7.

-Już przyszedłem Harry. - Louis wszedł do swojego pokoju z torbą pełną zakupów. - Czy ty właśnie..? - spojrzał na szczoteczkę do zębów w ustach bruneta. - To nie higieniczne! - skrzywił się.

-To tylko szczoteczka. - powiedział z buzią pełną piany.

-Poszedłem ci do sklepu po nową. - wyciągnął nową szczoteczkę patrząc na chłopaka z wyrzutem.

-To możesz sobie teraz wymienić albo zostawić na kolejny raz. - wzruszył ramionami i wyminął go idąc do łazienki z zamiarem wypłukania ust. Usłyszał jeszcze głośne westchnienie szatyna przez co zaśmiał się.

-Już nigdy więcej u mnie nie zostajesz na noc! - krzyknął idąc do kuchni.

-Oczywiście. - zaśmiał się podchodząc do blatu i zaczynając robić sobie herbatę. - Jutro też tutaj zostaje.

-Za jakie grzechy?! -jęknął. - Nie masz innych znajomych?

-Mam, ale ciebie lubię najbardziej. - wzruszył ramionami.

-Nie wiem czy się cieszyć czy płakać - zażartował i ruszył do drzwi gdy usłyszał dzwonek.

-Hej Lou. - Niall wszedł do kuchni, gdzie stał Harry. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zdążyli się poznać i nawet bardzo się polubili. - Hej Hazz, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Chociaż.. Jesteś tutaj prawie codziennie, więc mogłem się tego spodziewać. - zaśmiał się. - Ale nie po to tutaj przyszedłem. - podszedł do lodówki, z której wyciągnął wczorajszą kanapkę i zaczął ją jeść. - Idziecie dzisiaj na imprezę nie? - spojrzał na obydwóch.

-Nie dam rady, jutro mam poranną zmianę w herbaciarni. - Harry się skrzywił.

-Weź sobie wolne, nic się nie stanie jak dadzą kogoś na twoją zmianę. Nie byliśmy nigdy razem na tak dużej imprezie. - popatrzył na niego wzrokiem, który działał na dosłownie każdego.

-Pomyślę. - westchnął. - A ty idziesz, Lou? - spojrzał na szatyna.

-Nawet jeśli bym nie chciał, to muszę iść. Nie masz mocnej głowy do alkoholu, jestem pewny, że odpadniesz najszybciej i będę musiał cię prowadzić do domu. - westchnął.

-A Liam idzie? - spojrzał na nich blondyn.

-Prawdopodobnie nie. Odkąd umawia się z jakąś dziewczyną prawie w ogóle go nie ma w domu.

-Dobra, to ja już spadam. Zayn czeka na dole. - włożył końcówkę kanapki do ust i wyszedł szybko z domu.

-Z pewnością Zayn zrobił mu jakieś zdrowe śniadanie, którym się nie najadł. - zaśmiał się Louis.

-Tak, jestem tego pewny. - pokręcił głową. -Muszę iść do herbaciarni. - westchnął wychodząc z kuchni, założył na korytarzu buty i wrócił na chwilę do szatyna. - Możesz wypić moją herbatę, ja już nie zdążę a muszę jeszcze z nimi pogadać o wolnym. Do zobaczenia! - rzucił mu mały uśmiech i wyszedł.

Louis westchnął i wylał czarną herbatę do zlewu, bo nadal za nią nie przepadał. Musiał się napić swojej ukochanej czerwonej herbaty. Zbyt dawno ją ostatnio pił i naprawdę tęsknił za jej smakiem. Zrobił sobie największy kubek naparu i usiadł w salonie odchylając głowę. Męczyła go sytuacja z Harrym, byli ze sobą blisko, jednak młodszy cały czas traktował go jako kolegę. Ile razy on nie próbował się do niego zbliżyć młodszy uznawał to za zwykłe koleżeńskie zachowanie. I jak na początku młodszy go pociągał tak teraz najzwyczajniej w świecie mu się podobał. Napił się herbaty i położył nogi na stole. 

Postanowił jeszcze chwilę odpocząć, nie miał dzisiaj zajęć, więc miał kilka godzin dla siebie. Umówił się z Aidanem dopiero na czternastą więc miał jeszcze jeszcze sporo czasu zanim będzie musiał się zacząć szykować. W odpoczynku przerwała mu wiadomość, która przyszła na jego telefon. Uśmiechnął się widząc, że przyszła ona od Harry'ego, który poprosił go aby odwiedził go w herbaciarni zachęcając nowymi liśćmi czarnej herbaty. Szatyn skrzywił się na wspomnienie o naparze, którego tak nie znosił, powinien się już przyzwyczaić do jej smaku, jednak nie potrafił, ona kompletnie nie trafiała w jego kubki smakowe. Potwierdził brunetowi swoje przyjście i postanowił wziąć prysznic. Wyszedł z toalety po kilku minutach z owiniętym ręcznikiem wokół bioder, zdecydowanie był zbyt leniwy, aby się ubrać. Położył się na łóżku i narzucił na twarz chwilę później zasypiając. 

