15.

-Tutaj jest mój mądry chłopak! - Louis krzyknął podbiegając do Harry'ego i zgarniając go w swoje ramiona. - Jak ci poszło?

-Zdałem wszystkie ustne. Nie wiem jak z pisemnymi, ale chyba też jest dobrze. - powiedział dumnie. - Dzisiaj były ostatnie zaliczenia, ale chyba najtrudniejsze. - pocałował go lekko.

-Jestem z ciebie cholernie dumny. - ścisnął go i odstawił na ziemię.

-Teraz mam dwa tygodnie wolnego. - złapał go za rękę. - I mogę w końcu zdjąć krawat. - rozwiązał go lekko i założył na szyję szatyna.

-A ja wciąż mam dwa tygodnie męczenia się z Malikiem. - mruknął śmiejąc się po chwili.

-Kiedy ty masz wolne? - pociągnął go w stronę parku, uwielbiał tam chodzić. Gdyby mógł spędzałby tam całe dni, nawet jeśli pogoda teraz nie dopisywała i było po prostu brzydko.

-Na święta wielkanocne. - usiadł na ławce. - A później już wakacje. - pociągnął go na swoje kolana.

-Pojedziemy nad jakieś jezioro w wakacje? - odwrócił się bardziej w jego stronę. - Mam chyba namiot w domu. - uśmiechnął się do niego.

-Jeśli tylko będziemy mieć taką możliwość to z przyjemnością. - pocałował go w nos. - Jednak będzie to trochę ciężkie biorąc pod uwagę to, że ja mieszkam w Doncaster a ty w Holmes Chapel.

-Damy radę, moja mama nie może się doczekać aż cie spotka, więc przyjedziesz do mnie na tydzień, co ty na to? - spytał podekscytowany.

-Mamy czas na myślenie o tym kochanie. - zaśmiał się.

-Wiem, wiem. - pokiwał głową. - Może idźmy do mojego pokoju? - spytał. - Może będzie wolny.

-Jeśli chcesz to możemy iść, akurat zabierzesz trochę ubrań do mnie.

-Lou, mieszkałem u ciebie przez ostatnie dwa tygodnie, to za dużo. - pokręcił głową.

-A przeszkadza mi to? - mruknął. Być może nie byli związkiem z długim stażem, ale nie przeszkadzało mu to, że brunet u niego prawie mieszkał. Harry nie trafił dobrze z lokatorami. Byli to typowi goście, którzy omijali połowę wykładów i traktowali to wszystko jako jedną wielką zabawę. Współczuł swojemu chłopakowi, bo dobrze wiedział, że ten lubił spokój podczas uczenia się.

-Tobie może nie przeszkadza, ale ja czuję się z tym źle. - westchnął.

-Daj spokój skarbie. Zaczyna się weekend, zawsze spędzasz u mnie weekendy. - przyciągnął go bliżej siebie.

-No dobrze, mogę ten weekend u ciebie spać. - uśmiechnął się lekko. Louis był jego chłopakiem, ale mimo wszystko czuł jakby mu się narzucał. Może powinien mu płacić za te noclegi? W końcu mało kto robił takie rzeczy całkowicie za darmo.

-To załatwione. - ścisnął mocniej jego dłoń, gdy zbliżali się do akademika. Styles cały czas miał nadzieję, że pokój będzie pusty. Z całe serca nienawidził swoich współlokatorów, nawet jeśli Ci nie zwracali na niego uwagi. Weszli do budynku i od razu skierowali się do pokoju bruneta, byli bardzo rozczarowani, gdy zauważyli, że dwóch chłopaków siedziało na swoich łóżkach.

-Cześć Harry, dawno cię tutaj nie było. - powiedział jeden z nich.

-Ta, mieszkałem u Louisa. - mruknął.

-Weź ubrania i idziemy do mnie. - szatyn szepnął mu na ucho. - Nie czuję się z nimi komfortowo.

-Wy coś kręcicie ze sobą? - spytał drugi unosząc wzrok znad swojego laptopa.

-Nie. - brunet od razu zaprzeczył. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - wrzucił do plecaka kilka swoich ubrań. Nawet nie patrzył jakie, w tamtym momencie chciał po prostu stamtąd jak najszybciej wyjść. Zapiął plecak i wyszedł szybko ciągnąc za sobą swojego chłopaka.

