ROZDZIAŁ XXXXV (+18)

────── ✦ ──────

ROZDZIAŁ XXXXV: Nasycenie się

────── ✦ ──────


Dalekie głosy załogi, szum morza i piski mew były dla nich niesłyszalne, gdy podczas kolejnych pocałunków byli zbyt skupieni na swoich oddechach. Ich ręce wędrowały swobodnie po ciałach, nie ograniczając się już do udawania, że nic dla siebie nie znaczą. To była całkiem przyjemna odmiana, do której byli bardzo chętni przyzwyczaić się.

— Spróbuj tylko ją rozerwać, a cię zabiję — ostrzegła go, gdy Hector miał zamiar złapać jej koszulę i dość szybko się jej pozbyć. Przewrócił oczami rozbawiony na jej słowa, ale posłuchał jej, porzucając pomysł wcześniejszego dosłownego zerwania koszuli z kobiety, pomimo jego wielkich chęci i niecierpliwości.

— Masz ich pewnie tysiące, co ci po jednej? — odparł, na co skinęła głową.

— Może, ale lubię ją i muszę wrócić w jednym kawałku na mój statek. Co by sobie pomyśleli moi ludzie? — rzekła, unosząc brew i kładąc swoje ręce na jego ramionach.

— Że pieprzyłaś się z piratem? — powiedział żartobliwie, pozwalając, by ściągnęła z jego głowy kapelusz i płaszcz. W przeciwieństwie do niego robiła to ostrożnie, szanując jego rzeczy, co trochę go niecierpliwiło. Danielle chciała jednak przez to pokazać, że nie jest to byle jaki mężczyzna, z którym chce tylko szybko zaspokoić swoje potrzeby. Chciała pokazać, że jest dla niej kimś więcej.

— Tak, zapewne będziesz się tym obnosić na prawo i lewo — odpowiedziała, przewracając oczami i uśmiechając się lekko, ale z drugiej strony było to całkiem urocze. Wiedziała, że ostatnio był o nią zazdrosny, kiedy rozmawiała z Jackiem, chociaż starał się tego nie pokazywać, a teraz pewnie będzie się puszył dumnie jak paw, że spędził z nią noc. — Czy możemy jednak zająć się czymś przyjemniejszym niż rozmową?

— Mądre słowa — wymamrotał, przyciskając swoje usta do jej. Tak bardzo, jak chciał zedrzeć z niej ubrania, tak chciał też zapewnić jej wygodę. Może następnym razem nie będzie już taki delikatny.

Hector nie zamierzał się spieszyć, lecz zbyt wiele nocy dręczyły go sny o tym, jak trzyma ją w ramionach, jak się z nią kocha, przez co ciężko mu było powoli rozkoszować się jej powabami. Chciał już wziąć to, co należało do niego.

Ale to nie była pierwsza lepsza kobieta z tawerny, ani żadna prostytutka, żadna z nich nie mogła się z nią równać. Była kobietą z której zdaniem liczył się bardziej niż chciał przyznać i którą szanował w sposób w jaki chyba nigdy nie szanował nikogo. Była kobietą dla której zginął i mógłby to zrobić jeszcze raz, gdyby musiał. Była kobietą, którą kochał całym swym podłym sercem.

— Za dużo myślisz — zbeształa go, widząc jego chwilowe oderwanie od rzeczywistości, kiedy jej palce zręcznie rozpinały guziki jego koszuli. — Przestań i zrób coś, w czym jesteś lepszy — rozkazała żartobliwie, a on w odpowiedzi uśmiechnął się i złapał rąbek jej koszuli, powoli podnosząc ją, a gdy tylko podniosła ręce, ściągnął ją przez jej głowę. Sama nie marnując czasu, rozpięła ostatni guzik i pozwoliła, by jego koszula zsunęła się na ziemię.

Wpatrywała się w jego pokrytą bliznami klatkę piersiową, a on w milczeniu obserwował jej twarz. Jedne kobiety były zwykle zdziwione, inne zniesmaczone, a jeszcze inne nawet się nimi interesowały. Lata żeglowania, walki ze śmiercią odcisnęły na nim swoje piętno.

