Rozdział 16
– Piryt goryczy –
Kierując się do muzeum absolutnie nie wiedzieli, czego powinni się spodziewać. Czy to faktycznie Lena pomagała Zmiennokształtnym? A może opanowali kogoś innego? Zakładając, że była to Lena, czy robiła to z własnej woli? A może zaciemnili jej w jakiś sposób umysł? Co chcieli zrobić? Jakie mieli możliwości? Po co w ogóle ciągnęli dziewczynę ze sobą? Dużo pytań, zero odpowiedzi. Na misji – wyjątkowo uciążliwa sytuacja.
Ale nie zniechęcali się tym. Cały czas mieli nadzieję, że dzięki temu uda im się uratować i kamień i dziewczynę. Albo chociaż tylko dziewczynę. Bo inaczej wszyscy zwariują z humorzastym Lloydem.
Lena za to spokojnie przechadzała się po wystawie muzeum oglądając przeróżne stare eksponaty. Choć jej zadaniem było znaleźć Piryt Goryczy, czyli kolejną część laski przeciwieństw, nie przejmowała się szukaniem tego. Doskonale wiedziała, że Zmiennokształtni już mają kamień na oku i teraz jedynie robią przedstawienie, czekając na ninja, którzy powinni się tu pojawić lada chwila. Dlaczego na nich czekali? Tego Lena nie wiedziała. Nawet jej to nie obchodziło. Po prostu postępowała zgodnie z wytycznymi Czarnoksiężnika.
Ucieszyła się, gdy nareszcie zamilkł alarm przeciwwłamaniowy, który zaczynał działać jej na nerwy. Teraz, gdy ponownie nastała cisza, mogła w spokoju kontemplować przechadzkę wśród różnych magicznych i niemagicznych eksponatów. Wiedziała, że każdy ma swoje unikalne przeznaczenie. Że marnuje się, stojąc na wystawie w muzeum. I choć wewnętrznie chciała to zmienić, to nic z tym nie robiła. W końcu Czarnoksiężnik kazał jej jedynie zdobyć kamień do Laski Przeciwieństw.
Słysząc zbliżające się motory udała się powolnym krokiem do wielokątnej sali, na której środku, niczym nagroda w labiryncie, stał pięknie podświetlony Piryt Goryczy. Srebrny, nierówny kamień, który w niektórych miejscach wyglądał, jakby zanurzono go w benzynie. Dziewczyna obeszła gablotkę z każdej strony, oglądając jednocześnie kamień. Czy faktycznie był magiczny? Nie powiedziałaby. Ale badania mówiły swoje.
Usiadła na ziemi, opierając się o podest na którym leżał kamień i czekała, aż ninja dotrą aż tu. Doskonale wiedziała, ze nie zajmie to specjalnie długo. W końcu Zmiennokształtni mieli polecenie, żeby nie atakować. Tylko Lena miała z nimi walczyć. Dlaczego? Bardzo dobre pytanie. Czarnoksiężnik zachował to dla siebie.
***
Ninja byli wyjątkowo zaskoczeni, gdy po dotarciu na miejsce nie zobaczyli nic nadzwyczajnego. Muzeum wyglądało zupełnie tak samo jak zawsze. Nie wył żaden alarm. Nikt nie uciekał w popłochu. Wszystko zachowywało się względnie normalnie. Prócz tego, co można było zobaczyć przez szybę w drzwiach muzeum. Bowiem w środku znajdowało się co najmniej kilkunastu zmiennokształtnych, którzy klucząc pomiędzy wystawami gonili kilku ochroniarzy.
– Ci goście chyba nigdy nie będą mieli spokojnej pracy – westchnął Kai.
– Taki urok Ninjago. Dobra, plan jest taki. Wchodzimy, pokonujemy zmiennokształtnych, ewentualnie ratujemy ochroniarzy, dostajemy się do pomieszczenia z kamieniem i chronimy go za wszelką cenę – zarządził Lloyd.
– A jeśli natkniemy się na Lenę? – zapytał Jay.
– Wtedy próbujemy ją obudzić. Prawdopodobnie Czarnoksiężnik omamił ją w jakiś sposób, żeby nie walczyła. Nie powinna sprawić nam problemu. Ninja, GO!
