26.

Wakacje mijały bardzo szybko, nim się zorientowali był już sierpień, co oznaczało, że do ich wakacji został niecały tydzień. Nie musieli planować dokładnie wyjazdu biorąc pod uwagę to, że pole namiotowe mogą wykupić w dniu przyjazdu, jednak obydwoje zgodnie stwierdzili, że drugi tydzień sierpnia będzie idealnym czasem na wakacje. Przez ostatni miesiąc spędzali większość czasu w rodzinnym gronie chcąc dokładnie nadrobić czas spędzony na studiach. Mimo wszystko Louis i Harry i tak często wieczory spędzali razem siedząc w aucie na parkingu marketu i zajadając się przekąskami, jak zawsze Louis przynosił te mniej zdrowe rzeczy, natomiast brunet dbał o to, aby dostarczyć im choć trochę witamin. Zazwyczaj brunet i tak ustępował swojemu chłopakowi i zgadzał się na trochę więcej niezdrowych przekąsek, wiedział że będąc w rodzinnych domach obydwoje prawie w ogóle nie jedli takich rzeczy, więc od czasu do czasu mogli sobie na to pozwolić. Tak było też tym razem, Louis przyjechał po niego, aby zabrać go na krótką przejażdżkę autem wieczorem i gdy tylko wsiadł do auta wyczuł zapach frytek. 

- Nic tłustszego się nie dało? - uniósł brew nawet się nie witając. 

- Cześć Hazz, specjalnie dla ciebie frytki zrobione w piekarniku, bez tłuszczu. Niezdrowo, ale zdrowo. - zaśmiał się i pocałował go w policzek na przywitanie. 

- No to widzę, że dzisiaj jesteś dobrze przygotowany panie Tomlinson. Ja specjalnie dla ciebie wziąłem czerwoną herbatę. - wyciągnął z torby termos. - Miałem wziąć czarną, tą z herbaciarni, ale stwierdziłem, że przynajmniej w wakacje nie będziesz musiał jej pić. - zaśmiał się. - Po wakacjach wracamy do pracy i wtedy będziesz próbował nowe liście. - położył dłoń na jego kolanie, gdy ten odjechał spod jego domu.

- Wiesz, że ja i tak nie widzę różnicy w tych wszystkich herbatach? Jedynie taką, że jedna jest trochę bardziej gorzka a druga mniej. - wzruszył ramionami.

- I to jest bardzo ważne! Wtedy wiem jakie zamawiać, gdy klient nie będzie lubił mocnej czarnej herbaty. Wiesz jaka teraz praca jest fajna? Może kończą się już rodzaje herbat i nie mam co nowego zamawiać, ale i tak jest fajnie. - złapał go za rękę, którą ten położył na tej jego.

- Dobrze, że przynajmniej mamy wolne na wakacje. Nie wiem co bym zrobił, gdybym już na samym początku nie zaznaczył, że wakacje chce mieć wolne.

- Wtedy siedzielibyśmy nadal w Londynie. - Harry wzruszył ramionami.

- A co ty robiłbyś w Londynie jak ja byłbym całe dnie w pracy? - zjechał na parking i zgasił auto gdy zaparkował w odpowiednim miejscu.

- Siedziałbym w domu i czekał na swojego ukochanego chłopaka. - rozlał herbaty do dwóch małych kubeczków.

- Narzeczonego, skarbie, narzeczonego. - poprawił go. - Zanudziłbyś się, sam bym cię do mamy zawiózł i wrócił do Londynu. - odebrał od niego kubek i upił mały łyk.

- Ciągle o tym zapominam, nie miej mi tego za złe. - położył głowę na jego ramieniu.

- Nie mam, to nie były przecież nasze oficjalne zaręczyny. Na te oficjalne poczekasz jeszcze trochę. - zaśmiał się i wyciągnął ze schowka frytki w torbie termicznej.

- Ja powiedziałem mamie o naszych zaręczynach. - przyznał brunet.

- Jak zareagowała? - zaczął spokojnie jeść, mieli przed sobą całą noc, musiało im to starczyć na dłużej.

- O dziwo, bardzo dobrze. Cieszyła się, powiedziała że z pewnością damy sobie radę.

