14. Ausländer
Richard
– To ma być jakiś rodzaj sabotażu? – zapytał pretensjonalnie, nerwowo kręcąc się po pokoju. – Kto do kurwy nędzy zabrał mój kombinezon i narty? Serio się pytam, pół godziny temu jeszcze tu były! – warknął podirytowany. – To, że nie zamknęliśmy drzwi do pokoju to jedno, ale kradzież nart i kombinezonu... wystarczyło, żeby rozpoczęło się Letnie Grand Prix i od razu wszystko się pieprzy. – Pokręcił głową zdegustowany.
Markus Eisenbichler był wściekły. Choć w tym wypadku gniew był mało powiedziany. Kazał mi przyprowadzić do siebie Gregora i Michaela, których widzieliśmy wczoraj wieczorem na tej całej imprezie, która miała stać się tylko pretekstem do zapoczątkowania zjawiska spopularyzowanego jako morderstwo. Cudownie było powrócić do tego gówna.
– Chcę wiedzieć, gdzie była cała wasza kadra. Gdzie łaziła ta cała Gabrielle i z kim, bo znacie ją najlepiej, prawda? To znaczy, bez urazy – rzucił w stronę Schlierenzauera, którego wzrok ślepo wpatrywał się w jeden punkt na ścianie.
Westchnąłem. Łagodnie opadłem na łóżko, przysłuchując się monologowi mojego przyjaciela, za każdym razem, udając, że odtwarzam jego słowa w mojej głowie. Na niebieskawej pościeli leżał notatnik, który mężczyzna kontynuował od czasu Turnieju Czterech Skoczni. Opisał dokładnie każdą ze śmierci i podejrzanych związanych z zabójstwem. Coś jednak pozostawało nie tak. Wciąż nie wszystko się zazębiało.
– Wiecie, że nie każda ofiara sprzed siedmiu miesięcy musi być martwa, prawda? – mruknąłem pod nosem, przewracając kolejne kartki papieru. – Nie widzieliśmy wszystkiego na oczy. Tak samo było ze śmiercią Timiego czy Philippa.
Wtedy wreszcie odwrócili się w moją stronę, przestając cokolwiek mówić. Samo wnioskowanie wydawało się dosyć pochopne, zważywszy na to, że nie mogłem tych założeń niczym poprzeć. Nie posiadałem konkretnych przykładów. Odłożyłem przedmiot na materac, po raz kolejny wzdychając.
– Chodzi o to, że niekoniecznie ta osoba dalej jest wśród nas. Możemy też przypuszczać, że jest to ktoś z kadry, tak, jak poprzednio. Wasz trener nie wydawał się psychopatą. Nikt go o to nie posądzał.
– Tak samo było ze Stephanem – zauważył Michael, wreszcie wtrącając się do rozmowy. – Nie mamy żadnych podstaw, żeby oceniać ludzi, dopóki nie znajdziemy świadków.
Wtedy zamilkliśmy. Staliśmy w punkcie wyjścia, czyli dokładnie tam, gdzie byliśmy na samym początku. Rozważania wydawały się nieco głupie, ale przynajmniej zajmowaliśmy czymś umysły. Tylko Schlierenzauer wydawał się nieobecny. Nie odzywał się na temat związany z jego dziewczyną ani na żadną zawartą sugestię. Jego duch gdzieś odleciał.
– No przecież! – krzyknął Markus do mojego ucha, na co skrzywiłem się. – Kto widział ostatnią śmierć? Gabrielle – rzucił, jakby dla każdego była to oczywista oczywistość.
Cóż, w jego notesie znalazła się także jej osoba podpisana jako świadek zabójstwa Kobayashiego, Tandego i Krafta. Była też przy ugodzeniu Gregora nożem. Oczywiście, dalej nie wiedzieliśmy za kogo podawał się owy typ, skoro praktycznie wszyscy, łącznie z trenerami przebywali wtedy na skoczni. Robiło się coraz ciężej. W pokoju brakowało klimatyzacji, a parne powietrze coraz chętniej wlatywało do pokoju, sprawiając, że po moich plecach sączył się pot.
– Przestań się mazgaić – rzucił Niemiec do zdezorientowanego Austriaka. – Kłótnie w związku to nie koniec świata, tak Richi?
– Wciąż zależy o czym mówimy.
Mój mózg znów zaczynał pracować na najwyższych obrotach. Zaniepokojenie przybrało wyższy poziom, kiedy wpatrywałem się w tego smętnego mężczyznę, który nie zamierzał mówić o swoich problemach. Potrzebowałem notesu i większej ilości odpowiedzi. Skoro poprzednio wszystko się działo w kadrze Austrii, ktoś więcej niż sam Felder musiał być w to zamieszany. Podejrzenia rosły.
