Tytuł bez tytułu

Ja... Ja byłam w totalnym szoku. Staliśmy jeszcze chwile w miejscu. Gdy doszło do mnie co on powiedział zaczęłam biec jak najszybciej przed siebie. Do domu. Nie jestem tak szybka jak on, ale wolna też nie jestem. Wiedziałam, że on za mną biegnie. Po raz pierwszy bałam się mojego przyjaciela. Ja dobrze wiem, że mu czasem odwala i nie panuje nad sobą, ale nie żeby wygadywać takie głupoty... Głupoty, które są dla mnie jednak trochę znaczące. To jest cały problem. Spodobało mi się to. Nie miałam już siły biec. Chciałam się zatrzymać. Byłam przygotowana, na każdą reakcje Liama. Byłam już przy prawie pod moim domem. Złapałam za furtkę i wbiegłam na podwórko zamykając ją.
- Boisz się mnie? - spytał. Nie odpowiedziałam. W pewnym sensie bałam się go, a jednak wiedziałam, że nie zrobiłby mi nic strasznego. Weszłam gwałtownie do domu. Zamknęłam drzwi. Zaczęło padać. Zostawiłam chłopaka na deszczu. Byłam tak przerażona, że chciałam zadzwonić do Zary. Wstrzymałam się. Zgaduję, że jest teraz razem z Ashtonem. Nie będę psuć im chwili. Do Samanthy nie dzwonie... Nie ma tak. Musiałam się szybko czegoś napić. Co było w barku? Wódka. Niech będzie. Wzięłam butelkę i zaczęłam pić. Chce zapomnieć. Ale nie wypije całej butelki. To nie w moim stylu. Gdy już trochę wypiłam poszłam do łazienki odświeżyć twarz od gorzkich łez. Było trochę zimno, wiało? Ale skąd? Poszłam do pokoju rodziców, nic. Do salonu, nic. Do łazienki, no nie! Do pokoju brata, nie... Przełknęłam ślinę i poszłam do mojego pokoju. Niepewnie weszłam do pomieszczenia i zapaliłam światło. Okno było otwarte. Przecież go tak nie zostawiłam! Podeszłam do niego i je zamknęłam je. Westchnęłam. Już jestem spokojna. Odwróciłam się.
- Kurwa Liam?! - wrzasnęłam - Co ty do chuja tu robisz?
- Niby jesteś mądra, pomyśl - syknął
- Bawisz się w Jeffa the Killer i nawiedzasz dziewczyny w nocy? - spytałam ironicznie
- Powiedzmy... A co robi Jeff? - uśmiechnął się... przeraźliwie... Wybiegłam z pokoju ocierając się o chłopaka. Gdzie ja mam teraz iść? Upić go i mieć spokój? Lepiej nie, bo mu się zachce wyładować energię na mnie. Poddaje się. Siadam na kanapie i czekam na to co los dla mnie zaplanował. I super... Schodzi na dół. Boję się go. Co ja wygaduje? Jak ja mogę bać się mojego przyjaciela, którego znam od żłobka.
- Ha! Udało mi się! - krzyknął z bananem na ryju
- Co proszę? - nie wierze
- Żartowałem! Przecież nie skrzywdziłbym cie! Cassidie, co ty myślałaś? - był zdzwiony
- Myślałam, że mnie skrzywdzisz - co ja będę kłamać?
- Nie zrobiłbym nic czego byś nie chciała - powiedział z poważną miną
- Wiem, przepraszam - lekko się uśmiechnęłam
- Za co? To ja powinienem cie przeprosić, że cie wystraszyłem
- Za to, że przez chwile myślałam, że chcesz mnie skrzywdzić - powiedziałam
- Ech... Nie szkodzi. Przecież się nie gniewam. A tam w ogóle piłaś coś, bo wódka leży w kuchni - popatrzył na nią
- Dobra, pij - prychnęłam. Dobrze wiedziałam, że on teraz tego chce. Widzicie jak mu czytam w myślach?
- Która godzina? - spytałam
- Prawie dwudziesta druga - odparł zbliżając się do mnie
- To jeszcze nie tak późno - powiedziałam z zadziornym uśmiechem - A powiedz mi czy Victoria ci się podoba?
- Ja ją znam jeden dzień - prychnął
- Wiem, ale patrzysz na nią tak inaczej... - popatrzyłam na niego
- Cassidie, na ciebie patrzę też inaczej. Z większą miłością... - odparł i się lekko przysunął
- Co przez to sugerujesz? - byłam zdezorientowana
- Sugeruje to, że kiedyś cie bardzo lubiłem, a teraz? Teraz cie jesteś dla mnie jeszcze bardziej ważna - powiedział
- Głupek - prychnęłam
- Racja.
- Co?
- Maddie jest sama w domu, a zbiera się na burze - chłopak wstał z kanapy
- No, faktycznie głupek. Idź do niej, ja sobie poradzę sama - wzruszyłam ramionami
- Niee. Idziemy razem - powiedział
- Liam, nie widzisz, że pada deszcz, a nie możemy jechać samochodem? - spytałam ironicznie
- Czemu nie możemy? - on jest głupi czy po prostu głupi? Wskazałam z wyrzutem na pustą butelkę po mocnej wódce
- Aaaa - przewróciłam oczami - No to biegiem do mnie! - chłopak chwycił mnie za rękę. Szybko ubrałam buty a następnie narzuciłam kurtkę. Zamknęłam drzwi i pobiegliśmy. W połowie drogi się zaczęło... Błyskawice i grzmoty. Przeszły mnie dreszcze. Liam to zauważył i mnie przytulił. Z nim czuje się bezpiecznie. Pociągnęłam go i biegliśmy dalej. Już było blisko. Ok jesteśmy, przemoczeni jak szczury, ale jesteśmy.
- Madd! - zawołał Liam wchodząc do domu
- Liam! - dziewczynka rzuciła się na Liama, była taka blada... - Cassidie! - teraz rzuciła się na mnie
- Już dobrze... - szepnęłam. Maddie pobiegła do swojego pokoju. Była zmęczona. Bardzo zmęczona. Ja byłam mokra, przypuszczam, że lekko chora i zziębnięta. Pakiet do szpitala. Poczułam wibracje. Kto pisze o takiej porze? Lukas?
- Co napisał? - usłyszałam głos Liama za mną
- Czekaj, daj mi otworzyć - powiedziałam z wyrzutem. Otworzyłam smsa i przeczytałam na głos:
- Cześć Cassidie! Przepraszam, że tak późno, ale nie mogłem dłużej czekać. Chciałem Ci powiedzieć, że dalej Cię kocham. Nigdy nie przestałem. Taylor to dla mnie nikt. Może być tak jak kiedyś. Możemy być dalej tak cudownie. Przemyśl to. Do jutro ~ Lukas 💙 - ogólnie jakąś laska zaczęła by płakać, ale ja nie jestem jakąś tam laską. Nawet się nie wzruszyłam. Liam tylko coś tam powiedział pod nosem. Nic nie rozumiałam. Może nawet lepiej, że nie słyszałam. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, a potem poszłam na górę w celu osiągnięcia punktu docelowego - łazienki. Szłam pod schodach, aż tu nagle Liam. Chciał oprzeć mnie o ścianę, ale udało mi się uciec na czas :) Wchodząc do łazienki pokazałam chłopakowi język, a on zrobił podkówkę. Dziecko?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top