27.

O następny rozdział musicie trochę zawalczyć i zrobić mały spam. Potrzebuję trochę motywacji, bo niedługo mam wyniki egzaminów i ze stresu nie jestem w stanie pisać 😂

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj Harry. - uśmiechnęła się Jay, gdy razem z szatynem zeszli rano na dół.

- Przyszliśmy tutaj już dosyć późno, pewnie większość spała. - uśmiechnął się i usiadł obok Fizzy.

- Ja was słyszałam, cały czas gadaliście. - odezwała się Daisy.

- No, bo później poszliśmy grzecznie spać, prawda H? - zaśmiał się Louis patrząc na swojego chłopaka.

- Jak zawsze. - spiorunował go wzrokiem i wziął się za nakładanie śniadania na talerz, wybór był ogromny i nim dokładnie zdecydował się co chce zjeść minęło kilka minut.

- Po śniadaniu jedziemy na małe zakupy przed wakacjami, musimy dokupić kilka rzeczy. - oznajmił szatyn swojej mamie.

- Ale pamiętajcie też, że nie jedziecie na odludzie tylko nad jezioro i niedaleko będziecie mieć jakieś sklepy, gdzie w razie czego kupicie potrzebne rzeczy.

- Wiem mamo, ale Harry zapomniał wziąć klapki z Londynu i musimy mu je kupić. Sprawdzimy jeszcze z pewnością wszystko mamy i dokupimy potrzebne rzeczy.

- Mogę jechać z wami? - wyrwała się Doris.

- Oczywiście, słoneczko. - brunet uśmiechnął się do dziecka.

- Doris, chcielibyśmy cię zabrać, ale nie możemy. - Louis powiedział zaraz po swoim chłopaku.

- Dlaczego Louis? Możemy wziąć Doris i Ernesta, przyda im się mała rozrywka.

- Nie wiesz na co się piszesz, to dwa diabełki. - pokręcił głową.

- Musisz się przygotowywać na to, kiedyś swoje dzieci też zostawisz w domu, bo będziesz chciał mieć spokojne zakupy? - zaśmiał się.

- Póki ich nie mam nie będę się tym przejmować i będę cieszyć się brakiem tego całego zamieszania.

- Przykro mi Lou, ale już im to obiecałem. - złapał go za rękę.

- Skoro oni zabierają dzieciaki ze sobą, to może wybierzemy się do teatru albo kina? - Dan spytał swoją żonę.

- Z chęcią, tylko moglibyście pojechać bardziej popołudniu? - poprosiła.

- Oczywiście, dla nas to nie problem. - Harry uśmiechnął się. - Później może pojedziemy z nimi do mnie, mamy nie ma dzisiaj w domu. Co Ty na to Louis?

- Myślę, że nie mam dużo do gadania, choćbym się nie zgodził to i tak zrobimy to co ty chcesz. - wzruszył ramionami.

- Czasami trzeba za ciebie decydować, nigdy nie podejmujesz dobrych decyzji.

- A ja mogę siedzieć obok Harry'ego?! - wyrwał się Ernest.

- Przykro mi braciszku, Harry siedzi obok mnie. - zaśmiał się Louis. - Zawsze tak jest i nie możemy tego zmienić. - ścisnął dłoń bruneta.

- Pobawimy się jak wrócimy z zakupów, tylko musisz być grzeczny. - zielonooki zwrócił się do chłopca chociaż był pewny, że ten pewnie nawet nie odstąpi go na krok.

- Będę grzeczny. - chłopiec zaczął powoli jeść śniadanie. Gdy dwójka starszych chłopaków skoczyła jeść skierowali się do pokoju szatyna w celu ubrania się w normalne ubrania.

- Czemu zgodziłeś się zabrać bliźniaków? - Louis spojrzał na swojego chłopaka z wyrzutem. 

- Bo chce je ze sobą zabrać? Lou, to twoje rodzeństwo i powinieneś od czasu do czasu odciążyć swoich rodziców i zabrać ich gdzieś ze sobą. - bez skrępowania rozebrał się i zaczął ubierać. 

- Tylko to nie ty Hazz spędzasz z nimi całe dnie. Nie wiesz jacy oni potrafią być nieznośni. - westchnął i rzucił się na łóżko. 

- Jesteś tutaj tylko na dwa miesiące, pomyśl co musi czuć twoja mama, która ma ich na resztę roku. - rzucił w niego ubraniami. - Póki ja z tobą będę to oni będą zachowywać się jak aniołki. - zaśmiał się. - Dobra, nie narzekaj. Ubieraj się i jedziemy. - usiadł na swojej stronie łóżka i wziął do ręki telefon. Nim zdążył przejrzeć wszystkie portale społecznościowe Louis już stał przed nim ubrany. 