-Więc gdzie idziemy mój kochany przyjacielu? - zaśmiał się szatyn.

-Przepraszam Lou. - westchnął czując wyrzuty sumienia, jednak ten od razu mu przerwał.

-Nie masz za co przepraszać skarbie. Nie wiemy jakby na to zareagowali, a mimo wszystko musisz tam jeszcze niestety mieszkać. - pogładził go po boku.

-Idziesz dzisiaj do pracy? - spojrzał na niego.

-Nie, wziąłem sobie specjalnie dla ciebie wolne. - uszczypnął go w bok.

-Dziękuje. - uśmiechnął się szeroko. - Jutro muszę iść do herbaciani. Wziąłem sobie dodatkową zmianę za podwójną stawkę. - wyjaśnił.

-To nawet dobrze, mnie i tak pewnie nie będzie przez połowę dnia w domu. Nie rozumiem co ludzie widzą fajnego w zakupach w wolne dni. - westchnął.

-Zakupy są fajne, ale masz rację, ludzie spędzają zbyt dużo czasu w sklepach. Ja na przykład nie rozumiem spędzania walentynek w galeriach handlowych. My niestety spędzaliśmy je osobno, ale zdecydowanie bardziej wolałbym spędzać je osobno niż chodząc po sklepach. - stwierdził.

-Musisz mi dawać więcej wskazówek na przyszłość, żebym nigdy nie zawalił. - zaśmiał się.

-Dowiesz się wszystkiego z czasem. - uśmiechnął się i wsiadł pospiesznie do autobusu. - Jest Liam w domu?

-Nawet nie wiem, jak wychodziłem po ciebie to był, ale kto wie gdzie jest teraz. - wzruszył ramionami patrząc jak chłopak kupuje im bilety w biletomacie. - A czemu zależy Ci na jego obecności?

-Po prostu dawno go nie widziałem i tak naprawdę tylko ja jeszcze mam cierpliwość słuchać o jego dziewczynach. - zaśmiał się podając mu bilet.

-Każdego wymęczył to teraz czas na ciebie. - parsknął i skasował bilet.

-Jest mi go po prostu szkoda. - wzruszył ramionami. - Nie widzisz tego jak się zmienił? - zmarszczył brwi.

-Jest taki sam jak zawsze. - wzruszył ramionami.

-Schudł ostatnio, a wyglądał wcześniej o wiele lepiej. - mruknął, martwił się o szatyna. Dużo czasu z nimi spędzał i naprawdę zauważył zmianę w zachowaniu chłopaka.

-Schudł, ale myślę że to był jego wybór.

-Nie, musimy coś z tym zrobić. Czuję się źle nie będąc w związku, ale bycie z takimi dziewczynami go wykańcza.

-Na razie nic z tym nie rób poobserwujemy go. Jeśli naprawdę będzie coś z nim nie tak, to porozmawiamy z nim okej? - spojrzał na niego.

-Dobrze. - pokiwał głową i po chwili poczuł delikatny pocałunek na swoim czole. Fakt, że Louis musiał stawać na palcach, aby to zrobić bardzo go rozczulał. - Chodź, nasz przystanek. - złapał go za rękę i razem wyszli z autobusu.

-Dlaczego musisz mieć akademik tak daleko ode mnie? Zawsze, gdy wracasz sam to się cholernie o ciebie moje. - westchnął Louis.

-To wcale nie jest tak daleko, zaledwie pięć przystanków. Ciesz się, że nie mieszkam zupełnie na drugim końcu Londynu. - zaśmiał się spokojnie idąc w stronę jego domu. - Chciałbym załatwić sobie akademik tutaj bliżej, ale wtedy będę miał daleko na uczelnie, a nie widzi mi się codziennie wstawać godzinę wcześniej tylko po to, aby dostać się na zajęcia. - wzruszył ramionami.

-Skarbie i tak robiłeś to przez ostatnie dwa tygodnie, gdy spałeś u mnie. - przypomniał mu śmiejąc się.

