Rozdział 23 "Zwodne Rozwiązanie"
Malcolm leżał wygodnie w łóżku, trzymając blisko swojego ciała wampira, który pomrukiwał uroczo przez sen. Cambriel nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Chciał, aby ten moment trwał wiecznie, jednak czyjeś krzyki przerwały jego spokój, jak i wyrwały ze snu Nico.
Wampir uniósł się zaspany i spojrzał na drzwi, mrużąc oczy. Wyraźnie słyszeli szybkie kroki na korytarzu, jakby ktoś biegł. Albo uciekał. Na tę myśl Malcolm zerwał się z łóżka i ruszył do drzwi, jednak kiedy już miał łapać za klamkę, wejście otworzyło się i do pomieszczenia wpadł Douma. Widząc chłopaków rozbudzonych, natychmiast złapał syna za rękaw i zaczął ciągnąć go na zewnątrz. Był zdenerwowany, bardziej niż kiedykolwiek.
- Musimy uciekać. Natychmiast. – rozkazał i spojrzał na Nico, który właśnie wstał z łóżka Malcolma bez koszulki. Wyglądał na lekko zaskoczonego, ale powstrzymał się od komentarza. Wrócił spojrzeniem do Cambriela i spojrzał na niego ostro. – Natychmiast. Potem porozmawiamy!
- Co się dzieje? – zapytał Malcolm, ale Douma nie śpieszył z odpowiedzią. Zamiast tego, zaczął natarczywie poganiać, aby zabrać ich jak najszybciej z zamku. – Co do kurwy nędzy?! Nie ruszę się, póki mi nie powiesz, co się dzieje!
- Już! Tylko się uspokój! – spanikował dyrektor. Wyglądał na przerażonego nie ze względu na sytuację, ale ze względu na własnego syna.
- Gadaj. Razjel wrócił, tak? Już wiesz, kto jest mordercą! – zauważył natychmiast Malcolm, a Douma zacisnął usta.
- To nie takie proste, jak się wydaje... – szepnął demon, co wywołało zdziwienie na twarzy chłopców. Nico podszedł bliżej, wciąż okrywając się kocem, a Malcolm złapał go za rękę, przyciągając blisko siebie. Był to jednoznaczny znak dla Doumy, który starał się nie rozpraszać.
- To cholernie proste. Gadaj, kto to jest! – krzyknął zdenerwowany Cambriel. Czuł, że dyrektor stara się ukryć prawdę. Po jego czole spływały kropelki potu, a ręce drżały. Nie chciało przejść mu to przez gardło.
- Malcolm... Proszę... – jęknął czarnowłosy. Wyglądał żałośnie, jakby nie przespał całej nocy. Coś było nie tak.
- To ty, Malcolm. Ty zabijasz. – powiedział, jednak zdecydowanie nie był to demon. Do pokoju niepostrzeżenie wszedł Razjel, wolno wychodząc zza pleców Doumy. Wyglądał na poważnego, a dyrektor zacisnął usta. Chciał tego uniknąć.
- Co? – jęknął Malcolm, wpatrując się w nich z zaskoczeniem. – J-Jak?
- To niemożliwe. Byłem z nim niejednokrotnie, kiedy to się działo. – zaprotestował Nico. Razjel przejechał po nim wzrokiem i wciągnął nerwowo powietrze. Wyglądał na wściekłego, mimo, że nie chciał tego dawać po sobie poznać, jego oczy „ciskały piorunami".
- Dlatego mówię, że to skomplikowane... – wtrącił się Douma. – Te historie o żyjącym zamku. Pani Wither na pewno mówiła wam o tym na lekcji! One są prawdziwe. Zamek został stworzony przez anioła, który nadał mu pewne cechy ludzkie. Ten budynek jest jak maszyna w rękach anioła. Służy mu wedle życzeń i chroni. Kiedy Malcolm się pojawił, siła, która tkwiła w zamku zaczęła się mieszać, bo płynie w nim także krew demona. Nagle moc zaczęła świrować i w jakiś dziwny sposób przekształcała negatywne uczucia Malcolma w zagrożenie dla jego życia. Chroniła go. Każda osoba, która zaczęła się wyrażać zbyt negatywnie wobec niego, stawała się celem! Joseph był pierwszy. Zanim zginął, Malcolm musiał poczuć coś bardzo silnego, najpewniej pozytywnego. Wtedy zamek wykrył dwie płaszczyzny. Porównał je do siebie i uznał, że ten lekki niepokój, to coś złego i zaatakował Josepha.
