07| Odrywane tajemnice
****
-Jak to nie?!- krzyczę w stronę rodziców. Oboje patrzą na mnie niewzruszeni.
Co się tutaj dzieje?!
-Jughead, usiądź.- mówi ojciec.- Porozmawiamy.
Mój oddech jest ciężki, czuję ucisk w klatce piersiowej, jakbym zaraz miał zemdleć.
Opadam ciężko na kanapę, momentalnie matka łapie mnie za rękę, ja jednak wyrywam dłoń z jej uścisku.
-Jug, kochanie.- głos matki dociera do moich uszu jakby z opóźnieniem, rozsadza mnie dziwny ból głowy a cały świat wiruje.
-Jughead?- czuję dłoń matki na ramieniu, a słowa wypowiadane przez oboje rodziców wydają się być za mgłą.
Ostatnie co rozpoznaję przed omdleniem, to zapach koszuli mojego ojca, gdy łapie mnie w ramiona, by uchronić mnie przed bliskim spotkaniem z podłogą.
****
-Czujesz się już lepiej?- to głupie pytanie, które padło z ust matki zaraz po moim przebudzeniu. Zdecydowanie wolałbym by było to coś innego, gdyż to zdanie słyszę w kółko od około tygodnia.
-Raczej tak.- mruczę pod nosem.
Patrzę na swoich rodziców zmęczonym wzrokiem. Moim jedynym pragnieniem jest teraz tylko dowiedzenie się prawdy.
-Więc?- pytam po chwili.
W powietrzu wisi napięcie, a oni jedynie nerwowo rozglądają się po pokoju, by tylko nie natknąć się na moje spojrzenie.
-Jughead.- matka zaczyna, a ja widzę tylko ojca, któremu z tego wszystkiego zaczynają dygotać ręce.
-To ja zabiłam Jellybean.- w końcu rozbrzmiewa najgorsze zdanie jakie słyszę w swoim życiu.
Przez moment nie dowierzam i jedynie patrzę na oboje rodziców z otwartymi ustami.
-Słucham?- szepczę momentalnie, nawet nie wiem kiedy.
-Kochanie.- matka urywa, widząc w jak szybkim tępie mój zaskok zmienia się w ogromną nienawiść.
-Nie mów tak do mnie!- krzyczę w jej stronę i wstaję.
Nie wierzę.
-Jughead, proszę daj mi to wytłumaczyć.- błaga, lecz ja nie zwracam na nią uwagi. Mijam ojca stojącego w drzwiach i udaję się do łazienki, a potem zamykam drzwi na zamek.
Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę!
Nie kontroluję swoich ruchów. Opieram się o drzwi, a z mojego gardła wydobywa się donośny szloch brzmiący jak potwór, który po wielu latach pierwszy raz wychodzi z ciemnej jaskini.
Pamiętnik, przecież miała pamiętnik.
Nie czuję nawet bólu kiedy uderzam w lustro pięścią i krzyczę mimowolnie. Chcę uwolnić całą złość.
Jak ona to uknuła?
Padam ciężko na podłogę, na której płaczę już po cichu.
Koniec świata.
****
Nie wiem jak długo leżę już na zimnych łazienkowych kafelkach. Prawdopodobnie minuty już dawno zmieniły się w godziny.
Z ręki już jakiś czas temu przestała cieknąć krew, a moje oczy są kompletnie czerwone. Głowa pęka.
Wstaję powoli, a nogi mam jak z waty. Zawroty głowy zdecydowanie mi nie pomagają.
Gdy tylko otwieram drzwi łazienki nasłuchuję domowych dźwięków. Słychać skwierczenie i delikatne stukanie, prawdopodobnie nóż o deskę.
Spoglądam z pogardą na matkę stojącą tyłem do mnie. Ojciec widząc mnie szepcze:
-Gladys, odwróć się.
Kobieta odraca się z nożem w ręce i patrzy na mnie uśmiechnięta.
-Zjesz z nami kolację?- pyta, wciąż będąc wyszczerzona.
Siadam przy nakrytym stole. Przygotowali to wszystko jakby chcieli uniknąć rozmowy, która i tak czeka na nas wszystkich.
-Wytłumaczcie mi to wszystko.
****
-Dlaczego miałaby to zrobić?- pyta Betty, z którą następnego dnia jem śniadanie w Pop's.
