ROZDZIAŁ XX

────── ✦ ──────

ROZDZIAŁ XX: Ponownie na Czarnej Perle

────── ✦ ──────

— Kapitanie? Zdobyłeś złoto?

To były pierwsze pytania, kiedy Hector Barbossa wspiął się na pokład. Na jego ramieniu, oprócz małpy, która potem szybko pobiegła gdzieś buszować, spoczywała dosyć duża torba podróżna. Załoga z pewnością mogłaby go posądzić o kradzież kilku rzeczy z wielkiej posiadłości Hrabiego Bennetta, zwanej jako Dahlias House. Tym co najmniej podejrzewali, były kobiece ubrania.

— Lepiej — odpowiedział, uśmiechając się lekko w ich kierunku. Odwrócił się za siebie i wyciągnął rękę, by pomóc komuś wejść na pokład. Cała załoga wstrzymała oddech na widok niezupełnie nowej im postaci. — Panowie, znacie już pewnie tą panią.

Danielle zmierzyła ich wszystkich przenikliwym spojrzeniem swoich szarych oczu, ale na jej twarzy panował spokój. W przeciwieństwie do ostatniego razu, kiedy pierwszy raz weszła na pokład tego statku, nie bała się. 

— Dobry wieczór, załogo — przywitała się, kiwając głową w dużym kapeluszu z piórami. Usłyszała kilka cichych pomruków w odpowiedzi, które bynajmniej nie brzmiały na zadowolone.

— Zaraz czy to...

— Danielle Sheldon?

— Ta podstępna i upierdliwa dziewka?

— Dziękuję za te komplementy, ale teraz jestem Hrabiną Bennett — odpowiedziała z chłodem, sprawiając, że ktoś krzyknął ze złości, a potem za jego przykładem następni.

— Kapitanie, ale co ona tu robi?! — spytał oburzony jeden z piratów.

— Sprowadziłeś na nasz statek dziwkę tego diabła! — stwierdził pewnie Koehler, który wskazał na nią oskarżycielsko palcem, z czego ona sobie nic nie zrobiła, niewinnie spoglądając na niego z podniesioną brwią. 

Ich okrzyki coraz bardziej narastały, ale ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. W milczeniu obserwowała ich coraz większe wzburzenie tym, że tu jest. 

— Kobieta na statku!

— Znów przyniesie nam nieszczęście!

Z każdym kolejnym krzykiem, w środku Danielle miała ochotę śmiać się z ich paniki przypominającej przestraszone dzieci, ale wciąż pozostawała obojętna. Przez te kilkanaście lat zdążyła się już nauczyć, że jest to o wiele bezpieczniejsze, szczególnie jeśli było się tak ważną osobą, której jeden błąd mógł doprowadzić do nieszczęścia.

Barbossa odchrząknął zwracając uwagę na siebie, po czym wystąpił do przodu, stając przed nią i wyciągnął ręce, tak jakby był jakimś urzędnikiem i chciał uspokoić rozjuszony tłum gotowy spalić, bądź powiesić kogoś kto jest niewinny.

— Panownie, wraz z Hrabiną dobiliśmy paktu — zaczął uspokajającym tonem. — Będzie z nami płynąć do momentu odnalezienia ostatniej monety i złamania klątwy. Dzięki niej otrzymamy roczny odpoczynek od Kompanii. Czyż, to nie miła wiadomość? — spytał z uśmieszkiem błąkającym się na ustach.

Danielle musiała przyznać, że był dobry w panowaniu nad większą liczbą jednostek, w przeciwieństwie do poprzedniego kapitana Czarnej Perły, bowiem załoga nieco przestała być tak rozemocjonowana i zamilkła. 

— A w zamian? — spytał podejrzliwie Twigg, wpatrując się w nią nieufnym spojrzeniem, które ona odwzajemniła. Pirat pod wpływem jej ciężkiego wzroku spuścił głowę i nerwowo przestąpił do tyłu.

— Na waszej wyspie znajduje się pewna pamiątka rodzinna, którą chcę odzyskać. — Stanęła obok Barbossy, spoglądając po nich w podobny sposób, co na Twigga. Kilku z nich zareagowało podobnie do niego. Używała tylko tego spojrzenia, jeśli była potrzeba poskromienia swoich synów i przywrócenia ich do porządku. Cóż, kto by się spodziewał, że kilku z tutejszych "groźnych" mężczyzn zareaguje prawie tak samo, jak kilkuletni chłopcy. — Zapewniam was, że nie jest to coś, co byłoby wam drogocenne — oznajmiła, chcąc ich przekonać, że nie jest ich wrogiem, który chce ukraść im tak pożądane przez nich złoto.

