Rozdział 3 "Bądź demonem własnego losu"
Ze skwaszoną miną siedział na łóżku w oczekiwaniu na swojego współlokatora. Na zewnątrz rozległ się dzwon oznaczający koniec zajęć i niedługo miał się pojawić Nicodemus. Malcolm był zmęczony po rozmowie z dyrektorem i jeszcze do tej pory trzymało go uczucie przerażenia. Musiał poważnie wziąć się za naukę, tym bardziej, że przecież już teraz był daleko za innymi. Kompletnie nie znał się na świecie nadprzyrodzonych. Do momentu pojawienia się dyrektora Doumy w jego domu, nie wierzył w czary.
Bawił się wtedy z młodszym bratem w salonie, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Matka chłopców ruszyła z kuchni do przedpokoju, wycierając po drodze ręce w szmatkę, którą na koniec odrzuciła na szafkę obok.
Kiedy uchyliła drzwi, jej twarz przybrała niepokojący wyraz, co spowodowało, że Malcolm podniósł się z ziemi i podszedł do przedpokoju. W drzwiach stał wysoki mężczyzna odziany w czarną szatę o spojrzeniu gorszym niż tysiąc ostrzy. Mama nie była w stanie drgnąć, gdy nieznajomy powoli wszedł do środka i przerzucił wzrok na myszatowłosego.
- Ty jesteś Malcolm, prawda? – zapytał, co stanowiło najbardziej przełomową chwilę w jego życiu. Chłopak czuł, że nagle wszystko się zmieni, choć nie do końca potrafił powiedzieć, skąd brało się to śmiałe stwierdzenie. Coś w nim dygotało z zaciekawienia, ale jednocześnie też ze strachu - głównie przed prawdą.
Gdy tak rozmyślał nad swoim pierwszym spotkaniem z dyrektorem, drzwi do sypialni otworzyły się i do środka wpadł Nico. Jak tylko zauważył demona, wzdrygnął się i westchnął cicho. Cambriel natychmiast podniósł się i podszedł bliżej wampira.
- Mam chodzić z Tobą na zajęcia, więc jak byłbyś łaskaw mnie rano obudzić, to byłbym wdzięczny. – powiedział z lekką złością w głosie. Wciąż miał mu za złe sytuację o poranku. Mógł go chociaż obudzić i zapytać, jakie ma plany, czy coś w tym guście.
- Super... Nie dosyć, że parszywiec w pokoju, to jeszcze wrzód na dupie. – warknął ciemnowłosy i rozłożył się na łóżku, sięgając do stolika nocnego po książkę. Miał zamiar powtórzyć materiał na sprawdzian z Zaklęć i Uroków. Ich nauczycielka była wyjątkowo wybredna jeśli chodziło o definicje. Zawsze trzeba było wyuczyć się ich na pamięć.
- Dlaczego tak mnie nie lubisz? – jęknął słabo Cambriel, a wampir parsknął śmiechem i przewrócił oczami, co wyglądało, jakby ćwiczył to po nocach, aby wypaść perfekcyjnie.
- No nie wiem... Może dlatego, że wpieprzyłeś mi z butami w życie? Nie myśl sobie, że jesteś tu taki ważny! Nie liczyłbym na przyjaźnie, bo jak tylko inni dowiedzą się o twojej tożsamości, będą Cię unikać. – powiedziawszy to, odwrócił się i już więcej nie odezwał tego wieczoru.
⚝⚝⚝
Malcolm nie lubił się z nikim zgadzać, jednak Nico miał rację. Gdy tylko pojawił się na pierwszej lekcji, większość osób obserwowała go bacznie. Kilka osób usilnie unikało kontaktu z nim, inni obrzucali dziwnymi spojrzeniami. Pierwsze kilka dni były najgorsze. Potem zaczął się przyzwyczajać.
Lekcje były podzielone ze względu na gatunki. Większość miała indywidualny plan zajęć. W przypadku Cambriela były to głównie zajęcia z wampirami i czasem z czarownicami, a poza tym kilka godzin w tygodniu musiał przychodzić do dyrektora.
Szedł właśnie na zajęcia z Historii Nadnaturalnych. Lekcje prowadziła niska kobieta o dzikim błysku w oczach. Chociaż demonowi wciąż brakowało doświadczenia, szybko rozpoznał zmiennokształtną. Nauczycielka miała szerokie ramiona, dzikie spojrzenie i długie skręcone brązowe włosy, które luźno upięła z tyłu głowy. Ubrana była w długą ołówkową spódnicę i czarną dopasowaną koronkową bluzkę. Uśmiechała się do wszystkich delikatnie i gdy tylko wszyscy zajęli miejsca, rozpoczęła zajęcia.
