Rozdział 14 >> Jest jeszcze nadzieja
Po dzisiejszych przygodach byłam tak zmęczona, że poszłam spać wcześniej...
Po kilku godzinach snu obudził mnie głośny hałas, jednak byłam tak zaspana, że już po chwili zamknęły mi się oczy i zasnęłąm.
*głośne krzyki*
- Melinda! Obudź się!!!-krzyczała wciąż Chloe.
- Co jest?-spytałam nieprzytomna.
- Musimy uciekać. Już nie jesteśmy tu bezpieczni.-stwierdziła zielonooka.
- Jak to? co się stało?-w tym momencie rozbudziłam się, a mój mózg zaczął normalnie działać. Straciłam już ochotę na spanie.
- Słuchaj w samochodzie, którym przyjechaliście włączył się alarm i zwabił tu pełno sztywnych... Dużo osób z obozu poległo.
- A Leon i jego kuzyn? Co z nimi?
- Melinda, nie wiem... Widziałam tylko sytuację za drzwiami. Nie schodziłam na dół. Wolałam cię obudzić niż wyjść i cię tu zostawić.
- Bardzo dobrze zrobiłaś. Dziękuję ci.-rzekłam do dziewczyny.
- Musimy stąd jakoś wyjść.-dodałam biorąc pistolet w rękę i naciskając na klamkę.
***
Bez większych problemów przeszliśmy przez dom do tylnego wyjścia. Nie zmienia to faktu, że musieliśmy zabić kilku swoich, którzy już się zmienili i kilku, którzy wkrótce by to zrobili co nie było takie proste...
- Idź, weź wszystkich ocalałych. Ja muszę wrócić po Leona!
- Co? Nie ma mowy! On może już nie żyć!
- Nie wiem tego póki nie sprawdzę! Spotkamy się w stodole na polu.
Stodoła znajdowała się stosunkowo daleko tym bardziej jak dla ludzi, którzy dopiero zerwali się z łóżek i przeżyli taką tragedię, ale nie było bliżej nic bezpieczniejszego niż ten budynek...
- Dobrze, ale pośpiesz się.
- Postaram się, Chloe dziękuje jeszcze raz.
- A ja ci mówię jeszcze raz, że nie ma za co.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny i poszłam w stronę pokoju Leona.
***
- Leon?! Leon?!-wołałam mając nadzieję, że ktoś odpowie, ale nic z tego...
Szłam dalej, aż zobaczyłam Leona z bronią w ręku, którą celował we mnie.
- Leon! Ty żyjesz!
- Melinda!-Powiedział czarnoskóry mężczyzna opuszczając broń, podchodząc do mnie i przytulając moje ciało do swojego.
- Ale chwila gdzie jest Gregor?
- Nie wiem! Przeszukałem cały parter, ale go nie znalazłem.
- Może schował się na piętrze. Musimy go znaleźć!
- To nie ma sensu. Był bardzo osłabiony i pewnie już nie żyje.
- Żyje, Wierzę w to i będę w to wierzyć póki go nie znajdę.
- Dobra, ale bądźmy ostrożni jest tu pełno tych nieżywych szmat!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top