16.

Gdy Louis wreszcie dojechał pod swój dom odetchnął z ulgą, zbliżał się wieczór, a niestety jeżdżenie o tych godzinach nie były jego ulubioną czynnością, gdy był zmęczony. Harry obudził swoją mamę, która od razu wysiadła z auta, czuła się niezręcznie, gdy musiała przyjąć pomoc od matki chłopaka swojego syna, jednak Louis zapewniał ją, że to nic takiego i oni kiedyś sami mieli niewielkie problemy z pieniędzmi przez które przyjmowali pomoc od obcych ludzi.

-Zjemy u mnie w domu kolacje i odwieziemy panią do domu. Mama nalegała na poznanie się. - uśmiechnął się. Cała trójka weszła do domu, w którym panował niemały hałas. - Jesteśmy już mamo. - poinformował Louis, gdy rozbierali się z wierzchnich ubrań.

-Cześć Louis. - kobieta podeszła do nich uprzednio wycierając dłonie w fartuch zawiązany wokół bioder.

-Jay. - wyciągnęła dłoń w stronę mamy bruneta uśmiechając się szeroko.

-Anne. - podeszła bliżej, aby uścisnąć dłoń należącą do kobiety.

-Mamusiu, to jest Harry. - przyciągnął do siebie bruneta, który uśmiechał się nieśmiało.

-Miło mi ciebie poznać Harry. - spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. - Chodźcie do salonu. Bliźniaki trochę hałasują, ale jak zobaczą Louisa, to się uspokoją. Ja wrócę do kuchni dokończyć kolację.

-Pozwól, że ci pomogę. - zaproponowała Anne.

-Oczywiście, chodźmy. - uśmiechnęła się. Harry ucieszył się, gdy zobaczył jaka matka Louisa była gościnna.

-Wydaje mi się, że się dogadają. - szatyn szepnął do ucha swojego chłopaka kładąc dłoń na jego tali. - Chodź poznać moje rodzeństwo. Dwóch moich sióstr nie ma, ale poznasz to młodsze.

-Stresuje się trochę, to moje pierwsze spotkanie z twoją rodziną. - wtulił się w niego.

-Nie stresuj się. Hej! - niemal wskoczył do salonu powodując pisk dwójki dzieci, które bawiły się ze sobą.

-Lou! - krzyknął chłopiec podbiegając do niego.

-Cześć maluchu, chodź tutaj Doris. - kucnął i wyciągnął ramiona w jej stronę. Ta wtuliła się w niego krzycząc cicho. - Poznajcie Harry'ego. - wskazał na bruneta.

-Hej. - Harry kucnął, aby być mniej więcej wzrostu dzieci. - Jak macie na imie?

-Ja jestem Ernest, a to jest Doris! - odezwał się podekscytowany chłopiec. Dziewczynka nadal stała wtulona w swojego starszego brata.

-W takim razie miło mi ciebie poznać Ernest. - uśmiechnął się do niego, a ten od razu pociągnął go w stronę dywanu, na którym leżało kilka samochodów i ciężarówek.

-Pobawisz się? - spytał z nadzieją chłopiec. Uwielbiał bawić się samochodami, jednak bawienie się samemu nie sprawiało mu tak dużej radości.

-Jasne. - usiadł obok niego od razu zaczynając się z nim bawić. Chłopiec od razu podłapał dobry kontakt z brunetem.

-Chodź Harry, poznam cię z Phoebe i Daisy. - Louis podszedł do nich chcąc odciągnąć swojego chłopaka od młodszego braciszka.

-Nie teraz Lou, bawię się z Ernestem. - zrzucił jego rękę ze swojego ramienia.

-Ernie, zabrałeś mi chłopaka. - szatyn kucnął robiąc naburmuszoną minę.

-Harry mój! - zaśmiał się chłopiec rzucając na szyje nic nie spodziewającego się bruneta, przez co obydwoje upadli na dywan śmiejąc się. Harry'emu od razu chłopiec przypadł do gustu, z wyglądu nie przypominał szatyna, ale to urocze marszczenie nosa podczas śmiania się zdecydowanie przypominało to u starszego brata.

-Może być dzisiaj twój, ale naprawdę chce go poznać z resztą. - westchnął pomagając im wstać.

-Wrócę za chwilkę skarbie. - brunet posadził chłopca na kanapie przejeżdżając palcami przez jego krótkie włosy. Uśmiechnął się do swojego chłopaka i złapał go za rękę. Razem ruszyli na pierwsze piętro domu i weszli do pokoju, z którego dobiegały dźwięki nowej płyty Katy Perry.