- No wstawaj leniuszku. - usiadł na jego kolanach. 

- Jak mam wstać skoro na mnie siedzisz? - spojrzał na niego rozbawiony i położył dłonie na jego biodrach. 

- Możesz mnie zachęcić do wstania. - uśmiechnął się. 

- Wystarczającą zachętą będzie to, że Doris weszła nam do pokoju. - poklepał go po policzku i zrzucił z siebie podchodząc do dziecka. - Co tam Doris? - uśmiechnął się do dziewczynki, która mimo wszystko stała skrępowana, ona niestety nie przekonała się do bruneta tak szybko jak jej brat bliźniak. 

- Mamusia chce Lou. - powiedziała cicho i wskazała palcem na swojego brata. 

- Loueh, idź na dół do swojej mamy. - Harry zwrócił się do swojego narzeczonego. - A czemu ty jeszcze nie jesteś przebrana? - uśmiechnął się do dziewczynki i ruszył razem z nią do jej pokoju, gdzie Ernest siedział na podłodze i przebierał się z piżamy. 

- Nie wiem co założyć. - wzruszyła ramionami. Harry pokiwał głową i otworzył jej szafkę przeglądając zawartość, dzisiejszego dnia słońce dawało się we znaki i wiedział, że najlepszym pomysłem będzie ubranie dziecka w bardziej przewiewne ubrania. Nie mógł pozwolić na to, aby ta przegrzała się spędzając z nimi czas. Uszykował dla niej odpowiednie ubrania prosząc, aby je na siebie założyła i zszedł na dół. Tam Louis sprzątał razem ze starszymi siostrami po śniadaniu, a zrelaksowana Jay siedziała na kanapie z kubkiem kawy. 

- Macie dzisiaj cały dzień dla siebie, pojedziemy teraz na zakupy, a później zabierzemy bliźniaki do mnie. - uśmiechnął się do niej i usiadł na fotelu. Kobieta spojrzała na niego z czułym uśmiechem.

- Dziękuję, kochanie. To bardzo miłe z waszej strony. Kocham te dzieciaki, ale jednak od czasu do czasu przyda się jakimś mały odpoczynek. - zaśmiała się.

- Każdy rodzic potrzebuje czasami odpoczynku, a biorąc pod uwagę wiek bliźniaków jeszcze trochę cie czeka zanim się wyprowadzą.

- Oj jeszcze dużo mnie czeka. - uśmiechnęła się.

- Jesteś gotowy, Harry? - Louis wszedł do salonu z Ernestem.

- Jestem. - uśmiechnął się i wstał podchodząc do nich, chwilę później podbiegła do nich uszykowana Doris, która obróciła się wokół własnej osi, aby pokazać Harry'emu swój strój.

- Louis zrobił mi warkoczyki! - pochwaliła się.

- Wyglądasz przepiękne, stokrotko. - uśmiechnął się do dziewczynki. - Czemu mi nigdy nie zrobiłeś warkoczyków? - szepnął do swojego chłopaka z oburzeniem.

- Jak będziemy sami to ci zrobię. - pokręcił głową i pocałował go w nos.

Chwilę później wyszli z domu i po tym jak Louis zamontował foteliki dla dzieci mogli spokojnie pojechać do Harry'ego, aby ten sprawdził wszystkie potrzebne rzeczy. W domu bruneta nadal była jego mama, która akurat szykowała się do pracy, jednak bardzo ucieszyła się na widok chłopaków z dzieciakami.

- My tylko na chwilę, mamo. - jedziemy na zakupy i muszę sprawdzić czego nie zabrałem z Londynu.

- Jasne, idźcie to wszystko sprawdzić. Ja mam chwilkę czasu to zajmę się tymi łobuzami. - uśmiechnęła się do Doris i Ernesta, którzy chwilę później podbiegli do niej, aby się przywitać.

Louis i Harry ruszli do pokoju bruneta i ten od razu zaczął przeglądać wszystkie szafki. W głowie w międzyczasie musiał jeszcze układać listę rzeczy, które są im niezbędne, więc zajęło im to nieco dłużej czasu.

- Jesteś pewny, że potrzebujesz tylko klapek i kremu z filtrem? - Louis spojrzał na niego uważnie, dokładnie znał swojego. Chłopaka i wiedział, że w niektórych sprawach trzeba go pilnować jak dziecko.

