Rozdział 12 "Oskarżony"

                - Felicia Pathron zginęła koło północy od przebicia serca srebrnym prętem. Jej ciało zostało zmasakrowane dopiero po tym. Wszystko było niezwykle podobne do śmierci pana Wright'a, ale zostało wykonane staranniej. Morderca miał więcej czasu niż wtedy. Została powieszona na drewnianym słupie, a u jej stóp ułożony był stos najpewniej imitujący te średniowieczne na czarownice. Co możesz mi o tym powiedzieć? – zakończył pytaniem Douma, podczas gdy Malcolm z ledwością potrafił przełknąć ślinę na wspomnienie zmasakrowanego ciała.

- Nic... Nie znałem jej. Nie wiem, co mogło się stać... Naprawdę... – odpowiedział cicho, a dyrektor przyjrzał mu się podejrzliwie, unosząc jedną brew. Chłopak był bezsilny. Nie wiedział nic, podczas, gdy to on był głównym podejrzanym.

- Inni uczniowie twierdzą, że Ci dokuczała.

- Łatwiej wymienić tych, którzy tego nie robią... – westchnął ciężko demon, a mężczyzna przytaknął. Od pierwszego morderstwa minęło już sporo czasu. Wiedział to doskonale, a jednak uczniowie wciąż gnębili Cambriela. Niełatwo było zdjąć przypiętą przez innych metkę. Znał to z autopsji. Będąc demonem wśród ludzi, zawsze było się pierwszym winnym na każde nieszczęście. – Pan mi nie wierzy, prawda? Myśli Pan, że to był efekt mojej przemiany...

- Nie myślę nic. Szczerze powiedziawszy wątpię w twoją winę. Z ledwością znosisz widok krwi, poza tym gdyby to miało związek z przemianą, nie znaleźlibyśmy panny Pathron w takiej formie. Na pewno nie nad stosem i w takim stanie.

- Może jestem elokwentnym i perfekcjonistycznym demonem? – zapytał ironicznie Malcolm. Czuł, że w najbliższym czasie nie będzie miał życia. Właściwie to sam wątpił we własną niewinność. Mógł to zrobić przez sen, skoro okno było otwarte.

- Po ofierze łatwo poznać, czy została zamordowana w celach żywieniowych przez demona. My żywimy się energią życiową. Wysysamy ją z ciała i widać to na skórze. Jest wtedy bladoniebieska, a Felicia była praktycznie fioletowa.

- Skoro Pan to wie i jest to fakt, to dlaczego nikt inny tak nie myśli? – jęknął słabo Cambriel, a wtedy dyrektor wstał zza swojego biurka, podszedł do okna i odparł cicho:

- Bo nikt nie mówił, że nie możesz zabić bez powodu. Demony potrafią atakować nie tylko z głodu, ale również i z zemsty...

- Nie znałem jej! – warknął Malcolm. Był już zbyt wytrącony z równowagi. Douma widział to po jego zachowaniu. Zaczął szybciej oddychać, a twarz zrobiła się bladozielona. Wyglądał, jakby zaraz miał puścić pawia. Chwilę potem jak na zawołanie Cambriel rzucił się do kosza na śmieci i oddał wszystko, co zalęgło w jego żołądku od poprzedniego dnia.

- Jej współlokatorka wyznała mi, że dziewczyna czegoś się ostatnio bała, a nocą kiedy zginęła, wyszła samotnie z pokoju. – dodał cicho Douma, obserwując chłopaka. Kiedy Cambriel w końcu podniósł się i spojrzał na swojego dyrektora, zapytał:

- Nie wiem nic na ten temat... Czy mogę już iść?

Douma przytaknął, a wtedy młody demon wstał i na drżących nogach wyszedł. Jeszcze przez chwilę czarnowłosy myślał. Czuł, że coś w tej historii zostało pominięte.

