Rozdział 8
– Szczerość –
Nastał poniedziałek a Lenie jakimś cudem udało się wykonać wszystkie życzenia ciotki, więc ta była zmuszona oddać jej telefon oraz laptopa i wypuścić ją do szkoły. Zastrzegła jednak, że jeśli dziewczyna zdobędzie jakąkolwiek ocenę poniżej czwórki ponownie zostanie uziemiona, ale teraz już na dużo dłużej.
Z roku na rok Lena zastanawiała się, jaką motywację ma jej ciotka w takim zachowaniu. Przecież trzymanie dziewczyny w domu wcale nie sprawiało jej przyjemności no chyba, że akurat traktowała ją jak służącą. Takie przynieś, wynieś, pozamiataj. Ale to działo się wyjątkowo rzadko. Zazwyczaj kazała jej wykonywać swoje obowiązki, lub siedzieć w pokoju, cicho jak myszka. I Lenie to wcale nie przeszkadzało. Przywykła już do wykonywania obowiązków domowych wszelakiego rodzaju, a zamknięcie w pokoju wcale nie wiązało się z niczym nieprzyjemnym.
Tego dnia postanowiła nie jechać do szkoły na wrotkach. Stwierdziła, że zrobienie trasy z buta pomoże jej przybrać ponownie uśmiech i posklejać maskę szczęścia, której w szkole zdjąć nie mogła, bo wiązałoby się to z pytaniami o jej samopoczucie, czego po prostu nie znosiła. Dlatego prościej było jej udawać szczęśliwą, uśmiechać się, niekiedy uszczęśliwiając tym innych niż tłumaczyć się ze swojej skwaszonej miny i łez w oczach. Była niestety świadoma jednej rzeczy. W szkole jest jedna osoba, która wie, że wcale nie jest tak kolorowo jak ona podaje, że jest. Widział ją, jak powstrzymywała się od płaczu. Przyznała mu, że wcale nie jest okej. A potem go wyprosiła, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała za dużo.
Starała się o tym jednak nie myśleć i po prostu weszła do szkoły kierując się do szafki po kilka potrzebnych podręczników. Następnie skierowała się do sali po drodze witając się z kilkoma osobami z klasy. Tak jak podejrzewała, pod salą czekała już na nią znajoma szóstka, widocznie czymś zniecierpliwiona. Zanim do nich podeszła, zdołała usłyszeć jedno pytanie oraz odpowiedź.
– Pewien jesteś, że przyjdzie?
– Będzie. Zaufaj mi.
– Kto będzie? – zapytała Lena, podchodząc do przyjaciół. Bo chyba mogła ich już tak nazywać.
– Ty – odpowiedział Jay jakby to było oczywiste. Dopiero po chwili spojrzał na nią jakby pojawiła się znikąd, co ją trochę rozśmieszyło.
– Jesteś – ucieszył się Lloyd.
– Przecież mówiłam, że będę. Działo się coś ciekawego jak mnie nie było?
– Absolutnie nic. Ale dobrze, że już jesteś – odpowiedział Cole.
– Jest coś na dzisiaj zapowiedziane?
– Nic – odparła Nya.
– To dobrze – westchnęła Lena po czym spojrzała na telefon. – Jeszcze kilka minut do lekcji.
– Odzyskałaś telefon – zauważył Kai. Lena spojrzała na niego niezbyt rozumiejąc to zdanie. – Mogłabyś nas nie ignorować jak cię nie ma.
– Nie ignorowałam. Był zepsuty i wczoraj wieczorem odebrałam go z serwisu – skłamała dziewczyna. – Dodatkowo, nie mam od was żadnej wiadomości – dodała, przeglądając skrzynkę odbiorczą.
– Pisaliśmy do ciebie codziennie. Po kilka razy. Wszyscy – stwierdził Jay.
– Nic nie przyszło – odparła Lena marszcząc brwi. Czy to możliwe, że ciotka usuwała jej wiadomości? – Było tam coś ważnego?
– Nie. Tylko pytania jak się czujesz, czemu cię nie ma. W tym stylu. No chyba, że Lloyd pisał coś, o czym my nie wiemy – odpowiedziała Nya, przez co wzrok wszystkich skupił się na blondynie.
– Co się tak patrzycie? Nic więcej do niej nie pisałem! – bronił się.
***
Lekcje minęły na spokojnie, przynajmniej te przed lekcją wychowania fizycznego. Lena długo zastanawiała się, czy tym razem również się zwolnić z lekcji ale wtedy przypomniało jej się, że przecież coś obiecała. Niechętnie wzięła strój z szafki i skierowała się do szatni. Przebrała się po czym usiadła na ławce przed salą czekając na resztę. WF mieli dzielony, choć odbywał się w tym samym czasie.
