You're mine.

Po wyjściu Liama szybko położyłam obrus na stół. Rozłożyłam filiżanki. Ułożyłam na większym od reszty talerzyku ciasto. To przecież oczywiste, że je piekłam... <(‾︶‾)>. Stawiałam sobie pytanie: Co ja tak właściwie czuje do Liama? No, Cassidie pytanie za sto punktów.  Dzwonek!
- No nareszcie! - otworzyłam im drzwi
- Były korki... Typowe - prychnęła mama. Zaprosiłam ich do środka i zaproponowałam kawę. Trochę późno, ale to nie ważne. Bardzo za nimi tęskniłam. Przeważnie mieli delegacje i zostawałam sama z Brian'em. Co nie było straszne, bo mój brat czasem fatycznie jest kochany. Niestety później inon wyjechał i zostawałam sama. Przywykłam już. Jedynie miałam przyjaciół. Zara jest niezastąpiona. Zawsze była ze mną, gdy ją potrzebowałam. Tylko nie ostatniej burzy... Liam. Kim jest Liam? Właściwie to sama nie wiem. Kolegą? Przyjacielem? Miłością..? Chyba to drugie. Yeah, Ashton to zdecydowanie kolega. Cieszę się, że Zara z nim jest. Pasują do siebie. Sam mnie odtrąciła. Cóż poradzić? Po wspólnej rozmowie z rodzicami pooglądaliśmy moje zdjęcia z dzieciństwa. Na wielu był Liam. Byliśmy nierozłączni. Muszę wam przyznać, że nawet akceptuje Melanie jak moją mamę. Ona bardzo się stara. Udało się jej. Mi też udało się jej zaakceptować ją.
- Jak dobrze, że już się z nim nie zadajesz - Melanie wskazała na zdjęcie, na którym przytulam się z Liamem.
- Przesadzasz, on już taki nie jest - oburzyłam się. Melanie dziwnie na mnie spojrzała i oglądałyśmy dalej. W między czasie musiałam słuchać komentarzy rodziców... Typowe. PP godzinie poszliśmy spać. Szybko zasnęłam, oczywiście musiałam wziąść leki nasenne. Bez nich tak szybko bym nie zasnęła. I ja... Chyba nie do końca jestem pewna co do mojego uczucia do Liama.

***

Obudziłam się około dziesiątej. Weszłam do pokoju rodziców. Zobaczyłam tam karteczkę "Kochanie, zadzwonili do nas z pracy. Musieliśmy koniecznie wrócić do firmy. Wybacz nam, proszę. Może Brian dziś przyjedzie." No co za debile! Kurwa mać, ja mam ich kochać?! Wrzasnęłam na cały dom. Zeszłam na dół i zjadłam jabłko. Moje rutynowe śniadanie. Usłyszałam dzwonek do drzwi, Brian?
- Hej Cassie - zobaczyłam Brian'a z bananem na twarzy.
- Co ty tu robisz? - spytałam wkurzona
- Musiałem przyjechać w sprawach służbowych. Tak w ogóle mam tw materiały na ten wasz projekt. Nie mogłem tego wysłać, więc wręczam ci to osobiście - odparł - Mogę wejść?
- Jasne, właź - palnęłam odsuwając się mu z drogi. Zrobiłam naleśniki. Jakoś zamarzyła mi się Nutella. Jabłko mi nie starczyło. Brian i tak wyglądał na głodnego. Rozmawialiśmy i omówiliśmy mój projekt. Potem ktoś zapukał do drzwi. Ale kto? Poszłam zdziwiona otworzyć.
- Hej Cassidie - zobaczyłam przybitego Liama
- Liam, oh my God... Co się stało? Wyglądasz jakby cie piorun jebnął
- Cassidie, jak ty się odzywasz? - do nas podszedł mój brat ze skwaszoną miną. To nie wróży nic dobrego. Liam Dammer + Brian Young = Kataklizm, coś co równa się najazdu ISIS...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top