— Nie jestem idealnym i wytwornym dżentelmenem, moja droga — powiedział kpiąco.

— Nie, masz za sobą prawdziwą historię — odpowiedziała cicho, przesuwając powoli dłonią po jego bliznach do policzka, by przyciągnąć go jeszcze bliżej do siebie. — I to właśnie w tobie kocham — wyszeptała kuszącym głosem, po czym pocałowała go namiętnie, jak wygłodniałe zwierzę.

Hector nie mógł być jej dłużny. Bogowie, co ta kobieta z nim robiła? Budziła w nim nowe, ukryte emocje i mroczne żądze. Chciał ją posiąść, mieć ją całą, zaspokoić wszystkie swoje pragnienia, a fakt, że ona czuła to samo, jeszcze bardziej go napędzał.

Chwyciła go za pasek, ale zanim zdążyła go odpiąć, Barbossa złapał ją za nadgarstki, jedną ręką kładąc jej ręce nad głową, posiadając ją całkowicie bezradną i zdaną na jego łaskę. Podobało mu się to posiadanie władzy nad nią. 

Drugą położył na jej biodrze, wbijając mocno palce, jakby chciał zostawić ślad. Wygięła się pod jego dotykiem i westchnęła cicho. Jego dłonie były szorstkie i zimne, chociaż może po prostu było jej za ciepło od tego wszystkiego, bo miała wrażenie, że płonie.

— Hector — jęknęła, gdy mężczyzna przycisnął swoją nagą klatkę piersiową do jej, a jego dłoń zjechała niżej, delikatnie zsuwając materiał jej spodni z bioder.

Mężczyzna nic nie powiedział, upewniając się, że wciąż trzymał jej nadgarstki na tyle mocno, by się nie wyrwała. Zahaczył palcem o jej górną bieliznę, a ona zaskomlała ze łzami w oczach, błagając go, by nie torturował jej w ten sposób. Tak bardzo go pragnęła, że nie miała siły na żadne gierki. Czekała na to zbyt długo.

Przeklęła, gdy jego dłoń musnęła jej sutek i niemal natychmiast położyła głowę na jego ramieniu, próbując stłumić kolejny grzeszny dźwięk z jej gardła. Barbossa uśmiechnął się pod nosem.

— Jeśli zamierzasz się tylko bawić, idź do burdelu — rzuciła z udawaną wściekłością, gdy mężczyzna irytująco powoli przesuwał palcem po jej klatce piersiowej, drażniąc się z nią. — Hector! — krzyknęła, kiedy nie odpuścił, a zamiast tego zaczął całować jej szyję, schodząc powoli w dół, przyprawiając ją o dreszcze. Wiła się pod jego dotykiem, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale jak zwykle był od niej silniejszy.

— Tak, ptaszyno — mruknął ochrypniętym głosem, w końcu ją puszczając. — Będziesz dochodzić z tym imieniem na ustach.

Złapał ją pod nogami, podnosząc. Dopiero wtedy poczuła erekcje mężczyzny, napierającą na jej intymne części. Zastała ją zdecydowanie bardziej twardą niż zakładała i nie mogła powstrzymać zadowolonego uśmieszku.

Miała na niego taki sam wpływ, jak on na nią, a jedyne, co zrobiła, to tylko jęczała jego imię. Również miała nad nim tę samą władzę, co on nad nią. Gdyby tylko wiedział, jak dumna z tego była i jak bardzo chciała to wykorzystać. Tej nocy jednak pozwoliła mu być tym, który ma tutaj kontrolę.

Jej paznokcie mocno przejechały po jego plecach, zostawiając linię czerwonych śladów. Hector westchnął głośno na to uczucie. Zawsze lubił nieco bardziej brutalne formy seksu, te bardziej zwierzęce, ale trudno było znaleźć kogoś, kto byłby chętny do tego. Pieczenie, które jej paznokcie pozostawiły na jego skórze, było więcej niż wystarczające, by jego niebieskie oczy pociemniały i rozszerzyły się jeszcze bardziej. Pragnął więcej, znacznie więcej, ale musiał się też powstrzymać przed niektórymi rzeczami. Jego żądze mogły poczekać na inne, bardziej dogodniejsze chwile. Teraz chodziło o coś innego.