– Kto cię ugodził wtedy nożem? – zapytałem wprost, czując mrowienie w koniuszkach palców.
Wciąż nie dochodziliśmy do sedna. Możliwe, że znów szedłem złym tropem i to Markus posiadał słuszność racji, ale w tym wypadku wolałem spróbować wszystkiego. Spoglądałem na Gregora niepewnie, być może dlatego, że nie wiedziałem co zamierza zrobić. Zachowywał się inaczej.
– Nie wiem – odpowiedział beznamiętnie, unosząc spojrzenie do góry.
Kierował je na moją twarz, odwracając się tym samym od Eisenbichlera, który skrzywił się, widząc taką postawę. To mój przyjaciel posiadał silną wolę, nie ja. To on potrafił manipulować ludźmi i zmusić ich do różnych czynów. Najwyraźniej zorientował się, że sytuacja zaczyna się komplikować. Mężczyzna postanowił przystąpić do automatycznego ataku, broniąc moich racji. Pod tym względem, szanowałem go jako stróża prawa. Był jedną z najbardziej przekonujących osób, jakie przyszło mi poznać.
– A ja nie wiem, jak doszło do tych trzech zabójstw, Gregor – zaczął tym swoim niepokojącym tonem. – Kłamstwo to za mało, żeby się wybronić, wiesz? – zapytał poirytowany. – Kogo kryjesz?
Wydawało się, że powietrze robiło się coraz cięższe. Tak bardzo, że można je było równiutko pokroić ostrym nożem. Gregor Schlierenzauer wyglądał źle. Źle w ogólnym pojęciu fizycznym, choć psychicznie też mógł się ledwie trzymać.
– Nikogo – odparł spokojnie, charakterystycznie wywracając oczami. – To bez sensu. Nie możecie stwierdzić, że kłamię, nie mając żadnych dowodów. Mam wystarczająco gównianych spraw na głowie, żeby teraz bawić się w dochodzenia.
Markus uniósł znacząco brwi, przez krótki moment powstrzymując się od powiedzenia czegoś więcej. Moment. Potem odszedł od reguł, aby wreszcie pokazać swoją prawdziwą naturę i przynajmniej spróbować zmusić Austriaka do mówienia.
– Więc powiedz nam i zostawimy cię w spokoju. Chyba, że wolisz, aby wybito nas jednego po drugim, jak szczury, w końcu egoizm...
– Gregor został wtedy otumaniony – sprostował Michael poirytowanym tonem. – Widziałem wyniki badań ze szpitala. Dostał je nasz kadrowy lekarz.
– Gabrielle Hofer?
Mężczyzna pokiwał szybko głową, a potem ruszył w stronę drzwi. Ta rozmowa nie miała tak wyglądać. Przynajmniej nie tak ostro, jak miało się nam zdawać. Wciąż nie posiadaliśmy zbyt wielu tropów. Co prawda, większość prowadziła do dziewczyny Schlierenzauera, ale za tym musiało się kryć coś więcej. Badania mogły zostać sfałszowane.
– Poczekajcie – rzuciłem naprędce, w myślach układając kolejny spontaniczny i ani trochę przemyślany plan. – Dziś po kwalifikacjach policja zamierza przeszukiwać pokoje. Możemy się zamknąć na basenie i tam urządzić butelkę. Bez picia.
Markus spojrzał na mnie, jak na idiotę, zastanawiając się, czy aby na pewno niczego nie brałem. Ostatnim razem alkohol wystarczył, żeby zabić Piotra Żyłę. Tym razem musieliśmy się skupić i jak najszybciej znaleźć winnego. Najlepszym terminem na znalezienie winnego wydawał się ostatni dzień inauguracji, lecz oboje wiedzieliśmy, że to nie podziała w ten sposób. Mielibyśmy wiele szczęścia, gdyby faktycznie teoria przerodziła się w praktykę.
– Żartował. Alkohol będzie, ale sprawdzany. Powiadomcie o tym innych. Zmuście ich do przyjścia czy zaszantażujcie, cokolwiek. – Wzruszył ramionami. – To może być ciekawy wieczór.
***
Michael
– Zegnij kolano – powtórzyła spokojnie, przyglądając się urazowi.