-No niby tak, ale to nie było to samo. Wstawanie godzinę wcześnie u twojego boku było samą przyjemnością. - pocałował go w policzek. - Ale wiesz co jest fajne? Teraz będę chodził tylko do pracy co oznacza, że pewnie będziemy się częściej spotykać. - schylił się chcąc skraść jeden pocałunek jednak przerwał mu dzwonek telefonu. Skrzywił się i wyciągnął telefon dziwiąc się, gdy zauważył numer swojej mamy. - Halo mamusiu? - spytał zmartwiony i przystanął słysząc płacz swojej mamy w słuchawce. Szatyn spojrzał na niego marszcząc brwi, słyszał podniesiony głos i nie wiedział co się dzieje. - Przyjadę po ciebie. - mówił chaotycznie brunet. - Nie wiem, coś wymyślę. Spakuj się. - wysłuchał jeszcze kobiety i rozłączył się.

-Hazz, co się dzieje? - spytał zmartwiony Louis.

-Moja mama pokłóciła się z tatą. Muszę ją od niego zabrać, nawet nie mam gdzie. Cholera! - krzyknął zły czując łzy napływające do oczu. Jego mama nigdy nie żaliła się na swoje życie, gdy wyjechał, ale teraz dobrze wiedział, że jego ojciec nie przestał nadużywać alkoholu.

-Spokojnie skarbie. - przytulił go do siebie widząc jak bardzo roztrzęsiony był.

-Nie mogę być spokojny, do Holmes Chapel jest ponad trzy godziny drogi, nie mam nawet gdzie ją zabrać. - pokręcił głową.

-Chwilka kochanie. - pocałował go w czoło. - Liam ma samochód, z pewnością nam go pożyczy. Uspokój się. - poprosił prowadząc go do mieszkania.

-Ale gdzie mam ją zabrać, w akademiku nie może mieszkać. - zaczął płakać bojąc się o losy swojej rodzicielki. Nie byli na tyle bogaci, aby bez problemu kupić jej dom.

-Będzie jej przeszkadzać mieszkanie w Doncaster? - spytał po chwili przemyśleń.

-Co ty kombinujesz Louis? - westchnął wiedząc, że to rodzinne miasto szatyna.

-Moja babcia ma domek, w którym nikt nie mieszka. Ona już dawno przeprowadziła się do wujka do Holandii, domek stoi całkowicie pusty.

-Nie możemy tego zrobić. - pokręcił głową. - Nie znamy się aż tak dobrze żebyś zrobił dla nas coś takiego. - weszli do mieszkania, gdzie brunet od razu zaczął się kręcić nie mogąc ustać w jednym miejscu.

-Harry, schowaj do cholery swoją dumę i daj sobie pomóc. Tutaj chodzi o twoją mamę. - podszedł do niego i złapał za ramiona trzęsąc go lekko.

-Wiem Lou. - sapnął przymykając oczy. - Może jedźmy już po nią. - wtulił się w niego. - Ale nie możesz jechać. - odsunął się od niego. - Masz pracę, uczelnie. - nie mógł zlekceważyć tak istotnej rzeczy. Tutaj chodziło o jego wykształcenie i pieniądze. Już teraz czuł się źle z faktem, że ten się poświęca, nie chciał żeby ten zawalił wszystko.

-Daj spokój, wezmę kilka dni wolnego w pracy, a jak opuszczę kilka zajęć to nic się nie stanie. - pocałował go w czoło. - Liam, chodź tutaj! - krzyknął wołając przyjaciela.

-Co się dzieje? - od razu wszedł do kuchni marszcząc brwi.

-Potrzebujemy twojego auta, teraz od razu. - spojrzał na niego niemo pokazując aby ten zgodził się.

-Okej. - odpowiedział od razu. - Bak jest pełny. - dopowiedział. Chciał wiedzieć co się stało, ale po tym w jakim stanie był Harry wiedział, że to nie było nic przyjemnego. Podał szatynowi kluczyki i wycofał się z kuchni.

-Chodź kochanie, pojedziemy już tam. - złapał go za rękę i wyprowadził na dwór. Wsiedli do auta, gdzie szatyn od razu włączył nawigacje. Ta nigdy go nie zawiodła i miał nadzieje, że tym razem będzie tak samo. - Możesz mi teraz wytłumaczyć wszystko Hazz? - złapał go za dłoń kładąc na kolanie bruneta.

