57
Nesti
Vance zawiózł nas pod niepozorny ceglany budynek. Domyślałam się, że to właśnie tutaj znajdowała się moja matka. Z jednej strony nie chciałam patrzeć na to, jak zostanie jej odebrane życie, ale wiedziałam, że na to zasłużyła.
Czułam się jak wyrodna córka myśląc w ten sposób, jednak jakby nie patrzeć, to ona zabiła swojego męża i przez blisko pół roku trzymała przede mną w tajemnicy fakt, że mój ojciec nie żył. Zleciła również seryjnemu mordercy porwanie mnie i zrobienie ze mną, co tylko będzie chciał.
Wciąż drżałam po śmierci Cadena. Byłam wdzięczna Haydenowi, że uwolnił mnie od tego człowieka i nie pozwolił mi patrzeć na jego odejście. Było mi żal tego człowieka. Zabłądził w życiu i znalazł się w miejscu, w którym nie powinien być. Rozumiałam, że postrzegał świat inaczej niż większość ludzi. Winiłam siebie za to, że Vance go zabił, jednak po tym, co wyznał mi Hayden, poczucie winy zmalało. Caden bowiem był również mordercą niewinnych dzieci, których rodzice chcieli się pozbyć. Przypominało to boleśnie historię mojego uprowadzenia, choć mnie Caden nie zdążył zabić.
Mój ukochany wziął mnie na ręce owiniętą w koc. Zaniósł mnie do budynku. Kiedy wkroczył do środka, dotarł do mnie silny zapach. Światło było przyciemnione, ale widziałam sylwetki mężczyzn czających się w mroku. Przylgnęłam silniej do Haydena, opierając dłoń na jego twardej piersi. Stęskniłam się za nim. Będąc w niewoli zrozumiałam, że uczucie, które się między nami wytworzyło, było diabelnie silne. Może nie znaliśmy się długo, choć pokusiłabym się o stwierdzenie, że nasza historia nie zaczęła się w Enchant, a dwa lata temu na ulicy przy moim mieszkaniu.
- Zabiorę cię na górę. Pożyczysz ciuchy Jake'a. To mój przyjaciel z gangu motocyklowego. Oni znaleźli twoją matkę, skarbie. Jesteś pewna, że chcesz patrzeć, jak umiera?
Hayden zaniósł mnie na górę. Weszliśmy do pokoju, w którym nie było nikogo. Już na pierwszy rzut oka widać było, że sypialnia należała do faceta.
Mój pan posadził mnie obolałą na brzegu łóżka. Ukucnął przede mną i położył dłonie na moich udach. Objęłam dłońmi jego piękną twarz i uśmiechnęłam się przez łzy. Wiedziałam, że czeka mnie coś niewyobrażalnie trudnego, jednak musiałam stawić temu czoła. Skoro Hayden miał patrzeć, jak moja mama odchodzi, musiałam przy nim być.
Pokiwałam głową. Mężczyzna zmarszczył brwi, przypatrując mi się ze smutkiem. Próbowałam się uśmiechać, aby nie pokazać mu po sobie, jak cierpiałam.
- Skarbie, nie musisz tam ze mną iść. Posiedzisz tutaj z Vance'm, a ja wszystko załatwię.
- Myślisz, że nie mogłaby trafić do więzienia?
- Żeby znowu mogła z niego uciec i zabić strażnika?
Fakt. Zapomniałam o tym, że oprócz mojego taty, mama zabiła również strażnika więziennego.
- Masz rację. Pójdę tam z tobą, kochanie. Powiem mojej mamie, jaką krzywdę mi wyrządziła. Później Vance może zabrać mnie na górę, a ty dokończysz sprawę i ją raz na zawsze zamkniesz.
Czułam się podle. Starałam się wmawiać sobie, że postępowaliśmy słusznie. Moja mama w końcu zwariowała. Stanowiła zagrożenie dla społeczeństwa. Zaczęła zabijać niewinnych ludzi. Zraniła nożem Javiera. Jego również mogła skrzywdzić. Nie chciałam posuwać się do ostateczności, jednak wiedziałam, że tak będzie najlepiej.
Hayden nie odpowiedział. Pocałował mnie miękko w czoło, po czym z szafy przyjaciela wyciągnął bluzę i krótkie spodenki. Rozumiałam, że nie mieliśmy czasu, aby jechać do jego apartamentu, żebym mogła się przebrać i szanowałam to. Nie znałam Jake'a, ale już byłam mu wdzięczna za to, że pozwolił pożyczyć mnie swoje ubrania.
- Ten skurwiel mówił, że masz okres.
Pokiwałam głową, obejmując się rękami. Mężczyzna od razu odczytał ten znak i podszedł do mnie, aby mnie przytulić. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego obecnością. Kochałam go, jak nikogo nigdy wcześniej. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dane mi będzie zakochać się z wzajemnością i to w człowieku, który dla mnie był gotów zabić.
- Nie przejmuj się. Dał mi rano tabletkę i ból ustąpił. Chodźmy na dół. Chcę mieć to z głowy najszybciej, jak to możliwe.
