Rozdział 21

– Być dla kogoś – 


Patrzenie na Lenę w takim stanie było niesamowicie przykrym doświadczeniem. Z drugiej strony nareszcie mógł zobaczyć jak naprawdę dziewczyna się czuje. A widać było na pierwszy rzut oka, że nie daje sobie rady.

Klęcząca, skulona, zaciskająca ręce, płacząca. To była prawdziwa Lena. Jej prawdziwe emocje i odczucia. Nie było tu żadnego uśmiechu, żadnego śmiechu. Nie było tu grama szczęścia. Tylko ból, smutek, samotność.

Ziemia zadrżała. Stworzenia na moment zamarły. Bańka, w której znajdowała się Lena skurczyła się trochę. Cała trawa, która teraz znajdowała się poza bańką natychmiast uschła i została przysypana piachem. Ciemne stworzenia znowu zaczęły wyć, uderzać w ściany kopuły, szarpać się. Lena jeszcze bardziej się skuliła. Muzyka przycichła.

Patrzenie na dziewczynę w takim stanie było dla niego niesamowicie bolesne. Wiedział, że dziewczyna cierpiała już od kiedy pierwszy raz zobaczył ją w szkole. Jak pierwszy raz usłyszał jej głos. Ale nie był świadomy tego, że jest z nią aż tak źle. Nie sądził, że z kimkolwiek mogłoby być aż tak źle. Przecież każda inna osoba w takim stanie już dawno pozbawiła by się życia. Ale Lena żyła. I uśmiechała się do nich przez ten cały czas, dusząc w sobie to wszystko.

Dostrzegł coś, czego przed chwilą nie było. Obok jego nóg znajdował się niewielki, płaski kamień a na nim leżało oprawione w ramkę zdjęcie. Na ramce znajdowała się data. Ponad jedenaście lat temu. Podniósł ją z kamienia i już wiedział na co patrzy.


Park, ciepły, słoneczny dzień. Mała Lena biegała po trawie zbierając mlecze, które bardzo bujnie kwitły tej wiosny. Niedaleko stała dwójka dorosłych. Byli to rodzice Leny. Rozmawiali ze sobą, patrząc jak córka zrywa kwiatek za kwiatkiem mając już spory bukiet w ręce.

Nagle ta przyjemna chwila została przerwana rozrywającym uszy piskiem. Piskiem, porównywalnym do skrobania czymś ostrym po tablicy kredowej. Wszystkie rozmowy nagle ucichły. Dzieci przestały biegać. Mała Lena ściskała w rękach kwiaty, patrząc w stronę zbliżających się stworów. Wysokich, chudych, fioletowo, niebiesko lub zielonoskórych. Z długimi kończynami mającymi równie długie palce i pazury. Twarze miały wydłużone, ze szparami zamiast nosa oraz wąskimi, dużymi oczami.

Dla dziecka takiego jak Lena – były co najmniej przerażające. Ba, nawet po dorosłych widać było, że się boją.

Wtedy jeszcze nie wszyscy wiedzieli, że owe stworzenia to tak naprawdę Zmiennokształtni, czyli ludzie przemienieni pod wpływem magii działającej na przykre emocje takie jak smutek, gniew, zmęczenie, ból, strach czy inne tym podobne.

Stworzenia podeszły do najbliżej stojących osób i położyły im ręce na ramionach. Gdy je zdjęły, dotknięci ludzie zaczęli się przemieniać, co spowodowało wybuch paniki wśród pozostałych. Lena miała łzy w oczach ale dalej stała w miejscu ściskając bukiecik mleczy, które chciała wręczyć mamie.

– Alba, widziałaś kiedyś takie stworzenia? – zapytał ojciec Leny.

– Nigdy. Ale to one chyba są naszym celem – odpowiedziała kobieta.

– Wcale mi się to nie podoba, ale raz kozie śmierć.