Nico pokrył się rumieńcem. Wiedział, co to było za silne uczucie. Tego dnia pocałował pierwszy raz Malcolma. Nie mógł uwierzyć, że już wtedy chłopak mógł zacząć czuć coś tak poważnego. Tymczasem Cambriel zrobił się już siny na twarzy. Wiedział o tym, że już wtedy zaczął inaczej patrzeć na Nico, ale nie sądził, że miłość może zrobić coś tak strasznego.
- Potem była Felicia... Przecież nawet nie wiedziałem o tym, że ona źle o mnie mówi! – zaprotestował Malcolm, zdając sobie sprawę z absurdu. Wszystko to zaczęło tracić sens, ale wtedy Razjel stanął przed dyrektorem i kontynuował:
- Po pierwszym morderstwie wszyscy Cię oskarżyli, byłeś kompletnie załamany. Zamek nie musiał szukać więcej negatywnych emocji. Po prostu uderzył w największy zbiór obelg. Nim była Felicia. Zamek musiał uznać ją za największe zagrożenie. Kierował się twoją niepewnością i obawą.
- Tylko... Co z Hammondem? – spytał niepewnie Douma. Wtedy Malcolm poczuł ucisk w żołądku. W oczach dyrektora było coś, co wyglądało jak cierpienie.
- Z niego to się nawet cieszę. – uznał cicho Razjel, na co Douma odwrócił się do niego i uderzył go w twarz z otwartej dłoni. Archanioł zachwiał się i odsunął do tyłu kilka kroków.
- Zamknij się. Nie masz prawa tak mówić. – warknął demon, na co Razjel westchnął teatralnie i odwrócił się do chłopców.
- Jak widzicie trzeba się stąd wydostać. Wszyscy bez wyjątku. Aniołowie muszą zająć się tym budynkiem i opróżnić go z mocy, jeśli się da. Inaczej sytuacja się powtórzy. – oznajmił spokojnie, po czym wskazał dłonią na drzwi i dodał: - Wypierdalać stąd!
Malcolm natychmiast złapał Nico za rękę i pociągnął go do wyjścia. Wampir nawet nie zdążył się do końca ubrać. Tylko w spodniach biegł za ukochanym w stronę głównych drzwi. Kiedy byli już przy klatce schodowej, pod którą znajdowało się wyjście, schody zaczęły się trząść. Nico złapał Cambriela za rąbek koszuli, podczas gdy ten złapał filar. Stopnie dosłownie zaczęły spadać w dół, odcinając im drogę ucieczki.
- Co się dzieje?! – krzyknął Malcolm, a Blackwood pokręcił głową i pociągnął chłopaka w przeciwnym kierunku. Nico chciał jak najszybciej dotrzeć do tylnych drzwi, prowadzących na łąki za szkołą. To było awaryjne rzadko używane wyjście, ale jednak pewna droga ucieczki.
Minęli po drodze parę osób, które pewnie liczyło na wydostanie się głównym wyjściem. Kiedy byli niedaleko jadalni, Malcolm zatrzymał wampira, aby złapać oddech. Nie mieli wiele czasu, ale coś było nie tak.
- Dlaczego schody się zawaliły? – jęknął Cambriel. Nico zastanawiał się moment, po czym zasugerował:
- Zamek Cię chroni. Może boi się, że jak wyjdziesz, będziesz bezbronny?
Ta alternatywa była przerażająca. W tym wypadku nie było drogi ucieczki. Malcolm miał nadzieję, że wampir się myli, ale kiedy wznowili bieg i byli już tuż przy wyjściu, ściany z dwóch stron zaczęły się przesuwać do środka. Nicodemus jednak nie zwracał na to uwagi i biegł, ale Cambriel wystraszył się wizji zgniecenia i zatrzymał ukochanego w ostatnim momencie. Niemalże odepchnął go do tyłu i razem z nim upadł na ziemię, patrząc jak ściany tuż za nim zatrzaskują się jak ogromne mury broniące przed wyjściem. Zamek zmieniał się w fortecę, ale zamiast bronić przed wejściem, nie pozwalał wyjść.
- To jakaś cholerna pułapka! – jęknął Nico. Oboje wiedzieli, że skok przez okno jest niemożliwy. Już w tym momencie prawdopodobnie wszystkie były zaryglowane. Uczniowie najpewniej utknęli w środku.