Syknąłem. Zabieg trwał od dwudziestu minut i jakimś cudem udostępniono nam pokój z ową wanną. Gabrielle stwierdziła, że nie jest to dokładnie taki przedmiot, jaki powinien być, ale w porównaniu do warunków, w których przyszło nam go wykonać, musiał wystarczyć. Kazała mi ściągnąć z siebie dresowe spodnie i pozostać w samych bokserkach. Wydawała się być dosyć nieobecna, choć nie okazywała żadnych oznak załamania. Skupiała się na pracy.
Pokój był dosyć przestronny. Z okna dostrzegałem wszystkie osoby zgromadzone pod hotelem o coraz to głośniejszych reakcjach, kiedy jakikolwiek skoczek wyszedł na zewnątrz, aby podpisać autografy lub zrobić sobie z młodą publicznością zdjęcie. Ktoś o wysokim intelekcie zdążył też zamontować w pomieszczeniu klimatyzację, co dodatkowo ułatwiało przebieg każdej z czynności. Oprócz łazienki wyłożonej szarawymi kafelkami, miejsce posiadało sypialnię o ogromnym łożu, wykonanym z mahoniowego drewna. Czyżby Polacy spodziewali się królowej angielskiej?
– To może zająć dwa lub trzy miesiące – powiedziała wreszcie. – Postaram się, abyś w połowie września mógł już samodzielnie chodzić. Gregor przechodził coś podob... prawie podobnego. Jeśli jednak nie będę dłużej sprawować nad tym kontroli, Pointner ma zamiar wysłać nowego lekarza.
Przez krótki moment nosiłem w sobie korcące wrażenie, żeby zapytać o to wszystko. Wysłuchać jej zdania na temat tego, co zamierzał trener i znów szydzić z kaca Fettnera. Zazwyczaj rozmawialiśmy na poważne tematy, ale dziś grobowa aura przekroczyła dozwolony limit. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że cała ta udawana otoczka spowodowana profesjonalnym podejściem wynikała z zażycia leków uspokajających. Gabrielle nie brała ich od czasu Turnieju Czterech Skoczni.
Nie miałem pojęcia czy postępuje ona dobrze. Cholera, to Gregor powinien myśleć nad tym, czy jego dziewczyna może zażywać takie substancje.
Właśnie dlatego Claudia cię zostawiła. Nie potrafiłeś się nawet zorganizować.
– Pamiętasz, jak zrobiłaś mi zdjęcie po upadku w Engelbergu? No wiesz, na tej kozetce – zacząłem, przypatrując się jej twarzy, która powoli zaczynała zmieniać wyraz. – Es wird ein Jung – Kiedy to powiedziałem, uśmiechnęła się niepewnie.
***
– Uśmiechnij się – odparła, robiąc dokładnie to, co ja.
Szczerzyliśmy się, jak głupi, czekając aż lampa aparatu się zaświeci, a zdjęcie pokaże, że wszystko ze mną w porządku. Nie musiała tu ze mną przyjeżdżać. Zaraz po badaniu diagnostycznym musiała wrócić do Innsbrucka, aby przeprowadzić sesję treningową z Gregorem. On zaś, odkąd Gabrielle dołączyła do kadry, nie wykazywał absolutnie żadnej dobrej chęci związanej z pomocą, którą oferowała mu kobieta. Zachowywał się tak wobec większości osób, ale czasem przekraczał wszelkie dozwolone granice. Westchnąłem, kiedy szczęka powoli zaczynała mnie boleć od nadmiernego uśmiechania się. Czekałem aż to się wreszcie skończy.
– Es wird ein Jung – oświadczyła. – Wreszcie doczekasz się potomka.
Nie miałem pojęcia skąd brał się u niej ten wrodzony optymizm. Zachowywała się, jak anioł. Nie było dnia ani nawet godziny, żeby mi nie pomogła. Żeby nie pomogła któremukolwiek z nas. Wpatrywałem się w jej bladą twarz wypełnioną uśmiechem, który stopniowo zmieniał się w niepewny. Stefan od samego początku uważał jej pozostanie w kadrze za plus. Miesiąc po rozstaniu z Claudią założył, że może nawet coś między nami jest.
Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z faktu, że Kraft był idiotą, ale nie aż tak wielkim. To nie był ten powód.
– Wszyscy liczą, że jak najszybciej wrócisz – zauważyła. – Zrobię wszystko, żebyś znowu skakał. W jak najkrótszym czasie.
Cóż, starała się. Miała dobre chęci, ale obawiałem się, że badania potrwają dłużej niż spodziewałem. Tyle, ile zazwyczaj.
