ROZDZIAŁ X

***Endyne POV***
            No więc poszliśmy na ten spacer. Yyy, po drodze się potkłam (ja wiem, że się tego tak nie pisze, ale lubię pisać źle, xddd) i spadłabym twarzą na kamień (ale taki duuuuuży) i rozpierdoliłabym se twarz, ale w ostatniej chwili dotknęłam skałki i ją rozwaliłam.

             - Jak ty to... - zapytał Sans.

             - Nie pytaj, bo nie wiem - odpowiedziałam.

             - Hej, pójdźmy na górę MrEbott! - powiedział Paps.

             - Chesz rzucić oczodołem na Podziemia? - a Sans jak zwykle skory do żartów.

             I ten wspaniały facepalm z mojej strony.

             - Musisz ciągle robić facepalmy?! - zapytali szkielebracia jednocześnie.

             - Yup.

             - O nie, kolejna, która robi ciągle "yup"! - powiedział Paps, a ja i Sans zwijaliśmy się ze śmiechu.

             Doszliśmy do góry MrEbott. Usiedliśmy na brzegu dziury do Podziemi. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, dosłownie. Czasami rozmowa schodziła na ciemną stronę(mam na myśli tę zboczoną)... Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że będziemy się zbierać. Położyłam rękę na skale, aby wstać. Rozkruszyłam ją (przez przypadek, żeby nie było) i zaczęłam spadać...
_____________________________

Yeah! Polsat poziom pro!

Wena wróciła, ale dzisiaj krótszy rozdział, bo kolejny będzie naprawdę długi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top