31 (cz. IV)

Po krótkim postoju, dziwnym trafem, Ryu wylądował na końcu autobusu a Nanase na samym przodzie.

Po mimo to w autobusie nadal panowała napięta atmosfera.

Z Nanase nie dało się zamienić nawet słowa bo zaraz po wejściu do busa założyła słuchawki w których muzyka grała tak głośno, że osoby siedzące dwa rzędy dalej nadal ją słyszały.

Tanaka siedział niczym zamrożony i myślał... Tak... Ta sytuacja skłoniła go do myślenia...

Wszyscy inni szeptali między sobą na temat tego co chwilę temu się wydarzyło.

Na miejsce przyjechali przed południem.

Członkowie Nekomy i Fukurōdani już czekali na parkingu.

Na twarzach wszystkich pojawiło się zdziwienie kiedy drużyna Karasuno wyszła z autobusu.

Hinata był cały zielony bo ze stresu zrobiło mu się niedobrze.

Kageyama co chwili sprawdzał czy jego krewetka nie umarła.

Nawet Kei trochę pobladł, a Yamaguchi podążający za nim przybrał piękny jasny odcień fioletu. 

Trzecioklasiści patrzyli się w ziemie jak by szukali  mrówek. 

Na końcu wyszedł Noya ciągnąc ciało Tanaki który nie wykazywał już żadnych oznak życia poza pojedynczymi oddechami. 

Zaraz za nimi wysiadł trener i wychowawca. 

Po tej krótkiej sytuacji drużyny z Tokio wymieniły spojrzenia ale za nim zdążyły coś zrobić od strony autobusu poczuli powiew gorącego powietrza. 

Przed nimi stanęła Nanase z przymrużonymi oczami i przechyloną głową

-Jeżeli ktoś ich tknie- warknęła przez zaciśnięte zęby- to wydłubie oczy i wepchnę głęboko do gardła żeby mógł zobaczyć jak własnymi rękoma rozszarpuje mu brzuch.- Kiedy skończyła Lev niemal się nie przewrócił ze strachu. 

Kiedy koszykarki wysiadły z autobusu wszyscy otworzyli szerzej oczy, do tego jeszcze obok nich stanęły menadżerki Karasuno. 

Połowie chłopców skoczyło tętno, a miedzy nimi można było usłyszeć szepty na temat tego jak słodkie i śliczne są. 

-Jeszcze raz powtórzę- znowu odezwała się Nanase- Tylko kuźwa je tkniecie.- 

Wszyscy zamarli. 

Dopiero wtedy Matusoka w stronę drugiego skrzydła.  

-Ah! Dziękuje za podwiezienie mojej drużyny!- krzyknęła jeszcze odchodząc

-Nie ma problemu!- odkrzyknął jej Dachi 

Kiedy zniknęły z horyzontu niczym za pomocą magicznej różdżki Nekoma i Fukurōdani zaczęli się ruszać. 

-Co się-zaczął Kuroo 

-Nie pytaj...- odpowiedział Koshi


_____________________________

Wooo! 

Koniec...

Chyba... 

Zobaczymy...

Ale raczej tak... 

No to  by było na tyle ^^ 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top