- W końcu zaręczyny nie oznaczają wcale tego, że jesteśmy na siebie skazani do końca życia. - zaśmiał się. - To świadczy tylko o tym, że kochamy się tak mocno, że chcemy spędzić resztę życia ze sobą, co z tego wyjdzie nikt nie wie.

- Mam nadzieję, że nic złego nie wyjdzie. Zimno dzisiaj. - zatrząsł się z zimna.

- No bo oczywiście jak zawsze pan Styles musi się rozebrać niemal do naga i łazić tak w taką pogodę. - odparł szatyn i podał mu z tylnych siedzeń swoją bluzę.

- W domu było mi ciepło, nic nie poradzę, że to mnie zmyliło. - bronił się. - Z resztą, lubisz to jak chodzę rozebrany niemal do naga.

- Ale tylko w domu, są rzeczy, które mogę widzieć tylko ja. - obrócił się bardziej w jego stronę. Uwielbiał patrzeć na bruneta wieczorami, wtedy jego oczy świeciły się z radości jakby padało na nie miliony światełek.

- No i właśnie te rzeczy są schowane pod bokserkami. - wzruszył ramionami.

- Oj grabisz sobie.. - mruknął patrząc na niego przymrużonymi oczami.

- Ale co ja ci poradzę Louis, że ja lubię pokazywać swoje ciało. - usiadł po turecku. - Oczywiście z umiarem! Co za dużo to nie zdrowo.

- Ja to wiem Hazz i uważam że wyglądasz niesamowicie w prześwitujących koszulach, ale nie potrafię znieść tego, że inni ludzie na ciebie patrzą.

- Bo Ty myślisz o ciele w ten sam sposób co oni, dla ciebie to jest po części obiekt seksualny, a ja uważam że ciało to sztuka. Każde jest inne, tworzy się na bazie przeżyć i to nie jest coś czego trzeba się wstydzić czy ukrywać. Tak jakby każdy tatuaż, każda blizna było kolejnym maźnięciem pędzla. Ja uwielbiam patrzeć na ciała nie tylko pod względem seksualnym, po prostu uwielbiam je obserwować, ciało w większości pokazuje to ile przeszedłeś. Powiem Ci nawet szczerze, że ja najbardziej w twoim ciele uwielbiam tatuaże, których masz niestety mało, i pieprzyki. Często gdy budzę się wcześniej to leżę i po prostu patrzę na twoja skórę. - zakończył mając nadzieję, że Louis zrozumie jego punkt widzenia.

- Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale to zdecydowanie ma sens. - przyznał. - I teraz pomimo, że nadal będę cholernie zazdrosny to będę przymykał oko na Twoje ubrania. - Ale powiedz mi, czy ty nigdy nie spojrzałeś na moje ciało w ten seksualny sposób? - zdziwił się. Może nie był jakimś mięśniakiem, ale on lubił swoje ciało.

- Myślałem. - przyznał. - Wiesz trochę dziwne by było gdybym o nim nie myślał w ten sposób podczas tych wszystkich rzeczy, które robimy. - zaśmiał się. - Uwielbiam twoje ciało dlatego, że nie jest idealne. Oczywiście według tych wszystkich ludzi, którzy uważają, że mężczyzna musi być umięśniony. - złapał go jedna ręka za jego dłoń a drugą zaczął jeść frytki.

- To dobrze, bo już myślałem, że będę musiał przypakować. - zaśmiał się.

- Nigdy nie zmieniaj się dla mnie. Jeśli powiem, że podobają mi się czarne włosy to ty od razu polecisz do fryzjera się pofarbować? - spojrzał na niego, a szatyn pokiwał głową w potwierdzeniu. - Lou, ja ciebie kocham takiego jakim jesteś, a pokochałem cię za charakter no i może jeszcze za oczy, ale to szczegół.

- Wiem, wiem, ale chcę cie jeszcze kiedyś pociągać. - wzruszył ramionami.

- Przestań pieprzyć. - wywrócił oczami. - Zawsze będziesz mnie pociągał, a jeśli kiedyś zwątpisz to przyjdź do mnie, pokaże ci jak mnie pociągasz. - nachylił się i wtulił w jego klatkę piersiową. Szatyn przyciągnął go bardziej do siebie i pocałował w głowę. Siedzieli tak przez kilka minut, jednak musieli się odsunąć, ponieważ plecy Harry'ego dawały się we znaki, a chciał dzisiaj normalnie leżeć w łóżku.

