Rozdział 13

– Pierwszy trening –


Następnego dnia, tuż po śniadaniu rozpoczął się najtrudniejszy trening, jaki Lena w życiu przeżyła. Nie żeby przeżyła jakikolwiek.

Przy śniadaniu, Wu poprosił ją, aby pół godziny później pojawiła się na pokładzie Perły Przeznaczenia w stroju, który nadałby się na trening. Zgodnie z jego prośbą przebrała się w wygodne buty, leginsy i bluzkę, która nie ograniczała jej ruchów. Związała jeszcze włosy w kitkę i skierowała się na wyznaczone miejsce.

Kiedy wyszła na pokład, zobaczyła coś, czego stanowczo się nie spodziewała. Cała powierzchnia wyglądała teraz jak jeden wielki tor przeszkód, który stanowczo nie wyglądał na łatwy. Na drugim końcu, przy dziobie siedział Wu, popijając herbatę ze swojego nieodłącznego czajniczka.

– Ninja przechodzą ten tor w niecałą minutę. Ty masz pięć. Od teraz! – powiedział, chwilę po tym, jak dziewczyna się pojawiła.

Lena przez moment nie wiedziała co ma robić. Ale skoro odliczanie już się zaczęło, to postanowiła się ruszyć i zmierzyć się z pierwszą przeszkodą, jaką były dwa obracające się pieńki z kijami, których najwidoczniej miała uniknąć. Przyjrzała się im, wyczuła moment i skoczyła z nadzieją prześlizgnięcia się pomiędzy pałkami. Plan może i dobry, gorzej z wykonaniem. Przedarła się, to prawda. Ale lądowanie miękkie nie było. Miała w planie zrobić zwykły przewrót w przód, z którym zazwyczaj nie miała większych problemów. Teraz coś jej nie wyszło i zamiast ładnie wylądować na rękach, żeby się potem przetoczyć, wywaliła się spektakularnie. Ale przeszła.

Następną przeszkodą był robot z drewnianym mieczem. Natychmiast jak się do niego zbliżyła, nie ważne, że jeszcze była na ziemi, zaczął atakować. Dlatego musiała się szybko zebrać i trochę usunąć, żeby od niego nie oberwać. Ale maszyna nie ustępowała. Starając się unikać ciosów drewnianym orężem, zaczęła się zastanawiać nad drogą wyjścia. Wyglądało na to, że jedyną opcją było wyłączenie robota poprzez naciśnięcie guzika, który umiejętnie bronił. Dlatego zaczęła szybko myśleć nad tym co potrafi a czego nie. Szybko doszła do wniosku, że może oprzeć się tylko na swojej szybkości. Dlatego podskoczyła kilka razy starając się wbić w rytm po czym zwinnie uniknęła ostatniego ciosu mieczem, dusząc czerwony przycisk. 

Dalej było tylko ciężej. Seria różnej wysokości słupków po których najwidoczniej musiała przejść. Dlatego wdrapała się na pierwszy z nich zaczynając rozglądać się za kolejnym, do którego jest wstanie dotrzeć. Okazało się, że taki nie istnieje. Dlatego musiała skoczyć. Okazało się niestety, że słupek który wybrała pomieści tylko jedną stopę, przez co trochę się zachwiała i prawie spadła. Ale dała radę. Podobnie przeskoczyła przez dziesięć kolejnych z ostatniego niezbyt fortunnie spadając na ziemię przed senseiem.

– Piętnaście minut – ogłosił, nalewając sobie kolejny kubek herbaty.

– Jak to?! – zdziwiła się. Osobiście myślała, że minęło może dziesięć. Ale nie aż piętnaście! Przecież to dwa razy dłużej niż dostała.

– Jak na pierwszy raz nie jest źle. Potrafisz wiele więcej niż potrafili ninja na początku. Twoim celem na dzisiaj jest skrócenie czasu do dziesięciu minut. Jak ci się uda, możesz odpocząć.

– Dobrze sensei.

***

Ninja wrócili do herbaciarni późnym popołudniem. Cały dzień spędzili w mieście szukając tropów dotyczących lokalizacji ametystu życia oraz opalu szczęścia. Dlatego teraz, gdy wrócili do herbaciarni jedyne o czym marzyli to odpocząć grając w coś lub oglądając jakiś film. Uprzednio jednak musieli odłożyć rzeczy do pokoju na Perle. Ale zanim tam dotarli ich oczom ukazał się tor przeszkód a na nim Lena, która cały czas, walcząc ze zmęczeniem i bólem spowodowanym licznymi siniakami, starała się skrócić czas przejścia do dziesięciu minut. 