-Takie z was siostry, a żadna nie przyszła się przywitać. - Louis z tymi słowami wszedł do pokoju, gdzie dwie młode dziewczyny siedziały na jednym łóżku wpatrzone w ekran laptopa.

-Louis! - krzyknęła jedna z nich i podbiegła do niego rzucając się mu na szyję.

-Cześć Daisy. - objął ją. - Przyjechałem tylko na jeden dzień, ale mam za to ze sobą swojego chłopaka. - odsunął od siebie brunetkę i przyciągnął bliżej siebie chłopaka. - Harry to Daisy i Phoebe.

-Hej. - pomachał im nieśmiało. Nie wiedział jak ma się zachować, bo pierwszy raz był w takiej sytuacji. Rodziny Nicka nawet nie poznał, więc to była dla niego nowość.

-Hejka. - odpowiedziała Phoebe pochodząc do nich. - Czemu przyjechałeś tak nagle w środku tygodnia? - spojrzała zaciekawiona na brata, zdarzało się, że przyjeżdżał tylko jeden dzień, jednak zdarzało się to tylko w weekendy.

-Wypadły małe komplikacje, o których jako dzieci nie powinniście wiedzieć, ale mama Harry'ego będzie mieszkać w domu naszej babci. - wzruszył ramionami nie chcąc opowiadać wszystkim o problemach rodzinnych bruneta. - Więc prawdopodobnie będzie teraz częstym gościem, bo z tego co widziałem dosyć dobrze dogadują się z naszą mamą. - zaśmiał się.

-Może teraz przynajmniej częściej będziesz przyjeżdżał do domu. - odpowiedziała Daisy.

-Prawdopodobnie tak, Hazz chyba często będzie teraz chciał przyjeżdżać do mamy, prawda kochanie? - spojrzał na niego, a ten jedynie pokiwał głową.

-Harry! - ich wymianę zdań przerwał Ernest, któremu w końcu zaczęło się nudzić bez bruneta.

-Co tam? - odwrócił się do niego i wziął go na ręce.

-Chodź się bawić. - mruknął. Harry nic nie mógł poradzić na to, że to naprawdę bardzo go rozczuliło.

-Ernest, daj mu spokój. Przyjechał tu dla mamy, nie dla ciebie. - odezwała się jedna z bliźniaczek, nie chciały, żeby ten męczył bruneta.

-Nie, to naprawdę w porządku. - uśmiechnął się do niej chcąc zapewnić, że chłopiec wcale mu nie przeszkadza. - Obiecałem mu, że się z nim pobawię, więc bardzo miło było was poznać, ale teraz muszę was przeprosić. - zaśmiał się podrzucając lekko chłopca w swoich ramionach i kierując się z nim do salonu na dole. Louis w tamtej chwili nie mógł być bardziej w nim zakochany, biła teraz od niego rodzinna aura i szatyn nie mógł nic poradzić, że zaczął wyobrażać sobie to jak wyglądałoby Harry z ich dzieckiem.

-Jest naprawdę fajny. - odezwała się Phoebe.

-Jest. - potwierdził uśmiechając się do siebie. Nadal nie wierzył w to jakie szczęście go spotkało, że ma go przy sobie. - Nie przeszkadzam wam już. - zaśmiał się przytulając jeszcze na koniec swoje siostry i zszedł na dół. Zobaczył Harry'ego w salonie z Ernestem, więc postanowił pójść do kuchni. Tam na krześle siedziała Doris pijąc sok marchewkowy. Anne pomagała jego mamie w dokończeniu kolacji, chociaż więcej gadały niż robiły przez co kolacja odwlekała się.

-Gdzie Harry? - zaciekawiła się Jay, gdy zobaczyła swojego syna.

-Ernie go porwał. - usiadł przy stole wycierając swojej siostrze brodę, po której ściekał sok.

-Oh to teraz się nie oderwie od niego. - zaśmiała się. - Zawieziesz później Anne do domu? - odwróciła się w jego stronę. Bardzo polubiła kobiete i nawet cieszyła się, że ta teraz będzie mieszkać bliżej niej.

-Jasne, zawiozę po kolacji. - uśmiechnął się do matki bruneta.

-Loulou. - do kuchni wszedł Harry, który speszył się lekko widząc patrzącą się na niego Jay.

-Co tam kochanie? - spojrzał na niego uśmiechając się.

-Ernie potłukł jakiś wazon. - szepnął mu do ucha. - Nie wiem co mam zrobić.

