Rozdział 3 >> Powrót
Po zepchnięciu go z siebie zaczęłam uciekać jak najszybciej umiałam.
Biegłam tak przez godzinę, byłam w takim szoku, że nie odczuwałam zmęczenia ani bólu, jednak gdy spadła adrenalina zaczęłam odczuwać oby dwie te rzeczy.
Spojrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam, że jest cała we krwi i dotarło do mnie, że przedmiot, którym ogłuszyłam tą istotę było kawałem ostrego szkła.
Zaczęłam panikować, bo krew nie przestawała lecieć i wtedy dotarło do mnie, że najbliższym miejscem, w którym na pewno będzie bandaż i woda utleniona będzie szpitalu,ale tam został ogłuszony zombie...
- Ale chwila jak szybko pobiegnę to mnie nie dogoni, a ja znajdę to co chcę-pomyślałam. W tym samym momencie zaczęłam się wracać,jednak nie biegnąc droga do szpitala była dłuższa niż się spodziewałam...
Po 40 minutach drogi poczułam, że nie dam rady iść dalej, na szczęście niedaleko był jakiś skromny,czerwony domek z białymi oknami i dużymi, podwójnymi, brązowymi drzwiami,
Puk, puk, puk- zapukałam lekko zaniepokojona.
Po kilku powtórzeniach i zerowych reakcji pociągnęłam za klamkę...
Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte,
- Halo, jest tu ktoś?- zapytałam.
Jednak nikt nie odpowiedział.
Doszłam do wniosku, że rozejrzę się tu i poszukam czegoś do jedzenia i się tu prześpię, a przy okazji poszukam jakiś bandaży.
Jak pomyślałam tak zrobiłam przeszłam cały dom, ale niestety nie znalazłam apteczki.
Na szczęście w kuchni znalazłam resztki zapasów, przemyłam rękę z krwi, i położyłam się w jednej z sypialni.
Rano zamiast obudzić mnie śpiewy ptaków obudziło mnie szwendanie się po kuchni.
- A jeżeli to znów jeden z nich-pomyślałam ze strachem.
Zaczęłam szukać czegoś do obrony i w końcu szukanie się opłaciło.
Znalazłam pistolet w szufladzie pod męską bielizną, jednak wtedy szmery w kuchni ucichły.
Może to coś sobie poszło- pomyślałam pełna nadziei.
Powoli zeszłam na dół, jednak gdy zobaczyłam, że w kuchni nikogo nie ma szybko podeszłam do drzwi i wyszłam z domu, ponieważ nie miałam zamiaru szukać guza...
Wyspana i najedzona poszłam w stronę szpitala...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top