Dziewczyna była tak skupiona, że w ogóle nie zwróciła na nich uwagi. Oni za to mieli nareszcie okazję przyjrzeć się jej umiejętnościom. Choć jej ruchy wydawały się mocno nieporadne zdawała się wiedzieć co powinna zrobić i kiedy. Wystarczyło tylko trochę poćwiczyć i doprowadzić jej ruchy do perfekcji.

– Nieźle jej idzie – stwierdził Cole.

– Walczyć umie. Ciekawe skąd – dodał Kai.

– Czynności domowe – zauważył Lloyd. – Przyjrzyjcie się. Słupki to mycie podłogi. Robot i obrotowe pieńki to unikanie ciotki.

– Stary, gdzie ty to widzisz? – zapytał Cole na co blondyn jedynie wzruszył ramionami. – Tak czy siak, jak ona może trenować w takiej ciszy! Trzeba zapuścić coś dobrego! – dodał, po czym zaczął przeglądać swój telefon kierując się po głośnik. 

Reszta ninja została, żeby dalej obserwować dziewczynę. Po chwili na całym pokładzie rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki wybranej przez Cole'a. 

https://youtu.be/TMw9UNXVDG0

Lena słysząc to na chwilę zamarła orientując się, że posiada publiczność.

– Z muzyką lepiej! – krzyknął do niej czarny ninja na co Lena uśmiechnęła się i z nową energią starała się przejść od początku tor przeszkód. 

Najpierw pieńki. Wyczuć moment. Nie oberwać. Teraz, gdy była już zmęczona było to trudniejsze. Ale próbowała dalej. I jakimś cudem udawało jej się. Choć z lądowaniem dalej było słabo. Ale udawało jej się ustać. Potem przychodził czas na robota. Ten dalej trzymał równy poziom i nie odpuszczał. Lena miała wręcz wrażenie, że robi się trudniej.

Jump up, kick back, whip around and spin 

Te słowa utkwiły w głowie Leny. Skok, kop, wir. Ale chwila. Wir? W sensie spinjitzu? Tego dziewczyna nie umiała. Wiedziała, że jako ninja powinna to potrafić, ale nie wiedziała jak to zrobić. Ale może mogłaby to zrobić podświadomie? Przecież za dzieciaka nieraz widziała jak robili to jej rodzice. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Dlatego postanowiła spróbować walcząc z tym robotem. Skok nad jego ciosem, potem wybicie miecza z ręki i... właśnie. Spinjitzu. Stwierdziła jednak, że skoro robot i tak nie ma miecza, to nie ma sensu próbować i kolejnym ciosem ze stopy wyłączyła go. Ostatnia część toru, czyli słupki już dawno została przez dziewczynę zrozumiana więc teraz musiała jedynie przeskoczyć.

Standardowo i spektakularnie spadając z ostatniego słupka zatrzymała czas.

– Dziewięć! – krzyknęła szczęśliwa ze świadomością, że na dzisiaj to koniec. Potem wyłączyła licznik i już omijając tor podeszła do ninja.

– Nieźle ci poszło! Trenowałaś coś kiedyś? – zapytał Jay.

– Nigdy. Ciotka mi nie pozwalała na zajęcia dodatkowe. Wiecie, to ciągnie pieniądze.

– Czyli nauczyłaś się tego sama? – zdziwił się Cole.

– Podczas sprzątania często wykorzystywałam ruchy, które widziałam w filmach. I tak wyszło.

– Dobra, przyznać się. Macie zmowę czy jesteście razem? – rzucił Kai patrząc to na Lenę to na Lloyda.

– Nie mam pojęcia o czym ty mówisz, ale idę się ogarnąć. Macie coś na siniaki?

– W łazience, za lustrem – odpowiedziała Nya.

– Dzięki.

– Też będę się zmywać – stwierdził Lloyd, żeby uniknąć kolejnych dziwnych pytań. Co prawda wystarczyło powiedzieć, że nie, nie są razem, ale stwierdził, że zaprzeczanie temu i tak nie ma sensu, bo to pytanie pada nie pierwszy raz.

Ale czy serio wyglądali na parę?

***

Lena wierciła się w łóżku. To była już któraś noc z rzędu, gdy dziewczyna nie mogła zasnąć a jak już zasypiała to albo na bardzo krótko, albo miała koszmary. Ale tej nocy wcale nie chodziło o to, że nie może spać. Znowu myślała. Za dużo myślała. Słowa, które już któryś raz usłyszała obijały jej się w jej głowie jak jakaś piłeczka.

