05| Specjalny order dla Archiego
****
-Miałeś mi powiedzieć, dlaczego mieszkacie u Archiego.
Spoglądam na blondynkę siedzącą przy przeciwległym biurku i przeglądającą pliki w swoim laptopie.
-Pamiętasz ten dzień, kiedy siedzieliśmy w Pop's i zobaczyłaś, że mój ojciec...- przerywam na chwilę, by znów spojrzeć na Betty. Dziewczyna kiwa głową.- No wiesz.
-Tak, Jug, pamiętam.- mówi spokojnie.
-Wróciłem potem do domu, bo mieliśmy iść wszyscy na cmentarz. Ale...- ponownie przerywam i przełykam głośno ślinę.- oni strasznie się kłócili, nawet trochę pobili. Ojciec był wściekły i kazał nam się wynieść. Ja nawet nie wiem o co im poszło, Betty. Nie mam pojęcia co mam o tym myśleć.
Mój oddech staje się potwornie ciężki, a pod powiekami czuję łzy. Mam ochotę rozpłakać się na dobre.
-Jughead, spokojnie.- mówi blondynka, po czym wstaje od biurka i szybkim krokiem podchodzi do mnie, a potem przytula.- Wszystko będzie w porządku.
Też chciałbym w to wierzyć, Betty.
****
Delikatne krople stukają w okno, gdy siedzę w garażu Archiego i przyglądam się swoim brudnym od błota butom.
Razem z Betty właśnie wracaliśmy z Pop's, kiedy złapał nas deszcz, który w Riverdale był codziennością przez ostatnie dni. Ona swoje kroki od razu skierowała do domu a ja- do garażu należącego do Andrewsów.
Stukot w drzwi wytrąca mnie z zamysłu, a za chwilę widzę rudą czuprynę wystającą zza drzwi.
-Puk, puk!- krzyczy Archie.- Mogę wejść?
Patrzę na niego z czymś w rodzaju uśmiechu.
-To twój garaż, przyjacielu.- odpowiadam.
Andrews wchodzi do pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi, po czym rozsiada się na kanapie obok mnie.
-Co racja to racja.- mówi, po czym wyciąga nogi na stolik przed nami.
-Wszystko w porządku?- pyta chłopak.- Jesteś ostatnio bardziej przybity niż zwykle, a to już wyczyn.
Żart skierowany w moją stronę śmieszy tylko przyjaciela. Chłopak szturcha mnie kiedy nie odpowiadam.
-Hej, Jughead! Uśmiechnij się trochę! Ten akurat nie był aż tak zły.- stwierdza i ponownie uderza w moje ramię.
-Nie wiem czy widzisz jak na Twoich i moich oczach sypie się moja rodzina.- mówię po chwili.
-Jughead, przesadzasz.- stwierdza Andrews i opiera się o tył kanapy.
-Nie, Archie. Nie przesadzam.- odpowiadam ostro.- Moi rodzice w każdej chwili mogą się pozabijać z niewiadomych mi powodów, moja siostra nie żyje, a Ty i Veronica uważacie, że "jej prywatną sprawą" jest powód jej samobójstwa.
Wstaję dosyć szybko i idę w stronę drzwi.
-Mam Was serdecznie dosyć, Arch.- mówię po czym od razu wychodzę z garażu, nie zwracjąc uwagi na przytłumione krzyki rudowłosego, słyszalne gdzieś w tle.
****
Rozkładam komputer oraz notatnik na biurku w pokoju Archiego. Odpalam urządzenie i od razu zaglądam do folderu, przeglądanego przeze mnie ostatnio.
Dopiero teraz zauważam brak sporej ilości notatek w dniach od dwusetnego do ostatniego. Nie ma przynajmniej połowy z nich.
Zniknęły dopiero teraz czy od początku ich nie było, a ja byłem ślepy?
Przemyślenia na ten temat odkładam na półkę w mózgu oznaczoną jako "na później".
Stwierdzam, że zacznę czytać starsze wpisy. Zjeżdżam na dół listy i klikam wpis oznaczony jedynką.
Dzień 1.
Od czego zacząć? Może... hej? Stwierdziłam, że zacznę pisać dziennik. Scarlett mi kiedyś powiedziała, że pomaga to na doła.
