Rozdział 13 "Pechowy Osąd"

                - Żałoba to jedno, ale wróg nie śpi. Nie pozwolę, abyście pogrążyli się w smutku i opuścili się w nauce. Nie akceptuję takich wymówek. – zapowiedział Hammond, gdy tylko pojawił się na Zajęciach Obronnych. To było wiadome od początku, że nauczyciele będą starali się odwrócić uwagę od cierpienia, ale wampir wypadł wyjątkowo okrutnie przy reszcie.

Kilka dziewczyn na przodzie wzdrygnęło się nieznacznie. Reszcie rozkaz nauczyciela wydał się bezduszny. Nie, żeby Malcolm wierzył w jakiekolwiek źródło empatii znajdujące się w bladym mężczyźnie stojącym pod tablicą.

- To jakiś żart?! Ludzie giną w tej szkole, a wy każecie się nam zwyczajnie uczyć?! – wybuchła jedna z dziewcząt na przodzie. Cambriel natychmiast dostrzegł, że jest to przyjaciółka zamordowanej.

- Nic z tych rzeczy, panno Campbell. To całkowicie poważna sprawa. – zastrzegł Hammond, a żyłka na jego skroni poruszyła się nieznacznie. Widać było to z daleka i kilkoro uczniów zlękło się, jednak adresat tego niemego ostrzeżenia ani śnił, aby odpuścić.

- Jesteście wszyscy nienormalni! Morderca chodzi sobie po korytarzach tego pieprzonego budynku, a wy nic z tym nie robicie! To chore! Zaraz zacznie nas wszystkich wybijać, a wy będziecie tylko pilnowali cholernego dzienniczka, żeby średnie nie spadały! – wrzeszczała, a niektórzy zaczęli jej cicho przytakiwać. Nawet Malcolm czuł, że dziewczyna ma sporo racji, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chodzący po szkole morderca to według niej on sam.

- Panno Campbell. Proszę do mojego gabinetu. Natychmiast. – usłyszeli wszyscy i odwrócili się gwałtownie do wyjścia. W drzwiach stał Douma. Przyglądał się wszystkim badawczo, a kiedy uczennica zebrała gwałtownie swoje rzeczy i wyszła, nastała cisza. Nawet Hammond przez moment się nie odzywał, jednak w duchu dziękował dyrektorowi za interwencję. Upomniał się w myślach, żeby potem zajrzeć do jego gabinetu i podziękować.

- Skoro mamy już z głowy problemy. Przejdźmy do tematu lekcji. – zarządził, ale uczniowie doskonale słyszeli niepewność w jego głosie. Wystraszył się.

⚝⚝⚝

Nico szedł wolno przez korytarz, rozglądając się dookoła. Uczniowie przysiadywali wzdłuż ścian i rozmawiali cicho. Kilkoro szeptało, patrząc na niego. Już kojarzyli go z Malcolmem. Wielu myślało, że pomagał przy morderstwach. Karcące spojrzenie nękało go już od dwóch dni, ale on nie poddawał się. Z daleka zobaczył Malcolma, który przysiadywał na murku i notował coś w zeszycie.

Prawdopodobnie było to karne zadanie, które demon dostał na Zajęciach Obronnych za „niesubordynację", jak to nazwał Hammond. Od wybuchu Sary Campbell nauczyciel wyglądał na lekko wytrąconego z równowagi i drażniło go dosłownie wszystko. Nawet najmniejsza sprawa.

Nico podszedł bliżej i szturchnął Cambriela w ramię. Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się delikatnie, robiąc wampirowi miejsce obok. Blackwood przyjrzał się mu i dostrzegł spore wory pod oczami. Wiedział, że demon słabo sypiał. Zresztą podobnie jak on sam.

- Wszystko gra? – spytał Malcolm, a Nico westchnął ciężko. To było jasne, że nic nie grało. Wszyscy byli już zmęczeni tajemnicami tej szkoły.

- Nic. Sara chyba trochę ześwirowała. – przyznał cicho wampir, a demon uśmiechnął się smutno i odparł prędko:

- Uważam, że ma rację. Grono pedagogiczne zachowuje się, jakby próbowało zmieść całą tą sprawę pod dywan. To nienormalne.

Blackwood otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. Nie spodziewał się takiej szczerości ze strony Malcolma, ale cieszył się, że chłopak mówił otwarcie, co mu leżało na sercu.

- Ale wiesz, że ona uważa, że ten morderca... -

- To ja? – przerwał mu demon i uśmiechnął się szybko. – Wiem i doskonale to rozumiem. Dowody wskazują na mnie. Pojawiłem się i nagle ludzie zaczynają ginąć, a do tego jestem demonem. Każdy normalny by mnie podejrzewał.