- Pozwolisz? - spytał Louis i pokazał swojemu narzeczonemu papierosa.

- Jednego. - oparł się o szybę i wziął w ręce kubek z herbatą. Szatyn odpalił papierosa uchylając okno i wypuszczając przez nie dym. - Lou, a kiedy z tym skończysz? - westchnął.

- Lubię palić, Hazz. - westchnął.

- Wiem, że to lubisz, ale to jest cholernie niezdrowe. Ciężko mi patrzeć jak cały czas się trujesz a ja nie mogę nic z tym zrobić.

- I tak już bardzo dla ciebie je ograniczyłem, jak jestem tutaj w domu to prawie w ogóle nie pale bo Doris nienawidzi tego zapachu i zawsze go wyczuje przez co dostaję od mamy niezły opieprz. - zaśmiał się.

- W takim razie ja chyba też będę musiał go stosować. - wzruszył ramionami. - Może obydwoje doprowadzimy do końca twojego uzależnienia.

- Skończę z tym, obiecuje.

- Szkoda, że nie mogę zajść w ciążę, wtedy przynajmniej musiałbyś przestać palić.

- Jak na razie to dobrze, że Ty nie możesz zajść w ciążę, jest na to za wcześnie. - zgasił peta w popielniczce popielniczce samochodowej.

- A później już tylko zdrada, żeby mieć dziecko.

- Nawet tak nie mów. - oburzył się szatyn. - Na razie mamy dużo czasu na myślenie skąd weźmiemy kiedyś dzieci, ale na pewno nie będą to zdrady. - pokręcił głową.

- Przecież wiesz, że żartowałem, za bardzo bierzesz wszystko do siebie. - wrócił oczami.

- No nie wiem, niektóre osoby są w stanie zrobić dużo żeby dziecko mieć. - wzruszył ramionami.

- Ale nie ja, bez przesady. - zaśmiał się i zarzucił nogi na kolana Louisa. - Nie mogę się doczekać naszch wakacji.

- Ja też nie, spędzimy je najlepiej jak tylko możemy, ale zero alkoholu, picie przy jeziorze nie jest bezpieczne.

- Oczywiście, będziemy się zajadać słodyczami. - pokiwał głową w uznaniu. - Tylko nie zapomnij wziąć klapek, nie chce się zarazić grzybicą w tych prysznicach.

- O nie, zapomniałem je wziąć z Londynu. - jęknął. - Uszykowałem je sobie już dawno.

- Czyli co, czekają nas jeszcze małe zakupy zanim pojedziemy. Najlepiej przejrzyj już dzisiaj wszystkie rzeczy i rób listę, jutro pojedziemy po to wszystko. - ułożył dłoń na jego łydce.

- Chyba tylko tych klapek zapomniałem.

- Hazz. - Louis spojrzał na niego ostrzegawczo. - Sprawdź wszystko dokładnie, nie chce później niespodzianek.

- Dobra. - pokręcił głową z małym uśmiechem i spojrzał w oczy szatyna. Nie mógł uwierzyć jakie szczęście go spotkało, nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, a do Louisa coś go ciągnęło pomimo, że miał chłopaka, ale ten etap poznawania się był tak wspaniały, że najchętniej przeżyłby to jeszcze raz. Teraz miał przed sobą pięknego chłopaka, który dla niego przepadł i on sam nie wyobrażał sobie bez niego życia. Jeśli kiedykolwiek uważał, że nie istnieje coś takiego jak piękna miłość to teraz wiedział że był w błędzie. Po prostu on musiał trochę dłużej na nią poczekać i zdecydowanie nie żałował, to było najlepsze co go spotkało, a fakt że obydwoje są już bardziej dojrzali przyprawiał mu uśmiech na twarzy, bo wiedział że obydwoje myślą o tym na poważnie. Nie każdy w ich wieku taki był, ale na całe szczęście oni odnaleźli się wśród tych wszystkich ludzi, którzy nie chcą się ustatkować do trzydziestki.

- O czym myślisz? - Louis wsunął dłoń w jego loki.

- O nas, o przyszłości, o tym jak bardzo się cieszę, że ciebie mam. - zaczął wymieniać.