„Jesteście razem?"

„Na waszej randevu"

Lubiła Lloyda jak nikogo innego, ale czy była w nim zakochana? Właściwie, czym jest zakochanie? Jak je poznać? Czemu nie ma podręcznika, który wyjaśnia po kolei wszystkie emocje i wskazuje te, które aktualnie czujesz? Przecież życie zrobiłoby się o wiele prostsze gdyby takie coś istniało. Ale nie istnieje. A interpretacja tego, co się czuje wcale nie jest tak prosta.

A może faktycznie się zauroczyła? W końcu był taki miły. Wspierał ją, pocieszał i sprawiał, że się uśmiechała. Rozumiał ją i nie chciał jej zmieniać, tylko uszczęśliwiać. Przynajmniej takie wrażenie odniosła.

Nawet jeśli tak się stało. Jeśli się zauroczyła. Była zbyt nieśmiała, żeby zrobić z tym coś więcej. W końcu znali się tak krótko. Ledwie dwa miesiące. Pewnie jej przejdzie. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogła przez to spać. Dlatego wzięła do ręki telefon i weszła w wiadomości z blondynem. 

Od: Lena

Śpisz?

Minęła chwila, gdy dziewczyna patrzyła jak wiadomość kolejno wysyła się, zostaje dostarczona i... odebrana. Po chwili na wyświetlaczu pojawiły się trzy skaczące kropki ogłaszające, że chłopak odpisuje.

Od: Lloyd

Też nie możesz spać?

Od: Lena

Tak.

Od: Lloyd

To może posiedzimy na dworze? Powietrze powinno nas uśpić.

Od: Lena

Możemy

Od: Lloyd

Tylko narzuć coś na siebie, na dworze jest chłodno. Ja wezmę koc. 

Dziewczyna poczuła dziwne ciepło. Chłopak sam zaproponował posiedzenie razem. Nie musiał, a jednak zaproponował. I jeszcze zabierze koc. Lena poczuła się dziwnie, jak uświadomiła sobie, że ekscytuje się taką drobną rzeczą. Ale szybko i po cichu wyskoczyła z łóżka zarzucając na siebie coś cieplejszego niż piżama i równie cicho wymknęła się z pokoju. A zrobiła to dokładnie w tym samym momencie co blondyn. Uśmiechnęła się do niego lekko i wraz z nim, bez słowa skierowała się na pokład.

Niebo, choć przysłonione nielicznymi chmurami było wyjątkowo ładne. Pomiędzy obłokami widać było liczne gwiazdy, niezaślepione światłem miasta, które tutaj zwyczajnie nie docierało. Wysoko na niebie wisiał księżyc oświetlając swoim słabym blaskiem pokład Perły Przeznaczenia, na której teraz siedzieli okryci jednym kocem niby przyjaciele. Oboje nie odezwali się jeszcze ani słowem. Nie czuli takiej potrzeby. Wystarczyło im, że czują swoją obecność.

Ale w pewnym momencie ta cisza stała się dla Leny wkurzająca. Dlatego postanowiła wykorzystać sytuację i podpytać chłopaka o przepowiednię i rzeczy, od których ją odsuwają.

– Dlaczego Wu nie chce, żebym znała treść przepowiedni? – rzuciła w przestrzeń.

– Nie chce cię nią dodatkowo obciążać.

– Obciążać? Niby czym? Skoro to przepowiednia, to chyba sama potrafię wywnioskować, że nie czeka mnie ciekawa przyszłość – burknęła niezadowolona.

– Lena, znam treść przepowiedni i mówię ci to jako twój przyjaciel. Nie chcesz jej znać. Nie wniesie nic istotnego do twojej egzystencji.

Przyjaciel. Jako twój przyjaciel. Bo są TYLKO przyjaciółmi.

– Może i nie wniesie. Ale może pomogłoby mi z rozgryzieniem mojego żywiołu. Nawet nie wiem czym on jest?

– Dalej się nie domyśliłaś? – zapytał.

– Nie. Sensei mówi, że sama muszę do tego dojść, ale nie daje mi nawet małych wskazówek. Nie wiem od czego zacząć – westchnęła.

Chłopak przesunął się tak, że teraz siedział naprzeciwko Leny. Ona uważnie patrzyła na jego ruchy. Obserwowała, jak wziął jej ręce i położył na swoich, wewnętrzną stroną ku górze.

