White place

Chris pov:
     Zmartwiliśmy się, widząc pusty rozbity samochód Joela.
  Postanowiliśmy się rozdzielić i w taki sposób go szukać.
Ze mną poszli Erick i Emilia, a Richard poszedł z Zabdielem.
   Oni poszli do tej restauracji i mieli zadzwonić po kogoś, kto weźmie jego samochód do naprawy, a my mieliśmy się udać do pobliskiego parku.
       Jednak Emilia po drodze zauważyła dość znany klub o nazwie coś tam Tequilla, z którego muzyka brzmiała po całych ulicach i stwierdziła, że trzeba wszędzie sprawdzić, więc tam też.
  Powiem szczerze, niechętnie tam wchodziłem. Byłem tam raz i ta blondwłosa wkurzająca barmanka nie chciała dać mi spokoju, lasiła się i próbowała mnie obmacywać. No ale czego się nie robi dla najlepszego przyjaciela.
  Weszliśmy więc do środka i zaczęliśmy się rozglądać, nie trzeba było tego długo robić, na nasze szczęście lub nieszczęście w loży pod ścianą, leżał, jak myślę zalany w trupa Joel z rozciętym łukiem brwiowym.
     Podeszliśmy bliżej w celu zabrania go stamtąd.
- Joel, to my, słyszysz? Jesteśmy po ciebie.- potrząsnęłem nim lekko.

Emilia pov:
- Nigdzie nie ide. Wszystko zjebałem. Wy nie rozumiecie. Ona nie chce mnie znać.- odpowiedział cicho słabym z przepicia głosem.
   Nie wiedziałam, że tak go ta  kłótnia zaboli. Nie miałam zamiaru mu tego nie wybaczać.
      Wiem, że zawsze troszczy sie o mnie jak o młodszą siostrzyczke, więc i tym razem zrobił to pewnie w dobrej wierze.
- Joel, jestem tu, wszystko będzie dobrze, tylko chodź teraz z nami.- odezwałam się, a chłopak w końcu usiadł, chociaż wykonał to z ogromnym trudem.
- Emi, przepraszam. Ja wiem już czemu to zrobiłem...... Ja......- zaczął, ale mu przerwałam:
- Cicho Joel, to teraz nieważne. Weźcie mu pomóżcie chłopaki.
  Chris i Zabdiel podnieśli go z tej loży i pomogli wyjść z tego cholernie głośnego klubu. Idąc przez krawężnik nagle Joel zamknął oczy i osunąłby się, gdyby chłopaki go nie złapały.......

Joel pov:
      Obudziłem się w nieznanym mi miejscu, wszędzie było biało i śmierdziało chlorem. Po rozbudzeniu się do końca ogarnąłem, że to szpital. Potem spróbowałem sobie przypomnieć co działo sie wcześniej, ale nic.
  Pamiętam tylko, że szedłem i nagle zobaczyłem ciemność.
  Nie wiem, kto, gdzie, jak, co i kiedy.
- No w końcu! Już myślałam, że nigdy się nie obudzisz.- usłyszałem czyjś głos i podskoczyłem, spojrzałem w lewo. Na krześle siedziała Emi.
- Co jest? Co mi się stało? Co ty tu robisz?
- Przesadziłeś z alkoholem i to konkretnie. Rozbiłeś samochód i tyle z tego co wiem. A ja jestem tu, bo to my z resztą twoich kolegów z zespołu cie uratowaliśmy, skromnie mówiąc.- powiedziała z troską w głosie.
   Tak, rozbiłem samochód, no właśnie. Co z nim?! To jedyne co pamiętam z tego wieczoru.
- Chciałem po ciebie pojechać i wszystko wyjaśnić, ale byłem zbyt zdenerwowany i wjechałem w ten jebany słup, a potem było mi wszystko jedno i no...... domyślasz się. Boże, Emi tak mi przykro, przepraszam za moje wczorajsze zachowanie.
- Już dawno ci wybaczyłam Joelito. W ogóle wczoraj, gdy znaleźliśmy cie w klubie chciałeś mi coś powiedzieć.- złapała mnie za rękę.
- Niestety nie pamiętam co to było.....
- Nic dziwnego.- zaśmiała się i poczochrała mi włosy.
      Momentalnie, gdy zobaczyłem jej piękny uśmiech każdy ból i smutek ustąpił.
  Ale chyba każdy tak ma ze swoimi przyjaciółmi. Tylko pytanie czy każdy tak przeżywa kłótnie z przyjaciółmi i jest w stanie przez to prawie skończyć życie? Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Richi pov:
    Od Emi dowiedzieliśmy się, że Joela wieczorem wypiszą ze szpitala, więc postanowiliśmy na niego poczekać, nie mając nic lepszego do roboty.
   Chrisa i Zabdiego wysłałem tylko do sklepu na zakupy, żeby kupili Joelowi coś do jedzenia, bo przecież on dnia bez np . chipsów nie wytrzyma, oby pozwolili mu to zjeść.
Siedzieliśmy z Erickiem przed salą Joela, aż tu nagle podchodzi do nas Natti...... z ręką w gipsie?
   Piszemy codziennie, a nie wspominała, że coś jej się stało.
- Hej chłopaki, co tu robicie?- przywitała nas buziakami w policzki.
- A wiesz co, Joel się troszkę za mocno upił i miał mały wypadek.- wyjaśniłem jej.
- Mam nadzieje, że nic poważnego mu nie jest.- przejęła się od razu.
- Spokojnie, poleży do wieczora i wjazd na chate spowrotem. Ale co tobie się stało? Złamałaś rękę? Kiedy?- spytałem, bacznie ją oglądając, bo zauważyłem na jej twarzy coś na podobizne siniaka.
- To nic takiego. Wywróciłam się na schodach w domu.- spuściła wzrok.
  Znam Nattashe już długo i doskonale wiem, że w tym momencie kłamie.
- Natti...... może chcesz pogadać? Potrzebujesz pomocy?- chyba źle zrobiłem waląc tak prosto z mostu. No, ale za późno na przemyślenia.
- Pomocy? Coo? Niby czemu? Nie, skąd.- zaśmiała się nerwowo i zrobiła się czerwona na twarzy. - Ale jeśli macie ochote pogadać to organizuje z Aną, Emi, Becky ognisko w ten piątek. Wpadniecie? U mnie w ogrodzie.- dodała.
- Jasne, super pomysł!- ucieszył się od razu Erick.
- No to zgadani, teraz niestety musze już iść, mam lekarza na...... ojej już jestem spóźniona. Pa do piątku.-minęła nas i pobiegła korytarzem.
   Zmartwiły mnie ta złamana ręka i sinak lub siniaki, nie wiem ile ich ma.
      Odkąd nagraliśmy z Natti ,,Honey boo", bardzo się z nią zżyłem, wprawdzie nie jesteśmy jeszcze parą, ale kto wie, to ładna i inteligentna dziewczyna z cudownym głosem.
  Mam nadzieje, że nikt nie robi jej krzywdy, bo inaczej dorwe tą osobe. Każdy, kto zna Natti wie, że ona już i tak za dużo przeszła i powinna w końcu zaczerpnąć trochę szczęścia.

Mi ten rozdział się całkiem podoba, , nie wiem jak wam. Dajcie jakąś opinie ♥♥.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top