29

Nesti

Mężczyzna wsadził mnie do samochodu Vance'a. Nie wiedziałam, co powstrzymywało mnie przed tym, aby ściągnąć z oczu opaskę i zobaczyć, o co faktycznie chodziło.

- Co jest? Dziewczynka nie wraca do mieszkania?

Mój pan zatrzasnął za nami drzwi i warknął gniewnie. W mroku odszukałam jego udo i położyłam na nim dłoń. Sama potrzebowałam wsparcia, bo nie rozumiałam, co się właśnie wydarzyło, ale czułam, że on potrzebował go bardziej. Byłam jedyną osobą, która mogła go uspokoić i zamierzałam to wykorzystać. 

- Zawieź nas do mojego apartamentu - zakomunikował sucho mój pan, kierując swoje słowa do siedzącego za kółkiem Vance'a.

- Najpierw mi powiedzcie, o co chodzi. Jesteś blady jak trup, a Nesti oddycha, jakby goniło ją stado wilków.

- Zabrała jej mieszkanie - wyznał mój ukochany, chwytając mnie za rękę. Splótł nasze palce i wziął drżący oddech. - Ta suka zabrała jej mieszkanie. Skarbie, kto podpisywał umowę, gdy wynajmowaliście mieszkanie? Ty czy twoi rodzice? A może wszyscy złożyliście podpis?

Pamiętałam ten dzień doskonale. Byłam wówczas szczęśliwa, że zamieszkam w Nowym Jorku. Bez pomocy finansowej rodziców jednak nie udałoby mi się spełnić swojego marzenia. Na dokumencie złożyli podpis moi rodzice mówiąc mi, że byłam wtedy zbyt młoda, aby móc samodzielnie decydować o sobie. Nie zgadzałam się z nimi w tej kwestii, ale byłam tak podekscytowana wizją mieszkania w Nowym Jorku, że byłam w stanie zgodzić się na wszystko. Co się zresztą stało i było to błędem.

- Moi rodzice się tam podpisali. Tylko oni.

- Kurwa. 

Wzdrygnęłam się, bojąc się coraz bardziej.

- Kochanie, na drzwiach twojego mieszkania wisi kartka informująca o tym, że mieszkanie jest na sprzedaż. Pod spodem jest podpis twojej matki. Ktoś musiał tutaj być, gdy byliśmy w Teksasie. Do budynku nie ma w końcu wstępu nikt z zewnątrz. Mogą wejść tylko ci, którzy znają kod. Skarbie, przykro mi to mówić, ale nie możesz tam wrócić. Ktoś w każdej chwili mógłby się do ciebie wkraść i zrobić ci krzywdę. Biorąc pod uwagę, że twoja matka otruła swojego męża, byłaby w stanie zrobić krzywdę i tobie, nie mrugając przy tym okiem. Nie pozwolę, aby zraniła coś, co należy do mnie. Później możemy wrócić po twoje rzeczy, ale na razie tam nie wejdziesz.

Moje serce przestało bić. Ściskałam rękę mężczyzny tak mocno, że puściłam dopiero po chwili, kiedy to moja dłoń ścierpła.

Spod opaski wypłynęły łzy. Pochyliłam głowę, nie będąc w stanie się hamować. Ostatnimi czasy sporo płakałam i nie tylko przez to, że moje życie w jednej chwili się spierniczyło, ale również dlatego, że za kilka dni miałam dostać okres. Emocje we mnie buzowały i to było moim jedynym usprawiedliwieniem.

- Czy ona mogła to zrobić? - spytałam.

Mój pan zapiął mi pas bezpieczeństwa, a Vance ruszył z miejsca.

- Skarbie, skoro ty nie złożyłaś podpisu na umowie, formalnie nie masz prawa nim zarządzać. Twoja matka musiała porozmawiać z właścicielem mieszkania i uzgodnić z nim, że przybytek należy do niej. Kupiła mieszkanie. Dopiero później mogła ogłosić informację o sprzedaży. 

