41

Nesti

Siedziałam na kanapie w recepcji, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam powstrzymać swojego ciała przed drżeniem.

Mogłam spodziewać się wielu rzeczy, ale nie tego, że matka odnajdzie mnie w Enchant. Nie wiedziałam, jakim sposobem dowiedziała się, że tutaj trafiłam i to stąd pochodził Hayden. Może pomógł jej w tym teksański kochanek Richard, a może jej umysł był o wiele bardziej przebiegły, niż zakładałam, i sama do tego doszła.

- Skarbie, wszystko jest w porządku. Gliny zaraz tutaj będą.

Podniosłam głowę, patrząc na Haydena. Mężczyzna kucał przede mną i trzymał dłonie na moich udach. Patrzył na mnie przepraszająco, jakby to była jego wina, że moja matka wtargnęła do Enchant.

Holly siedziała obok mnie i głaskała mnie pocieszająco po plecach. Ta dziewczyna była aniołem w ludzkiej skórze.

- Nic ci nie zrobiła? - spytałam drżącym głosem, spoglądając na piękną blondynkę.

- Nesti, nie musisz się o mnie bać. Może wyglądam na słodką dziewczynkę, ale potrafię się bronić. Nie mogłam zrobić nic twojej matce, dopóki nie zrobiłaby mi krzywdy, ale wierz mi na słowo, że oddałabym jej, gdyby zaszła taka potrzeba. 

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową z wdzięcznością.

- Przepraszam, że musiałaś się z nią użerać. Nie chciałam do tego dopuścić. 

Holly posłała mi spojrzenie pełne litości. Nie lubiłam, gdy ktoś się nade mną litował, ale moja matka sprawiła, że drżałam niekontrolowanie i nie potrafiłam się uspokoić. Nie pomagało to, że wciąż znajdowała się w klubie. Co prawda, Vance ją skuł i zabrał do jednego z pomieszczeń, aby jej widok nie działał na mnie jeszcze gorzej. Byłam mu wdzięczna, że mi pomógł. Jego słowa o tym, że wszyscy byliśmy rodziną sprawiły, że chciało mi się płakać. Byłam jednak tak niespokojna i serce waliło mi w piersi tak szybko, że nie byłabym w stanie się rozpłakać, nawet gdybym próbowała. 

Kiedy do klubu wkroczyło trzech gliniarzy, wszyscy się podnieśliśmy. Vance, jakby wiedział, że goście już są na miejscu, wyszedł z gabinetu. Trzymał moją matkę za nadgarstek, a ona dalej miała na sobie kajdanki. Szarpała się, urządzając scenę, ale wszyscy wiedzieliśmy, że była na przegranej pozycji.

- Vance, dawno się nie widzieliśmy.

Jeden z policjantów, blondyn po trzydziestce, podał rękę szefowi Enchant. Vance oddał moją matkę w ręce dwóch pozostałych gliniarzy, a ja przypatrywałam się wściekłości wymalowanej na jej twarzy i bijącej z jej oczu. Miałam nadzieję, że moja matka nie stanowiła dłużej dla mnie zagrożenia. Potrzebowałam spokoju i wiedziałam, że nie zaznam go, dopóki ona była na wolności. 

Mężczyzna po chwili podszedł do mnie. 

- To pani matka, prawda?

Objęłam się rękami i przytaknęłam. Hayden objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

- Zatrzymamy ją i zrobimy wszystko, aby trafiła do więzienia - rzekł spokojnie i wystarczająco cicho, aby szarpiąca się w tle kobieta nie usłyszała go. - Vance o wszystkim nam powiedział. Jeśli to prawda, że pani matka zabiła swojego męża i nie wie o tym nikt oprócz niej i jej kochanka, będzie wystarczająco wkopana w bagno. Obiecuję, że odnajdziemy ciało pani ojca, a za to, że matka panią napastowała, na pewno jej się oberwie.

Zmusiłam się do uśmiechu i ponownie przytaknęłam.

- Dziękuję, panu.

Mężczyzna uśmiechnął się i podszedł ponownie do Vance'a, aby porozmawiać z przyjacielem z dawnych czasów. 

- Skarbie, chodź ze mną na dół. Kiedy skończą rozmawiać, pójdziemy do Vance'a, aby dać mu moje papiery. Nie chcę, abyś dłużej musiała patrzeć na tą kobietę. 

Byłam tak roztrzęsiona, że pozwoliłabym Haydenowi na wszystko.

Mężczyzna objął mnie w pasie i poprowadził do windy. Kiedy weszliśmy do środka, ciężar trochę zszedł z moich barków. O wiele lepiej się czułam, gdy byłam daleko od chorej psychicznie matki.

- Dlaczego ona tutaj przyszła? Myślisz, że naprawdę chciała sobie znaleźć sponsora? Czy może chciała mnie skrzywdzić?