- Tak, chociaż.. - postukał się lekko w brodę będąc niepewnym. - Przydałaby mi się pomadka do ust. - szepnął wstydząc się swojego wyznania.

- W takim razie kupimy Ci ją. Tylko nie wstydź się przy mnie takich rzeczy Hazz. - zaśmiał się i złapał go mocno za rękę. - Ja zaakceptuje ciebie zawsze, bez względu na to co będziesz robił, a pomadki są dosyć kuszące. - wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, aby zabrać bliźniaki od Anne.

- Hazz, masz swój klucz? - upewniła się kobieta, a gdy brunet pokiwał głową to tylko życzyła im miłych zakupów i poprosiła o ostrożną jazdę.

- Tylko teraz musicie być bardzo grzeczni, dobrze? - Harry odezwał się do dzieci, kiedy ruszyli w stronę marketu. - W innym przypadku Lou będzie zły i nie będzie was chciał zabrać. - te od razu zapewniły, że będą grzeczne i o dziwo żadne z nich nie odezwało się do końca jazdy.

Zakupy minęły im bardzo szybko, bliźniaki posłuchały Stylesa i były tak grzeczne jak nigdy przedtem co zdziwiło obydwóch. Kupili wszystkie potrzebne rzeczy i kilka dodatkowych przekąsek na dzisiejsze popołudnie i spokojnie mogli wracać do domu. U Harry'ego byli juz po dwudziestu minutach, a ta mała atrakcja tak zmęczyła dzieci, że Ci w trakcie jazdy pousypiali. Dwójka położyła je w sypialni bruneta i sami poszli do salonu, aby spędzić ze sobą trochę czasu i nie przeszkadzać młodszym.

- Były grzeczne jak aniołki! - powiedział dumnie Harry wiedząc, że postawił na swoim. Usiadł na kanapie i spojrzał na swojego narzeczonego, który dopiero wchodził do salonu z kubkami herbaty.

- Sam w to nie wierzę. - zaśmiał się. - Działasz cuda. - pocałował go w głowę i usiadł na drugim końcu kanapy, tak aby opierać się o podłokietnik i dokładnie widzieć bruneta.

- Myślę, że to po prostu chęć wyrwania się z domu, same pewnie się nudzą, musimy je częściej zabierać.

- Jeśli będą tak grzeczne to nie mam nic przeciwko. - wzruszył ramionami.

- Lou.. - brunet klęknął na kanapie i przysunął się do niego. - Zrobisz mi warkoczyki? - uśmiechnął się do niego słodko. - Moje włosy są chyba wystarczająco długie i można z nimi coś zrobić, prawda? - usiadł na piętach.

- Zrobię Ci dobierane, hm? - uśmiechnął się.

- Jestem za.

- To leć po szczotkę i gumki. - usiadł wygodniej na kanapie. Harry wrócił do salonu z wcześniej wspomnianymi rzeczami i usiadł na podłodze między nogami szatyna. Ten zaczął rozczesywać jego włosy i kilka minut później zajął się robieniem dobieranych. - Harreh, a może ty w tym czasie opowiesz mi jakby był twój tata, nie chce żebyś czasami przy mnie czuł się jak przy nim i chce zmienić swoje zachowanie jeśli będzie podobne do jego. - szepnął i poczuł jak brunet prostuje się, wiedział, że ten temat nie był przyjemny na chłopaka, ale chciał poznać dokładnie jego historie, nie chciał w przyszłości zrobić czegoś przez co wszystkie wspomnienia wróciłyby do Harry'ego i ten czułby się niekomfortowo w jego towarzystwie.

- Nigdy nie będziesz podobny do niego Louis. On był tyranem. - sapnął. - Bardzo szybko się denerwował i nadużywał alkoholu, zawsze wmawiałem sobie, że nie jest alkoholikiem, ale z biegiem czasu widzę, że nim był i ja po prostu siebie okłamywałem. Nigdy nie czułem się dobrze, gdy on był w domu. - Louis zaczął masować lekko jego głowę przez co brunet rozluźnił się i było to zauważalne na pierwszy rzut oka. - W domu w Holmes Chapel mieliśmy tylko jedną łazienkę i za każdym razem, gdy on chciał z niej skorzystać, a ja akurat w niej byłem to krzyczał na mnie, że cały czas w toalecie siedzę i nie ważne co robiłem musiałem z niej wyjść jak najszybciej, bo słuchanie jego krzyków nie było przyjemne.