- Nie wierzę w to.

Schowałam twarz w dłoniach, zanosząc się szlochem. Mój ukochany objął mnie i przyciągnął do siebie na tyle, na ile pozwalały nam na to pasy bezpieczeństwa.

Płakałam przez całą drogę do jego apartamentu. Zastanawiałam się nad tym, co teraz ze mną będzie. Nie miałam już mieszkania, do Teksasu nie mogłam wrócić i nie miałam pieniędzy, aby coś sobie wynająć. W początkującej firmie Javiera nie zarabiałam kokosów. Mogłam pożegnać się z nowojorskim życiem. To był koniec.

Vance zaparkował samochód po kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach jazdy. Straciłam rachubę czasu, poddając się całkowitej rozpaczy.

Mój pan pomógł mi wyjść na zewnątrz i wziął mnie na ręce. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pozwoliłam, aby zaniósł mnie do siebie. Wiedziałam, że niebawem czekała nas nieuchronna rozmowa o tym, że nasza relacja musiała się zakończyć. Nie chciałam bowiem pozwalać, aby to on mnie utrzymywał. Nie byłam taką kobietą, która chciała znaleźć sobie sponsora. To, że kochałam mojego pana nie miało tu nic do znaczenia. Zależało mi na nim i wiedziałam, że jeśli pozwolę mu przejąć nade mną opiekę, prędzej czy później tego pożałuje.

Wzdrygnęłam się, czując czyjąś dłoń na policzku.

- To ja, maleńka - rzekł Vance, głaszcząc mnie po policzku, jakby był dla mnie kimś bliskim. - Wszystko się ułoży. Pomożemy ci ze wszystkim. Pozwól sobie odpuścić.

Mężczyzna złożył pocałunek na moim czole. Otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie. Gardło zacisnęło mi się tak mocno, że nie potrafiłam wypowiedzieć ani słowa. Zrobiło mi się trochę głupio, bo w końcu ten człowiek wysłał po nas prywatny samolot do Teksasu z czystej dobroci serca, a ja nie umiałam mu nawet podziękować.

- Jesteśmy już u mnie, skarbie.

Mój pan zatrzasnął za nami drzwi kopniakiem i ruszył przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie mnie niósł, ale było mi to wszystko jedno. Byłam na niego skazana. Nie miałam dokąd pójść. Zawsze mogłam zadzwonić do Javiera, ale mój przyjaciel wynajmował niewielkie mieszkanie na Manhattanie z dwoma chłopakami. Nie mogłam zrzucić na niego kolejnego problemu.

Mój ukochany posadził mnie na łóżku. Nie czułam już przy sobie ciepła jego ciała, gdyż gdzieś się odsunął. Na ślepo próbowałam wymacać go rękami. Może i zachowywałam się żałośnie, ale potrzebowałam jego bliskości jak nigdy przedtem. 

- Jestem z tobą - wyszeptał.

Poczułam, jak umościł się przede mną. Dotknęłam jego twarzy i zrozumiałam, że musiał uklęknąć. Uśmiechnęłam się i przystąpiłam do trudnej rozmowy, która w końcu musiała nadejść.

- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś - zaczęłam, uśmiechając się mimo łez ciągle spływających po mojej twarzy. - Pokazałeś mi, czym może być miłość. Pokazałeś mi zakazany świat mrocznych przyjemności, który pokochałam. Zabrałeś mnie z Teksasu i mi pomogłeś. Mam u ciebie dług wdzięczności, ale oboje wiemy, że to nie może trwać.

- Słucham?

Odsunęłam dłonie od jego twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem. Wstrzymałam oddech, obawiając się, że go rozzłościłam.

- Muszę odejść. Nie mogę zrzucić ci się na głowę ze swoimi problemami. Muszę poradzić sobie sama. Nie mam w końcu gdzie mieszkać i...

