nie materiału marynarki, ale tym razem nie wiedział, co powiedzieć. A może nawet nie chciał nic mówić. Nieporadnie zaczął głaskać cię po głowie.

[Imię], co się dzieje?

— J-jestem strasznie, strasznie zmęczona! Doceniam wszy-wszystko, co dla mnie robisz, Keito, a-ale ci-ciągle nie mogę cię zadowolić! Już n-nie mam siły się starać!

Powiedzieć, że Hasumi poczuł się jak najgorszy człowiek na ziemi, to jak nic nie powiedzieć. Nigdy nie chciał doprowadzić cię do płaczu, a już na pewno nie chciał, żebyś myślała, że jesteś dla niego niewystarczająca. Musiał to jakoś naprawić, więc zaczął niezręcznie, acz delikatnie wycierać twoje łzy. Byłaś tym tak zaskoczona, że niemal od razu przestałaś łkać.

[Imię]... to zupełnie nie tak. — Jego oczy błyszczały z przejęciem. — Jesteś najwytrwalszą osobą, jaką dane mi było poznać. Nie miałem zamiaru zrobić ci krzywdy. Chciałem tylko... sam już nie wiem. Nikt nie słucha moich poleceń, ciągle muszę coś poprawiać, naprawiać, a ty... Ty jesteś absolutnie idealna. — Gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, natychmiast odchrząknął i machnął ręką, starając się nieco zmniejszyć wartość swoich słów. — To znaczy, mam na myśli, że świetnie sobie radzisz. Chciałem tylko podzielić się z tobą wszystkim, co wiem, bo widzę, że masz w sobie ogromny potencjał. Przepraszam cię. Powinienem był zauważyć twoje gorsze samopoczucie. Powinienem być delikatniejszy. Niestety nie zawsze potrafię.

Patrzyłaś na niego z niedowierzaniem. Płacz minął jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zamiast tego poczułaś dumę, bo po raz pierwszy w życiu Keito naprawdę cię pochwalił. Miałaś wrażenie, że wreszcie zauważyłaś ułamek tego, kim był na co dzień — nie idolem, zastępcą przewodniczącego czy twarzą 「AKATSUKI」, a zwykłym, ciężko pracującym chłopakiem. 

— Dziękuję, Keito! — Uśmiechnęłaś się do niego promiennie.

Hasumi nerwowo bawił się oprawkami okularów, udając, że wcale, ale to wcale nie czuł się zawstydzony.

— To nic takiego. Powinnaś odpocząć, porozmawiamy innym razem.

— A czy... moglibyśmy porozmawiać teraz? Ale nie o unitach, festiwalach ani niczym takim. Tylko zwyczajnie o sobie.

Propozycja nieco go zmieszała, ale zdecydował się na nią przystać. To wydarzenie okazało się początkiem waszej faktycznej znajomości, która nie opierała się już tylko na wykładach na temat tego, co zrobiłaś źle. Keito często cię chwalił, a twoje błędy przyjmował z niecodziennym dla siebie spokojem. Wkrótce wszyscy z Yumenosaki zaczęli narzekać, że jest w stosunku do ciebie zdecydowanie bardziej pobłażliwy, czemu oczywiście zaprzeczał — choć niezbyt przekonująco. Jeśli potrzebował pomocy, natychmiast udawał się do ciebie, niejako potwierdzając, że może na tobie polegać, co niesamowicie ci schlebiało. Jednak to, co zaskakiwało cię najbardziej, to to, że Keito stał się bardziej otwarty i... dotykalski. Nieustannie wynajdywał sobie powody, dla których musiał się do ciebie zbliżyć, albo cię dotknął. Coś we włosach, brud na twarzy, poklepanie w ramię za dobrze wykonaną pracę. Jego gesty były bardzo subtelne, a jednocześnie sprawiały, że serce wyskakiwało ci z piersi. Zaczęłaś się zastanawiać, czy ten Keito również nie doprowadzi cię na skraj emocji...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top