Zaczęła się zastanawiać dlaczego się na to zgodziła. Przecież mogła zwiać z lekcji w momencie jak reszta nie patrzyła i Lloyd by się nie dowiedział. Ale ona tu siedziała. I nauczycielka już ją widziała. Nie było mowy o ucieczce. Ale po dłuższych przemyśleniach uznała to za swoją szansę. Szansę na wyładowanie się przed powrotem do domu. Dlatego tego dnia postanowiła zrobić wszystko bardzo dokładnie, nawet jeśli miałaby przez to wyzionąć ducha. Tak postanowiła i tego postanowienia się trzymała. Ale ze zdziwieniem uznała, że im bardziej starała się wyładować swoją frustrację, smutek i wszystkie inne emocje, tym więcej energii zyskiwała, tym mniej bolały ją mięśnie i tym mniejszą zadyszkę miała. Aż w końcu, w ostatnich minutach lekcji, gdy uznała, że wyładowała się odpowiednio, nie była nawet trochę spocona. Czuła się wręcz jak nowonarodzona. Ale nie narzekała, mając wrażenie, że niedługo to dobre samopoczucie legnie w gruzach.
Przebrała się w swoje codzienne ubrania i wrzuciła strój do torby. Rzuciła szybkie „cześć" w stronę Nyi po czym wyszła z szatni mając nadzieję, że może w spokoju wrócić do domu. Przekonała się, że jej marzenie się nie spełni, kiedy na schodach przed szkołą zobaczyła Lloyda. Widziała jak reszta idzie już w kierunku, jak podejrzewała domu, więc ciekawiło ją, dlaczego on dalej tu siedzi.
– Cześć. Nie idziesz z nimi? – zagadnęła podchodząc do blondyna, który na dźwięk jej głosu podniósł się z ziemi i założył plecak na jedno ramię.
– Na ciebie czekam – odpowiedział, a Lena zmarszczyła brwi. Umawiali się na coś o czym nie wiedziała? – Postanowiłem, że cię odprowadzę.
– Nie ma potrzeby – odparła pośpiesznie, zdając sobie sprawę z tego, że i tak już przegrała sprawę.
– Jest. Musimy pogadać.
– Mam się bać? – zapytała, przyglądając się chłopakowi uważnie.
– Raczej nie.
– No to chodźmy. I mów o co chodzi. – Lena poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła wolnym tempem w stronę swojego domu.
– To co powiedziałaś, jak przyniosłem ci zeszyty... – zaczął, idąc obok niej. – Że nie jest okej, potrzebujesz pogadać?
– A, to. Już wszystko gra. Miałam wtedy zły dzień – skłamała.
– Lena, ja widzę, że coś jest nie tak. Nie musisz mnie okłamywać. Wiem jak to jest. – Jego głos był spokojny i przyjemny, co napełniało Lenę dziwnym poczuciem bezpieczeństwa. Nie rozumiała tego uczucia, ale musiała się zgodzić z tym, że było przyjemne.
– Wiesz? – prychnęła, gubiąc swój standardowy uśmiech. – Ciekawe. Nie ma takich jak ja, Lloyd. Nie możesz wiedzieć co mi jest. Jak się czuję – dodała, po czym uśmiechnęła się, szerzej niż wcześniej. – Przecież wszystko gra, nie? W końcu się uśmiecham.
– Może masz rację. Może nie wiem. Ale chcę ci pomóc, dobra? Polubiłem cię, a ja nie znoszę tego, że osoby w moim otoczeniu czują się źle. Więc proszę, powiedz mi co się dzieje.
– Przyjmujesz do wiadomości, że ja nie chcę pomocy? Nie masz mi w czym pomóc. Wszystko jest dobrze.
– Nie jest – upierał się. – Lena, może nie słyszeliście tego tutaj, ale nazywam się Garmadon. Moim ojcem jest Lord Garmadon. Wiem jak to jest jak źle cię traktują. Jak cię wyśmiewają lub obrażają. Wiem jak to jest jak cię nie szanują. Dlatego też, widzę, że u ciebie też nie jest okej. Nie ukryjesz wszystkiego za uśmiechem. Bo ty możesz się uśmiechać, ale twoje oczy mówią prawdę. Oczy zawsze mówią prawdę.
– Lloyd, przykro mi, że to cię spotkało, ale u mnie naprawdę wszystko gra.
– Gdyby było, po prostu byś to powiedziała – zauważył. – A jedyne co słyszę to to, że nie chcesz mojej pomocy.
– Nie chcę jej, bo jej nie potrzebuję. Rozumiesz? Czuję się dobrze. Nic mi nie jest. Nikt mi nie dokucza. Nie mam żadnych problemów – wyliczała.
– Może nie. Ale masz listę bezsensownych obowiązków na drzwiach pokoju. Ciotkę, która założę się, że przyjemna nie jest.
– Co ty niby możesz wiedzieć o moim życiu. Co cię to w ogóle obchodzi, co? Jaki ty masz z tego pożytek? Co ci daje interesowanie się moim życiem?
– Nic mi nie daje. Po prostu się o ciebie martwię, bo wiem jak to jest, jak jest się samemu. To niszczy. Od środka. A ty i tak się uśmiechasz. I chciałbym to między innymi zrozumieć. Skąd bierzesz do tego motywację.