Obudziło go uderzanie w drzwi. Wystraszył się, bo nawet nie zdawał sobie sprawy, że zasnął. Przeczesał na szybko włosy palcami, aby je jakoś ułożyć. Poprawił ręcznik, bo nie miał czasu na ubieranie się i szybko otworzył drzwi widząc w nich Aidana, który uśmiechnął się skanując jego ciało zaskoczony. 

-Cześć Aidan, przepraszam za to jak wyglądam, ale moja krótka drzemka trochę się przedłużyła. - podrapał się zakłopotany po włosach. 

-Nic się nie stało, nie przeszkadza mi to. - wzruszył ramionami od razu przeszedł do salonu, położył plik kartek na ławie i rozsiadł się na kanapie. Szatyn nic nie mówiąc skierował się do sypialni gdzie szybko się ubrał i wrócił do chłopaka. Dzisiaj kompletnie nie miał ochoty na te korepetycje, jednak te widocznie pomagały Aidanowi i nie mógł mu tak z dnia na dzień powiedzieć, że nie będzie mu już pomagał. 

-Dobra, więc możemy zaczynać. - klasnął w dłonie i usiadł na fotelu. Godzinę później korepetycję się skończyły, więc szatyn mógł odetchnąć. 

-Było aż tak źle? - zaśmiał się blondyn rozwalając się na kanapie. 

-Było okropnie. - zaśmiał się. - Ten tekst był naprawdę prosty i nie wiem czemu nie mogłeś go zrozumieć za pierwszym razem. 

-Czasami po prostu te najłatwiejsze rzeczy są najtrudniejsze. Jeśli rozumiesz. - wzruszył ramionami. 

-Po prostu musisz się bardziej skupić następnym razem. 

-Przy tobie trudno się skupić. - wstał z kanapy i podszedł do niego siadając okrakiem na zszokowanym szatynie. 

-Aidan, co ty robisz? - starał się go zepchnąć. - Zejdź ze mnie. 

-Pomóżmy sobie nawzajem. - mruknął mu do ucha. 

-Zejdź ze mnie! - warknął. Nigdy nie sądził, że blondyn może mu zrobić takie coś. Miał niecały miesiąc temu dziewczyna i nigdy nie ukazywał zainteresowania innymi mężczyznami, więc dlaczego musiało paść akurat na niego.

-Loulou! Udało mi się, jutro mamy cały dzień dla nas. - usłyszał głos Stylesa, który wszedł do jego mieszkania, oczywiście jeszcze jego tutaj brakowało. - Oh, nie chciałem przeszkodzić. - odwrócił się cały czerwony. Nie chciał przyłapać swojego przyjaciela w intymnej sytuacji. 

-My już skończyliśmy. - uśmiechnął się blondyn wstając z jego kolan. Zabrał swoje rzeczy i chwilę później wyszedł z domu. 

-Przepraszam, nie chciałem wam przeszkodzić. - usiadł na kanapie. - Przyszedłem się tylko pochwalić, że udało mi się załatwić jutro wolne i dzisiaj już nie muszę tam iść. - wbił spojrzenie w podłogę. 

-Ale nas nic nie łączy Hazz. Nie wiem co mu odwaliło. - powiedział zszokowany, jakby dopiero teraz dotarło do niego co stało się kilka minut temu. - Po prostu po korepetycjach usiadł mi na kolanach, nie wiedziałem co mam robić. - zaśmiał się próbując rozluźnić atmosferę. 

-To było okropne! On nawet do ciebie nie pasuje.Musisz mu powiedzieć, że masz kogoś i przestać dawać mu korepetycje. -zdecydował. 

-Czy sposób na korepetycje to jest jedyny sposób, żeby się ze mną spotkać? - spojrzał na bruneta, zawiązując do ich sytuacji. 

-Najwyraźniej tak. - zaśmiał się. - Muszę iść za chwilę do siebie. Nie lubię tam siedzieć w swoim pokoju, moi współlokatorzy są zbyt głośni. - wywrócił oczami. - Czy tak ciężko jest siedzieć chociaż godzinę w pokoju bez jakiejkolwiek muzyki lub śmiechów, aby inni mogli się pouczyć? -sapnął. 

-Mówiłem ci, że mieszkanie z kimś to nie jest wcale taka fajna sprawa. Ale wiesz, jeśli potrzebujesz chwili spokoju na naukę to u mnie zawsze to znajdziesz. - uśmiechnął się do niego. 

-Wiem, mam zamiar z tego korzystać tak długo jak to możliwe. - położył się na kanapie cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z szatynem i oblizując lekko wargi co sprawiło. że szatyn jako pierwszy odwrócił wzrok i chrząknął. 

-Może pójdę zrobić herbatę? - zaproponował.

-Dwie czarne, raz. - brunet zaśmiał się. 

-Oczywiście, dwie czarne. - wstał z kanapy poprawiając spodnie w kroku i skierował się do kuchni nie chcąc aby brunet zobaczył coś, czego nie powinien. 


🦄🦄🦄

Troszkę mnie nie było, ale musicie zrozumieć. Teraz święta, ciągłe kartkówki i mam troszkę mało czasu :/


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top