⚝⚝⚝

Terence Carew szedł wolno, trzymając się blisko Waltera. Wszyscy uczniowie zostali wezwani do jadalni na apel. Każdy doskonale wiedział, w jakim celu się zwoływali, jednak mruczeli cicho pod nosem różne możliwości, przez co po korytarzu niósł się konspiracyjny szept.

- Jeśli nie chcesz, nie musimy tam iść. – usłyszał Ammit i podniósł głowę. Beauclerk wpatrywał się w niego zaniepokojony. Przyjaciel od paru godzin nie odzywał się prawie wcale, a jego twarz wciąż była blada. Elf zaczynał się powoli martwić o stan chłopaka.

- Nie. Chcę. – odparł anemicznie i przyspieszył. Znaleźli się w ogromnej sali już po paru minutach. Większość osób była już na miejscu i zajęła miejsca przy ogromnych stołach ciągnących się przez całą długość pomieszczenia. Nauczyciele zaś ustawili się po jednej stronie wzdłuż ściany i obserwowali podopiecznych. Terence zauważył, że tylko profesor Hammond zdawał się być niewzruszony tym, co się stało, jednak nie było to zbyt zaskakujące. Wampir świetnie maskował emocje.

Dyrektor stał na końcu jadalni z założonymi rękami i czekał cierpliwie, aż każdy znajdzie sobie miejsce. Terry pociągnął Waltera do dwóch wolnych miejsc z przodu. Niedaleko siedziały siostry Granville. Ammit rozejrzał się uważnie dookoła i dostrzegł, że Nico i Malcolm siedzieli całkiem z tyłu. Oboje mieli podobny wyraz twarzy, co reszta szkoły. Przerażony i jednocześnie zagubiony.

- Każdy z nas wie z jakiego powodu się tutaj dzisiaj zebraliśmy. Ubiegłej nocy wasza przyjaciółka i nasza podopieczna, Felicia Pathron, zginęła. Została brutalnie zamordowana przez kogoś, kto wcześniej również zabił Jospeha Wright'a. – rozpoczął Douma. Bez zbędnych powitań zaczął od konkretów. Jego poważny wyraz twarzy utwierdzał wszystkich w przekonaniu, że sprawa była naprawdę beznadziejna. – Morderca jest wśród nas. Atakuje, kiedy jesteście sami. Apeluję do was, abyście nigdy nie chodzili samotnie, póki go nie złapiemy. Każdy z was ma od tej pory obowiązek poruszać się blisko swojego współlokatora. Każdej nocy po szkole będą chodziły dwa patrole składające się z dwóch nauczycieli. Od tej pory jest kategoryczny zakaz wychodzenia po zmroku poza wasze sypialnie. Jeśli kogokolwiek przyłapię... Bądźcie pewni, że spotka go najcięższa kara, oczywiście pod warunkiem, że przeżyje. – podsumował dyrektor. Na sali zapanowała cisza. Nikt nawet nie kichnął ani nie ziewnął. Wszyscy byli sparaliżowani ze strachu.

Terry przez moment nie ruszał się, a kiedy emocje trochę opadły i uczniowie zaczęli cicho szeptać między sobą, Ammit westchnął ciężko i odwrócił się w stronę nauczycieli. Wyglądali na równie zaniepokojonych, ale po przemowie dyrektora wielu z nich zaczęło marszczyć brwi i kiwać ze zrozumieniem. Wtedy właśnie Carew dostrzegł coś dziwnego. Czarny kształt przesuwał się po ścianie, podczas, gdy na całej sali nikt nawet o krok się nie ruszył. Cień ciągnął się za rzędem profesorów i zniknął za jednym z obrazów przedstawiających górzysty krajobraz wokół szkoły.

Kiedy uczniowie zaczęli wychodzić z jadalni, Ammit nawet nie drgnął. Walter w tym czasie próbował mówić do niego, jednak chłopak jak zaczarowany wpatrywał się w obraz. Był pewien, że cień nie należał do nikogo ze zgromadzonych na sali.