Starając się zachować jak najbardziej dyskretnie, weszli do budynku przez jedno z otwartych okien. Nie przewidzieli jednej rzeczy. W budynku przejętym przez Zmiennokształtnych, otwarte okno, wręcz krzyczące „jestem tajnym wejściem" będzie pułapką. I oni się w tą pułapkę władowali. Bo oto, tuż po przejściu do ciemnego, zamkniętego pomieszczenia, okazało się, że są otoczeni przez kilku Zmiennokształtnych, którzy pomimo rozkazu swojego pana, zastawili tą właśnie pułapkę, z nadzieją na możliwość walki. I taka możliwość właśnie im się nadarzyła. Bo oto, jak na tacy, do ich pułapki weszło sześciu ninja.
– No bez żartów! – krzyknął zdesperowany Cole, gdy zorientowali się w sytuacji. – Ostatni raz wchodziliśmy oknem. To się zawsze źle kończy.
– Wolałbyś drzwiami frontowymi? – odpowiedziała czarnowłosemu Nya. – Dobra panowie. Nie ma co rozpaczać. Trzeba brać się za tą kanalię.
Nie minęła chwila, a czterech Zmiennokształtnych leżało nieprzytomnych i związanych na ziemi. Pokonanie ich w tak małym pomieszczeniu okazało się proste jak bułka z masłem. Wystarczyło wykonać spinjitzu. A reszta szła już lawinowo. Zakręcony stwór uderzał o kilka powierzchni i tracił przytomność. Potem wystarczyło ich związać. A gdy już tracili przytomność i zostawali związani, praktycznie natychmiastowo rozpływali się w powietrzu, niczym w jakiejś grze wideo.
Problemem okazało się jednak pokonanie pozostałych potworów, bez niszczenia wystawy oraz uszkadzania przemienionych ochroniarzy. Okazało się to tak niewykonalne, że w pewnym momencie po prostu wszyscy zgodnie zrezygnowali z pomysłu oszczędzania przemienionej ochrony oraz chronienia wyglądu wystawy.
– Wiecie co? To mi się wcale nie podoba. Oni nie atakują z własnej woli – zauważył Kai.
– Masz rację przyjacielu. Wygląda na to, że jedynie chronią zaatakowanych przez nas pobratymców.
– Możecie teraz nad tym nie myśleć? Jak się ich nie pozbędziemy, to mogą nas później zaatakować.
– A widział ktoś już Lenę? – zapytała Nya pozbywając się kolejnych Zmiennokształtnych.
– Ja jej nie widziałem.
– Może jej tu nie ma?
– Jest. Na pewno – zapewnił Lloyd. – I chyba nawet wiem gdzie – dodał, widząc uchylone drzwi do jednej z sal. – Zostawcie Zmiennokształtnych. Sami powinni zaraz zniknąć. Tam jest nasz cel – pokazał przyjaciołom drzwi.
– Wyczuwam jedną formę życia we wskazanej sali. Wszystkie parametry się zgadzają z parametrami Leny.
– Czyli tam też musi być nasz kamień.
W jednej chwili ninja przestali atakować Zmiennokształtnych, którzy jak na rozkaz powrócili do swoich starych zajęć czyli przechadzania się po sali i ignorowania ninja. Z perspektywy osoby trzeciej musiało to wyglądać nader dziwnie. Nie przejmując się tym zbytnio ninja udali się do pomieszczenia, do którego prowadziły wskazane wcześniej drzwi.
Kolejno tak jak wchodzili do środka, tak zamierali widząc postać siedzącą pod gablotą, z nienaturalnie skrzącym się kamieniem. Pewnym było, że tą postacią jest Lena. Ale i tak wyglądała zupełnie inaczej. Jej długie do łopatek, brązowe włosy, które zazwyczaj były związane w kitkę, teraz opadały luźno na ramiona. Twarz dziewczyny wyrażała absolutny spokój i brak emocji. Jej brązowe oczy, bez typowego dla siebie blasku, wydawały się teraz jak czarne dziury. Sama Lena miała na sobie dziwy, mieniący się, fioletowy strój, ze złotymi wykończeniami składający się z przylegającego kombinezonu oraz luźnego czegoś, co można by nazwać swetrem. Cały ten wygląd, oraz fakt krążącej wokół niej kolorowej mgiełki nadawały jej dość złowieszczego wyglądu.
– Nareszcie! Już myślałam, że się nie zjawicie – odparła obojętnie, podnosząc się z ziemi.