Oparł ją wygodnie o skalną ścianę za nią, a potem jedną z rąk chwycił za włosy by je rozplątać z warkocza i w pełni rozpuścić. Była taka piękna, tak bardzo zdana na łaskę jego ruchów i tak bardzo go potrzebująca. Nie mógł sobie wyobrazić piękniejszej istoty.

Oplotła nogi wokół jego bioder, przyciskając go bardziej i brutalnie całując. Jej sutki ocierały się o jego klatkę piersiową, powodując jej dreszcze.

Teraz, będąc wyżej, nie musiała już tak bardzo nadwyrężać szyi, by pocałować Barbossę. Była całkowicie zawieszona w powietrzu, wciśnięta między ścianę a mężczyznę, który ją podtrzymywał. Hector kręcił biodrami, a kobieta prawie się rozpłakała, czując ocierającą się o nią erekcję mężczyzny. Nigdy wcześniej nie czuła się tak bardzo potrzebująca.

— Więcej — jęknęła, zdobiąc jego plecy nowymi czerwonymi śladami. — Potrzebuję więcej... — Pożądanie szaleńczo pulsowało w ich żyłach, że nic innego się nie liczyło.

— Danielle. — Mężczyzna wydyszał przy jej uchu, jego gorące oddechy na jej szyi doprowadzały ją do szału, gdy szeptał jej do ucha najróżniejsze sprośne słowa, jak to było w jego zwyczaju.

Kiedy Hector poruszał biodrami, atakując jej usta swoimi, Danielle poczuła, że jest coraz bliżej. Z łatwością potrafił doprowadzić ją do granic możliwości, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jest jedynym mężczyzną na świecie, który jest w stanie zaspokoić jej potrzeby.

Jeszcze troszeczkę, pomyślała nie przerywając pocałunku, gdy on nagle się zatrzymał.

Jęknęła błagalnie, desperacko poruszając biodrami, by ponownie otrzeć się o jego przyrodzenie, ale mężczyzna trzymał ją, jego palce mocno chwyciły jej ciało i nie pozwoliły jej na żaden tego rodzaju ruch, co tylko ją zirytowało jeszcze bardziej.

— Postaw mnie — warknęła, prawdopodobnie pragnąc zrobić to, co on zamierzał zrobić jej.

Uśmiechnął się złośliwie, nie słuchając jej rozkazu.

— Nie. Dzisiaj zajmiemy się tobą, ptaszyno — wyszeptał wprost do jej ucha i przycisnął mocniej do kamieni, upewniając się, że ledwo dotyka piasku pod ich stopami. Powoli zsunął jej dolną część bielizny, w końcu mogąc zobaczyć ją całą.

Była idealna. Była jego.

Pewnie złapał ją za udo, po raz ostatni składając pocałunek na ustach. Klęknął przed nią, zarzucając jej nogę na swoje ramie.

— Co ty... — zaczęła, by zaraz potem jęknąć na pocałunek, jaki złożył po wewnętrznej stronie jej ud, trochę powyżej kolana. — Nie, nie musisz. — Chciała powiedzieć, że wcale tego nie potrzebuje, że mogą przejść do momentu, w którym wejdzie w nią i cały jej świat wypełni się nim i tym niebiańskim uczuciem, ale wtedy mężczyzna zaczął pocałunkami wytyczać drogę do swojego celu.

— Nie, nie muszę — potwierdził, patrząc prosto w jej piękne oczy. — Nie muszę, ale chcę.

Zatrzymał się, gdy sięgnął pomiędzy nogi kobiety, masując kojąco kółka na jej udach, kiedy uniósł twarz nad jej płcią. Nigdy wcześniej tego nie robił, nigdy wcześniej nie było kobiety godnej jego uwagi. To prawda, miał wiele okazji do zrobienia tego typu rzeczy, ale nigdy nie uważał, że kobieta była do odpowiednia.

A teraz stała przed nim, oparta o skalną ścianę, zarumieniona, z oczami pełnymi uczucia, które tak samo mocno odwzajemniał. I kiedy tylko Danielle zaczęła się niepokoić, nie pozwolił sobie na wahanie zbyt długo i pocałował jej zewnętrzną część.