Po chwili oboje mieli na sobie stroje ninja. Alba, czyli mama Leny, fioletowy, a ojciec Leny karmelowy. Nasunęli maski na twarze, sprawdzili jak daleko od zagrożenia jest Lena po czym ruszyli na spotkanie stworom.

Początkowo radzili sobie świetnie. Wykorzystywali swoje żywioły do walki, unieszkodliwiali potwory oraz wyprowadzali ludzi z parku.

– Alba uważaj! – krzyknął ojciec Leny, gdy za jego żoną stanął jeden ze Zmiennokształtnych.

– Widzę! – odkrzyknęła kobieta. – Nie daj się dotknąć!

Ale w pewnym momencie stało się. Oboje byli już zmęczeni walką z niezmordowanym przeciwnikiem, którego swoją drogą z każdą chwilą liczebność się zwiększała. Oboje przeoczyli zbliżającego się Zmiennokształtnego, który gdy tylko wyczuł okazję, chwycił ich za szyje i na oczach ich córki podniósł na wysokość swoich czarnych oczu. Przyjrzał się im po czym rzucił na ziemię.

Oboje mieli rozwarte szeroko oczy i usta z przerażenia. Oboje mieli chorobliwie szarą skórę. Oboje mieli łzy w oczach. Oboje już odeszli.

Przestraszona Lena, widząc nagły brak ruchu ze strony rodziców, nie zważając na zagrożenie podbiegła do nich.

– Mama? Tata? – załkała, widząc swoich rodziców. – Mama... – przytuliła się do rodzicielki.


Lloyd również miał łzy w oczach. Nie sądził, że dziewczyna widziała śmierć własnych rodziców. I to w tak młodym wieku. Odłożył ramkę i spojrzał w stronę bańki, która znowu zrobiła się mniejsza. Radio, z którego do teraz leciała muzyka, nie znajdowało się już pod kopułą. Natychmiast zostało zasypane piachem a dźwięki melodii ucichły. 

Z kopuły niewiele już zostało. Obejmowała jedynie Lenę oraz zamkniętą na kłódkę skrzynię. Zostało mu mało czasu.

Zrobił krok w stronę bańki. Nie było to łatwe. Piasek robił się coraz bardziej grząski. Jego nogi tonęły wśród złotych ziarenek. Ale brnął dalej. Musiał się do niej dostać. Jeśli przegra, nigdy sobie nie daruje. Ale piasek nie dawał za wygraną. Znacznie spowalniał jego ruchy, pozwalając jedynie patrzeć jak bańka coraz bardziej maleje. Jak ciemne stworzenia są coraz bliżej Leny. Musiał coś zrobić.

– Lena! – wydarł się mając nadzieję, że ta go usłyszy. Dziewczyna nie zareagowała. – Lena, pozwól mi sobie pomóc – powiedział już spokojnie. Ta cała walka z umysłem dziewczyny powoli go wykańczała.

Nagle piasek pod jego nogami przestał się sypać. Lloyd nie był już zakopany po kolana. Teraz stał twardo na powierzchni, jakby miał pod nogami nie piasek, a kamień. Zrobił krok. Piasek już mu tego nie utrudniał. Kolejny krok. Znowu bez problemu. Teraz był już pewien. Dopóki nie dał jej znaku, usiłowała utrudniać mu dotarcie do bańki. Może obawiając się, że jest kolejnym ciemnym stworem. Ale gdy tylko uświadomił ją, że to on, usiłowała go do siebie dopuścić. Lena Asteri, choć miała ogromne problemy emocjonalne, choć była na granicy poddania się, właśnie błagała go bezsłownie o pomoc.

Dobiegł do bańki i o dziwo, został do niej dopuszczony przez ciemne stworzenia. Teraz, gdy stał obok nich dostrzegł, że posiadają twarze. Ale tak ciemne, że z daleka nie dało się ich dostrzec.

Niektóre twarze płakały, inne wydawały się złe. Jeszcze inne przestraszone. Ale żadna nie była uśmiechnięta.

