rozdział 5
Następnego dnia w szpitalu Kate nie mogła powstrzymać się przed zerknięciem przez szybę do Harrego. Nie widział jej, ale ona doskonale dostrzegała co dzieję się w jego sali.
Bardzo ładna brunetka siedziała przy jego łóżku, trzymając jego dłoń i śmiejąc się do niego, a tuż obok jego ciała na łóżku siedział mały, słodki chłopczyk. Trzymał Harrego za biceps i opowiadał mu coś niesamowicie przejęty.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to piękny obrazek. Ale często bywa tak, że piękny, szczęśliwy przedmiot psuje się od środka. Wypełnia go trucizna. Jestem pewna, że gdyby porównać ich szczęście z ciałem nieżywego człowieka własnie larwy wypełzały by uszami.
Tak bywa i nie ma co się zastanawiać nad sensem tego stwierdzenia. Harry jest piękny - jako człowiek. Optymistyczny, miły, dobry. Ale psuje się od środka.
- Przyjemny widok, prawda? - Kate podskakuje na dźwięk dr. Wilsona.
- Tak, niezwykle. Przepraszam, powinnam już wracać do pracy. - Speszona chciała się oddalić.
- Możesz zostać. Widziałem cię ostatnio tutaj. Rozmawiałaś z nim?
- Tak, dosłownie sekundę. Wydaje się taki pozytywny.
- Bo taki jest. Miałem chwilę czasu, żeby zamienić parę zdań z tym młodym człowiekiem. On dobrze wie co go czeka ale twierdzi, że jest na to gotowy. Wiesz co mi powiedział?
- Co takiego?
- Powiedział, że nie ma dla wszystkich miejsca na tym świecie. On musi umrzeć, by ktoś mógł się urodzić. - Dziewczynę ściska w żołądku, kiedy tak patrzy na roześmianego bruneta. - Jest takim mądrym chłopakiem.
- Jego syn i żona na pewno mocno to przeżywają. - Mówi Kate i wskazuje głową na salę.
- Ah nie! To jego siostra i jej mały synek. Harry powiedział mi, że nie ma nikogo, a jego rodzice nie żyją. - Kate pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w nieszczęście, jakie spotkało Harrego. - Muszę wracać do pracy, miłego dnia Kate.
- Nawzajem doktorze.
Kate podąża w stronę recepcji, żeby podpisać kilka dokumentów. Następnie kieruje się w stronę swoich pacjentów, aby sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku i zamienić kilka słów. Uwielbiała utrzymywać z nimi kontakt.
Kiedy przechodzi obok sali Harrego widzi wychodzącą dziewczynę. Uśmiecha się, ale kiedy wychodzi zza róg gdzie Harry nie może jej zobaczyć jej uśmiech znika, a z oczu płyną łzy.
Kate podchodzi do niej.
- Wszystko w porządku? - Pyta zmartwiona i łapie dziewczynę za ramię.
- On jest taki młody.. Nie powinien umierać.. Mój syn patrzy w jego jak w obrazek. Harry zawsze zastępował mu męską rękę. A teraz muszę patrzeć jak mój mały braciszek umiera i nic nie jest w stanie go uratować. - Kobieta wybucha głośnym płaczem, a Kate bierze ją w ramiona i zaciska powieki najmocniej jak może, aby także się nie rozkleić.
***
na uczczenie 1k wyświetleń i 10 miejsca w opowiadaniach. bardzo mi miło! rozdziały są rzadko, ponieważ idę z dość wymagającym programem nauczania, dokształcam się powoli do matury, biorę udział w konkursach, a potrzebuję czasu, żeby napisać coś co mi się podoba. musicie mi wybaczyć. po świętach postaram się wszystko ponadrabiać. buziaki x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top