Będzie dobrze.
Boże... Co mu odwaliło? Liam nigdy taki nie był, tak mi się wydaje... Był agresywny, nerwowy, ale nie taki... "spontaniczny"? Nie wiem jak to nazwać. Cholera, my byliśmy przyjaciółmi. Ja nie chce na razie niczego więcej. Nie chcę, słyszysz Liam?! Dobija mnie ta bezradność. Jest już prawie dwunasta, a Liam dalej śpi. Wszystko ok? Pójdę do niego. Lekko się denerwuje.
- Wstawaj pojebańcu - powiedziałam szturchając go w rękę
- Cassidie? - spytał przewracając się na drugi bok
- Tak, twoja prywatna pielęgniarka od kaców i tego typu podobnych - odparłam przewracając oczami - Możesz mi coś obiecać?
- Wszystko księżniczko - odparł
- Przysięgnij, że to co było wczoraj nigdy się nie powtórzy - wymamrotałam
- Ok już nigdy nie znajdziesz mnie w takim stanie jak wczoraj - położył swoją prawą rękę na serce
- Nie chodzi o to idioto - zaczęłam się stresować
- To o co? - chłopak przygryzł wargę. To było zajebiste - Aaa... Przepraszam, byłem no wiesz. Nie byłem sobą
- Obiecujesz? - spytałam kolejny raz
- Ja... Nie - warknął zrywając się z łóżka. Nie ruszyłam się. Trzasnął drzwiami. Aż mną powietrze objęło. Zeszłam po chwili na dół, a go już nie było. I ja mam z nim ten projekt robić? Juuhu! Ja nie kocham Liama. Nie kocham go. To takie trudne? Postanowiłam przedzwonić do Zary, może już nie jest taka nachlana. Spotkamy się u niej za 10 minut. Chociaż to dzisiaj jest w miarę normalne.
***
- Hej! - powiedziałam chodząc do jej domu
- Cześć, co cie do mnie sprowadza? - odparła sarkastycznie
- Liam - warknęłam
- Kto? - dopytała z niedowierzaniem
- No Liam!
- Aha... Ok. Co się stało? - usiadłyśmy na kanapie
- Bo... On się najprawdopodobniej we mnie zakochał. Wczoraj przyparł mnie do ściany, trochę za mocno. Bolało. Boję się, że on mi coś zrobi - ciężko było mi to powiedzieć
- Przyparł i co?
- I mocno całował - odchrząknęłam
- Uuu... Niedobrze - dziewczya prztgryzła wargę
- Dość o moim chorym życiu, jak było na imprezie? - szybko zmieniłam temat
- Fajnie, żałuj, że Cię nie było. Chłopcy na chwile odlecieli do krainy "spadających narkotyków" - powiedziała uśmiechając się
- Wiem, znalazłam Liama w właśnie takim stanie. Moje sumienie kazało wziąć go do domu. Nigdy więcej nie bee słuchać sumienia. Nigdy. Never. Jak wychodziłam złapał mnie no i wiesz... - wymamrotałam
- Wiesz co? Idziemy do Liama. Stawiasz mu warunki. Albo się ogarnie i robicie ten projekt, albo robisz to sama z moją pomocą, a on ma dwukrotnie obniżone zachowanie. Ok? - zaproponowała
- Nie wiem... Boję się go - mruknęłam
- Ja będę w pobliżu - powiedziała ciągnąć mnie do wyjścia
***
Zara nie jest normalna. No ale ok, raz się żyje. C'nie? Zapukałam, musiałam poczekać. Przez to jeszcze bardziej się stresowałam. Przełknęłam ślinę, moim oczom ukazał się Liam w dresowych, bardzo ładnych spodniach bez koszulki. Oh my Godness.
- Myślem, że mnie nienawidzisz - powiedział drapiąc się po karku
- Też tak myślałam, m - mogę wejść? - wymamrotałam
- Jasne - odparł zsuwając się z wejścia. Serce waliło mi jak młot. Kurwa, po cholere tu szłam?
- Chcesz coś do picia? - spytał
- Jakkolwiek to zabrzmi daj mi wódkę, całą - jestem jakaś powalona. Proszę gościa, na którego źle działa alkohol o wódkę. Brawo Cassidie! Możesz być z siebie dumna...
- Ok... Też, też się napije. Muszę odreagować - powiedział. Cassidie możesz bić sobie brawo. Najlepiej jeszcze idź z nim do łóżka. Nie ważne, że to twój kumpel.
- Co cie do mnie sprowadza? - spytał stawiając butelkę na stole. Ogólnie było trochę niebezpiecznie. Siedzieliśmy obok siebie na kanapie z wódką. Genialnie?!
- Posłuchaj... Albo ty ogarniesz dupe i robimy ten zjebany projekt, albo ja go robie sama, a ty masz obniżone zachowanie. Co wybierasz? - powiedziałam pijąc wódkę z butelki
- Postaram się już nigdy więcej nie naruszać twojej prywatności - powiedział wznosząc ręce do góry w geście poddania się
- Idiota - prychnęłam, potem się oczywiście uśmiechnęłam. Trochę dziwnie się czułam przy nim jak siedział tam blisko bez koszulki. Przewrócił oczami i poszedł na górę. Po chwili zszedł w czarnej koszulce z żółtym napisem "Nirvana" i tym ich logo. Za ten czas napisałam do Zary, że wszystko jest ok. Jestem jej wdzięczna. Gadaliśmy trochę o projekcie, trochę o życiu, przyjaciołach, a przy tym wypijając całą wódkę. #YOLO. Podczas naszej rozmowy wkradł się jeden niezręczny moment. Brak tematu i długie wzajemne spojrzenie w oczy. On ma prawie czarne, a ja jasne jak niebo. Ale się złożyło. Potem jakiś temat sam się nasunął. Kto by pomyślał. Zostałam zmuszona do nauki składania ubrań. Debil. Była jakoś 18 gdy sie zbierałam. Pogoda wskazywała na to, że będzie burza. Ja się burzy cholernie boje.
- Boję się burzy - mruknęłam
- Eeej, bądź silna - odparł przytulając mnie na pożegnanie. Chciałam pocałować go w policzek, ale się zachwiałam... Szczęście, co nie? Jego usta lekko musnęły moje. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu.
- No to pa! - powiedziałam wychodząc
- Pa bojączku - puścił mi oczko. Idiota... ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top