– Wyglądasz jak wyciągnięta z gry wideo! – ucieszył się Jay, jednak Lena to zignorowała. Skupiła całą swoją uwagę na Lloydzie, który mimowolnie przyciągał do siebie jej wzrok.
– Gotowi na zabawę? Bo ja już się wynudziłam – ogłosiła unosząc jedną rękę na wysokość swoich oczu. Wraz z ruchem dłoni, dym snujący się po ziemi, również się uniósł, skupiając się wokół rąk dziewczyny.
– Lena, nie chcemy z tobą walczyć. Proszę, porozmawiajmy – powiedział Lloyd.
– Nie mam ochoty z wami rozmawiać. Mam jedynie pokonać was i zabrać kamień.
– Nie prościej było zrobić to zanim się tu pojawiliśmy? Nie musiałabyś walczyć.
– Mistrz kazał mi na was zaczekać. To ma być mój test. Dlatego, zacznijmy już.
Zamaszystym ruchem skierowała swoją dłoń w ich stronę, wskazując tym tor przemieszczenia się dymu, który poleciał w stronę ninja niczym kula energii. Unikniecie tego było dziecinnie proste, więc kule rozbiły się o ścianę naprzeciwko dziewczyny.
– Nie atakujecie? – zdziwiła się. – Przecież możecie mnie z łatwością unieszkodliwić.
– Nie chcemy z tobą walczyć, Lena. Proszę, ocknij się. Jesteśmy przecież przyjaciółmi.\ – mówił Lloyd.
– Przyjaciółmi? Kto tak powiedział? To, że wy uważacie mnie za przyjaciółkę nie oznacza, że ja tak o was myślę. Z resztą, wszyscy wiemy, że rozmawialiście ze mną tylko dlatego, że jestem mistrzynią czegośtam. Ale teraz możecie przestać udawać, że wam na mnie zależy. Wiem, że wcale tak nie jest.
– Wyobraź sobie miłość i spróbuj to co widzisz, pokazać mi – przerwał jej blondyn. – Pamiętasz, co wtedy mi pokazałaś. Wiem, że to było prawdziwe. Dlatego nie mów, że nie uważasz nas za przyjaciół. Bo sama doskonale wiesz, że jest inaczej.
– Skończ – warknęła Lena. – Przestań mi mówić, co czuję. Bo nic nie wiesz na ten temat.
– Może nie wiem. Ale wiem co widziałem. Wszyscy to widzieliśmy. Nie jesteś teraz sobą. Czarnoksiężnik namącił ci w głowie. Udajesz, że wcale tak nie jest, ale w głębi serca znasz prawdę. Nasza Lena nigdy nie podniosłaby ręki nawet na muchę. A ty chcesz z nami walczyć. Obudź się. Błagam. Zanim komuś coś się stanie.
– W takim razie już nie jestem „waszą" Leną. Uwolniłam się! Jestem wolna i nareszcie nic mi nie zakłóca spokoju. Ale widzę, że ty się przywiązałeś do mojego mętliku. Cóż, przykro mi bardzo. Ale to już nie wróci. I nie mogę pozwolić, by ktokolwiek mi ten spokój zakłócił.
Po wypowiedzeniu tych słów, jej dłonie znowu zostały otoczone przez kolorowy dym, który tym razem otoczył ją całą, tworząc wirujące tornado. Dokładniej mówiąc spinjitzu. Ninja nie wiedząc jak na to zareagować, również wykorzystali spinjitzu starając się jakoś bronić przed atakami brązowookiej. A teraz okazało się nie takie proste.
Ale ninja mieli już plan. No, przynajmniej Lloyd miał. I zamierzał go spełnić za wszelką cenę. Dlatego kiedy tylko nadarzyła się okazja rzucił się w kierunku Leny. Złapał ją. Przytulił do siebie. Nie zważając na to, że dziewczyna się wyrywa, że każe mu puścić, po prostu ją przytulił, modląc się o to, żeby taki atak zadziałał.
I choć czas gdy dziewczyna się wyrywała trwał wyjątkowo długo, dużo dłużej niż sądził, w końcu przestała się wiercić co było dla niego znakiem, żeby zacząć mówić.
– Nie wiem czego naopowiadał ci Czarnoksiężnik, ale błagam cię, obudź się. Nie jesteś sama. Możemy ci pomóc. Tylko nam pozwól.