– Zamknij oczy – polecił, co dziewczyna zrobiła. – A teraz wyobraź sobie miłość.

– Czemu akurat miłość? – zapytała uchylając oko żeby na niego spojrzeć.

– Może być coś innego jeśli wolisz. Szczęście, smutek... cokolwiek.

– Niech będzie miłość – uśmiechnęła się.

– To wyobraź sobie miłość i spróbuj to co widzisz, pokazać mi.

– Pokazać? – zmarszczyła brwi niezbyt rozumiejąc.

– Myśląc o miłości, to co widzisz postaraj się stworzyć w swoich dłoniach. Jak iluzję. Obraz.

Lena zamknęła ponownie oczy i skupiła się na miłości. Początkowo sądziła, że zobaczenie jej będzie trudne, ale gdy tylko zamknęła oczy i pomyślała o miłości, zobaczyła przed oczami serce. Ale stwierdziła, że to zbyt banalne. Więc myślała dalej, aż przed jej oczami stanęło jedno wspomnienie. 

Zaułek. Zbliżający się Zmiennokształtny. Teraz będący tylko czarnym kształtem. Ona, nie mogąca się praktycznie ruszyć ze strachu, jako fioletowa postać. A przed nią zielona postać tworząca równie zielone kule energii, które posyła w stronę Zmiennokształtnego.

Nie wiedziała czemu akurat to skojarzyło jej się z miłością, ale kiedy uchyliła powieki zobaczyła dokładnie tą scenę, dokładnie tak jak widziała ją w swoim umyśle, jako dymek nad swoją dłonią. Zielona postać, chroniąca fioletową postać przed czarnym stworem. A gdy czarny stwór zniknął, fioletowa i zielona postać zbliżyły się do siebie. Zarys zaułka zniknął a postacie zaczęły tańczyć razem, już nie tylko na dłoni dziewczyny. Im bardziej się oddalały tym większe się robiły, aż w końcu przybrały rozmiar swoich rzeczywistych odpowiedników, którzy byli zapatrzeni na tą niezwykłą magię. Oboje byli świadomi tego, co widzą ale nie odezwali się słowem. Po prostu patrzyli do czasu, aż postacie rozpłynęły się pozostawiając po sobie tylko fioletowo-zielone wstęgi iskrzącego dymu.

Lloyd ponownie przeniósł wzrok na dziewczynę, która teraz wpatrywała się w swoje dłonie. Wiedziała, że pokazała za dużo. Pokazała co tak naprawdę czuje. I to osobie, do której coś czuje. Że też musiała się zgadzać na tą miłość. Gdyby to był smutek czy złość byłoby o wiele prościej. Mogłaby się jakoś wytłumaczyć. Ale to była miłość. Z tego już nie da się wyplątać. Szczególnie, że to co zobaczyli było tak oczywiste.

Oboje przecież doskonale pamiętali tamtą sytuację. No i nie ma na świecie drugiej osoby, która mogłaby kojarzyć się dziewczynie z kolorem zielonym i kulami energii. A to, że ona była tą fioletową postacią było niemniej jasne. Wystarczyłoby na nią spojrzeć.

– Emocje są moim żywiołem. Prawda? – zapytała, mając nadzieję, że to odwróci uwagę od tego, co zobaczyli. Ale nie uzyskała odpowiedzi. Podniosła więc wzrok, napotykając zielone tęczówki wpatrzone centralnie w nią.

– Faktycznie pomyślałaś o miłości?

– No... Nie wiem... Ciężko powiedzieć... Chyba... Ale może to była przyjaźń... – plątała się uciekając wzrokiem. Lloyd za to jedynie uśmiechnął się. Świadomość, że dziewczyna czuje to co on bardzo go uspokoiła. Lena widząc to stwierdziła, że nie ma innej opcji niż uciec. Więc wymusiła ziewnięcie. – Ja się chyba będę zbierać. Bardzo ci dziękuję za pomoc i... Tak. Do zobaczenia rano.

– Jasne – westchnął chłopak niezbyt zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ale co mógł zrobić? Przecież wiedział, że Lena nie lubi pokazywać innych uczuć niż szczęście. Jak już o tym mowa. Przez cały ten czas wydawała się szczęśliwa. Cały ten czas na jej ustach majaczył uśmiech, co tylko upewniło go w tym, co pokazała dziewczyna. Jej obrazem miłości jest on. Lloyd Montgomery Garmadon. Chociaż z drugiego imienia zadowolony nie był.  

🔹🔹🔹🔹🔹

– 2190 słów –

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top