Hayden nie odpowiedział. Kiedy dojechaliśmy na sam dół, do lochów, wyprowadził mnie z windy. Podeszliśmy do jednych z drzwi, które tak się okazało, że były otwarte. Wkroczyliśmy do jednego z pokoju zabaw. Zastanawiałam się, czy był to ten sam, w którym byłam po raz pierwszy, gdy znalazłam się w Enchant, ale nie byłam w stanie zadać tego pytania.

Mężczyzna kazał mi usiąść na ławce do klapsów. Sam przysunął krzesło do mnie. Stykaliśmy się kolanami. Nie wiedziałam, czy zaraz nie rozkaże mi, abym się rozebrała. Nie miałabym nic przeciwko ostatniej sesji w klubie, ale miałam wrażenie, że Hayden nie przyprowadził mnie tutaj w takim celu. 

Blondyn chwycił mnie za ręce. Patrzyłam na jego nieodgadniony wyraz twarzy.

- Nie pozwolę, aby ta kobieta zniszczyła naszą relację - oznajmił spokojnie, a ja czekałam, aż zacznie mówić dalej. - Twoja matka cię zniszczyła, Nesti. Stałaś się jej marionetką, gdy byłaś małą dziewczynką. Starałaś się robić wszystko, aby twoja mama była z ciebie dumna, ale na szczęście nie zatraciłaś się w jej chorych żądaniach. Widziałem strach w twoich oczach, gdy ją dzisiaj zobaczyłaś. Na szczęście możesz być pewna, że już nigdy więcej ci nie zagrozi.

- Skąd jesteś tego taki pewien?

Hayden wstał. Podszedł do haków zamieszczonych na ścianie. Ściągnął z niej skórzane kajdany wysadzane miękkim futerkiem wewnątrz. Po podejściu do mnie, założył mi je na nadgarstki. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, ale nie dociekałam. 

Mężczyzna ponownie usiadł na krześle i wziął moje dłonie w ręce.

- Uwielbiam, gdy jesteś zniewolona.

Uśmiechnęłam się. Pokiwałam głową, absolutnie rozumiejąc jego punkt widzenia.

- Powiesz mi więc, dlaczego uważasz, że moja mama już mi nie zagraża?

- Vance był gliną, a ja należałem do gangu.

Spojrzałam na Haydena, jakbym patrzyła na zupełnie obcego człowieka. Zmarszczyłam brwi i choć bałam się usłyszeć prawdę, ten moment musiał w końcu nadejść.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc pozwoliłam Haydenowi wyjaśnić.

- Trafiłem tam, gdy byłem młodym dzieciakiem. Pewnego dnia chłopak o imieniu Archer uratował mnie przed facetem, który chciał mnie zabić. Nic mu nie zrobiłem, oprócz tego, że pocałowałem jego córkę. Gość jednak myślał, że odebrałem jego córeczce dziewictwo i za to chciał mnie zamordować. Jednak to on padł szybciej niż ja. To Archer go zabił.

Ściskałam mocno dłonie Haydena. Czułam, że zaraz dowiem się prawdy, która mi się nie spodoba. 

- Archer obiecał mi lepsze życie. Mieszkałem wówczas na ulicy, skarbie. Kradłem jedzenie, aby przeżyć. Nie miałem perspektyw i za nic nie chciałem wrócić do domu dziecka. Archer był dobrym dzieciakiem. Pomagał mi wejść w świat gangu. Na początku zajmowałem się sprzedażą narkotyków. W wieku osiemnastu lat otrzymałem swojego pierwszego harleya. Nie czułem, że na niego zasłużyłem, ale nie odważyłem się zwrócić prezentu. 

Hayden uśmiechnął się, wbijając wzrok nieprzytomnie w jeden punkt. Domyślałam się, że obrazy przeszłości przewijały mu się przed oczami. Nie miałam zamiaru mu przerywać. Skoro musiał się skupić, aby lepiej opowiedzieć swoją historię, pozwoliłam mu na to.

- Zacząłem zabijać, gdy miałem dziewiętnaście lat. 

Serce mi zamarło. Mogłabym przypuszczać wiele na temat przeszłości mojego mężczyzny, ale to, że był zabójcą?

Blondyn tak mocno ściskał moje dłonie, że nie byłam w stanie wyrwać ich z jego uścisku. Dziwiłam się, że Hayden założył mi tylko kajdanki. Powinien był przywiązać mnie do krzyża w kształcie litery X, ale on ufał mi na tyle, że wiedział, iż nie ucieknę. Choć miałam ochotę zwiewać stąd jak najdalej, aby nie musieć usłyszeć dalszego ciągu opowieści.

- Moją pierwszą ofiarą był właściciel jednego z nowojorskich domów publicznych. Sam, jako członek gangu, korzystałem z usług prostytutek, jednak skoro kazano mi zabić gościa, nie miałem wyboru. Moja inicjacja nie polegała jednak tylko na zabójstwie. Miałem zawlec nieprzytomnego gościa do piwnicy jednego z naszych budynków i tam go torturowałem. Moi bracia z gangu mieli przy tym ubaw. Byłem cały spocony i po wszystkim dłonie mi drżały. Oszczędzę ci szczegółów tortur. Na koniec strzeliłem gościowi między oczy. Jego ciało zostało spalone na moich oczach. Gdyby nie Archer, załamałbym się. Pomógł mi uporać się z traumą po pierwszym morderstwie. Dwa lata później byłem ich najlepszym zabójcą. 