- Jak można kogoś rozliczać z tego ile siedzi w łazience? - wtrącił się Louis. - To nienormalne. - warknął. - Byłeś nastolatkiem. Ja czasami spędzałem w toalecie godzinę, bo to było jedyne miejsce gdzie mogłem sobie zrobić dobrze. - zaśmiał się nie chcąc żeby panowała taka atmosfera w pomieszczeniu. Harry zaśmiał się cicho, szatyn zawsze wiedział jak poprawić mu humor.

- Jednak chyba najgorsze było to jak poprosil mnie żebym pojechał mu do sklepu, bo chlał z kumplami na podwórku, a ja akurat wyszedłem spod prysznica, bo w lato rano nie dało się wytrzymać bez zimnej wody, i powiedziałem mu, że pójdę jak mi włosy wyschną, to powiedział że nie po sobie robił dziecko. Bardzo bolało słyszenie, że zostałeś zrobiony tylko dlatego żeby mu usługiwać. - westchnął. - Dlatego nigdy nie powiedziałbym dziecku tego, że niepotrzebnie było robione.

- Cholera. - mruknął i szybko kucnął obok niego patrząc w oczy. - Nigdy tego nie przeżyjesz tego ponownie. Zadbam o to, żebyś u mnie czuł się jak w niebie i będę robił wszystko żebyś był szczęśliwy. - złapał w dłonie jego twarz. - Biorąc pod uwagę to jaki silny jesteś teraz aż dziwne, że przeszedłeś takie piekło. - złapał go za policzki i złożył delikatny pocałunek na jego ustach.

- Było minęło Lou. - uśmiechnął się. - Przynajmniej moja mama była wspaniałą osobą. - wzruszył ramionami. - I rób szybciej te warkoczyki. - ponaglił go uśmiechając się. 

- Już, już. - zaśmiał się i usiadł za nim ponawiając swoją pracę. - Jeszcze jedno pytanie i kończymy ten temat, teraz przynajmniej wiem, że nigdy nie zachowam się jak twój ojciec. Ale nie przeszkadza ci picie alkoholu? Nigdy nie widziałem, żebyś krzywił się jak któryś z nas jest pijany. 

- Wiesz, jeśli ktoś jest pijany raz na dwa tygodnie to jest różnica niż jak pije codziennie. -  wzruszył ramionami. - Ale powiem ci szczerze, że czuję ulgę mogąc z tobą o tym porozmawiać, jak byłem młody nie miałem takiej osoby, której mogłem się zwierzyć. 

- Mi możesz mówić o wszystkim, będę jak twój prywatny pamiętnik, tylko przy mnie nie będziesz się musiał męczyć z pisaniem. - zaśmiał się. 

- Na pewno będę korzystał z tego pamiętnika. - zaśmiał się. 

- A co zrobisz na obiad H? - spytał go po chwili, gdy zawiązywał gumkę na drugim paśmie włosów. 

- Hmm, ciężko stwierdzić. Musi być coś dużego, ale nie ostrego, bo dzieci nie będą mogły tego jeść. - zaczął się zastanawiać. - Może makaron, bo go lubisz? - spojrzał na niego, a szatyn pokiwał entuzjastycznie głową. - I do tego sos śmietanowo serowy z kurczakiem? - uśmiechnął się. 

- Uwielbiam to. - zaśmiał się Louis. - Więc najpierw oceń moją ciężką pracę, a później idziemy gotować. - podeszli razem do lusterka, gdzie brunet przyjrzał się dokładnie swojej fryzurze. 

- Lou! To jest fantastyczne! Jak ty się nauczyłeś to robić? - spojrzał na niego z podziwem. 

- Wiesz wychowywałem się z czterema siostrami i postanowiły mnie nauczyć to robić, żebym kiedyś robił im. - wzruszył ramionami. - I zdecydowanie tobie muszę robić je częściej, jesteś przeuroczy. - zaciągnął go do kuchni. - Niestety bardzo pomocny nie będę, ale mogę kroić i te takie. 

- Damy sobie radę. -  pocałował go w policzek i zaczął wyciągać potrzebne składniki. - Ze mną zrobisz najlepsze jedzenie na świecie. Wiesz nie chce się chwalić, ale jestem wspaniałym kucharzem. - zaśmiał się.

- Wiem, wiem kochanie, na całe szczęście mam okazję tego doświadczać codziennie. - usiadł przy stole obserwując bruneta. Być może był zbyt leniwy, żeby mu pomagać i ostatecznie Harry sam zrobił sobie jedzenie, ale nikt nie narzekał, młodszy czasami wolał mieć pełne pole do popisu w kuchni, nawet jeśli miał zrobić tak proste danie jak kurczak z sosem.

🦄🦄🦄

Udało mi się podtrzymać dodawanie co tydzień rozdziałów 😂



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top