Poczułam, jak się spiął.
- Kurwa, tak strasznie cię przepraszam, Nesti - wyszeptał Hayden. Jego głos drżał. Nienawidziłam, gdy przeze mnie czuł się winny. Potrzebowałam jego siły. Chciałam go wspierać. Musiałam być jego wsparciem, gdy on był moim. - Spierdoliłem na całej linii. Wiem, że ten dupek kazał ci ssać swojego kutasa. Wiem, że zabrzmię jak pieprzony egoista, ale cieszę się, że nie zdążył cię rozdziewiczyć. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie twierdzę, że to, iż ssałaś mu pałę mnie zadowala, ale...
- Lepsze to niż jego kutas w mojej cipce.
Zaśmiałam się. Potrzebowałam tego.
Hayden również się krótko zaśmiał. Skinął głową i pocałował mnie w policzek.
- Już niebawem będziemy bezpieczni i szczęśliwi. Nasza przeszłość zostanie za nami i będziemy mieli szansę na nowe, lepsze życie. To, co zaraz się wydarzy, wyprzemy ze swojej pamięci. Zapomnimy o wszystkim, co zdarzyło się od chwili porwania, aż do dziś. Obiecuję, że uszczęśliwię cię, skarbie. Jeśli będzie trzeba, wywiozę cię gdzieś daleko i zamknę w piwnicy, aby nikt nigdy więcej mi ciebie nie ukradł.
Uderzyłam go lekko zaciśniętą pięścią w pierś, śmiejąc się przy tym. Łzy spływały po moich policzkach, ale nie były to łzy smutku, a szczęścia.
- Możesz mnie zamknąć, gdziekolwiek zechcesz, mój panie.
Hayden wziął mnie na ręce. Mogłam zejść po schodach sama, ale podobało mi się, jak się mną opiekował. Był moim księciem z bajki. Co prawda, trochę perwersyjnej i mocno zboczonej, ale dla mnie był idealny.
Gdy zeszliśmy na dół, miły nastrój nagle zniknął. Spostrzegłam kilku mężczyzn stojących w półokręgu. Część z nich siedziała na wysłużonych kanapach i popijała piwo. Wszyscy ubrani byli jak członkowie gangu motocyklowego. Mieli skórzane kurtki i spodnie, a ja zapragnęłam zobaczyć Haydena w takim wydaniu. Nie miałam wątpliwości, że gdybym zobaczyła go w skórze, padłabym przed nim na kolana, zanim rozkazałby mi, aby to zrobić.
Jeden z nich podszedł bliżej nas. Domyśliłam się, że był szefem i to właśnie jego ubrania miałam na sobie.
- Miło mi cię poznać, Nesti - rzekł, ujmując moją dłoń. Przyciągnął ją sobie do ust i złożył na niej pocałunek. Był prawdziwym dżentelmenem mimo tego, że prawdopodobnie nie zajmował się do końca legalnymi rzeczami. Choć od kiedy to, kim zajmował się człowiek, definiowało jego osobowość? - Mam na imię Jake. Chciałbym, abyśmy poznali się w przyjemniejszych okolicznościach, niemniej jednak musiało do tego dojść. Moi ludzie złapali twoją mamę, kochanie. Hayden, czy jesteś pewien, że Nesti może na to patrzeć?
Nie umknęło mojej uwadze, że Jake nazwał mnie kochaniem. Hayden jednak się tym nie przejął. Musiał w pełni ufać temu człowiekowi. Nie dziwiłam się, skoro to właśnie do nich zwrócił się o pomoc w odnalezieniu mojej stwarzającej zagrożenie dla społeczeństwa matki.
- Tak. Nesti na to z chęcią popatrzy.
Kiedy Jake się odsunął, mężczyźni stojący w półokręgu odsłonili znajdującą się przede mną mamę.
Była przykuta do ściany. W jej oczach widziałam obłęd. W niczym nie przypominała kobiety, którą pamiętałam z dzieciństwa. Mama, która urządzała wystawne przyjęcia dla swoich przyjaciół, całowała się na nich z moim tatą i próbowała wychować mnie na idealną córkę, całkowicie zniknęła. Jej miejsce zajęła osoba, która nie kontaktowała ze światem tak, jak powinna.
Powoli przybliżyłam się do mamy. Czułam za plecami obecność Haydena. Nie odstępował mnie na krok, choć mnie nie dotykał. Rozumiał, że potrzebowałam chwili sam na sam z mamą. To w końcu miała być nasza ostatnia rozmowa, choć ona najwyraźniej uważała inaczej.
Kobieta zaśmiała się, jakby wstąpił w nią diabeł. Nie miałam już nawet sił na płacz. Nie było mi jej żal. Niebawem miało spotkać ją to, na co sobie zasłużyła.
- Dlaczego to zrobiłaś?
Objęłam się ciasno rękami. Miękka bluza Jake'a otulała moje ciało i dawała mi wsparcie. Mocny męski zapach omamił moje zmysły, ale tak było lepiej.