Łzy spływały mi po policzkach. Byłam przerażona tym, czym zajmował się mój ukochany jeszcze nie tak dawno.

Nie łkałam jednak, ani nie szlochałam. Nie chciałam wyrywać go z jego świata. 

Czy bałam się Haydena?

Tego nie byłam w stanie stwierdzić. Kochałam go i wiedziałam, że w razie potrzeby stanie w mojej obronie. Już nieraz mi to udowodnił. 

Nie wiedziałam jednak, jak zdzierżę to, że był mordercą. Nie wiedziałam, ilu ludzi zabił. Nie chciałam o to jednak pytać. Pozostało mi mieć nadzieję, że Hayden sam mi to wyjawi bez mojej ingerencji, ale nic by się nie stało, jeśli by mi nie powiedział. Chyba wolałam pozostać w niewiedzy.

- Zajmowałem się różnymi rzeczami, skarbie. Zabijałem, torturowałem, handlowałem narkotykami i działałem przy handlu żywym towarem. Sam nie chciałem dotykać kobiet, które miały trafić do sprzedaży, ale działo się inaczej. Nie potrafiłem się do tego przekonać. Raz musiałem odejść od swojej zasady, gdy mój mentor, mój szef, kazał mi zgwałcić młodą kobietę, która po wszystkim trafiła do jednego z arabskich szejków.

Nie wytrzymałam. Załkałam głośno, przyciągając na siebie uwagę mężczyzny. Hayden uniósł głowę, wyrywając się z letargu. 

- Skarbie...

Schowałam twarz w dłoniach. Mężczyzna podniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Nie mogłam zarzucić mu rąk na szyję przez kajdanki. Oparłam je więc na jego piersi i płakałam, gdy on mnie kołysał i szeptał kojące słowa do ucha.

- Nie muszę ci tego mówić, Nesti. Jeśli zechcesz...

- Powiedz wszystko - poprosiłam, żałośnie łkając. - Skoro zacząłeś, chcę wiedzieć wszystko.

Mój pan przycisnął usta do czubka mojej głowy. Złożył na niej pocałunek, po czym oparł podbródek na czubku mojej głowy. Łzy spływały niekontrolowanie po mojej twarzy. 

- Byłem młodym chłopakiem. Nie chciałem wówczas wchodzić w świat seksu. Nie mogłem jednak zostać pełnoprawnym członkiem gangu, skoro nigdy nie zgwałciłem kobiety. Nie chciałem opierać się szefowi. Gdy ktoś bowiem nie wykonywał jego rozkazów, zabijał go w bestialski sposób na oczach pozostałych braci. Ta kobieta miała piękne blond włosy i liczne ślady po biczu na tyłku i udach. Nie wiedziałem dlaczego, ale mój kutas drgnął. Nie pomagało też to, że była związana. Nie widziałem jej twarzy, bo była wypięta do nas tyłkiem, ale tak było lepiej. Mocno ją wtedy zerżnąłem. Nie tylko dlatego, bo szef patrzył, ale dlatego, że sprawiło mi to jakąś dziką satysfakcję. Ściskałem jej piersi i dawałem klapsy. Wpychałem palce w jej usta. Ssała je i płakała jednocześnie. Moralność odeszła gdzieś na bok, zostawiając mnie w pełnej ekstazie. Uzależniłem się od seksu, skarbie. 

Oczami wyobraźni widziałam wszystko, co zrobił tamtego dnia Hayden. Nie chciałam tak obrazowo sobie tego wyobrażać, ale jego słowa na mnie podziałały.

- Pewnego dnia, gdy miała się odbyć aukcja z porwanymi kobietami, które miały zostać niewolnicami swoich nowych panów, ktoś nas wsypał. Gliny wpadły do naszej siedziby. Aresztowano wszystkich. Jednym z tych gliniarzy był Vance.

Hayden otarł się policzkiem o moją głowę. 

- Zostaliśmy zatrzymani. Przesłuchiwano nas. Większość trafiła do więzienia. Wszyscy moi bracia pewnego dnia zniknęli, a ja nie rozumiałem, dlaczego zostałem sam. Vance przychodził do mnie codziennie. Rozmawiał ze mną i próbował mnie zrozumieć. Nie wiem, dlaczego sobie mnie tak upodobał, ale to on mnie uratował. Musiałem przejść liczne sesje u psychologa, a gdy uznano, że jestem zdrowy i nikomu nie zagrażam, Vance wziął mnie pod swoje skrzydła. On mnie uratował, skarbie. Gdyby nie Vance, zgniłbym w pace tak, jak moi bracia. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top