- Chcesz powiedzieć, że nie jestem normalny? – parsknął Nico, a Malcolm tylko wzruszył ramionami. Nie wiedział, czym sobie zasłużył na taką dozę zaufania ze strony wampira, ale był mu wdzięczny. Podtrzymywał go na duchu, podczas gdy reszta tylko osądzała.

Blackwood przysunął się bliżej demona i położył głowę na jego ramieniu. Czuł na sobie spojrzenia innych, ale to było dla niego nieważne. Chciał po prostu przez moment odpocząć, a tylko przy Malcolmie potrafił.

Tymczasem Cambriel męczył się w głowie pytaniami, co ma zrobić. Mastema czekała, a on nie potrafił jej nawet powiadomić. Poza tym bał się, że cień wyjdzie z katakumb, aby się z nim spotkać i ktoś ją zauważy. Sprawy komplikowały się coraz bardziej.

⚝⚝⚝

- Terry. Przesadzasz. – westchnął ciężko Walter, obserwując, jak pożeracz zagląda na główny korytarz zza rogu. Od kilkunastu minut obserwował Malcolma. – On nie ma zamiaru nigdzie iść. Zresztą... Nico jest z nim.

- To nie tak. Może pracują razem. – odparł szybko Carew i zaryzykował, wyglądając trochę bardziej. – Jestem pewien, że on coś ukrywa.

- Nad czym pracują? Terry... To nie ma sensu. Masz obsesję. – odpowiedział mu natychmiast i złapał chłopaka za ramię, ciągnąć go za sobą w przeciwnym kierunku. Od rozmowy z dyrektorem na temat pożeracza zaczął poważnie się nad tym zastanawiać. Tak naprawdę nie wiedział, czy obsesyjne zachowanie Terry'ego nie wskazuje na pewne załamanie w jego stabilności psychicznej.

Zaciągnął go do pustej klasy i kazał usiąść na krześle. Choć na początku Terence oponował i chciał wrócić do swojego śledztwa, ostatecznie przysiadł i spojrzał z wyczekiwaniem na elfa. Walter nie miał pojęcia jak to zacząć, ale musiał się o to zapytać. Być może pożeracz nawet nie był tego świadomy.

- Dobrze się ostatnio czujesz...? – niepewny głos wydostał się z gardła wyższego chłopaka. – Chodzi mi o to... Czy... No wiesz... Od ostatniego wypadku minęło trochę czasu, ale...

- Chcesz mi zasugerować, że tracę kontrolę? – zapytał twardo Terry. Beauclerk nie potrafił wykrztusić słowa. – Nic mi nie jest. Jeśli uważasz, że to ja zabijam, to powiedz mi to w twarz, ale doskonale wiesz, że nie byłbym w stanie zabić kogoś z takim okrucieństwem!

- Terry! To nie o to chodzi... Po prostu się martwię! Zachowujesz się ostatnio dziwnie! – zaprotestował Walt, a wtedy Terence prychnął pod nosem i odwrócił wzrok.

- Zobaczyłem coś, co oskarża przyjaciela. Chcę mieć pewność, że się mylę. To chyba nic złego, że szukam dowodów, nie?

Walter zacisnął usta w wąską kreskę i zamilkł. Wiedział, że zdenerwował przyjaciela, ale nie mógł nic na to poradzić. Dyrektor zasiał w nim ziarno niepewności, przez co elf miał problem z rozważnym myśleniem. Czuł to samo wobec Terry'ego, co ten wobec Malcolma. Chciał mieć pewność, że się myli.

⚝⚝⚝

Lekcja pani Wither zaczęła się spokojnie. Kobieta przyszła na czas na zajęcia i szybko rozpoczęła, przechodząc do tematu zaraz po sprawdzeniu obecności. Uczniowie znudzeni przyglądali się tablicy, podczas gdy młody Cambriel jak zwykle uważnie przebiegał wzrokiem po tablicy. Nauczycielka zdawała sobie sprawę z zainteresowania chłopaka i nie mogła się nadziwić.

- Duchy to istoty pojawiające się po śmierci każdej istoty żywej. Dzielimy je na kategorie według miejsca przebywania. Te, które znamy najlepiej, to dusze zagubione. Są to najczęściej ludzie, którzy odeszli ze świata nagle, niezwykle często młodzi, a czasami Ci, którzy z osądem śmierci się nie zgadzali. Nie stanowią zagrożenia, choć odgłosy, które wydają oraz niska temperatura, która je otacza, mogą powodować, że się ich boimy. Innymi słowy duchy nie są zdolne nas dotknąć, a co najważniejsze skrzywdzić. Nie mają mocy przesuwania przedmiotów ani nic z tych rzeczy. Przemieszczają się wśród nas i drażnią nasze uszy.

- Pani profesor? – rękę podniosła jedna z uczennic siedzących pod ścianą. Nauczycielka skinęła w jej stronę głową. – Powiedziała Pani, że to dusze ludzi... A co z Nadnaturalnymi?