- Terry? Wszystko gra? – pytał zaniepokojony Beauclerk, gdy nagle do chłopaka podszedł dyrektor. Złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę.

- Carew, mam do Ciebie parę pytań.

Ammit z ledwością przytaknął, po czym poprowadzony przez Doumę, zniknął z jadalni. W tym samym czasie elf obserwował miejsce, gdzie jeszcze przed momentem wpatrywał się jego przyjaciel. Chłopak wyraźnie coś zauważył, ale Walter nie potrafił domyślić się, o co chodziło. Ammit patrzył w stronę nauczycieli, ale gdy Ci opuścili jadalnię, nic innego tam nie było. Beauclerk westchnął cicho i ruszył w stronę wyjścia. Zapisał w pamięci, żeby potem spytać o to Terence'a.

⚝⚝⚝

- To Ty w nocy zauważyłeś Felicię. – zaczął wolno dyrektor, pisząc coś na kartce papieru przy swoim biurku, podczas gdy pożeracz siedział na słynnym fotelu naprzeciwko niego.

- Tak.

- Opowiedz mi dokładnie, jak to przebiegało.

- Obudziłem się w środku nocy... Miałem dziwne koszmary, więc przeszedłem na łóżko, gdzie spał Walter Beauclerk...

- On nie jest twoim współlokatorem. – zauważył trafnie Douma, a Ammit wzruszył ramionami i odparł szybko:

- Nie jest, ale przez ostatnie wydarzenia trochę się bałem i Walter nocował u mnie, żebym nie musiał być sam... – wyjaśnił prędko, a dyrektor przytaknął i poprosił, aby ten kontynuował: - Jak już wpakowałem się Walt'owi do łóżka, to okazało się, że w pokoju jest bardzo zimno. Okno było otwarte, więc on wstał, żeby je zamknąć. Długo przy nim stał, więc poszedłem za nim i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się rozglądać po dziedzińcu. Wtedy ją zobaczyłem...

- Nic nie zwróciło twojej uwagi?

- Oprócz nabitej na pręt dziewczyny i wielkiego stosu? Nie... Chyba nie. – parsknął sarkastycznie. Męczyło go mówienie o tym, co się stało. Sam fakt, że musiał to oglądać jako pierwszy, spowodował, że Ammit'owi podnosiła się do gardła kolacja.

- Wiem, że jest Ci ciężko, ale wszyscy jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. Jeśli nie ustalimy ważnych faktów, możemy nigdy nie rozwiązać tej sprawy. Tym bardziej, że teraz już nie mam wątpliwości, że morderca znów zaatakuje. – powiedział wolno Douma, a Terry przytaknął. Sam doskonale o tym wiedział. Wszystko to powodowało, że życie w Nelchael High School zmieniło się w obóz przetrwania.

⚝⚝⚝

Malcolm siedział na swoim łóżku w ich wspólnej sypialni, obserwując jak Nico chodzi zdenerwowany po pokoju i wymyśla coraz to dziwniejsze teorie spiskowe. Był skołowany i kumulacja tych wszystkich emocji podczas apelu, a wcześniej zobaczenia ciała, spowodowała, że wampir powoli bzikował. Wyglądał upiornie. Jego blada cera zrobiła się sina, wory pod oczami zdawały się znacznie większe niż wcześniej, a usta drżały niepokojąco z każdym słowem.

- A może to dyrektor za tym stoi?! Właściwie śledztwo w sprawie Jospeha nawet nie drgnęło, a już kolejna ofiara! Może to on! Przecież to nawet całkiem logiczne! Powinno już cokolwiek się znaleźć! – panikował Blackwood, ale kiedy zaczął proponować jakieś niestworzone historie o chodzących meblach, Malcolm zrobił przerażoną minę, wstał i powstrzymał wampira przed chodzeniem w kółko.

