❇ ~Rozdział 11~ ❇
Uprzedzam, rozdział nie śmieszny i ostatni, jeszcze został nam epilog
Miłego czytania i proszę mnie nie zabijać pod koniec!
××××××××××××××××××××××××××
Minęło kilka dni od nie dawnych wydarzeń...
Wszystko powoli wracało do normy...
Ludzie wracali do własnych upodobań, charakterów i rodzin.
Enemies się rozpadło
Innymi słowy... Epidemia się skończyła
Lekarstwo zadziałało i wszyscy znów byli sobą.
Szkody w Japonii było po mału naprawiane a sprawa została zapomniana.
Trwały właśnie pertraktacje z Koreą Północną. W najgorszym razie mogły skończyć się wojną.
Hibiki był w trakcie leczenia.
Aphrodi i Midorikawa trwali w śpiączce.
Lekarze nic nie mogli poradzić na ich stan...
Byli tak długo narażeni na wpływ epidemii, że jej nagły brak wyniszczył ich organizmy...
Aphrodi miał być wybudzany w tym tygodniu, Ryuuji jednak nie miał tyle szczęścia...
§×§
-Chłopcze, tak duży uraz głowy, nie mówiąc już o epidemii mogły doprowadzić do śmierci twojego przyjaciela.
To cud, że jeszcze żyje. Nic nie mogę ci obiecać... - powiedział poważnie ojciec Gouenjiego
-A-ale... Obudzi się prawda!? - krzyknął rozpaczliwie Hiroto
-Nie robiłbym sobie większych nadziei... Tak naprawdę... To i tak już nie oddycha samodzielnie, to kwestia czasu aż...
Hiroto nie słuchał dalej, wybiegł z ganinetu opierając się z szokiem o drzwi.
Zacisnął powieki próbując odgonić łzy nalatujące do oczu.
-To niemożliwe... To wszystko kłamstwa... - wyszeptał, wycierając twarz rękawem
Zacisnął pięści, i skierował się na wyższy korytarz.
Podszedł do drzwi sali 216.
Podniósł rękę do klamki i zamarł...
A co jeśli to była prawda?
Potrząsnął jednak głową, wchodząc do środka.
Obszerna sala, dla tak zwanych w szpitalu ciężkich przypadków gościła tylko jedną osobę.
Zielonowłosy chłopiec podłączony do przynajmniej 7 maszyn leżał spokojnie w białej pościeli.
Zazwyczaj lekko oliwkowa skóra, teraz była blada.
Maszyna pokazywała, że serce Mido bije, jednak prawda była taka, że chłopak nie oddychał już samodzielnie.
Tylko chwile dzieliły go od nieuchronnego, a co najgorsze... Hiroto dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
Usiadł na często użytkowanym przez niego krześle i chwycił chłopca za rękę
-Jeszcze z tego wyjdziesz... Prawda? - rzucił pytanie które zawisło w powietrzu - Co ja gadam... - odsunął się i schował twarz w dłoniach
-Przecież dobrze wiem, że to koniec - spojrzał na niego z zeszklonymi oczami i pociągnął nosem - Choćbym nie wiem co robił... Co mówił... Ciebie praktycznie już ze mną nie ma... - wyszeptał, a potem zaśmiał się bezsilnie - Chyba pierwszy raz od tego dnia... Nie pocieszysz mnie tym swoim uśmiechem...
Leciały na niego wszystkie dziewczyny w szkole, a ty zawsze kierowałeś go do mnie... - wyszeptał ze smutkiem
***
Czerwonowłosy chłopiec wszedł do sierocińca prowadzony za rękę przez czarnowłosą kobietę
-Ohayo minna!
-Ohayo neesan! - odkrzyknęły dzieci
-Chciałabym wam przedstawić waszego nowego brata... Kiyama Hiroto
-Ohayo Kiyama-kun!
Zielonooki spojrzał po swoich nowych przyjaciołach. Każdy wrócił do przerwanych czynności nie przejmując się zbytnio nowym mieszkańcem...
Hitomiko odeszła gdzieś, zostawiając go na pastwę losu.