Usłyszał nad sobą westchnienie i czując się zachęcony, zrobił to ponownie. Wysunął język i ostrożnie lizał między fałdami aż do łechtaczki kobiety, liżąc twardy guzek językiem i delikatnie ssąc. Reakcja była natychmiastowa, gdy Danielle jęknęła głośno, a jej jęk zmienił się w szloch.

— Hector — wymamrotała ze łzami w oczach, a on poczuł palce gładzące jego włosy, przyciągające go bliżej siebie, przez co mimowolnie zamruczał przy niej, powodując, że znów jęknęła na skutek wibracji.

Barbossa zsunął język niżej, powoli wsuwając go w kobietę, czując, jak mokre ściany zaciskają się i drgają wokół niego, sprawiając, że jęknął, gdy uderzyły go zawroty głowy. Ostrożnie zaczął wsuwać i wysuwać język, z powodzeniem wydobywając ze swojej partnerki nowe dźwięki.

Kochał każdy z nich.

Kobieta jęknęła pod wpływem tego uczucia, a jej uścisk na włosach Hectora zacieśnił się, podobnie jak jej uda po obu stronach jego głowy. Poczuł, że Danielle się zbliża i potrzebował nieprzyzwoicie dużej dawki samokontroli, aby nie wstać i nie wbić się w nią brutalnie, kiedy tak cudownie na niego reagowała.

Jej ściany zadrżały wokół jego języka i poczuł się, jakby wziął kilka naprawdę mocnych dawek opium. Ale to było zdecydowanie lepsze niż opium czy jakikolwiek inny narkotyk na tym świecie.

Hector delikatnie wyciągnął swój język, ciągnąc go z powrotem do łechtaczki kobiety. Na jego twarzy pojawił się uśmiech dzikiej satysfakcji, gdy powoli wsunął w nią palec, stwierdzając, że jest mokra i gotowa na niego. Starał się być delikatny, pomimo głosu z tyłu głowy, który krzyczał, że Danielle nie jest z porcelany i jako matka dwójki dzieci zdecydowanie mogła znieść więcej.

Ale teraz była jego, a to był ich pierwszy wspólny raz, więc kontynuował powolne wsuwanie się, żeby jej przypadkowo nie zranić.

Jeszcze jedno ssanie wokół jej łechtaczki i zgięcie palca wystarczyło, aby kobieta doszła z cichym krzykiem zamierającym na ustach, a Hector nie mógł oderwać od niej wzroku. Z różowymi policzkami, rozczochranymi włosami i coraz większą ilością łez spływających po jej policzkach, nie mogła wyglądać piękniej.

Barbossa nadal całował płeć kobiety, wykonując płytkie, powolne pchnięcia palcem, gdy schodziła ze swojego haju. Po chwili Danielle utkwiła w nim zamglone spojrzenie i nadeszła jego kolej, aby zostać przygwożdżonym do piasku, gdy położył się na plecach, a ona usiadła na nim.

— Wciąż nienasycona? — zapytał żartobliwie Hector, podnosząc rękę do twarzy kobiety i odgarniając kilka zbłąkanych kosmyków włosów, zakładając je za ucho.

Danielle skinęła głową i uśmiechnęła się, wyciągając jego erekcję ze spodni. Głaszcząc ją w górę i w dół, patrzyła, jak mężczyzna napina się pod nią, zaciskając usta w wąską linię, aby powstrzymać się od wypowiedzenia błagalnych próśb, które formułował w myślach. Z pewnością dałoby jej to zbyt wiele satysfakcji.

— Danielle — odetchnął cicho, a ona nie mogła powstrzymać psotnego uśmiechu, który pojawił się na jej ustach. Cholera ją. Któregoś dnia ta diablica będzie jego końcem.

Kobieta, kładąc dłoń na piersi mężczyzny, aby drugą ręką pomóc sobie w osiągnięciu celu, powoli opadła na niego z cichym jękiem.

Hector zacisnął szczękę i zdusił kolejny jęk, gdy powoli ogarnęło go uczucie napięcia, ciepła i wilgoci. Czuł się o wiele lepiej, niż pamiętał, niż kiedykolwiek sobie wyobrażał to z nią w roli głównej, i na chwilę pozwolił sobie zatracić się w tym uczuciu.