- Dlaczego zabiłam twojego pieprzniętego tatusia? Dlaczego uciekłam z więzienia i zabiłam strażnika? Dlaczego zraniłam twojego przyjaciela? Dlaczego zleciłam twoje zniknięcie?
Mówiła o tym tak lekko, jakby nic to dla niej nie znaczyło. Nie poznawałam kobiety, która przede mną stała. Czasami żałowałam, że nie mogliśmy wybrać sobie rodziców. Niczemu niewinne dzieci wielokrotnie cierpiały o wiele bardziej w toksycznych rodzinach niż te dzieciaki, które miały pod dostatkiem wszystkiego. Gdybym nie miała przy sobie Haydena, Vance'a, Javiera i Holly, załamałabym się. Na szczęście otaczałam się dojrzałymi i mądrymi ludźmi, którzy w obliczu zagrożenia, nie wahali się, aby pospieszyć mi z pomocą.
- Tak, mamo? Dlaczego zrobiłaś wszystkie te rzeczy?
- Miałam cudowne życie - zaczęła, szczerząc się w obłąkańczym uśmiechu. - Wspaniały dom, cudownego męża i śliczną córeczkę. Mogłam mieć wszystko, ale ty ode mnie uciekłaś. Zamiast zostać w domu, wyprawiłaś się do wielkiego miasta, aby studiować. Zostawiłaś mnie. Jak mogłaś? Dałam ci wszystko. Próbowałam wychować cię na dobre dziecko.
- Nie zrobiłam ci nic złego, mamo - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Tłumiłaś mnie. Zmuszałaś do bycia kimś, kim nie chciałam zostać. Dlatego tutaj przyjechałam. Odnalazłam szczęście, a ty chciałaś mi je odebrać.
- Nie zasłużyłaś na to, dziwko! Znalazłaś sobie pieprzonego sponsora, który jest jakiś zboczeńcem i pracuje w klubie dla fetyszystów! Nie sądziłam, że wychowałam taką bezwstydnicę!
- Jak możesz? - spytałam, siłą woli hamując krzyk. - Jak śmiesz tak mówić o człowieku, którego kocham? Gdyby nie Hayden, zostałabym seksualną niewolnicą człowieka, któremu zapłaciłaś za dorwanie mnie.
- Może to by cię czegoś nauczyło. Skoro chciałaś zboczonego związku, mogłaś mieć go z Cadenem.
- Dlaczego zraniłaś Javiera? Mogłaś go zabić.
- Chciałam, aby ten szczeniak zdechł - odwarknęła, uśmiechając się z błyskiem w oku. - Zasłużył na cierpienie. Kiedy przyjechałaś do mnie z tym gówniarzem, miałam ochotę skręcić mu kark za to, że on cię miał, a ja nie. Co teraz ze mną zrobisz, córeczko? Znowu zamkniecie mnie w więzieniu, abym zaraz uciekła i znów kogoś zabiła?
- Nie, mamo - odparłam spokojnie. Nie hamowałam już łez. Czułam się głęboko skrzywdzona. - Ten zboczeniec, którego tak nienawidzisz, cię zabije. Odejdziesz z tego świata, a ja w końcu będę czuła się bezpieczna przy ludziach, którym na mnie zależy.
- Zabijecie mnie? Kurwa, chyba sobie żartujecie.
Odsunęłam się od mamy, dając tym samym dostęp do niej facetom z gangu. Hayden pociągnął mnie do siebie i odwrócił przodem.
- Jesteś pewna, że tego pragniesz, skarbie?
Położyłam dłonie płasko na jego torsie. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go w pierś. Oparłam czoło o twarde mięśnie mojego ukochanego i uśmiechnęłam się z bólem w sercu.
- To jedyne rozwiązanie. Ona jest groźna. Wiem, że to z mojej strony podłe, ale nie widzę innego wyjścia. Ona musi zniknąć, kochanie. Proszę, zrób to, co uważasz za słuszne.
Mężczyzna otoczył mnie ramionami. Zamknął mnie w stalowych objęciach i przez chwilę kołysał się ze mną. Uspokajałam się, kiedy tak mnie trzymał. Miałam wrażenie, że cały świat naokoło przestał istnieć i byliśmy w nim tylko my dwoje. Bańka szczęścia i beztroski zniknęła jednak tak szybko, jak się pojawiła. Gdy Hayden chwycił mnie za ramiona i potarł je opuszkami palców, poczułam, że nadeszła ta chwila.
- Vance, zabierz proszę Nesti do pokoju Jake'a. Kiedy będzie po wszystkim, przyjdę do was i zabiorę moją dziewczynkę do domu.
Posłałam ostatnie spojrzenie w stronę mojej mamy. Vance objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Nie chciałam dłużej patrzeć na to, co lada chwila miało rozegrać się za moimi plecami. Odwróciłam się więc od kobiety, którą przez lata nazywałam swoją mamą i wraz z Vance'm ruszyłam na górę, odcinając się od koszmaru, który nadciągał nieubłaganie i zaraz miał mieć swój spektakularny koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top