- Zamilcz.

Nie krzyknął, ale moje ciało przeszył prąd, jakby to właśnie się stało.

Poczułam, że podniósł się z podłogi i się wzdrygnęłam.

- Masz pojęcie, że jesteś moja?

- Ja...

- Pytam, czy masz tego świadomość?!

Chwycił za kółeczko przy obroży i odchylił moją głowę tak, że musiałam zadrzeć ją do tyłu. Było mi niewygodnie w tej pozycji i w mroku szukałam wsparcia. Położyłam drżące dłonie na piersi mężczyzny czując, jak szybko i nierównomiernie biło jego serce.

- Oddałem ci siebie, Nesti. Podarowałem ci obrożę, a ty ją przyjęłaś. Nieraz powiedziałaś, że należysz do mnie. Jeśli uważasz, że pozwolę ci odejść, jesteś w błędzie. Przypieczętowałaś na siebie los mojej uległej w chwili, w której wyznałaś, że się we mnie zakochałaś. Wiem, że ci na mnie zależy. Nie próbuj wmawiać mi pieprzone kłamstwa i pierdolić, że lepiej nam będzie bez siebie i będziesz dla mnie tylko balastem. Jestem twoim panem. Myślałem, że tą sprawę już sobie wyjaśniliśmy. Mam obowiązek dbania o ciebie i bycia z tobą na dobre i na złe. Nie masz mieszkania, to prawda. Nie znaczy to jednak, że pozwolę ci stąd wyjść i żyć na ulicy. Nie masz się gdzie podziać, a ja jestem twoim facetem. Twoim panem. Twoim pieprzonym władcą!

Łzy niemiłosiernie spływały po moich policzkach, gdy mówił do mnie tak ostrym tonem. 

- To się musi stać, skarbie. Muszę ci dzisiaj pokazać, jak wyglądam. Nasza relacja nie może dłużej trwać w niewiedzy. Jest już za późno, abym pozwolił ci odejść, ale nie mam prawa dłużej ukrywać przed tobą swojej tożsamości. Możesz być w szoku. Kurwa, na pewno będziesz w szoku. Dlatego zanim ci się ujawnię, muszę zabrać cię do lochów i do tego przygotować. 

Nie protestowałam. Był tak podminowany, że bałam się, iż gdy jeszcze raz mu się postawię, zrobi się nieprzyjemnie.

Pozwoliłam, aby mężczyzna mnie podniósł. Przerzucił mnie sobie przez ramię i dał mi mocnego klapsa w tyłek. Spięłam odruchowo pośladki i cicho krzyknęłam. Chwyciłam się kurczowo jego koszulki, aby nie upaść. 

Usłyszałam, jak otwiera drzwi prowadzące do pokoju zabaw zwanego przez niego lochami. Pozwoliłam, aby postawił mnie na ziemi. Gdy położył dłonie na moich ramionach i pchnął mnie w dół, usiadłam na miękkim posłaniu. 

Nagle poczułam, jak mężczyzna rozrywa moją ulubioną koszulkę, którą kupiłam na cześć mężczyzny, którego poznałam ponad dwa lata temu. Pisnęłam cicho, czując w kącikach oczu jeszcze więcej łez. Mój pan nigdy nie był wobec mnie taki brutalny. Bałam się, że mnie skrzywdzi, choć przecież powinnam mu ufać.

Mężczyzna zszarpał ze mnie również stanik i majtki, zostawiając mnie całkiem nagą. Pomógł mi wstać. Podprowadził mnie gdzieś i odwrócił tak, że plecami opierałam się i zimny metal. 

- Ręce na bok.

Ton jego głosu był pozbawiony emocji. Pochyliłam głowę i posłusznie rozłożyłam ręce, pozwalając mu się skuć.