-Moi rodzice są.. byli specyficznym związkiem. Jak byłem nastolatkiem tata zaczął mieć problemy z alkoholem, codziennie coś pił. Później gdy zacząłem mu się sprzeciwiać kilka razy dostałem opieprz, byłem wyzywany od najgorszych. - pociągnął nosem. - Nie raz słyszałem jak mama mówiła, że ma go dość, ale gdy nastawały te lepsze czasy wyglądała na szczęśliwą. Teraz, gdy do mnie dzwoniła, to mówiła, że jest gorzej niż zanim wyjechałem. Dzisiaj ją uderzył i to musiało się zdarzyć, żeby od niego odeszła. - starł łzy ze swoich policzków.

-Pomożemy jej stanąć na nogi, H. - spojrzał szybko na niego. Nie wyobrażał sobie tego jak musiało wyglądać dzieciństwo bruneta, jego wyglądało niemal jak z bajki.

-Muszę jej pomóc. Ona nawet teraz nie pracuje, miała wypadek pół roku temu i po prostu ją wywalili. Pomagałem im ile mogłem, ale teraz gdy będzie sama nie damy rady. - schował twarz w dłoniach.

-Nie przejmuj się kochanie. - sięgnął dłonią na tylne siedzenia skąd wziął koc. Wiedział, że Liam miał ten dziwny zwyczaj trzymania tam koca i w tej chwili było to bardzo przydatne. - Prześpij się, obudzę cię jak będziemy dojeżdżać. - poprosił go wiedząc, że ten pewnie jest przemęczony od ciągłego płaczu i stresu.

-Nie wiem, czy dam radę. - pokręcił głową.

-Spróbuj skarbie. - ścisnął jego udo. Miał nadzieje, że nastrój bruneta się choć trochę poprawi, gdy ten się obudzi. Harry ostatecznie przykrył się kocem i zasnął po kilkunastu minutach. Louis w tym czasie zadzwonił do swojego pracodawcy informując go o swojej nieobecności, na całe szczęście nie pracował w żadnej fabryce i wzięcie urlopu nie było takie trudne. Gdy skończył rozmowę ze swoją szefową od razu zadzwonił do szefa bruneta prosząc o kilka dni wolnego. Ten, gdy dowiedział się, że chłopak nie jest w zbyt dobrym stanie od razu zgodził się na krótki urlop. W tej chwili cieszył się, że Liam miał zestaw głośnomówiący w aucie, bo mógł wszystko załatwić bez ukrywania się przed policją. Gdy załatwił Harry'emu wolne postanowił zadzwonić do swojej matki.

-Cześć Lou, co tam kochanie? - usłyszał kojący głos swojej matki.

-Cześć mamo. - uśmiechnął się automatycznie. - Jest poważna sprawa. - postanowił nie owijać w bawełnę, to była sprawa, która wymagała powagi.

-Synku, przerażasz mnie. Będziesz mieć dziecko?! - kobieta niemal pisnęła.

-Nie mamo! - od razu zaprzeczył. - Nadal jestem z Harrym i to o niego chodzi. - westchnął, wiedział że jego mama się zgodzi, bo była wspaniałą kobietą, ale mimo to stres i tak mu towarzyszył.

-Co się dzieje kochanie? - spytała zmartwiona, znała syna na tyle, że od razu słyszała w jego głosie zmartwienie.

-Mama Harry'ego musi już dzisiaj wyprowadzić się z domu, to długa historia, ale czy ona mogłaby wprowadzić się do domku po babci w Doncaster? - przygryzł wargę, nie chciał zawieść bruneta, zauważył ulgę na jego twarzy, gdy powiedział mu o domku, a więc nie chciał złamać jego serca.

-To poważna sprawa. - westchnęła kobieta. - Pójdę tam wszystko przyszykować, nie musicie się o nic martwić. - dopowiedziała po chwili. Nie wyobrażała sobie nie pomóc kobiecie, szczególnie, że kilkanaście lat temu była w podobnej sytuacji.

-Kocham cię mamusiu, jesteś najlepsza. - uśmiechnął się szeroko. - Jeśli będzie potrzebne mogę płacić jakiś czynsz.

-Louis przestań! - skarciła go. - Dobrze wiesz, że nie potrzebujemy aż tak pieniędzy, skoro zacząłeś chodzić do pracy, to zostaw te pieniądze dla siebie. Dobrze kochanie, jedź ostrożnie, a ja od razu tam pójdę.

-Tylko nie przemęczaj się. - upomniał ją a chwilę później rozłączył się. Po tej rozmowie jechał już spokojniej. Włączył radio, w którym na całe szczęście leciała spokojna muzyka.

