...More then friends...

Mój brat wyglądał na mega wkurzonego. Dlaczego się tak nienawidzą? Proste. W dzieciństwie wolałam bawić się z Liamem niż z Brian'em. Dziecinne, wiem. Ale to nie koniec. Mój brat ma mu za złe też, że raz przez niego sięgnęłam po alkohol. Jednak nie piłam nigdy nałogowo. Co to, to nie.
- Ile razy mam ci kurwa mać przypominać, że nie masz prawa zbliżać się do Cassidie - warknął Brian
- Brian, Cassidie to moja przyjaciółka. Nie możesz zabronić mi się z nią spotykać - odparł Liam
- Brian nie przesadzaj. Mnie z nim nic nie łączy - po tych słowach lekko się zmieszałam.
- To co on tu kurwa robi? - warknął Brian
- Nosz kuźwa, Brian! Mojej siostrze skończył się zmywacz do paznokci! Przyszłem tylko pożyczyć, bo w sklepiku obok nie ma! - wrzasnął.
- Umm... Ok już idę - poszłam na górę po zmywacz. Oczywiście dobrze wiem, że on nie przyszedł tu po ten badziew. Musiało coś się stać. Jak na złość mój brat tutaj jest. Zeszłam na dół. Podałam Liamowi zmywacz. Podziękował i trzasnął drzwiami. Momentalnie mi się smutno zrobiło. Dziecinne, prawda? Mój brat odwrócił się do mnie na pięcie i posłał mi znaczące spojrzenie.
- Brian, ja... - nie zdążyłam dokończyć
- Dobra nic nie gadaj! Masz już te twoje różne rzeczy do szkoły, a ja usuwam się z twojego życia, bo widzę, że tylko ci przeszkadzam - warknął. Po chwili wziął kurtkę rzucił mi krótkie "nara" i wyszedł. No to jestem sama. Przywykłam już do tego. Byłam bardzo senna. Mimo, że była dwudziesta pierwsza położyłam się spać. Oczywiście wcześniej wykonałam wieczorną toaletę. Zasnęłam momentalnie. Oczy same mi się zamykały. Dobranoc... Wstałam o siódmej. Ubrałam jeansy z wysokim stanem i zwykły T-Shirt. Adidasy, falujące włosy i lekki makijaż. Nie zdążyłam nic zjeść. Jedynie pół jabłka. Od pewnego czasu nie jem zbyt dużo z podwodu braku czasu. Od tych wszystkich problemów straciłam apetyt. Wyszłam z domu zamykając drzwi. Zakręciło mi się w głowie. Uznałam, że to nic takiego. Słońce dzisiaj daje się we znaki. Typowe.
- Przepraszam - usłyszałam głos za mną
- Za co? - prychnęłam
- Za to, że wparowałem do ciebie na chatę kiedy miałaś brata na głowie - odparł
- Nic się nie stało, książę - dodałam. Odwróciłam się i podeszłam do Liama. Wahałam się co zrobić. Jednak mocno go przytuliłam. Lekcje jak lekcje nic szczególnego. Liam za godzinę kończył lekcje. Już wychodziłam ze szkoły, gdy nagle dorwała mnie Kez. Czego ona chce?
- Keren, czego chcesz? - warknęłam
- Liama, złotko - odparła przerzucając za ramię kosmyk jej blond włosów.
- Przecież ci go nie zabieram - przewróciłam oczami
- Co z tego? Na razie nic was nie łączy, ale obawiam się, że Liam inaczej odbiera waszą przyjaźń - bąknęła
- Ugh... To my się już przyjaźnić nie możemy? Wy tak w ogóle razem nie jesteście, więc czego chcesz? - spytałam nerwowo
- O, Liam idzie - przerwała i podbiegła do chłopaka
- Wybacz mi kochanie! - na słowo kochanie ścisnęło mnie od środka. Gdyby tego było mało ona go jeszcze pocałowała. Tylko marnuje czas. Poszłam więc do szkoły. Usłyszałam kroki za mną.