-Mamo, Ernie potłukł wazon. - zaśmiał się Louis z nieporadności swojego chłopaka. Zachowywał się tak jakby to on to zrobił.

-Kolejny? - westchnęła kobieta. - Idź to posprzątaj Lou, u niego to norma. - podała mu szufelkę. Ten razem z Harrym ruszyli do salonu, gdzie chłopiec akurat zbierał w dłoń szkło.

-Ernie! Zostaw to! - krzyknął Harry powodując, że chłopiec wzdrygnął się i wypuścił z dłoni odłamki szkła. Brunet podbiegł do niego i wziął na ręce siadając na kanapie. Obejrzał jego dłonie i odetchnął widząc, że nie ma żadnych ran ani okruchów na skórze. - Nie możesz dotykać takich rzeczy, mówiłem Ci żebyś siedział i nie dotykał niczego.

-Przepraszam. - schował głowę w zagłębieniu jego szyi.

-Masz szczęście, że nic ci się nie stało. - pogładził jego plecy w pocieszającym gescie. - Ale koniec zabawy na dzisiaj.

-Harry. - mruknął chłopiec wskazując na zabawki, które wciąż leżały na dywanie.

-Jutro się pobawimy, teraz i tak trzeba zjeść już kolacje i iść spać. - odparł słysząc jak mama Louisa woła na kolację. Wziął chłopca na ręce i razem z szatynem skierował się do jadalni. Stół, który tam się znajdował był na ogromny, ale biorąc pod uwage to, że rodzina szatyna była bardzo liczna, nie było to nic dziwnego. Harry posadził chłopca obok jego siostry i sam zajął miejsce obok swojego chłopaka. Chwilę później bliźniaczki również usiadły przy stole od razu zabierając się za jedzenie. Anne czuła się bardzo dobrze w towarzystwie Tomlinsonów. Zaśmiała się widząc jak Doris ubrudziła twarz i wytarła ją serwetką. Była bardzo rodzinną kobietą, a Harry widząc jak dobrze się tutaj czuje odetchnął z ulgą, bo nie musiał się chociaż martwić, że ta będzie się czuła samotnie.

-Lou, zawieziesz już Anne? - spytała Jay, gdy już wszystko zostało posprzątane po kolacji.

-Tak, już się zbieram. - wstał idąc do korytarza, aby założyć buty.

-Pojadę z tobą, mamo. - powiedział od razu Harry wstając z kanapy.

-Zostań tutaj z Louisem, kochanie. Jutro przed powrotem do Londynu jeszcze zajrzyj się pożegnać, a ja naprawdę dam sobie tam sama radę. - pocałowała go w policzek. Potrzebowała teraz chwili samotności i spokoju, a wiedziała że jej syn w takiej sytuacji go jej nie zostawi.

-Nie chce żebyś była sama. - sprzeciwił się.

-Harry, powiedziałam nie. - odparła matczynym tonem, który spowodował, że brunet był zmuszony zostać. - Śpij dobrze, kochanie. - podeszła do niego i pocałowała w czoło. Odsunęła się i ruszyła w stronę wyjścia.

-Gdybyś czegoś potrzebowała to zawsze możesz przyjść, a jutro zapraszam cię na obiad. - uśmiechnęła się Jay podchodząc do kobiety i przytulając ją lekko.

-Dziękuje, na pewno skorzystam. - uśmiechnęła się po czym założyła szybko buty i kurtkę i wyszła razem z Louisem z domu. Wsiedli do auta i ruszyli w stronę nowego domu mamy Harry'ego.

-Cieszę się, że mój syn poznał kogoś takiego jak ty. - przyznała Anne. - Jest szczęśliwy niż z Nickiem.

-Też się cieszę, że to poznałem. - uśmiechnął się. - Nigdy nie sądziłem, że chłopak z herbaciarni tak bardzo zawróci mi w głowie. - zaśmiał się.

-Myślisz o nim już na poważnie, czy to po prostu chwilowy romans? - spojrzała na niego uważnie.

-Jesteśmy dosyć młodzi, ale myślę że już za starzy aby pchać się w chwilowe romanse. Myślę że wie pani o co mi chodzi. Nie mogę teraz pani zapewniać, że będziemy ze sobą do końca, że założymy rodzinę, bo na takie rzeczy jest po prostu za wcześnie. - westchnął. - Ale chce żeby pani wiedziała, że nie zamierzam go zostawić. Tak długo jak on będzie chciał ze mną być, ja będę przy nim. - zatrzymał się na podjeździe. 