– Wiesz jak to jest... – westchnęła. – Ile razy to jeszcze powtórzysz, co? Nie. Nie wiesz. Nie masz pojęcia o tym, jak to jest, kiedy nie masz żadnego, nawet najmniejszego powodu na by rano wstawać i funkcjonować przez następne dwanaście godzin. Nie wiesz jak to jest wymuszać uśmiech, by nie było zbędnych pytań. Nie wiesz nawet ile mnie ten uśmiech kosztuje.
Wiedziała, że powiedziała dużo. Za dużo. Ale nie widziała innej opcji. Inaczej by się nie odczepił. Wiedziała, jaką reakcję będzie mieć. Wszyscy, którym powiedziała choć słowo o tym jak się czuje, mieli tą samą reakcję. Absolutne milczenie, zaskoczenie na twarzy oraz wrycie w ziemię. Dlatego nawet na niego nie patrzyła. Zamiast tego wlepiła wzrok w losowy punkt gdzieś za nim, czekając aż zacznie przepraszać, mówić, że nie wiedział i tak dalej. Ale to nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszała coś zupełnie innego. Coś, co absolutnie sprawiło, że miała ochotę usiąść.
– Masz powód. Mnie, Nyę, Jay'a, Kaia, Cole'a, Zane'a. Wstawaj dla nas. Funkcjonuj dla nas. I nie musisz udawać uśmiechu. Niech pytają. Nie musisz odpowiadać. A jeśli to nie pomoże to...
– To co? Każecie mi się ogarnąć? A może wyślecie do psychologa? Albo mnie olejecie, hm?
– Nie o to... – zaczął, ale urwał w pół zdania, widząc zbliżającego się z niesamowitą prędkością zmiennokształtnego. – Uważaj! – krzyknął, rzucając się na dziewczynę, żeby odsunąć ją od stwora.
Lena oszołomiona nagłą zmianą zarówno nastroju jak i pozycji początkowo nie ogarnęła o co chodzi. Dopiero gdy zobaczyła zmiennokształtnego i Lloyda, który usilnie starał się go odpędzić, jej myśli wróciły na właściwe tory. Wstała z ziemi na którą upadła gdy została odepchnięta po czym rozejrzała się szybko. W nocy nieźle wiało więc liczyła na jakieś większe gałęzie leżące na ziemi. Gdy zlokalizowała większą gałąź podbiegła do niej i wzięła ją w ręce. Poprawiając uchwyt znalazła się pomiędzy Lloydem a potworem i zamachnęła się uderzając stwora w brzuch. No, przynajmniej w miejsce, gdzie takowy powinien się znajdować. Stwór zapiszczał wysoko i odskoczył kuląc się.
Lena odrzuciła patyk i łapiąc swoją torbę oraz rękę blondyna zaczęła uciekać w stronę przeciwną niż ta, gdzie znajdował się stwór. Co jakiś czas oglądała się przez ramię, czy stwór ich ściga. W sporej odległości, ale biegł za nimi. Poruszał się powoli, co jakiś czas kuląc się i łapiąc za brzuch. Czyżby aż tak mocno go walnęła?
Nie zastanawiała się nad tym i biegła dalej. Kiedy skręcili za róg, zostawiając stwora daleko z tyłu zaczęła się rozglądać za jakąś kryjówką. Zauważyła przerwę pomiędzy budynkami w której znajdowały się sterty kartonów i innych śmieci. Uznała, że to dobry pomysł więc pociągnęła Lloyda właśnie tam. Chłopak szybko podłapał jej pomysł i znalazł dla nich odpowiednią kryjówkę, za kilkoma pudłami i koszem na śmieci. Skulili się tam, modląc się, by stwór ich nie znalazł. Bo jeśli znajdzie, są w pułapce. Prawdopodobnie śmiertelnej pułapce.
Usłyszeli jego ciężkie kroki. Pisk. Stwór wszedł do uliczki. Lena zaczęła bezgłośnie wypowiadać słowa znanych modlitw prosząc o to, by stworzenie ich nie zauważyło. Niestety, przeliczyła się. Stworzenie znalazło ich znacznie szybciej niż mogli się tego spodziewać.
Odskoczyli pod ścianę na końcu uliczki rozglądając się za jakimś przedmiotem, który mógłby im pomóc. Nic takiego nie znaleźli.
– Lena, zamknij oczy – powiedział chłopak, w chwili, jak Zmiennokształtny zaczął iść w ich stronę.
– Teraz?!
– Zaufaj mi.
– Tobie?!
– Proszę.
Dziewczyna westchnęła po czym spełniła prośbę dodatkowo zasłaniając oczy. Przez chwilę nic się nie działo, a przynajmniej tak jej się wydawało, ale kiedy rozsunęła trochę palce otwierając oczy, zobaczyła coś, czego się nie spodziewała. Coś, co już widziała. Zielona kula energii lecąca w stronę stworzenia i blondyn, trzymający w rękach kolejną.
Odsłoniła oczy i patrzyła na to, jak Lloyd usiłuje pozbyć się Zmiennokształtnego. Kiedy stwór oberwał którąś z rzędu kulą energii zawył i uciekł, a chłopak ponownie spojrzał na brązowooką. Widząc, że ta patrzy, zbladł.
🔹🔹🔹🔹🔹
– 1932 słowa –
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top