– Czemu dalej uważasz, że Czarnoksiężnik mi czegoś naopowiadał? On mi tylko otworzył oczy – zaśmiała się dziewczyna. – A teraz puszczaj.
– Oboje dobrze wiemy, że wcale tak nie jest. Lena, jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy tu dla ciebie. I ja wiem, że nie lubisz o tym rozmawiać. O tym, co czujesz, ale zrozum, że to co czujesz, jest normalne. Każdy coś czuje. I uciekanie przed tym nie jest dobre.
– Zamilcz.
– Wiem, że wolisz cierpieć niż powiedzieć co cię boli. Ale uciekanie w stronę ludzi, którzy chcą dać ci ukojenie nie jest dobre. Nie potrzebujesz wyciszenia. Tylko pomocy.
– Milcz! – krzyknęła wyrywając się. – Powtarzasz, że wiesz. Mówisz tak od początku. I dobra. Może swoje przeżyłeś. Ale to nie znaczy, że wiesz co mi siedzi w głowie! Nikt z was nie wie! Wiecie co, mam dość. Wkurzacie mnie – fuknęła, po czym wytworzyła jeszcze więcej dymu, pyłu czy co to dokładnie było wokół swoich dłoni.
– Wiecie co, ja bym chyba brał nogi za pas – odezwał się Kai.
– I to szybko! – pogonił go Cole, po czym wszyscy w najszybszym tempie na jakie było ich stać udali się do drzwi a następnie do wyjścia z budynku. Jedynym wyjątkiem był Lloyd, który dalej uparcie stał przed Leną i patrzył na jej poczynania.
– Co jest, nie uciekasz Lloydie? – prychnęła dziewczyna. – Na pewno nie dołączysz do przyjaciół?
– Nie – odparł chłopak, wewnętrznie zaskoczony przezwiskiem, jakie skierowała w jego stronę miłośniczka fioletu. – Ty jesteś teraz ważniejsza.
– Mówiłam, że masz skończyć.
– Co mam skończyć?
– Kłamać. Kłamiesz, ciągle! Twierdzisz, że wiesz, a wcale nie wiesz. Twierdzisz, że jesteśmy przyjaciółmi, a wcale nie jesteśmy. Mówisz, że jestem ważna. A wcale nie jestem – westchnęła.
I to był moment, gdy do niego dotarło. Zrozumiał, dlaczego Lena zachowuje się tak, a nie inaczej. Zrozumiał, że Czarnoksiężnik nic jej nie naopowiadał. Zwyczajnie sprawił, że dziewczyna uwierzyła w to, co lata wmawiała jej ciotka. I dzięki temu już wiedział, co powinien zrobić.
Kiedy tylko Lena stworzyła ze swojej mocy kulę przypominającą energię, przygotował się na przyjęcie ataku. Wiedział, że może go to pokiereszować. Ale ufał, że nic takiego się nie stanie. W końcu, Lena nie mogłaby skrzywdzić kogoś, na kim jej zależy. A tego był pewien jak tego że woda jest mokra a ogień gorący. Lenie zależało. I nie ważne jak mocno wierzyła w słowa ciotki, nie skrzywdziła by nikogo, kto okazał jej choć trochę serca.
Chwilę przed tym jak jej moc do niego dotarła po prostu opuścił ręce, dając się trafić. Zabolało. Mocno. Ale nawet się nie skrzywił. Jedynie cofnął o krok.
– Lena!
– Nie obchodzi mnie co chcesz mi powiedzieć – warknęła, wysyłając w jego stronę kolejną porcję mocy.
– W takim razie nie słuchaj. Ale wiedz, że mi zależy. Na tobie. Że jesteś dla mnie ważna.
Lena zamarła. Nie trwało to jednak długo, bo gdy tylko otrząsnęła się z chwilowego przebłysku natychmiast posłała dwie nowe kule w stronę Lloyda. Ale on, widząc reakcję dziewczyny nie miał zamiaru przestawać. Bo to działało.
– Podziwiam cię, wiesz? Jesteś niesamowita. Niezależnie od tego jak koszmarnie się czułaś, jak bardzo wyzywała cię ciotka, czy jak źle cię traktowała, ty się zawsze uśmiechałaś. Chodziłaś do szkoły. Miałaś dobre oceny. Wyglądałaś tak, jakby nic się nie działo. Choć żyłaś w swoim małym piekle.