- Uspokój się. – powiedział wolno i wyraźnie, ale przez moment miał wrażenie, jakby mówił to do samego siebie. Jego serce łomotało prawdopodobnie jeszcze głośniej od tego należącego do Nico. Bolał go zarówno fakt, że został już osądzony przez ludzi, jak i również ten, że nie był w stanie udowodnić swojej niewinności. Na domiar złego nowe zasady całkowicie uniemożliwiały mu kontakty z Mastemą. Wszędzie musiał chodzić z Nico, a w nocy nie mógł się wymknąć, bo po korytarzach krążyły patrole. Dosłownie wszystko zaczęło się komplikować.

- Co według Ciebie się tu dzieje? Przecież to jest jakieś chore...

- Sam chciałbym wiedzieć... Wszystko zaczęło się, kiedy...

- Pojawiłeś się ty. – dokończył Nico, a Cambriel spuścił głowę. – Ale nie wierzę, żeby to miało związek z Tobą.

⚝⚝⚝

- Dlaczego tak zainteresowało Cię to otwarte okno? Pan Carew stwierdził, że niepokojąco długo tam stałeś... – zapytał dyrektor, wpatrując się w poważny wyraz twarzy Waltera Beauclerk. Był jednym z niewielu osób w szkole, które w obecności demona potrafiły zachować wyjątkowy spokój, jednakże dwa kruki siedzące na jego ramionach wyglądały na zestresowane uważnym okiem Doumy.

- Byłem pewien, że zanim poszliśmy spać, zamknąłem je. Jednak kiedy Terry obudził się w środku nocy, ono było już otwarte. – odpowiedział spokojnie Walter, po czym w oczekiwaniu wpatrywał się w dyrektora. Nawet nie mrugał, kiedy żółte oczy śledziły jego wyraz twarzy.

- Masz podejrzenia, jak to się stało? Jesteś elfem... Zwierzęta lubią twoją obecność. Może źle zamknąłeś okno i jakiś ptak dostał się do środka, zostawiając je uchylone? – spekulował demon, a uczeń pokręcił przecząco głową.

- Na pewno nie. One wiedzą, że nie wolno im przychodzić bez wyraźnego pozwolenia. Poza tym jestem pewien, że zamknąłem okno dobrze.

Dyrektor przyglądał mu się, jakby zastanawiał się, czy kłamie. Walter czuł to spojrzenie na sobie i drażniło go to bardziej niż cokolwiek ostatnio. Demon wstał ze swojego fotela, przeszedł po pokoju i zatrzymał się przy posągu wężogłowej kobiety. Przez chwilę nad czymś się zastanawiał, po czym odwrócił się w stronę ucznia i zapytał:

- Jaki ostatnio radzi sobie pan Carew?

- Co pan przez to rozumie? – zapytał w odpowiedzi lekko poruszony Walter. Temat Terry'ego był jednym, który mógł go wytrącić z jego niezachwianej równowagi.

- Jego zachowanie, może mówił coś specyficznego, a najbardziej mnie interesuje apetyt pana Carewa... – zaczął wymieniać Douma, a wtedy Beauclerk poczuł jak go krew zalewa. Zrobił się nienaturalnie czerwony, podniósł się gwałtownie ze swojego siedzenia i warknął cicho:

- On nie ma z tym nic wspólnego.

- Niech się pan nie denerwuje... Tak tylko pytam. – uśmiechnął się słodko Douma, ale elf wcale się nie uspokoił. Zacisnął ręce w pięści, po czym cicho mruknął:

- Jeśli to wszystko, co chciał pan wiedzieć, to ja wychodzę.

- Proszę bardzo. – wskazał dłonią na drzwi. Uczeń natychmiast ruszył na zewnątrz, a wtedy demon przysiadł z powrotem na swój fotel i zaśmiał się w duchu. Musiał wykonać parę telefonów.   

~*~

Teorie? Pytania? Ciekawe stwierdzenia? 

Mam do was pytanie... Co najbardziej lubicie w tej serii? Jakiego bohatera i za co? :D Jesteś ciekawa waszej opinii.

~ Lucyfer

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top