- Cassie, gdzie tak pędzisz? - spytał nikt inny niż Liam
- Uciekam z dala od was - odparłam
- Ej, Cassidie. Zrobiłem ci coś? - dopytał
- Jasne, że nie. Chyba, że zaliczymy to, że jesteś z tą szmatą - powiedziałam
- No japierdole, ona nie jest moją dziewczyną. Ja jej nawet nie kocham - prychnął
- Po co mi to mówisz? - zachichotałam. Jeszcze trochę pogadaliśmy. Może on nie jest taki zły? Może nie jest takim debilem? Już chciałam iść, ale poczułam jakby moje nogi były z waty. Zachwiałam się i podparłam się szybko o jeszcze stojącego obok mnie przyjaciela. Zrobiło mi się gorąco i miałam mroczki przed oczami.
- Księżniczko, wszystko w porządku? - spytał
- Taak... Nie. Pomożesz mi dojść do pielęgniarki? - spytałam
- Jasne, chodź - powiedział i mnie podniósł o co nie prosiłam. Widzę, że to jest cześć usług ratujących życie Liama. Chłopak zaniósł mnie do pielęgniarki. Powiedziałam jej wszystko. Myślałam, że to z nadmiaru problemów czy coś.
- Dobrze kochanie, powiedz mi co jadłaś dziś na śniadanie? - spytała a mnie zamurowało
- Yyy... Pół jabłka - czułam, że zaraz spale się ze wstydu
- Tylko? A co jadłaś w szkole? - dopytała
- Ugh... Pół jabłka
- Czy ty kurwa jego mać nienormalna jesteś? - Liam wstał i wrzasnął te piękne słowa
- Normalni ludzie są nudni - bąknęłam, a on przewrócił oczami
- Panie Dammer, proszę się opanować i mieć język za zębami - powiedziała nerwowo pani pielęgniarka - Cassidie, jesteś zdrowa. Dam ci skierowanie do szpitala na badanie krwi. Tak profilaktycznie.
- Nie ma kto mnie zawieść, a to daleko - jak ja nienawidzę badań krwi!
- Ja cie zawiozę - powiedział dalej stojący w rogu Liam
- No i po problemie. I pamiętaj, musisz jeść zdecydowanie więcej - dodała pielęgniarka
- Ja już o to zadbam - powiedział stanowczo Liam
- Dobrze, rozumiem. Dziękuję - powiedziałam i wyszłam z gabinetu.
- Mówiłam ci juz jak bardzo cie nienawidzę? - spytałam ironicznie Liama
- Od dziś mów mi tato - odparł - I dobrze wiem, że mnie uwielbiasz
- Nie dodajesz sobie za dużo 'tato'? - głupek. Wsiadam do samochodu mojego 'tatusia' i pojechaliśmy do szpitala. Na moje nieszczęście nie było za dużej kolejki. Chciałam, żeby Liam wszedł ze mną. Ale jakąś wredna lekarka nie pozwoliła. Była bardzo młoda. Jakieś 21 lat? Widziałam, że jak patrzyła na Liama to przygryzła delikatnie wargę. Suka. Zrobili mi co mieli zrobić. Badania wykazały, że jestem zdrowa. Po prostu muszę więcej jeść. Wyszłam, a za mną dr. Hab. Czyli ta szmata.
- Pan jest..? - spytała podchodząc do Liama
- Ja jestem chłopakiem tej ślicznej dziewczyny - odparł, a ta laseczka, aż płonęła ze złości. Ale wait, co on powiedział?
- Proszę ją pilnować. Musisz uzupełnić swoje braki pokarmowe złotko - odparła patrząc na mnie. Myślałam, że ja uszkodze. 'Złotko'?
- Dobrze? - dodał mój przyjaciel. Podziękowałam i wraz z Liamem skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
- Jedziemy do Mc'donalda? - spytał chłopak
- Możemy, w sumie jestem trochę... bardzo głodna - odparłam całując go w policzek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top