Jej słowa zdawały się trochę uspokoić załogę, która szeptając coś między sobą, pod rozkazem Barbossy, oddaliła się od nich, idąc na swoje stanowiska.

Kapitan Czarnej Perły odwrócił się w jej stronę, co również uczyniła. Podał jej dosyć ciężką torbę, po czym gestem ręki poprowadził do kajuty kapitana. Rozglądając się uważnie po otoczeniu, szła za nim, co jakiś czas łapiąc spojrzenie kogoś z załogi. 

— Zostawisz swoje rzeczy tutaj. — Przepuścił ją, jako pierwszą w drzwiach.

— Śpię tam, gdzie ostatnio? — spytała zaciekawiona, rozglądając się po pomieszczeniu.

Trochę się zmieniło od dawnego wystroju. Zniknął panujący wcześniej chaos oraz przybyło więcej map. Poza tym pojawiły się nieco inne meble i dodatki, które nadawały temu miejscu aury bogactwa. Nie mogła, nie odczuć przyjemnego uczucia, kiedy znów się tutaj znalazła. Mimo wszystko, podobało jej się to, co zrobił z tym miejscem, wciąż jednak zachowując stare fundamenty. Choć... zdecydowanie brakowało tutaj kobiecej ręki.

— Przez klątwę nie potrzebuję snu, więc możesz spokojnie się tam osiedlić — odpowiedział niby od niechcenia, ale wczuła jego głosie jakąś cząstkę bólu.

Skinęła głową i przeszła do drugiego pomieszczenia, by znaleźć się ponownie w znajomym małym pokoiku, gdzie spędziła chyba najwięcej czasu podczas poprzedniego pobytu na Perle. Ten niewiele się zmienił. Nawet mogła podejrzewać, że książka, którą kiedyś zniszczyła i wrzuciła pod komodę, mogła tam wciąż być. Jednak, żeby nie złościć Barbossy, stwierdziła, że powstrzyma swoją ciekawość i sprawdzi to dopiero, kiedy będzie sama.

Położyła torbę w kącie pokoju, po czym odwróciła się w jego stronę, czując, jak świdruje ją spojrzeniem swoich chabrowych tęczówek. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, nie do końca wiedząc, jak zacząć dalszą rozmowę.

— Opowiedz mi coś więcej o klątwie — odezwała się jako pierwsza, krzyżując ręce na piersi. Jeśli miała z nimi spędzić trochę czasu, chciała dokładnie wiedzieć z czym będzie mieć do czynienia i w jaki sposób z tym postępować. 

— Najpierw kolacja, a potem opowieści — odpowiedział krótko, odwracając się w stronę wyjścia. Podążyła za nim słuchając jego słów z lekkim niezadowoleniem, które on dostrzegł. — Musimy wypłynąć, więc nie będę miał chwilowo czasu — wytłumaczył z lekkim uśmieszkiem. Wciąż była ciekawska, a gdyby nie jego obowiązki, to na pewno powiedziałby jej od razu. Danielle miała zadatki na dobrego słuchacza podczas rozmowy o czym zdążył się już kiedyś przekonać. — Jednak w oczekiwaniu możesz pomyśleć pod jakim imieniem będziesz. Nie chcę niepotrzebnych plotek o tym, że mam na pokładzie żonę wroga.

Prychnęła na jego słowa, ale skinęła głową. Miał rację. Ani on, ani ona nie chcieli tych plotek, które mogłyby zagrozić im interesom, a nawet w najgorszym wypadku zniszczyć życie. W końcu za pomoc piratom płaciło się życiem. Być może Danielle udałoby się wybronić nazwiskiem i z pomocą męża, ale nie chciała ryzykować. 

W oczekiwaniu na kolację, kobieta stwierdziła, że trochę sobie odetchnie i usiądzie na schodkach prowadzących na mostek kapitański, gdzie Barbossa dumnie stał u steru i wydawał rozkazy załodze. Przyglądała się mu od czasu do czasu, uważnie szukając jakichkolwiek wskazówek na to, co klątwa z nim uczyniła. Kiedy pojawił się w Dahlias House, cień nocy i świece nadawały mu wyglądu, który mówił, że rzeczywiście jest przeklętym człowiekiem, dodatkowo teraz to wszystko wydawało się jeszcze bardziej wyostrzyć. 