-Podobno nie wyrabiała finansowo i dlatego upozorowała to samobójstwo.
Wciąż nie mogę uwierzyć w to wszystko co mówię.
Jak moja matka mogła zabić swoją córkę?
-A co z tym pamiętnikiem?- pyta po chwili.
-Powiedziała, że większość i tak pisała Jellybean, ona napisała tylko ostatnie wpisy i pozmieniała trochę poprzednie.
-Jughead to brzmi jak film, takie rzeczy nie dzieją się w życiu.
-Przecież to wiem, Betty.- mówię.- Chyba powinienem to zgłosić na policję, prawda?
Patrzę na nią ze zmieszaniem malującym się na mojej twarzy. Blondynka podnosi wzrok i mówi:
-Oczywiście, że tak.- jej ton jest obrzydliwie poważny.- Co więcej. Pójdę tam teraz z Tobą.
****
Trzęsę się cały gdy wchodzę na komisariat. Betty spogląda na mnie i od razu łapie mnie za ramię by dodać otuchy. Uśmiecham się w jej stronę delikatnie.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- pyta sekretarka gdy podchodzimy do okienka.
-Dzień dobry, chcielibyśmy zgłosić przestępstwo.- odzywa się Betty, kiedy nie mogę wydusić z siebie słowa.
-Jakie przestępstwo?- dopytuje kobieta, w międzyczasie zapisując coś w notatniku.
-Moja matka zabiła moją siostrę.- odzywam się w końcu.
Kobieta, siedząca za szybą, podnosi wzrok na nas, a po chwili mówi:
-Proszę pójść za mną.
Wszyscy udajemy się w stronę pokoju, w którym siedzi czarnoskóry mężczyzna.
-Słucham, w czym mogę pomóc, Cecilio?
Sekretarka oblizuje wargi pomalowane ciemnoczerwoną pomadką.
-Te dzieciaki chcą zgłosić zabójstwo, Davidzie.
Mężczyzna cały się spina i odzywa się:
-Dobrze, usiądzcie proszę.- wskazuje ma krzesła po drugiej stronie stołu.- Dziękuję Ci, Cecilio. Możesz już iść, porozmawiamy później.
****
-Co zrobiłeś?!- drze się ojciec gdy wchodzę do domu.
-To co słyszeliście.- mówię spokojnie.- Zgłosiłem matkę na policję. Zasługuje na więzienie za zabicie Jellybean.
-Wynoś się.- ojciec odzywa się momentalnie w moją stronę.- Wynoś się i nigdy tu nie wracaj!
Patrzę na oboje z mordem w oczach. Matka siedzi z twarzą w dłoniach i płacze. Mimowolnie się uśmiecham.
Ojciec nie daje rady zareagować, bo rozlega się pukanie do drzwi.
Policja.
Wychodzę z kuchni i udaję się do pokoju, by się spakować. W tle słyszę płacz matki i błaganie ojca.
-Proszę, nie mogę wylądować w więzieniu! Ona i tak by nie przeżyła! Nie miałam pieniędzy na jej utrzymanie!
Policja jednak nie słucha kobiety. Przez chwilę słychać tylko jej płacz a potem trzask drzwi.
Wyprowadzili ją.
Ojciec wpada do pokoju, w którym właśnie jestem. Patrzy na mnie wzrokiem, który mógłby zabijać.
Podchodzi do mnie i, ku mojemu zaskoczeniu, nie wyrzuca mnie, lecz przytula i całuje w głowę.
-Synu dziękuję Ci.- szepcze.- Błagam nie opuszczaj mnie. Nie mogę stracić kolejnego dziecka.
Jestem cholernie skołowany, ale przytulam ojca mocno.
-Tato.- szepczę. Lecz nie wiem co powiedzieć. Po prostu stoję w jego objęciach.
Nowy początek.
****
Następny rozdział to będzie epilog kochani. Ten rozdział jest trochę krótszy niż zwykle, ale nie chciałam tego bezsensownie ciągnąć. Rozdział tak szybko bo czułam jak wena się ze mnie wręcz wylewa więc po prostu to napisałam.
Kocham was!
(WCZEŚNIEJ OPUBLIKOWALAM GO BEZ TYTUŁU, SORKI ZA ZMYŁKĘ XD)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top