- Trafne pytanie, Louiso. Nadnaturalni trochę inaczej umierają... Nie zostaje po nas nic oprócz mocy. Najsilniejsze istoty pozostawiają cienie, reszta ginie w mroku, a czasami zostaje pożarta przez Ammitów na sądzie.

- Czym są cienie? – wyskoczył nagle Malcolm, wyłapując pojedyncze słowo. Mastema pojawiła się w jego głowie tak wyraźnie.

- To pozostałości po mocy. Takie jakby... wspomnienie. W głowie mają tylko jeden cel. Ten, o którym marzyli przed śmiercią. Są niczym duchy, ale dużo bardziej niebezpieczne. Potrafią ingerować w świecie. Dotykać nas, nawiedzać... Na szczęście jest ich bardzo niewiele.

- Co to znaczy „najsilniejsze istoty"? – dopytał Cambriel, a pani Wither zacisnęła usta. Na moment cała grupa ucichła, jakby w oczekiwaniu na odpowiedź. Nawet Ci, którzy dotąd byli zajęci rozmowami.

- Głównie istoty związane z ciemnością... Demony, czarnoksiężnicy zajmujący się nekromancją czy mroczne elfy...

Nagle głośny hałas przerwał zajęcia. Uczniowie odwrócili się w stronę drzwi, gdzie stał nauczyciel Zajęć Obronnych. Wampir przyglądał się wszystkim po kolei, po czym z wymuszonym uśmiechem zwrócił się do profesor Wither:

- Czy mógłbym na chwilę wziąć Terence'a Carew'a?

Kobieta przez moment się nie odzywała, ale przytaknęła głową. Wzywany chłopak wstał i nerwowo ruszył w stronę wampira, gubiąc przy tym palec serdeczny. Natychmiast złapał kawałek ciała i przyspieszył, szybko znikając za drzwiami wraz z nauczycielem. Klasa natychmiast zaczęła cicho plotkować. Konspiracyjny szept rozniósł się po całej sali, przez co prowadząca lekcję musiała po kolei każdego uciszać.

- Czy ktoś chce mnie tutaj zastąpić?! – spytała ostro w ostateczności i wszyscy umilkli. Zrobiło się nerwowo, ale nauczycielka zdołała wrócić do tematu lekcji. Pytania się skończyły, mimo, że Cambriel chciał jeszcze dowiedzieć się czegoś więcej. Sprawa z Terry'm wydała mu się dość poważna, skoro sam Hammond po niego przyszedł.

⚝⚝⚝

Malcolm wylegiwał się na swoim łóżku, podczas gdy Nico leżał zaraz obok, trzymając swoją głowę na piersi demona. Rozmawiali cicho o różnych sprawach, począwszy od zainteresowań po plany na przyszłość. Chcieli choć na trochę oderwać się od wydarzeń ze szkoły, dlatego gdy skończyły im się pytania, zamiast rozmawiać Nico podniósł się i delikatnie pocałował Malcolma w czoło, odgarniając przy tym dłonią popielate włosy Cambriela. Demon uśmiechnął się mimowolnie i pogłaskał wampira po policzku, obserwując głęboką zieleń oczu Blackwood'a.

- Mogę Cię pocałować? – spytał cicho wampir, a Mal zaśmiał się i odparł:

- Teraz się pytasz? Przed chwilą to zrobiłeś!

- To co innego. – bronił się Nico, a kiedy uzyskał zgodę, pochylił się nad demonem i wpił się w jego usta, smakując ich przez krótki moment. Błogą chwilę przerwało nerwowe pukanie do drzwi i zanim którykolwiek z nich zdołał odpowiedzieć, do pokoju wpadł Walter.

W pierwszej chwili nie był pewien tego, co widzi, dlatego wpatrywał się w dwójkę chłopaków bez słowa, ale kiedy tylko zorientował się, co się dzieje, westchnął ciężko i mruknął pod nosem:

- A Terry się zastanawiał, co możecie ukrywać...

Wampir i demon spojrzeli zdziwieni po sobie, ale nie zdołali nawet wykrztusić słowa, bo Beauclerk zamknął za sobą drzwi i podszedł do nich, natychmiast mówiąc:

-Zabrali Terry'ego, bo myślą, że to on zabił!     

~*~

Witajcie ludki! Jestem świeżo po konwencie Aishiteru, na którym kicałam jako Mulan! Jestem szczęśliwym człowieczkiem, mam piękne zdjęcia, masę wspomnień i dużo weny :D Ktoś był? 

A co do tekstu... Jaką tajemnicę może skrywać Terry? Co tu się do diaska dzieje?! To dobre pytania... Znacie odpowiedź?

~ Lucyfer xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top