-Bądź przy nim mimo wszystko. - poprosiła. - Harry przez swojego ojca ma uraz do mężczyzn. Bardzo długo otwierał się zanim zaczął chodzić na randki, myślę, że teraz jest już lepiej, ale nie raz dzwonił do mnie, aby zapytać się czy aby na pewno dobrze robi umawiając się z kimś. Boi się, że nagle któryś z nich zacznie się zachowywać jak Des. - pokręciła głową. Musiała mu powiedzieć o obawach swojego syna, nie chciała żeby ten został odrzucony za swoje zachowanie. 

-Nie musi się pani martwić. - złapał ją za ręce. - My naprawdę często rozmawiamy i zawsze wiemy kiedy któryś z nas czuje się źle. - uśmiechnął się. 

-Dziękuje Louis. - uśmiechnęła się do chłopaka i wyszła z auta, szatyn od razu zrobił to samo i pomógł jest wnieść walizkę do domu. Oprowadził ją jeszcze po domu opowiadając co i jak, po czym wrócił od razu do swojego rodzinnego domu. Harry siedział na kanapie z Ernestem i Doris, którzy w skupieniu oglądali bajki. 

-Myślę, że czas już spać. - podszedł do nich od tyłu nachylając się nad dzieciakami. Ci spojrzeli na niego niezadowoleni i zrobili smutne miny prosząc o jeszcze kilka minut. - Nie, jutro musicie wstać do przedszkola. - wziął na ręce dziewczynkę, wiedząc że Ernest prawdopodobnie będzie chciał iść razem z Harrym. Położyli ich do łóżek całując w czoło i życząc dobrej nocy po czym wyszli z pokoju napotykając Jay, która akurat szła z brudną pościelą. 

-Pościeliłam ci w gościnnym Harry. - uśmiechnęła się do niego.

-Mamo, Hazz śpi ze mną. - szatyn wywrócił oczami. - Robi to już od dłuższego czasu, więc nie będzie to nic krępującego, bo nie ma nic czego bym wcześniej nie widział. - odparł przez co brunet wytrzeszczył oczy i uderzył go z łokcia w bok stając się czerwonym niczym pomidor. 

-Nie, to nie tak, Jay! - Harry poczuł się zakłopotany. Oni dobrze wiedzieli co Louis miał na myśli, ale kobieta mogła pomyśleć o zupełnie innym rzeczach. -  No tłumacz się debilu. - spojrzał na swojego chłopaka z wyrzutem. 

-Nie robiliśmy niczego niestosownego, bo pewnie o tym pomyślałaś. - zaśmiał się. - Po prostu po, na całe szczęście, nie udanej próbie gwałtu, Harry postanowił wziąć ze mną kąpiel, aby pokazać, że się mnie nie brzydzi. I po prostu wtedy widzieliśmy siebie tak jak stworzył nas Bóg. - wzruszył ramionami. 

-Mnie naprawdę nie obchodzi to co robicie Louis, ale mógłbyś być mimo wszystko trochę mniej bezpośredni. - westchnęła kobieta. 

-Dobrze mamusiu. - pokiwał głową. - Ale teraz pozwól, że zabiorę swojego chłopaka do pokoju, pewnie jest już zmęczony. - pociągnął bruneta w stronę jednego z pokoi i od razu zamknął drzwi na klucz. 

-Przeżyłeś jeden dzień z moją rodziną i nadal tu jesteś, to znaczy że już nie uciekniesz. - zaśmiał się kładąc na łóżku. 

-Lubie twoją rodzinę - wzruszył ramionami. - Ale ty.. - pokazał na niego palcem i usiadł na jego kolanach. - Nie gadaj takich rzeczy przy swojej mamie. Nie chce, żeby myślała o mnie jak o niewyżytym króliku, który jedyne czego pragnie to dobranie się do twoich spodni. - oparł brodę na jego klatce piersiowej. 

-Hazz, króliczku. - zaśmiał się - Myślę, że moja mama wie co to znaczy młodość i seks w tym wieku. - pokręcił głową. - Nie jest zakonnicą i nie jest to dla niej coś zakazanego.  

-No dobra, ale nie gadaj tak, okej? - pocałował go w brodę nie mając siły podnosić wyżej głowy, a później położył ją na jego klatce piersiowej zamykając oczy. Potrzebował teraz bliskości i ciepła swojego chłopaka, prysznic mógł poczekać. 


🦄🦄🦄

Być może książka nie wygląda tak jak miała wyglądać na początku, ale mam WAŻNE pytanie, jest ktoś, kogo przyciągnął opis, ale zawiodła treść? Tylko szczerze. 


Miłego dnia/wieczoru! ❤


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top