Przypiął moje nadgarstki skórzanymi kajdanami do metalowej konstrukcji. Po tym dał mi klapsa w udo, co zmusiło mnie do rozkroczenia nóg. Płakałam cicho, gdy więził moje kostki w kolejnych kajdanach, a następnie spiął je rozpórką, abym nie mogła złączyć ud.

- To musiało w końcu się wydarzyć.

Podniosłam głowę, słysząc jego głos. Nie był już tak ostry, jak jeszcze chwilę temu. Wywołał we mnie dreszcz podniecenia. Obawiałam się, że gdy tylko mężczyzna dotknie mojej cipki, zrozumie, jak na mnie działał. Choć przecież wiedział to nawet bez dotykania mnie. Moje ciało go pragnęło, podobnie jak umysł.

Mężczyzna uniósł mi podbródek. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach, a ja cicho jęknęłam.

- Kocham cię od dwóch lat, Nesti. 

Zmarszczyłam brwi. Przechyliłam głowę w bok, próbując pojąć sens jego słów.

- Zakochałem się w tobie dwa lata temu. Pokazałaś mi, jak czarująca i delikatna jesteś. Nigdy nie byłem w stałym związku z kobietą. Wówczas nie byłem gotowy, aby zaprosić cię do swojego życia. Miałem niewyrównane porachunki ze złymi ludźmi, którzy gdyby dowiedzieli się, że mam ciebie u boku, za wszelką cenę próbowaliby mi ciebie odebrać. Nie mogłem pozwolić, aby moi wrogowie położyli na tobie ręce i zrobili ci krzywdę. Starałem się o tobie zapomnieć. Było to trudne, wręcz niewykonalne. Kiedy niecały tydzień temu wszedłem do pokoju zabaw w Enchant i zobaczyłem ciebie klęczącą pokornie przede mną z zawiązanymi oczami, straciłem rozum. Nie wierzyłem, że los się nade mną zlitował i ponownie zesłał mi ciebie. 

Byłam coraz bardziej zmieszana. Mój umysł podpowiadał mi, kim mógł być ten człowiek, ale serce za nic nie chciało tego przyjąć. 

- Chciałem wówczas wyjść. Myślałem o tym, aby załatwić ci innego dominującego. Bałem się, że gdy zajdziemy za daleko, nie będzie drogi powrotnej. Zachowałem się jak tchórz, nie mówiąc ci prawdy wcześniej. Chciałem jeszcze trochę zaczekać, ale byłoby to cholernie egoistyczne. Mimo tego, że podle cię okłamałem, nie chcę cię tracić. Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz, ale Nesti... Nie przeżyję bez ciebie.

Pocałował mnie delikatnie w usta. Mogłam się mylić, ale poczułam na jego policzkach łzy.

- Bez względu na wszystko, kocham cię. Jesteś moim skarbem. Moją piękną uległą. Nie chcę cię tracić, kochanie. Decyzja należy do ciebie, ale... Wiedz, że cię kocham i nigdy nie przestanę.

W chwili, w której mężczyzna zsunął mi opaskę, otworzyłam oczy.

- Nie...

Moje gardło opuścił cichy jęk. 

Patrzyłam na mężczyznę, który dwa lata temu wziął mnie na nocną wyprawę po mieście. Pokazał mi, jak może wyglądać związek. Zakochałam się w nim, ale po kilku godzinach zniknął. Przywoływałam jego obraz w pamięci przez wiele miesięcy. Próbowałam go odszukać, ale nie wiedziałam o nim nic oprócz tego, jak miał na imię.

- Hayden.

Kiedy jego imię opuściło moje usta, zalałam się łzami tak, że nie byłam w stanie oddychać. Płakałam głośno, uświadamiając sobie, że powiedziałam temu człowiekowi wszystko o nim. Zdradziłam mu, co poczułam do tajemniczego Haydena.

Hayden płakał. Nie spuszczał ze mnie jednak wzroku. Zaciskał dłonie w pięści i płakał jak ranne zwierzę.

Podobnie jak ja. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top