Po krótkiej chwili podała mi wreszcie telefon, prezentując fotografię z podpisem. Czekała na moją reakcję, zresztą dosyć zabawną. Zdjęcie wyruszyło w świat, a ludzie pisali "Gute Besserung". Ten drugi Michael zaczynał żyć.
***
Ukrywałem swój strach. Nikt nie posądzał mnie o nic złego. Wiedzieli, że nie byłbym w stanie. Prawie wszyscy mi ufali, co dawało więcej możliwości związanych z zapewnieniem wybranym osobom ochrony. Gregorowi. Przecież wcale nie został otumaniony. To Gabrielle odziedziczyła po Bauerhoffie wszystkie wyniki badań i testów. To ona powinna wiedzieć, co się wtedy wydarzyło.
Mogłem uśmiechać się do kolejnego zdjęcia, które zrobiła, a potem wrzucić je do sieci z komicznym podpisem, starając się opanować niepokój. Nie wiedziałem co się dzieje.
– Richard i Markus organizują dzisiaj zabawę na basenie – zacząłem niepewnie. – Chcieli, żebyśmy się pojawili. Wiem, że byłaś dzisiaj przesłuchiwana, ale...
Jej wzrok zatrzymał się na moich oczach. Nie wiedziałem co powinienem w tamtej chwili czuć. Przez dłuższy czas myślałem nad stratą. Wciąż ją czułem. Oplatała mnie swoimi wąskimi ramionami i nie potrafiła wypuścić. Ból niewyobrażalnie się w niej dusił, a tym samym pozbawiał mnie normalnych myśli. Spuściłem swoje spojrzenie jeszcze niżej. Na dno.
– Myślą, że to Gregor. Wypytywali mnie o niego i czy nie znalazłam niczego podejrzanego – powiedziała, jak gdyby zastanawiając się, czy to dobry plan wyjawiać wszystkie szczegóły. – Skłamałam. Nie wiem co robić, Michi, to mnie przerasta.
Znów się coś we mnie łamało. Teraz okłamywałem kolejną osobę. Mogłem wmawiać Gabi, że wszystko będzie w porządku. Że między nimi się ułoży. Że wystarczy porozmawiać.
Tymczasem pozostawało coraz mniej czasu na rozmowę oznaczającą koniec. Nie chciałem przy tym być.
***
Markus
– Wkradłem się do recepcji i odpowiadając na twoje pytanie, tak, mam nagranie z kamer z korytarza przy naszym pokoju. Richard? – westchnąłem cicho, trzaskając drzwiami, które momentalnie się zamknęły. – Mieliśmy iść razem na kwalifikacje, co z tobą?!
Cisza. Pokręciłem niezrozumiale głową, chwilę później kładąc się łóżku. Taśma opadła tuż obok mnie, w zasadzie całkowicie bezszelestnie. Coś jednak pozostało nie tak, jak powinno. Nie, żebym się bał. Moja irytacja przekraczała wszelkie granice związane z tym debilem, który postanowił odebrać mój kombinezon. Czy to naprawdę zamierzało być jakkolwiek zabawne?
Tylko przez moment nie wyczuwałem żadnego ludzkiego oddechu. Dopiero po usłyszeniu go, wstałem, zauważając, że moja walizka leży otwarta. Nie było w niej łomu ani też gazu pieprzowego. Wtedy wiedziałem, że moje szanse są naprawdę nikłe w porównaniu do człowieka, który prawdopodobnie wciąż znajdował się w tym pomieszczeniu. Zdążyłem wykręcić numer na policję, a potem zostawić głuchy sygnał. Kroki stały się głośniejsze, a szuranie metalem po podłodze zbyt niepokojące.
Pozostały mi naiwne nadzieje związane z tym, że przeżyję. Wiedziałem, że krąży po wykładzinie i zaraz mnie dopadnie. Odwracając się, nie miałem tylko pojęcia, że to będzie on. Przecież nie mógł.
– Dobranoc, Markus. To moje – odparł, chwytając drobną taśmę z nagraniem.
Nie usłyszałem niczego. Dopadł mnie tak cholernie straszliwy ból, przy którym nie miałem prawa wykonać żadnego ruchu. Upadłem do przodu, czując, że zderzenie nastąpi zaraz. Teraz.
Ta osoba nie miała prawa żyć. To nielogiczne.
***
Fajnie się dzieje, a będzie jeszcze więcej! Zostało około 5/6 rozdziałów do końca!
Co sądzicie o zachowaniu Gregora i Michaela...? O i kto zaatakował Markusa
Zoessxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top