Lloyd spojrzał na Lenę. Ona wcale nie zaciskała rąk. Trzymała w nich coś. Przytulała do siebie. Mały zielony stworek z żółtymi włosami i uśmiechem. To jego przytulała, głaskała po włosach. I to on był szczęściem, którego brakowało wśród tych ciemnych emocji.

Chłopak poczuł, jak coś go wciąga do środka tej bańki. Nim się zorientował stał już zupełnie w środku. Natychmiast podszedł do Leny i klęknął przed nią, następnie przytulając ją do siebie. Dziewczyna nie zareagowała.

– Jestem tu. Już wszystko dobrze – szepnął uspokajająco głaszcząc ją po włosach.

Lena zamrugała oszołomiona. Nie spodziewała się, że chłopak da radę dotrzeć aż tu. Do niej.

– Lloyd? – zdziwiła się. – Co... Co ty tu robisz? – zapytała, odsuwając go od siebie trochę.

– Mówiłem przecież, że ci pomogę – odparł z uśmiechem.

– Lloyd, czemu płaczesz?

Chłopak dotknął swojego policzka i poczuł, że faktycznie jest mokry od łez. Szybko starł je.

– Po prostu cieszę się, że zdążyłem – odpowiedział, ścierając również jej łzy. – Nie płacz już.

Lena dalej oszołomiona zaistniałą sytuacją pokiwała głową. Chłopak znowu ją przytulił.

– Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że cię nie dopadły. Nie wiem co bym zrobił, jakbym nie zdążył.

Nastała cisza. Absolutna cisza, co było wyjątkowo dziwne biorąc pod uwagę, że jeszcze przed chwilą w ściany bańki nawalały ciemne stworzenia. Lloyd spojrzał na barierę. Stworzeń było już znacznie mniej i zdawały się stracić zainteresowanie kopułą.

– Lena, czym są te ciemne stworzenia? – zapytał zaciekawiony.

Dziewczyna spojrzała na krążące w okolicy istoty.

– Smutek, żal, ból, złość, strach... Długo by wymieniać.

– A ten tu? – wskazał na małego, zielonego stworka w rękach dziewczyny.

– To jest szczęście. Radość.... Zwał jak zwał – wyjaśniła.

– Czemu wygląda jak ja? – spytał bez chwili zastanowienia, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.

Radość wyskoczył z rąk dziewczyny stając na trawie obok nich. Trochę się powiększył, by za chwilę wypluć z siebie podobnego stworka i ponownie się zmniejszyć do poprzedniej wielkości.

I Lena i Lloyd przyglądali się temu jednocześnie zaskoczeni i trochę zniesmaczeni. Przynajmniej do czasu, aż nowy stworek na nich spojrzał. Bo choć wyglądał jak kopia Radości, zamiast czarnych, koralikowych oczu miał dwa małe serduszka.

Miłość, bo tak właśnie nazywał się stworek uśmiechnął się do nich szeroko, tak jak dzieci uśmiechają się gdy zostaną za coś pochwalone, po czym złapał Radość za ręce i zaczął podskakiwać w koło. Każdy zatoczony przez nich okrąg sprawiał, że trochę rośli. Gdy stali się już wielkości stworzeń Smutku, Strachu, Gniewu, Bólu i pozostałych, którzy byli poza kopułą, ta pękła jak bańka mydlana.

Lena od razu skuliła się oczekując na atak pozostałych emocji ale nic takiego nie nastąpiło. Lloyd za to usiłował zrozumieć, co tu się właśnie wydarzyło. Wstał na równe nogi, pomógł wstać Lenie i rozejrzał się. Pustynia dookoła dalej trwała niewzruszona. Ponownie przeniósł wzrok na dziewczynę. Też rozglądała się po połaciach złotego piachu. Nie wydawała się tym w żaden sposób zaskoczona.

– Długo to tak wygląda? – zagadnął.

– Stanowczo za długo... – westchnęła.