- Czyli to zajmuje twoje myśli przez cały czas? - zaśmiał się.

- Zazwyczaj tak. Frytki się skończyły. - pokazał na puste opakowanie.

- Wszystko zjadłeś. - pokręcił głową i schował je do schowka. - Miałem wziąć więcej, ale niestety miałem tylko takie opakowanie.

- Mamy jeszcze trochę herbaty. - rozlał im ponowne do kubków. - Ale tyle randek w ciągu miesiąca jeszcze nigdy nie mieliśmy, to chyba już... - zaczął liczyć na palcach. - dziesiąta! Albo więcej.

- Niby zwykłe siedzenie w aucie, a randka idealna. - wypił szybko swoją herbatę. - Może chcesz jechać dzisiaj do mnie na noc? Nie chce się z tobą rozstawać, ale robi się już trochę późno i zimno.

- Czekaj, napisze do mamy może jeszcze nie śpi, jak odpisze to pojadę, nie chce jej martwić. - wyciągnął telefon i napisał do swojej rodzicielki. - Jutro ma druga zmianę, więc nie powinna jeszcze spać. - ścisnął telefon w dłoni i podskoczył, gdy usłyszał dźwięk informujący o nowej wiadomości. - Możemy jechać. - uśmiechnął się i ściągnął swoje nogi z ud szatyna od razu zapinając pasy.

- U mnie pewnie też wszyscy oprócz bliźniaczek śpią, one jako jedyne nie wiedzą o której godzinie się kłaść spać.

- Nie udawaj Lou, pewnie byłeś taki sam. - pokręcił głową patrząc na znaną już sobie okolicę.

- No byłem. - zaśmiał się. - A ty nie?

-Akurat ja lubiłem się kłaść wcześnie i wstawać z samego rana. Może to dlatego, że rano zazwyczaj nie było nikogo w domu i mogłem odpocząć psychicznie. Później wracali rodzice i zazwyczaj cały czas był harmider i kłótnie. - wzruszył ramionami.

- A u nas w domu w Londynie możesz odpocząć psychicznie? Wiem, że to jest bardzo ważne a nie chce żebyś się męczył.

- U nas kłócisz się tylko Ty z Liamem, którego jest kolej na robienie prania. - zaśmiał się. - U nas mogę odpoczywać leżąc w twoich ramionach, zawsze wiesz kiedy dać mi chwilę odpoczynku. - złapał jego dłoń.

- Masz mi mówić jeśli coś będzie nie tak. Wiesz Hazz, ja widziałem te kilka blizn na twoich biodrach i czuje się zobowiązany starać się, żebyś nigdy nie czuł przeciążenia psychicznego.

- Miałem nadzieję, że ich nie zauważysz, nie są zbyt widoczne. - westchnął. - Ale pomimo to, to już stary temat, zrobiłem to jak miałem szesnaście lat, ale poradziłem sobie z tym sam.

- Jesteś tak cholernie silny. Mam cholernie silnego chłopaka, aż sam nie mogę w to uwierzyć. - pokręcił głową.

- Myślę, że to właśnie te sytuację sprawiły że jestem taki silny.

- Ale nigdy, nigdy kurwa nie pozwolę żeby nasze dziecko sobie takie coś zrobiło. - zacisnął dłonie na kierownicy. - Wolę, żeby sąsiedzi słuchali naszych kłótni niż nasze dzieci.

- Będziemy dobrymi rodzicami, mam nadzieję. - już nawet nie zwracali uwagi na to, że zaczęli mówić o swoich dzieciach. - Będę się starać być dobrym ojcem.

- Widzę jaki jesteś z Ernestem i już teraz wiem, że będziesz dobrym ojcem. - złapał jego rękę i pocałował jej wierzch.

Gdy pięć minut później dojechali do domu szatyna wszędzie było już ciemno i cicho, nie chcieli robić zbędnego hałasu, więc przebrali się szybko w piżamy i postanowili umyć się następnego dnia z samego rana. Teraz chcieli razem poleżeć w łóżku, nie robili tego od całego miesiąca i dobrze było w końcu móc spać w swoich objęciach.


🦄🦄🦄

To osobiście mój ulubiony rozdział w tej książce, mam nadzieję, że wy również go polubicie :) 
Do zobaczenia, za tydzień a może za dwa! 

Miłego dnia! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top