Po chwili poczuł jak ktoś łapie go za rękaw i ciągnie na górę po schodach. Nim się zorientował co się dzieje, znalazł się na wyższym piętrze
Spojrzał na swojego swego rodzaju porywacza... Który jednak wcale tak strasznie nie wyglądał
Czarne, błyszczące oczka przyglądały mu się z radością, a usta posyłały ku niemu wesoły uśmiech
Zielonowłosy wyciągnął rączkę przed siebie, a czerwonowłosy niepewnie ją uścisnął
-Jestem Midorikawa Ryuuji, bardzo miło mi cię poznać! - pomachał ręką
Zielonooki zdziwiony otwartością nowego przyjaciela, tylko uśmiechnął się lekko
-Ojć... Czemu jesteś taki smutny? - przechylił głowę - A może to ja, coś głupiego powiedziałem!? - zaniepokoił się
-Nie, nie! - uspokoił go Hiroto - Wszystko w porządku... Tylko jestem... Zaskoczony? Tym, że ktoś do mnie podszedł
-O! - zdziwił się Midorikawa - To ze mną musisz się przyzwyczaić! Mówię dużo za dużo, a mieszkasz ze mną w pokoju! - założył ręce do tyłu
-O to... Fajnie, a Midorika...
-Mido... Mido, albo Midori zdecydowanie wystarczy...
***
Już starszy Hiroto siedział na łóżku płacząc w poduszkę. Starał się tłumić łzy ale było tylko gorzej
Kłótnia z Nagumo nie była najgorszym co go dotąd spotkało, ale słowa zabolały...
,,Nikt cię tu nie potrzebuję! ''
Huczało w jego głowie od paru minut.
Dziecinne kłótnie to niby nic takiego, ale Hiroto sam już nie wiedział, czy rzeczywiście nie robi czegoś źle
Wtedy usłyszał czyjeś krzyki na korytarzu
-Oh shit, a co cię on wogóle obchodzi? Kolejny nowy dzieciak, zachowujący się jak panienka!
-Może tylko ty tak myślisz Haruya! Wcale go nie znasz!
-O matko Ryuu a po co on nam?
Nikt go tu nie potrzebuje!
-JA go potrzebuję... - usłyszał poważny głos, a po chwili pukanie do drzwi
Czerwonowłosy otworzył je szybko, przytulając się do zaskoczonego czarnookiego
-Nie Midori... To ja cię potrzebuję...
***
Hiroto westchnął i wstał, ostatni raz spoglądając na zielonowłosego
-Żegnaj Midori... Postaram... Sobie poradzić - wyszeptał zamykając drzwi, ale po chwili i tak upadł zapłakany na podłodze po drugiej stronie - Nie poradzę sobie... Co ja wogóle wygaduję!?
§×§
Kilka dni później...
Nadszedł dzień gdy Aphrodi wyszedł ze szpitala.
Blondyn szybko powrócił do normalności.
Tłumaczył im to, tym, że czuł jakby wybudził się z długiego snu...
Przepraszał wszystkich, za swoje zachowania, jednak wszyscy myśleli, że lepiej ominąć ten temat...
No cóż... Aphrodi sądził inaczej
-Chcę żebyście wiedzieli, że NAPRAWDĘ nie chciałem tego robić - wyszeptał - Przysięgam!
-Ale my to wiemy Teru... - mruknął Kidou, przytulając go
-Właśnie Affo, wszystko jest okej - powiedział Suzuno
-Dokładnie - powiedział Fubuki znów uśmiechając się uroczo
-Tak się cieszę! - uśmiechnął się - A co z Mido?
Wszyscy nagle zamilkli, spoglądając tylko na skamieniałego czerwonowłosego
-Ej... No co jest? - Mruknął Aphrodi - Bądź co bądź to tak jakby,, ja'' wpakowałem go w ten szajs... EJ NO CO JEST!? - krzyknął
-Mido był w śpiączce... - mruknął żałośnie Haruya - Nie potrafił już samodzielnie oddychać, i...
-No, ale... Wybudzili go tak? - Aphrodi spoglądał na nich z przerażeniem
Hiroto uniósł głowę, ukazując swoje puste spojrzenie
-Odłączyli od niego maszyny, jakieś kilka godzin temu...
Midori już nie... - spuścił głowę nie mogąc dokończyć zdania
Każdy spuścił wzrok, a Aphrodi prawie się przewrócił spoglądając po nich
-To nie... To nie może być prawda... Czemu... Czemu nie poszedłeś tam...?
-Nie byłbym w stanie na to patrzeć... - mruknął tylko Hiroto
-I co... I co teraz? - mruknął Endou
-Nic Endou-kun - mruknął Hiroto - Niedługo zacznie się wojna z Koreą. Każdy z nas będzie mógł zginąć w każdym momencie...
-Czyli... To koniec? - mruknął Aphrodi
-Nasza historia widocznie nie zasługiwała na szczęśliwe zakończenie - mruknął Suzuno, z Nagumo prowadząc Hiroto do domu
Czasami szczęście nie trafia do właściwych osób... - mruknął jeszcze zostawiając ich z tym zdaniem wiszącym w powietrzu
××××××××××××××××××××
To już koniec tego rozdziału
Mam nadzieję, że się podobało
Nie zabijajcie mnie!
~Reicia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top