Nigdy więcej...
Chwilę żałowałam, że nie idę na imprezę, ale wyjdzie mi to na dobre. Bynajmniej nie wrócę do domu nachlana. Za to martwię się o Zarę, ona lubi czasem dobrze się napić.
Idę na dłuższą rundę biegania. Impreza juz trochę trwa. Ten czas tak szybko leci? Ano, tak byłam na chwile u Zary nagadać jej aby nie chlała. I tak mnie nie posłucha. Typowe. Ona zawsze wie lepiej. Nie zdzwię się jeśli stwierdzi, że jest mądrzejsza od Boga (Tak jestem chrześcijanką i nie wstydzę się tego #KochaminiewstydzęsięBogaTeam)
Ubrałam strój na bieganie, ubrałam SmartWatcha i wyszłam. Powietrze i temperatura współgrały ze sobą w idealnej harmonii. Biegłam lasem. Słuchałam muzyki. Było genialnie. Chwilę przypomniał mi się Lukas, ale szybko zapomniałam o nim. Niech się przykleja do Taylor. Ode mnie niech się odklei. Nawet nie tęsknię. Moje ćwiczenia dobiegały końca, ale ostatecznie postanowiłam przejść obok domu Sam. Był bardzo blisko. Tuż za rogiem. No i jestem. Pełno samochodów i muzyka chyba na pierdyliard stopni głośności. Ktoś wyszedł i widać było, że był mocno na walory nie tylko alkoholem. To chłopak. Wyglądał na wkurzonego. Chciał chyba wejść do samochodu. Był przecież pijany i naćpany, heloł. To był... Cholera, Liam. Nie pozwolę mu jechać w takim stanie.
- Liam - warknęłam - Nie rób tego
- O Boziu, księżniczka się zjawiła. Nie jesteś moją matką, żeby mówić mi co robić. Bajoo - odparł otwierając samochód
- Nie! - krzyknęłam i wyrwałam mu klucze
- Kuźwa oddaj to zanim się jeszcze bardziej wkurze - odparł wyciągając rękę
- Chyba śnisz. Nie chce... Nie chce cię stracić Liam. To ja Cassidie jak nie pamiętasz. To ja, twoja przyjaciółką, którą tak często stawiałeś na szarym końcu! To ja! Jesteś zgaduje tak nachlany, że nawet mnie nie widzisz, a co dopiero drogę. Kojarzysz, że straciłam Lukasa? Chcesz jeszcze bardziej mnie ranić? Tak cholernie ci na tym zależy? Niedawno powiedziałeś, że tak szybko nie znikniesz z mojego życia, ale chyba byłeś równie nachlany jak teraz. Ale rób to co chcesz - oddałam mu klucze patrząc mu w oczy - Ty powinieneś wiedzieć co dla ciebie jest ważne - odeszłam
- Cass, Cassie, Cassidie - usłyszałam tylko. Tak zawsze mnie kiedyś witał gdy się prawie codziennie spotykaliśmy. Prawie się popłakałam.
- Idę, poczekaj - odwróciłam się, nagle Liam się wywalił. Boże, co on brał? Rodziców nie ma. Pojechali na kilka dni do mojego brata do Niemiec - Briana. Podbiegłam do Liama dałam mu z liścia. Automatycznie się ocknął. Ciekawe. Pomogłam mu wstać. Już było lepiej. W połowie drogi się odezwał.
- Twoi rodzice mnie nienawidzą - odchrząknął - Pamiętam.
- Wiem. Nie ma ich, jestem sama - odparłam podpierając go - Chodź już blisko - Lekko przyśpieszyłam, ale starałam się nie męczyć chłopaka. Weszłam z nim do domu i zaprowadziłam go do mojego łóżka. W pewnym momencie zorientowałam się, że ma dość dużą ranę na torsie.
- Boli? - jestem tępa. Nie Cassidie łaskocze.
- Trochę. Otarłem się nawet nie pamiętam o co - wymamrotałam
- Taaa otarłeś się. Poleje to wodą utlenioną, ale nic więcej. Rana musi oddychać. Jutro dam Ci opatrunek - powiedziałam
- To ja zostaje na noc?- spytał zdziwiony
- Dalej jesteś naćpany, musisz zostać na obserwacji niezwykle uroczej pielęgniarki Cassidie - bąknęłam
- I to mi się podoba - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami. Debil.
- Śpij już - lekko się uśmiechnęłam, zmierzałam w kierunku drzwi
- Cass, zaczekaj - powiedział nagle wstając i podpierając mnie o ścianę.
- Co ty robisz? - spytałam ale jakoś specjalnie się go nie bałam.
- Coś co mnie nęka od kilku lat - odpowiedział. Cały rozczochrany i pogmatwany wygląda na serio uroczo. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam alkohol, ale nic nie mówiłam. W ułamku sekundy Liam pocałował mnie mocniej dociskając mnie do ściany. Przez chwilę byłam w krainie czerwonych amorków. Nie no Cassie ogrnij się. Kilka dni temu byliście wrogami. Ten pocałunek był pełen miłości, nigdy takiego czegoś nie czułam. Kuźwa Cassidie to twój przyjaciel, przestań!!
- Kuźwa Liam! - krzyknęłam dając mu z liścia
- Cass, ja myślałem... - puścił mnie
- Nie myśl za dużo, coś ci to nie wychodzi! Idź już do cholery spać, bonus rozmyślę! - krzyknęłam trzaskając drzwiami. Chciało mi się ryczeć. On myśli, że ja go kocham? Poczułam się jak zwykła szmata. Wyszłabym na łatwą, chyba nawet już wyszłam. Mam nadzieję, że był pod wpływem narkotyków, alkoholu i Bóg wie czego... Chyba... Było tak fa... Dupa z ciebie Cassidie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top