– Po co miałbyś podziwiać taką porażkę jaką jestem? – mruknęła cicho. Może niezbyt świadomie.
– Podziwiam cię, bo ja sam tak nie potrafiłem. Zawsze dawałaś wszystko co miałaś innym. Swój czas, uśmiech, wiedzę. Byłaś naszym małym słońcem w pochmurne dni. To ty sprawiłaś, że miałem ochotę chodzić do szkoły. Inaczej dawno bym to rzucił. Zrobiłaś coś niesamowitego. I wiem, że nie chcesz w to wierzyć. Ale chociaż to wiesz. I może kiedyś w to uwierzysz.
– Ale... – zawiesiła się, opuszczając rękę. – Przecież... Dlaczego mi to mówisz? – zwątpiła.
– Zależy mi na tobie. I nie mogę patrzeć, jak męczysz się po niewłaściwej stronie. Ty taka nie jesteś. Ty muchy byś nie skrzywdziła! A teraz pomagasz komuś, kto chce skrzywdzić wszystkich. Dlatego chcę ci pomóc. Żebyś mogła wrócić do nas.
– Mi już się chyba nie da pomóc, Lloyd. Ja... Przegrałam sama ze sobą.
– Zawsze da się jakoś pomóc – powiedział, przypominając sobie, jak już raz o tym rozmawiali. – Dlatego, może zacznijmy od podstaw.
– Nie, Lloyd, nie mów tego – zaśmiała się przez łzy, które nie wiadomo kiedy napłynęły do jej oczu. Ona również pamiętała tamten moment.
– Przytulić?
– No i powiedziałeś – westchnęła. – Tak, proszę – dodała. – I przepraszam, że sprawiłam wam tyle kłopotu. Ja naprawdę... Naprawdę nie chciałam, żeby to się tak potoczyło.
– Kłopotu? Nie sprawiłaś nam kłopotu. Jedynie zmotywowałaś do ruszenia się sprzed telewizora – zaśmiał się, przytulając dziewczynę do siebie. – Ale cieszę się, że znowu jesteś sobą.
– Ja również. Nie wiem co Czarnoksiężnik mi zrobił, ale sprawił, że miałam w głowie absolutną pustkę. O niczym nie myślałam. Początkowo to się wydawało przyjemne, lecz po czasie zaczęło mnie irytować. A ja nie umiałam nic z tym zrobić.
– Nie myśl o tym teraz. Najpierw musimy pomyśleć, co zrobić z kamieniem.
– Mam pewien pomysł – stwierdziła przyglądając się bryłce.
***
– Co wy zrobiliście? – zapytała Nya, kiedy Lena wraz z Lloydem wrócili do klasztoru z ogromnymi uśmiechami na ustach.
– W skrócie? – dopytała Lena.
– Zrozumiale – odparł Cole. Lena słysząc to wyjęła z kieszeni mieniący się kamień.
– To jest przecież... – zdziwił się Jay.
– Piryt Goryczy. W swojej własnej, niepodrobionej postaci.
– Co wy zrobiliście?! – niecierpliwił się Kai.
– Zaniosłam Czarnoksiężnikowi kamień. Ale podrobiony. Oryginał mamy my. Nie powinien się zorientować zbyt szybko.
– Zmyślnie – przyznał Cole.
– Wiem.
– Lena! Dobrze cię znowu widzieć – ucieszył się Wu wchodząc do pomieszczenia.
– Witaj sensei. Wybacz, że sprawiłam wam tyle kłopotu.
– Chciałbym o tym z tobą porozmawiać. Najlepiej najszybciej jak to możliwe.
– Teraz mam czas.
– Doskonale. Chodź ze mną.
🔹🔹🔹🔹🔹
– 2522 słowa –
Ech ludziki...
Wróciłam do domu i jestem wymęczona. Dwa tygodnie spędzone w małym domku z całą rodziną są wykańczające. Serio. Na domiar złego, balkon, który jest częścią mojego pokoju został zaatakowany przez gołębie i dopiero skończyłam to sprzątać. Tragedia.
No ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Macie rozdział i następne będą się już pojawiać regularnie. To jest: We wtorki i piątki mniej więcej w południe.
A tymczasem, Bay! Idę tworzyć coś nowego, żebyście mieli co czytać ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top