Choć zazwyczaj bunt był postrzegany jako coś złego, to jednak w przypadku jego i załogi Czarnej Perły, objęcie dowództwa zamiast Jacka Sparrowa zdawało się wychodzić im na lepsze. Pomimo problemów z klątwą. Danielle była pewna, że gdyby nie ten problem, to zapewne Barbossa i jego załoga, byliby jeszcze większym zagrożeniem, a cena za ich głowy, by jeszcze bardziej wzrosła. Zresztą i tak cena za jego głowę była zastraszająco wysoka. 

— Więc, jak ci na imię? — Podskoczyła słysząc za sobą znajomy głos Barbossy. 

Obróciła się w jego stronę, uprzednio zerkając na tego, kto zamiast niego stał teraz u steru. Wysoki, groźnie wyglądający, dobrze zbudowany i ciemnoskóry mężczyzna, który prawdopodobnie mógł być dawno temu uwolnionym niewolnikiem, teraz mógł być pierwszym oficerem, ze względu na jego groźny wygląd i siłę, która idealnie nadawała się do kontrolowania załogi pirackiej.

— Andromeda — odpowiedziała pewnie, wpatrując się w niebieskie oczy mężczyzny, który podniósł kąciki ust na to słowo.

— Brzmi znajomo — prychnął przymykając na chwilę oczy, jakby oddawał się dawnym wspomnieniom. — Chociaż bardziej pasowałaby ci Afrodyta, jak grecka bogini piękna, która przez to piękno nie potrafiła utrzymać swojego małżeństwa — powiedział niewinnym tonem, który jednak sprawił, że poczuła wewnątrz siebie złość. Zacisnęła ręce na sukience, by nie uderzyć go za tą jakże obrażającą ją odpowiedź. Dobrze wiedział, że trafił w czuły punkt.

— A tobie pasowałoby imię Anwir — odparła, posyłając mu litościwy uśmieszek.

— Hę? — Uniósł brwi, nie do końca rozumiejąc o co jej chodziło. — To imię wydaję się być proste i przyjemne.

— Być może, ale oznacza kłamcę, co z pewnością jest ci bardzo dobrze znajome, Kapitanie — rzekła przyciszonym głosem, by tylko on ją usłyszał. Jej uśmiech się powiększył, gdy mężczyzna zrozumiał jej słowa.

Barbossa szykował się, by już jej odpowiedzieć, ale coś go powstrzymało, gdy otworzył usta. Przez chwilę wpatrywał się w jedno miejsce za nią, nim wyciągnął w jej stronę rękę, pomagając wstać ze schodów. Nie zdążyła spojrzeć w tamto miejsce, bowiem czuła, jak łagodnie, ale stanowczo pociągnął ją za sobą. Musiała skupić całą swoją uwagę, by w ciemnościach nocy nie potknąć się o coś podczas tej krótkiej wędrówki.

Tym razem, to ona zmarszczyła brwi i rzuciła mu pytający wzrok. Kapitan Czarnej Perły ukłonił się szarmancko, wskazując dłonią, by szła jako pierwsza w stronę kajuty kapitana.

— Kolacja jest już gotowa — oznajmił z udawaną uprzejmością i kipiącym uśmieszkiem. Jego bliskość za nią, gdy szli do środka sprawiła, że spięła się i zagryzła wewnętrzną stronę wargi. Jego zmiana zachowania wprowadziła ją w lekki niepokój. Zdawało jej się, że chciał coś ukryć. — Zapraszam, Andromedo.

Przełknęła ślinę i odpędziła swoje podejrzenia, kiedy tylko ujrzała pełen zastawiony stół różnymi potrawami, wyglądającymi doprawdy przepysznie. Nie były to może standardy kucharza w Dahlias House, ale jak na piracką załogę i tak ją to zaskoczyło, jak dobrze to wyglądało. 

Zapowiadał się wieczór pełen ciekawych opowieści.






















Przypływam do was z nowym rozdziałem i myślę, że potrzebujemy nazwę dla shipu Danielle x Hector, więc są jakieś propozycje?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top