- Katakumby. – wyszeptał Malcolm. Już raz udało im się uciec z zamkniętych drzwi. Być może wtedy, to nie Mastema zamknęła ich pod ziemią, ale zamek. Jeśli tak było, moc nie sięgała aż do drzwi za zamkową łąką. – Te drzwi prowadzące do chatki! Jest szansa, że to miejsce odcięte jest od zamku!
Nicodemus przytaknął i oboje ruszyli w stronę zejścia. Malcolm prowadził go tak bardzo znanymi ścieżkami prosto do pomniku, który teraz już umiał właściwie rozpoznać. Od początku był to anioł. Kiedy skręcili na główny korytarz, obrazy wiszące na ścianach zaczęły spadać i z hukiem uderzać o posadzkę. Ramy pękały, a szkło wpadało im pod nogi. Nico zatrzymał się, bo wciąż był boso. Cambriel jako jedyny ubrał buty, wstając do drzwi, więc widząc wahanie wampira przed przejściem przez szkło, wrócił się i zabrał chłopaka na ręce. Starał się biec tak szybko jak umiał, wiedząc, że to były tylko próby zatrzymania go przez zamek.
Gdy dobiegł na miejsce, postawił Nico i podszedł do pomnika. Ten, widząc go, zawahał się, ale otworzył przejście. W ostatnim momencie Blackwood złapał go za rękę i przytrzymał, nachylając się do niego:
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? On nie chce Cię wypuścić, zamyka przejścia, a zejście pod ziemię tylko poszerza jego możliwości. Co jeśli sufit się zawali? – spanikował wampir, ale wtedy Malcolm pokręcił głową i odparł:
- On chce mnie zatrzymać, a nie skrzywdzić.
- Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie... – szepnął Nico, a mieszaniec zamarł. Tego się obawiał, ale nie mogli zostać w zamku. Malcolm nie potrafił zapanować nad emocjami, a zamek rozkręcał się coraz bardziej. Niedługo mógł już nawet nie potrzebować motywacji, żeby zabijać. Nie wiedzieli, jak reagował na krew demona.
- Ze mną będziesz bezpieczny. Trzymaj się blisko. Musimy się stąd wydostać. – postanowił prędko i pociągnął wampira za sobą po schodach w dół. Czuł się źle, że zmusza go do ryzykowania, ale myśl, że chłopak miał zostać i zginąć przez niego, była jeszcze gorsza. W ten sposób mieli jeszcze szansę się uratować.
Prawie biegli, ale gdy dotarli na sam dół, Malcolm zatrzymał się i przyciągnął Nico bardzo blisko siebie, prawie obejmując go w talii. To mógł być jedyny sposób na ochronę Blackwood'a. Zaczęli powoli przesuwać się do przodu. Uważnie obserwowali każdą zmianę w otoczeniu i szukali odpowiedniej drogi. Malcolm na siłę próbował przypomnieć sobie w głowie, jak wyglądał tunel, którym wcześniej wydostali się na powierzchnię.
- Co jeśli zginiemy? – spytał słabo Nico, a wtedy Cambriel zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
- Nie zginiemy. Uratuję Cię, rozumiesz? – nie był tego taki pewien, ale nie miał zamiaru na to pozwolić. Nico, widząc jego upór, uspokoił się trochę. Szli dalej, trzymając się za ręce i zaglądając do poszczególnych tuneli. Było przerażająco cicho. W katakumbach nie było słychać krzyków uczniów znajdujących się na górze. Malcolm miał nadzieję, że wszyscy zdążyli się wydostać na czas. W głowie myślał, czy ostatnim razem było tak samo - kim wtedy był zapalnik tej masakry oraz, czy jemu udało się uciec.
Coś trzasnęło po ich lewej. Natychmiast odskoczyli i spojrzeli w tamtym kierunku. Porcelanowa lalka rozbiła się o podłogę, a na lekko oświetlonej przez pochodnie ścianie, pojawił się drobny cień. Cambriel zamarł, widząc dawną przyjaciółkę.
- Mastema? – spytał, a cień przytaknął, potrząsając włosami na całej ścianie.
- Twoja wściekłość prawie mnie zniszczyła, Malcolm... – powiedziała wolno. – Jednak nie można zabić kogoś, kto już nie żyje, więc Ci wybaczam.