Dał kobiecie wybór szybkości, myśląc, że prawdopodobnie ona lepiej wie, z czym jest w stanie sobie poradzić, ale to najwyraźniej był błąd. Ponieważ Barbossa przez tę krótką chwilę zapomniał, że to wciąż była jego uparta i przebiegła Danielle.

Kiedy więc ciemnowłosa kobieta była mniej więcej w połowie drogi, a on leżał zrelaksowany, patrząc jej prosto w oczy, ona bez namysłu opadła na dół, zbierając go po samą rękojeść.

— Kurwa — jęknął zaskoczony, otwierając oczy, o których nie wiedział, kiedy je zamknął, i zobaczył Danielle, która znów doszła i pochylona na nim, siedziała na jego kroczu, ciężko oddychając. — Kurwa — powtórzył słabo, gdy poruszyła biodrami, a on mocno je chwycił, wbijając w nie swoje paznokcie.

Najwyraźniej zadowolona z jego reakcji, ponownie poruszyła biodrami.

— Tak... Tak myślę... Myślę, że potrzeba więcej niż raz — jęknęła, nie zwalniając tempa, choć nagle wyglądała na zawstydzoną.

Uśmiechając się, Hector pochylił się i pocałował ją czule w zaróżowiony policzek. Po raz kolejny przyznał przed sobą to, co wiedział od dawna – że jest w niej szaleńczo zakochany, a widok jej takiej był naprawdę najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział.

— Cieszę się, że tu jesteś, ptaszyno — mruknął, nie mogąc ukryć czułości i ulgi w głosie. Kobieta zarumieniła się jeszcze bardziej, opuszczając wzrok.

— Też się cieszę, że wróciłeś do żywych — wymamrotała, unosząc biodra jeszcze bardziej i opuszczając je, jęcząc cicho, kiedy znów osiągnęła dno na twardej erekcji.

— Tak. — Barbossa sapnął, gdy ujeżdżała go w nierównym tempie, przyprawiając go tym samym o zawroty głowy. — Dobrze być z powrotem. Szczególnie, gdy dostaje się takie przywitania.

Prychnęła, rozbawiona jego słowami.

Mimo chęci przejęcia kontroli, Hector po raz kolejny pozwolił Danielle kontrolować tempo. Ale z tego, jak bardzo kobieta się trzęsła, można było wywnioskować, że jest już zmęczona. Decydując się jej pomóc, Barbossa przeniósł jedną rękę do boku jego kochanki.

Zdołał dosięgnąć tylko do jej biodra, zanim Danielle położyła dłoń na jego własnej i zatrzymała go.

— Nie — jęknęła, próbując powstrzymać drżenie jej głosu. — Pozwól mi się tobą zająć.

Wydyszała, odchylając się do tyłu i patrząc na Hectora zdeterminowanym wzrokiem.

I jak on miał się z tym kłócić?

— Dobrze, ptaszyno. Po prostu daj mi znać, jeśli potrzebujesz przer... — urwał, czując jak kobieta przechyla się w przód i w tył, dając mu więcej stymulacji. — Cholera, Danielle — wymamrotał jej imię, a ona znów przywdziała złośliwy uśmiech.

— Tak? — Zarzuciła kokieteryjnie włosami do tyłu, opierając swój ciężar ciała na spoczywających na jego udach rękach, gdy on miał idealny widok na przesuwającą się po jego erekcji płeć kobiety. — Czy coś ci nie pasuje? Może masz dość? Może powinnam przestać? — spytała niewinnie, z udawanym zamiarem zejścia z niego, ale on nagle kierowany wewnętrznym impulsem, chwycił ją mocno i obrócił, będąc nad nią, przyciskając swoje ciało do niej.

Zaskoczona pisnęła i nie zdążyła się obronić, gdy chwycił jej nadgarstki jedną ręką, umieszczając nad jej głową, by mu nie przeszkadzały.

— Nie pogrywaj sobie ze mną w ten sposób, moja droga. Możesz zostać za to ukarana — wyszeptał jej do ucha niskim głosem i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wszedł w nią brutalnie, tym razem już nie powstrzymując się.