- Witam was moi drodzy na pierwszych w tym semestrze zajęciach z Historii Nadnaturalnych. Większość z was oczywiście dobrze mnie już zna, ale dla tych paru nowych osób: Nazywam się Penelopa Wither i będę kształcić was w waszej własnej historii.
Parę osób zaśmiało się pod nosem, inne wyglądały na dość znudzone i tylko Malcolm słuchał z zainteresowaniem i notował słowa nauczycielki. Ta widząc jego zaangażowanie, posłała mu ciepły uśmiech i zaczęła tłumaczyć.
- Zacznijmy więc od samego początku... Kto wie, skąd się wzięliśmy? – zadała pytanie i rozejrzała się po klasie. W górę poszybowało parę dłoni. Kobieta wybrała dziewczynę z końca sali.
- Nadnaturalni pojawili się z łez Boga, kiedy Lucyfer sprzeciwił się mu i został strącony. Bóg chciał w ten sposób wyrazić żal z powodu swojego ukochanego anioła.
- Doskonale, ale każdy z nas jest inny. Skąd to rozróżnienie?
Znów zgłosiło się parę osób. Pani Wither poprosiła o odpowiedź chłopaka z ławki obok Malcolma. Dzieciak prawdopodobnie był magiem, bo przy jego dłoniach podskakiwały wesoło magiczne iskry.
- Magowie pochodzą z łez, które spadły na ludzi, elfowie z leśnych zwierząt, wampirami zostały skropione nietoperze, a zmiennokształtni to głównie wilki i psy, czasami dzikie koty.
- Świetnie! A co z Ammitami? – spytała się uprzejmie i posłała uśmiech w stronę siedzącego pod ścianą Terry'ego. Chłopak uniósł dłoń i odpowiedział:
- To ród aniołów, który osądza dusze podczas Sądu Ostatecznego.
Belferka klasnęła w ręce i spytała jeszcze o parę rzeczy:
- Dullahanowie?
- Aniołowie zwiastujący śmierć!
- Wróżki?
- Kwiaty, na które spłynęły łzy!
- A co z żywiołakami?
- To ożywione przez Boga woda, powietrze, ziemia i ogień.
Lekcja trwała w najlepsze. Uczniowie śmiało pytali o różne rasy i śmiali się, a nauczycielka z wielkim zaangażowaniem odpowiadała. W końcu nawet Malcolm uniósł dłoń, a gdy został wywołany do odpowiedzi, zapytał nieśmiało:
- A co z demonami?
Zapanowała cisza. Uczniowie zamarli, a on sam poczuł się, jakby zrobił coś złego. Nie rozumiał obaw innych, a nawet czasami z trudem pojmował, dlaczego dana rzecz była inaczej traktowana.
- Demony to trochę inna historia... W wielu przypadkach są to strącone z Nieba anioły, ale zdecydowana większość to twory Lucyfera... złe istoty. – wyjaśniła odrobinę ciszej, a po całej klasie poniósł się szept. Malcolm poczuł, jak jego uszy robią się czerwone z zawstydzenia.
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek. Cała klasa zaczęła podnosić się ze swoich miejsc. Wszyscy oprócz Cambriela. Wciąż siedział nieruchomo. Bał się definicji własnego gatunku. Dalej nie mógł uwierzyć we własną tożsamość. Zawsze był uprzejmy, nigdy nie sprawiał problemów i choć był leniwy, starał się jak mógł.
- Malcolm? – usłyszał i podniósł głowę. Pani Wither spoglądała na niego smutno. – Nie przejmuj się tym... Demony nie mają dobrych korzeni, ale to wyjątkowo silne istoty. To jak wykorzystasz swoją moc, to tylko twoja decyzja. Możesz pokazać innym, że jesteś dobrym demonem.
- Dziękuję Pani. – mruknął cicho, po czym spakował niewielki dobytek i wyszedł z klasy. Penelopa jeszcze przez chwilę spoglądała za swoim uczniem i marszczyła brwi. Czuła, że chłopak był naprawdę dobry, tylko nieszczęśliwy i niezrozumiany.
⚝⚝⚝
Zaraz po lekcjach tego samego dnia, Malcolm poszedł do gabinetu dyrektora i zapukał. Gdy tylko dostał odpowiedź, wszedł do środka i usiadł na wyznaczonym miejscu. Douma jak zwykle zajmował się przeglądaniem i podpisywaniem papierów, a gdy tylko ułożył wszystko w równą kupkę po jednej stronie biurka, wstał i zaproponował spacer po szkole.
Cambriel zaskoczony skinął głową i udał się za dyrektorem. Demon wyprowadził go na korytarz główny i rozejrzał się dookoła. W tym momencie nikogo nie było w pobliżu. Większość uczniów była już w swoich pokojach albo na zajęciach.