Droga do Holmes Chapel minęła mu naprawdę szybko, nim się spostrzegł mijał znak z nazwą wsi.

-Hazz, jesteśmy już. - zatrzymał się na poboczu.

-Już? Gdzie mama? - obudził się od razu rozglądając.

-Dopiero dojechaliśmy do Holmes Chapel, teraz musisz mi powiedzieć gdzie mam jechać. - odwrócił się lekko do niego i przejechał dłonią po jego policzku, aby pomóc mu się rozbudzić.

-Dobrze, to jedźmy. - szatyn od razu ruszył dalej i z małą pomocą bruneta w końcu dojechali pod niewielki dom. Mama bruneta siedziała zgarbiona na ławce przed domem z dużą walizka, a po jej policzkach spływały łzy. Zatrzymał się na poboczu, a Harry wybiegł z samochodu podbiegając do swojej matki.

-Harry. - kobieta uśmiechnęła się na widok syna wtulając w niego,

-Dzień dobry. - Louis wyszedł z auta i zabrał walizkę Anny.

-Cześć Louis. - uśmiechnęła się ciepło do szatyna. - Miło mi ciebie poznać, wolałbym żebyśmy poznali się w innych okolicznościach. - westchnęła.

-Nie przejmujmy się teraz takimi błahostkami. - odparł otwierając jej drzwi. - Chcesz usiąść obok mamy, kochanie? - spytał Harry'ego. Czekała ich ponad godzina drogi, a wiedział że brunetowi będzie ciężko wysiedzieć z przodu.

-Chcę. - wsiadł prędko to samochodu. Szatyn schował walizkę do bagażnika i wsiadł za kierownicę.

-Harry, rozmawiałam z moją mamą, mogę się do niej przeprowadzić, nie będę Ci siedzieć długo na głowie. - złapała syna za rękę. Ciężko było jej prosić o pomoc syna, chciała żeby brunet nie myślał o jej problemach, był młody i powinien cieszyć się z życia a nie zamartwiać.

-Mamo, to kompletnie po drugiej stronie Anglii, nie będziemy się zupełnie widywać w takim przypadku. - pokręcił głową. - Lou, powiedział że ma domek w Doncaster, to całkiem niedaleko. - ścisnął jej dłoń.
-Na początku tam zamieszkasz, a gdy znajdziesz pracę to kupimy Ci coś. - uśmiechnął się kładąc głowę na jego ramieniu.

-Dziękuje, Louis. - kobieta uśmiechnęła w lusterku do szatyna.

-Naprawdę nie ma za co. Domek od kilku lat stoi pusty. - wzruszył ramionami.

-A twoja babcia tam nie wróci? - upewnił się brunet.

-Myślę, że byłoby trochę ciężko wyjść jej z grobu. - zaśmiał się chcąc trochę rozluźnić atmosfere.

-O mój boże, przepraszam nie widziałem. - przygryzł wargę.

-Nic się nie stało, już dawno się z tym pogodziłem. - wzruszył ramionami. - Moja mama zajęła się już ogarnianiem w domku, może nie jest to coś wielkiego, ale jest w dobrym stanie. - uśmiechnął się lekko.

-Dziękuje Louis, z całego serca. - przejechała dłonią po jego ramieniu.

-Nie mógłbym nic nie zrobić w takiej sytuacji.

-Odpocznij mamusiu, razem staniemy na nogi. - zabrał koc i położył na jej kolanach.

-Dobrze. - uśmiechnęła się lekko.  Jej humor znacznie się poprawił widząc szczęście syna. Widziała szczęście w jego oczach, a szatyn od razu przypadł jej do gustu. Widać było, że nie jest jednym z tych, którzy są z jej synem tylko ze względu na jego ciało.

-Jesteś najlepszy Lou, nie wiem jak ci się odwdzięczę za to wszystko. - nachylił się i pocałował go w policzek.

-Po prostu ze mną bądź, tylko tego potrzebuje. - uśmiechnął się.

🦄🦄🦄

Jak tam wasze zdrowie, jak spędzacie wolny czas?
Mam nadzieję, że wszyscy siedzą grzecznie w domkach.

Potrzebuje trochę motywacji.
Dużo czasu jest, a motywacji do pisania nie ma 🙄

Uda wam się dobić 40 gwiazdek i 10 komentarzy? 🙈😊

Miłego dnia/wieczoru! ❤️


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top