- Co się z Tobą stało?! – wystraszył się, ale znał już odpowiedź. Mastema była ofiarą, o której nikt nie wiedział. Jego ofiarą.
- Wiesz już o własnej sile, więc odpowiedź jest zbędna. Ucieczka także. Nie powiedzie się, przyjacielu. – odparła cicho, a on drgnął.
- Skąd możesz to wiedzieć?! Damy radę! – wrzasnął Cambriel, a cień zakręcił się na ścianie i uniósł dłoń w górze po cegłach.
- Nam przeznaczone jest zostać tu na wieki. Też próbowałam uciec, ale krew jest zwodna. Ona dedykuje nam specjalne zakończenie, Malcolm. Nie walcz z losem.
- Czekaj... To ty? Ty aktywowałaś zamek za pierwszym razem? Wtedy zaginęły trzy osoby... To ty? – zaczął niepewnie Cambriel. Wszystko, co powiedziała Mastema, pasowało do niego samego, jakby ona przeżyła już to, co on teraz. Cień skinął głową i odparł:
- Pierwszy był Vincent... Wyzywał mnie od odmieńców i terroryzował innych, zasłużył sobie na swój los, ale potem... Druga była Alicia. Ona lubiła porcelanowe lalki... Była moją przyjaciółką, chciała mnie uratować i wyciągnąć z zamku. Zginęła, kiedy przechodziłyśmy przez bramę. Metalowe pręty przebiły ją na wylot. Zmarła na miejscu. Nic nie mogłam zrobić. Kazałam wszystkim uciekać, a sama zostałam tutaj. Kiedy zabrakło mi jedzenia, zmieniłam się w cień, bo byłam zbyt silna na zwykłe odejście... Zamek stracił moc, bo moje ciało uległo zniszczeniu. Byłam trzecią ofiarą. Dwa lata potem pojawił się Douma. Demon zesłany przez Piekło, aby prowadzić szkołę. Od tego czasu, aż do teraz nie było drugiej mnie...
Nico zacisnął ręce na koszulce Malcolma, a ten cofnął się o krok z przerażenia. Nie był pierwszy. Mastema nie była w stanie uciec, a on miał być kolejny. Wiedział, że jeśli wampir wciąż będzie z nim szedł, zginie. Teraz nie było innej możliwości. Alicia zginęła, bo chciała ratować przyjaciółkę.
- Nico. Biegnij do wyjścia. Jest otwarte. Natychmiast. Nawet się nie oglądaj, rozumiesz?! – złapał Blackwood'a za ramiona, ale ten kręcił głową nerwowo i wciąż trzymał ukochanego za koszulkę.
- Nie zostawię Cię! – krzyczał ze łzami w oczach. Malcolm tak bardzo chciał go przytulić i pójść z nim, ale wiedział, że to mogła być jedyna szansa, żeby go uratować. Jeśli poszliby razem, zamek zatrzymałby ich. Wszystko było dobrze, dopóki Cambriel nie zechciał na zawsze opuścić tego miejsca. W tej chwili zaczęła się masakra. Zamek był zdolny do wszelkiego zniszczenia, aby go powstrzymać.
- Musisz odejść... Proszę, nie utrudniaj tego. Kocham Cię i chcę, żebyś był bezpieczny. – powiedział wolno Malcolm, ale wampir kręcił głową i podchodził coraz bliżej. Łzy spływały po jego policzkach. Było coraz mniej czasu, co dodatkowo denerwowało Malcolma. Musiał natychmiast działać, jeśli chciał ratować chłopaka.
Nagle sufit zaczął drżeć, a pojedyncze cegły wypadły i uderzyły twardo tuż obok nich. Cambriel zareagował gwałtownie, widząc, że ma parę sekund. Szybko pocałował wampira i rzucił nim do przodu w ostatniej chwili. Strop runął w dół, zasypując korytarz kamieniem. Wszystko pokryła cienka warstwa pyłu.
~*~
Przedostatni rozdział za wami... Czuję, że znów zostanę zamordowana XD No ale cóż... Chciałabym Was poinformować, że jutro pojawi się tutaj ankieta, gdzie możecie wybierać kolejne opowiadanie. Zrobię dłuższy opis trzech, które ostatnio wam się najbardziej spodobały!
Jak zwykle proszę o Wasze przemyślenia na temat rozwiązania? Dostanę znów po ryju? XDD
~ Lucyfer X
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top