Chłopak rozejrzał się za Radością i Miłością, które w dalszym ciągu radośnie skakały w kółko, trzymając się za ręce. Uśmiechnął się na ten widok. Teraz, dziewczyna miała aż dwie szczęśliwe emocje. Dwie, wyjątkowo silne, pozytywne emocje. Można by powiedzieć, że wygrała z mroczną energią. Choć jej skutki dalej są widoczne. I pewnie długo widoczne zostaną. Tak w tamtej chwili przeczuwał. Przynajmniej do czasu, aż spojrzał na Lenę.

Dziewczyna miała na ustach szeroki uśmiech. Jej oczy skrzyły się fioletowymi iskrami, które dotychczas widział tylko wtedy, gdy pisała.

Zawiał delikatny, ciepły wiatr. Ale teraz nie niósł ze sobą piasku, a zapach kwiatów. Nim Lloyd zdążył się zorientować, Lena zaczęła emanować światłem i uniosła się nad ziemię. Wraz z kolejnym powiewem wiatru trawa na której stali rozsiała się po całej pustyni. Gdy Lena ponownie stanęła na ziemi pod jej stopami wytworzyła się fioletowa fala, która rozeszła się po całej pustyni, która jak na zawołanie zazieleniła się. Zapach kwiatów przerodził się w rzeczywiste kwiaty rosnące wśród gęstej, zielonej trawy.

Lloyd nie musiał się długo zastanawiać, żeby zrozumieć, co tu się stało. Lena uwalniając swoją moc podczas pełni możliwości pokonała działanie mrocznej magii w swojej duszy. I właśnie dzięki temu teraz stali nie na pustyni a na łące pełnej kwiatów.

Chłopak dostrzegł jednak mały okrąg piasku na środku którego leżało zdjęcie. Wspomnienie z dnia śmierci rodziców Leny. Dziewczyna również skupiła na tym wzrok.

– Niektóre rzeczy, nawet pomimo upływu czasu będą boleć – powiedziała, po czym złapała chłopaka za dłoń. – Ale to nie istotne, jeśli ma się przy sobie osoby, które zrobią dla ciebie wszystko.

Lloyd poczuł, że zaczyna kręcić mu się w głowie. Zamknął na chwilę oczy, żeby się nie przewrócić. Gdy je znowu otworzył nie znajdował się już na łące będącej duszą Leny.

Pierwsze co zobaczył, to drewniany sufit i pająka, który po nim spaceruje. Gdy podniósł się na łokciach zobaczył resztę drużyny, Senseia Wu oraz swoją matkę. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco, zapewne oczekując werdyktu. Blondyn przeniósł wzrok na dalej nieprzytomną Lenę. Choć dalej spała, uśmiechnął się wiedząc, że nie jest już zagrożona.

– Stary, ja nie wiem co się tam wydarzyło, ale może coś powiesz? – odezwał się Cole.

– Udało się.

– Przez moment martwiliśmy się czy przeżyjecie – stwierdził Jay.

Wszyscy nagle zamilkli, gdy Lena niespodziewanie otworzyła oczy podnosząc się do siadu. Spojrzała po wszystkich.

– Co się tak patrzycie? Ktoś umarł? – zapytała. Jak na zawołanie wszyscy ją przytulili, na co syknęła. – Ja dużo rozumiem, ale moja ręka jeszcze cała nie jest – warknęła.

🔹🔹🔹🔹🔹

– 1864 słowa –

Witajcie ludziki w ostatnim dniu wakacji!
Mam nadzieję, że były dla was lepsze niż te moje... Cóż, rodzina potrafi wykończyć.

Tak czy siak. Jako że jest ostatni dzień wakacji, jak już mówiłam wcześniej, dostaniecie dzisiaj 3 rozdziały. Ten jest pierwszy. Kolejne o 15:00 i 18:00.

Miłego czytania! No i bawcie się w ostatnim dniu wolności, jeśli chodzicie do szkoły :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top