Krzyknęła zdziwiona, ale on nie pozwolił jej na dostosowanie się, tylko od razu zaczął szybko się w niej poruszać, zmęczony tą delikatnością, która była nieco sprzeczna z jego naturą. Zresztą, Danielle zdawała się samej o to prosić, gdy tak z nim pogrywała.

— Błagam... — Jęczała rozpaczliwie pod nim, czując, że za chwilę ponownie dojdzie od jego zdecydowanych ruchów. — Błagam, nie przestawaj. Hectorze...

— Kto się nagle zrobił taki grzeczny? — zapytał ironicznie. — No dalej, ptaszyno. Błagaj dalej swojego kapitana, a może się nad tobą zlituje — powiedział, czerpiąc satysfakcję z trzymania jej w garści.

— Dupek — wycedziła przez zaciśnięte zęby, a on specjalnie zwolnił swoje ruchy i uniósł się nad nią, by spojrzeć jej w oczy z złośliwym uśmieszkiem. Jęknęła z rozpaczą na ten gest, desperacko próbując odzyskać jego tempo.

— Co mówiłaś? Może masz dość? Może powinienem przestać? — przedrzeźniał ją.

— Nawet się nie waż! — zagroziła mu gniewnie, ale widząc jego rozbawioną minę, westchnęła i rozluźniła się, pozwalając mu wznowić swoje ruchy, by doprowadził ją do krawędzi po raz kolejny. 

— Wiesz, że nigdy nie zostawiłbym pani mojego serca w takiej potrzebie — powiedział cicho, całując jej szyję z pasją i namaszczeniem, jakby była boginią zesłaną mu z nieba, którą czcił całym swym sercem, duszą i ciałem. Danielle mogła mu odpowiedzieć jedynie namiętnym pocałunkiem, czując, że to dla niej za dużo.

Po chwili wreszcie objęła ją rozkosz, rozkosz tak słodka i cudowna, że krzyknęła głośno, nie mogąc się powstrzymać, gdy wybuchła w niej i cały świat zawirował. Jej grzeszny okrzyk był jego zgubą. Mocniej przyciągnął do siebie jej biodra, pchnął jeszcze raz i uniesienie, jakiego nigdy dotąd nie doświadczył go porwało.

Potem leżeli wyczerpani i spoceni obok siebie na piasku, trzymając się za ręce. Ich oddechy stopniowo się uspokajały. Kobieta oparła głowę na jego ramieniu i jej jedwabista skóra ocierała się o jego, a Hector rozkoszował się tą chwilą. Świadomość, że Danielle była jego po tych wszystkich latach, napełniła go ogromną radością i nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Był najszczęśliwszym piratem na siedmiu morzach.

— Dziękuje. Za to i... że wróciłeś — szepnęła, gdy ostrożnie okrył ich swoim płaszczem i przycisnęła się bliżej niego, czując się bezpiecznie przy jego ciele, jak nigdy dotąd.

— Gdyby nie ty, nie miałbym po co wracać — wyznał szczerze, na co uniosła kąciki ust, czując jak jej serce rozgrzewa się na te słowa. Położył dłoń na jej tali, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. — Zostańmy tak... — Zamknął oczy i westchnął lekko, zaciągając się jej przyjemnym zapachem, rozkoszując się nim. — Tylko ty i ja, moja ptaszyno.

Przeczesał palcami jej splątane włosy, po czym ogarnęło go wyczerpanie i nie walczył już z ogarniającym go snem.

Danielle nadal patrzyła na niego z delikatnym uśmiechem, po czym złożyła ostatni pocałunek na jego czole, gładząc jego policzek.

Tylko ty i ja, Hectorze.

Po chwili sama odpłynęła w krainę snów, zamykając oczy i przytulając się do niego, co pozwoliło im na dłużej pozostać z dala od całego świata i jego problemów.











No więc mam nadzieję, że wrażenia nie były złe 😅 

Smut ten powstał we współpracy z moją kochaną  _Starli_, której dziękuję jak zawsze za pomoc i cierpliwość przy mnie, a także przy tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że się wam podobało, bo w następnych rozdziałach już wracamy z normalną akcją.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top