Rozdział 17 >> Chcę mieć pewność

Zapaliłam rzężący silnik w pordzewiałym, białym pickupie... Muszę mieć pewność czy moje podejrzenia są prawdziwe. Oczywiście o swoim wyjeździe wspomniałam tylko Julii. Jak dobrze pójdzie zdążę przed świtem, a Leon i Gregor nie dowiedzą się w ogóle o mojej wyprawie.

*

Byłam już w dwóch aptekach w okolicy i w żadnej nie znalazłam pieprzonego testu ciążowego, który byłby nie przeterminowany...

Przypomniało mi się jednak, że gdy ostatnio wyjechałam po żywność z Gregorem przejeżdżaliśmy obok małej apteki na rogu ulicy. Miejmy nadzieję, że tam znajdę czego szukam.

**

Uderzyłam dwa razy w drzwi, aby upewnić się, że nie ma w środku żadnych nieproszonych gości. Po kilku minutach weszłam i zaczęłam przeszukiwać regały z lekami. Muszę się pospieszyć, jeśli chce zdążyć przed świtem...

W pewnym momencie usłyszałam szelest dochodzący z alejki obok. Powoli wychyliłam się zza rogu i przyszykowałam nóż na zabicie kolejnego sztywnego, jednak zamiast jego ujrzałam prawdziwego, żywego człowieka.

Wiem, że trzeba zachować ostrożność przy grupkach żywych ludzi. W końcu to żywi ludzie zabili Chloe i ocalałych z naszego starego obozu.

- Masz?-spytała dziewczyna w średnim wzroście o czarnych włosach do ramion.

- Tak.-odparła stojąca do mnie tyłem blondynka.

- Dobra to zwijamy się. Coś tu za cicho. Nie podoba mi się to...

Nie chcąc mieszać się w inną grupę wycofałam się, jednak podczas tego czynu szturchnęłam jedną ze szklanych butelek z syropek na kaszel, która po upadku na podłogę rozbiła się i narobiła nie małego hałasu.

- Kurwa mać! A trzeba było spierdalać, gdy tylko zobaczyłaś ludzi!!!-pomyślałam.

Poczułam lufę, która wylądowała na tyle mojej głowy.

- Kim jesteś?-spytał tajemniczy, kobiecy głos. Jednak był to inny głos niż dwóch kobiet, które widziałam przed sekundą.

- Jestem Melinda! Proszę nie strzelaj!

- Sama tu jesteś?

- Tak.

- Czego tu szukasz?

- To jest już chyba moja prywatna sprawa.

- Jak nie chcesz mieć mózgu na tych półkach to lepiej powiedz czego tu szukasz!

- Zostaw ją Hana.-Rzekła dziewczyna o kruczych włosach.

Dziewczyna odsunęła lufę od mojej głowy.

- Po co tu jesteś?- dziewczyna ponowiła pytanie zadane przez Hanę.

-...Szukam testu ciążowego.

- Serio mówisz?-spytała z lekkim  uśmiechem.

- Tak.

- Jesteś?

- Nie mam pewności, dlatego przyszłam tu po test.

- I znalazłaś go?-wtrąciła się kobieta, która jeszcze chwilę temu groziła mi przykładając pistolet do głowy.

- Tak, znalazłam.

- To dobrze.-Powiedziała czarnowłosa.

- Tak "by the way" Jestem Demi.-dodała.

- Melinda.

- Jesteś sama czy żyjesz w jakimś obozie.

- Jeśli cztery osoby to obóz to mieszkam w obozie.

- Może i nie obóz, ale nie jesteś sama, to na pewno.

- No, nie jestem.

- Rodzina?

- Nie.

- A długo tak żyjecie w czwórkę?

- Kilka miesięcy.

- A co było wcześniej?

- Obóz, jednak sztywni dostali się do domu i z nas wszystkich została tylko trójka.

- A ta czwarta?

- Spotkaliśmy ją po drodze, gdy szukaliśmy schronienia.

*

- Nasz obóz jest czterdzieści kilometrów stąd. Jak będziesz czegoś potrzebować zapraszamy.-poinformowała Demi.

- Szybko zaczynacie ufać nowym.-stwierdziłam.

- Tym, którzy na to zasługują.

- Skąd pewność, że was nie zaatakuję i nie okradnę?

- Bo wiem, że taka nie jesteś.

- Przecież nawet mnie nie znasz!

- Ale to widać. Zanim wybuchła epidemia byłam dobrym psychologiem, więc zauważam trochę więcej niż przeciętny człowiek i wiem, że nie jesteś tą zła.

- Dobrze... Zapamiętam do kogo mam zgłosić się o pomoc.

- Ale z umiarem.-powiedziała.

- To akurat jest jasne.-odparłam wsiadając powoli do samochodu.

***

Gdy byłam już prawie na miejscu wiedziałam, że nie zdążyłam przed obudzeniem się "obozu". Już zaczęłam myśleć jak powiedzieć o moich podejrzeniach Leonowi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top