- Jak pierwszy tydzień szkoły? – spytał uprzejmie, a gdy w odpowiedzi dostał ciężkie westchnięcie, zaśmiał się i dodał: - Nie mówiłem, że będzie łatwo. Podejrzewam, że profesor Wither już robiła pierwszą lekcję z historii narodzin nadnaturalnych i ich klasyfikacji. Pytałeś o demony?
- Tak... Choć teraz tego żałuję. Nikt ze mną nie rozmawia. Traktują mnie jak trędowatego! Nie wytrzymam tu długo, jak tak dalej pójdzie...
- Jesteś demonem, Malcolm. Jeśli tylko byś chciał, mógłbyś ich sprzątnąć w parę sekund, więc się Ciebie boją. To normalne. Demony są takie i nic tego nie zmieni. – wyjaśnił, po czym potargał chłopakowi jego popielate włosy. – Dzisiejsze zajęcia zacznę od kwestii posilania się. Uważam, że to najważniejszy element, zważywszy na to, że nie znamy dokładnej daty twoich narodzin.
Cambriel przytaknął i z uwagą słuchał. Douma opowiedział mu, że parę dni przed wielką przemianą zacznie czuć bardzo dziwne zapachy, słuch mu się wyostrzy i zacznie dostrzegać życie w ludziach. Porównał je do żarzących się latarń. Im mocniejsze światło, tym większa wola życia.
Dowiedział się także, że demony potrzebują życia, aby przeżyć, ponieważ same są tylko energią życiową, a ciało powstaje z sił witalnych innych osób. Gdy nadchodzi przemiana, demony tracą stały dostęp do życia i szukają innego źródła.
Ponadto okazało się, że w momencie pojawienia się głodu, demon ma zaledwie chwilę, nim straci kontrolę. Wtedy odezwie się jego instynkt przetrwania. Tak naprawdę po dłuższej chwili Malcolm zdał sobie sprawę, że demon nie jest taki całkiem zły. Zabiera życie, bo sam chce żyć.
- Demony pracują samotnie. Nigdy nie podróżują w stadach ani nie zawierają związków. Są całkowicie niezależne. To, czym się kierują, zależy od nich samych. Nie przejmuj się innymi, nie są warci twojej uwagi. – powiedział Douma i poklepał chłopaka po ramieniu. – Pozwól, że wrócę do swoich obowiązków. Na następnej lekcji zaczniemy prawdziwą naukę, a teraz zmykaj do pokoju. Podejrzewam, że Pan Blackwood już wrócił. Miłego wieczoru!
Pożegnał się i odszedł, zostawiając chłopaka samego sobie. Malcolm uśmiechnął się pod nosem. Może demony były złe i wszyscy się ich bali, ale widać mogły być też opiekuńcze, bo w końcu dyrektor wcale nie musiał się nim zajmować.
⚝⚝⚝
Wrócił do pokoju w lepszym nastroju. Cieszyła go rozmowa z dyrektorem i Panią Wither. Być może właśnie dzięki nim, uśmiechnął się tego dnia i gdy zobaczył Nico w ich wspólnym pokoju, przywitał się radośnie. Wampir był dość zaskoczony.
- Co się tak szczerzysz? – westchnął, nie mogąc sobie tego podarować. Niszczenie humoru demona od pewnego czasu należało do jego ulubionych zajęć.
- Dyrektor i jedna z nauczycielek poprawili mi humor. Douma powiedział, że jak tylko będę chciał, to mogę wszystkich nielubianych przeze mnie sprzątnąć i dodał, że demony to jedne z najsilniejszych istot, a Wither uznała, że to jak wykorzystam swoją moc, to moja własna decyzja.
Nico skrzywił się odrobinę. Od początku bał się nowego współlokatora, ale jako nieuświadomiony o swojej sile był łagodny. Teraz zaś świadomy swojej mocy stał się niebezpieczny. Dotarło do niego, że nie mógł więcej dokuczać Malcolmowi. Bał się zemsty.
~*~
Rozdział pojawił się dzisiaj, ponieważ mam radochę :D Dostałam od mojej bety czarnego balona z okazji 5-set obserwatorów <3 Z tego powodu wrzucam dzisiaj, ponieważ jutro dodałabym dopiero wieczorkiem, a chciałabym się już z wami tym podzielić :D Pisanie tego opka idzie mi naprawdę płynnie, więc może w święta w prezencie dodam dwa rozdziały ;)
Z okazji tysiąca chcę 10 czarnych balonów @AkaAkashi
:PPP
A tymczasem... Ktoś się wypowie na temat pani profesor Wither i Doumy? A Nico? Będzie lekki stresik pod prysznicem, jak Malcolm w pokoju będzie, co? XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top