Znalazłam jakieś forum, na którym są osoby podobne do mnie. Z podobnymi problemami. Wszyscy się tam wspierają, a ja nie wiem jak wejść w tę społeczność.
Nie wiem jak, i czy w ogóle dam radę, się tam zadomowić. Znaleźć coś z czym będę tam kojarzona. Początki są zawsze najtrudniejsze. Będę pisać po prostu posty i odpowiedzi, po czasie powinno zadziałać, prawda?
Tymi słowami wpis się kończy, a w mojej głowie rodzi się tylko jedna myśl: trzeba znaleźć to forum jak najszybciej.
****
-Więc jak planujesz to znaleźć?- pyta Kevin, który siedzi ze mną, Betty i Archie'm przy stoliku w szkolnej stołówce.
Po tych słowach mój burger ląduje z powrotem na talerzu.
-Przekopię najpierw te wszystkie wpisy w notatkach, może tam coś wspomni, a jak nie...- przerywam na moment.
-Co wtedy?- Betty odzywa się w moją stronę. Spoglądam na nią i ponownie zaczynam mówić:
-Wtedy znajdę inny sposób. Zawsze jakiś jest, prawda?
Grupa kiwa niepewnie głowami, gdy podchodzi do nas Veronica i dosiada się obok rudzielca.
-O czym rozmawiacie?- pyta, otwierając pudełko z sałatką i wlewając do niej jakiś sos.
-O niczym ciekawym.- mówi Archie, wcześniej rzucając mi krótkie spojrzenie.- Pokazywałem im teksty moich nowych piosenek. Ty widziałaś je wczoraj.
Powinieneś dostać order za dobre wybrnięcie z sytuacji, Archibaldzie.
Veronica przygląda się nam wszystkim badawczo, lecz po chwili rezygnuje i zaczyna mieszać w swojej sałatce, a napięta atmosfera zostaje do końca lunchu.
****
-Mamo?- wchodzę do kuchni, w której siedzi moja rodzicielka wraz z Fredem Andrewsem.- Możemy porozmawiać?
-Jasne kochanie.- mówi po czym klepie stołek obok siebie.- Siadaj.
-To ja może pójdę.- stwierdza Fred.- Później jeszcze porozmawiamy, Gladys.
-Oczywiście.- odpowiada kobieta i delikatnie się uśmiecha.
Coś się święci.
Andrews wychodzi z pomieszczenia, a mama odzywa się w moją stronę:
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Czemu Ty i tata się tak bardzo pokłóciliście?- pytam.- Dlaczego musieliśmy się wynieść?
-Jughead, kochanie.- zaczyna spokojnie, kładąc delikatnie swoją dłoń na moich splecionych na blacie. - Pomiędzy mną i tatą już dawno się psuło, przecież o tym wiesz.
-Tak, wiem.- mówię po chwili.- Ale przecież nigdy nie było aż tak.
-Kochanie...- moment zawachania w jej głosie dłuży mi się niemiłosiernie. Wygląda jakby szukała w głowie sposobu, by ominąć tę rozmowę.
-Mamo, jest teraz naprawdę ciężko, a kiedy nawet w takim momencie nie możemy się wszyscy zjednoczyć i jakoś to przetrwać, to nie wiem co musi się stać.
Cisza przeciąga się jakby do kilku godzin, choć w rzeczywistości jest to tylko kilkanaście sekund.
- Twój tata obwinia mnie o samobójstwo Jellybean.- mówi mama.
-Co?- nie ukrywam mojego zdziwienia.- Dlaczego?
-Powiedział mi, że to ja się nią zajmowałam, więc mogłam się bardziej postarać i więcej z nią rozmawiać.
-Mamo...- przerywam, gdy nie wiem co mam powiedzieć.
-Jughead, kochanie, zostaw mnie proszę na chwilę, porozmawiamy jeszcze później.
Kiwam głową, wstaję od kuchennej wyspy i wychodzę po cichu w pomieszczenia.
Po zamknięciu drzwi stoję jeszcze chwilę i zastanawiam się na słowami kobiety w akompaniamencie jej szlochu, który przebija się przez ściany.
Muszę jak najszybciej się dowiedzieć dlaczego to zrobiła.
****
~Powoli kończymy to coś~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top