Rozdział 9

Z błogiego snu wyrwały mnie czyjeś krzyki. 

-Nie szarp się tak, chciałem dobrze! 

W odpowiedzi na wrzask Malfoya usłyszałam szczekanie. Pies?
Ubrałam na siebie pierwsze co złapałam w ręce i co okazało się koszulą Dracona. Oh really?
Nie zwróciłam jednak na to uwagi i wyszłam z sypialni do salonu, w którym dostrzegłam tylko dużego, rudawo-brązowego psa. Rozglądałam się z ukrycia za znajomym mi Blondynem, ale nie potrafiłam go odnaleźć. 

-Złaź ze mnie bestio! - niezadowolony głos, dokładnie ten sam, który prześladował mnie w czasach szkolnych, wydobywał się teraz spod zwierzaka, któremu najwyraźniej było bardzo wygodnie. 

-Malfoy! 

-Hermi, pomóż! 

-A może ten widok mnie satysfakcjonuje? Popatrzę sobie lub... O pójdę sobie zjeść śniadanko. 

-Pomóż mi natychmiast albo się doigrasz skarbie! 

-Co by tu sobie zjeść, hmmm... 

Nie miałam zamiaru podporządkować się jego rozkazowi, więc próbowałam wymusić na nim prośbę, co byłoby mile widziane z jego strony. 

-Dobrze, dobrze, już, przepraszam, a teraz pomóż mi, bo zaraz ten pieseł rozgniecie twojego chłopaka na kwaśne jabłko. 

Zawołałam zwierzaka, a ten szybko zmienił swój punkt zainteresowania, jednak mnie nie potraktował tak jak Malfoya. Usiadł przede mną, wyciągnął przed siebie łapę, którą ujęłam, a następnie polizał po twarzy. 

-Wiedziałem, że spodoba ci się moja Granger.

Już miałam coś powiedzieć, ale wspomniałam sobie, że przecież wczoraj oficjalnie zostałam JEGO dziewczyną, więc teraz nie mam w tej kwestii nic do gadania.

-Możesz mi powiedzieć po co i skąd sprowadziłeś tutaj tego psa?

-Bo tak właściwie... po pierwsze to ona, nie on, a po drugie... to animag.

-Chcesz mi powiedzieć, że to twoja...?

-Siostra.

Oczy wielkości galeonów wpatrywały się to na Dracona, to na...emm, jego siostrę?

-Eee...

-Przyrodnia.

Po psie nie było ani śladu, za to przede mną stała piękna kobieta, mniej więcej w naszym wieku. Miała brązowe oczy, długie, lekko pokręcone, blond włosy. Przez chwilę miałam złudzenie, że jest to idealna kopia mnie, ale w wersji blond. To było okropne uczucie.

-Hermi, poznaj Gabrielę. 

-Ee, hej.

-Cześć!

Podskoczyła w moją stronę z ogromnym entuzjazmem, którego ja nie potrafiłam jej okazać i złapała w swoje ramiona. 

-Dracze, kochanie, pokażesz mi gdzie mogę się zdrzemnąć? Jestem okropnie zmęczona.

-Już, już. 

Rzucił w moją stronę ostatnie spojrzenie i poprowadził ją do pokoju naprzeciwko naszej sypialni.

Informacja, że Draco ma rodzeństwo kompletnie zbiła mnie z tropu. W głowie utworzyło mi się mnóstwo pytań, którymi chciałam od razu zbombardować mojego lubego. 

Wrócił z niemałym uśmiechem na ustach, ale gdy zobaczył mój piorunujący wzrok, momentalnie jego mina zrzędła. 

-Hermi?

-Czo się stało Draczee? 

Powiedziałam nieco przesłodzonym głosem, chcąc wyśmiać Garelkę.

-Jesteś zła?

-Nie tyle zła, co zawiedziona, że nic mi nie powiedziałeś.

-Jeśli byłoby kiedy, to z pewnością bym to zrobił. Wybacz mi.

-Skąd wiedziała gdzie jesteśmy i po co tu przyszła?

-Jest psem. Wywęszy każdego, dlatego to jeden z powodów, dla których tu przybyła, a głównie chodzi o to, że jest naprawdę szybka, więc będzie nam dostarczać informacje o wojnie.

-Taaa... podczas gdy my będziemy się wylegiwać, wszyscy będą walczyć z najniebezpieczniejszym czarodziejem na świecie. Mądre to? Bo mi się wydaje, że nie bardzo.

-Słuchaj, każdy z nas ma tutaj jakieś zadanie. To, że jedni mają ciężej, nie znaczy, że ci drudzy nic nie robią. Nie od nas zależy co musimy poświęcić. Moim zadaniem jest bronienie ciebie, Gabi też, a ty masz siedzieć i pilnować swojego tyłka, bo inna pomoc jest bezużyteczna. Wyobrażasz sobie co zrobi Voldemort ze światem w rękach, który podasz mu na tacy przez swoją śmierć?

-Jeśli ktoś przeze mnie zginie...

-Hermi, dużo osób zginie, ale na to nie ma rady. Zostawmy już ten temat i odpocznijmy. Jak Gaba się obudzi będziesz mogła się spytać o co zechcesz.

Mimo rozmowy wcale się nie uspokoiłam. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. W domu pojawiła się kobieta, która wygląda jak ja, ma mnie... bronić? Chyba przed Draconem, bo nasze relacje się pogarszają przez jej obecność.

Wyszedł, a ja przez resztę dnia chodziłam w kółko. Właściwie do wieczora. 

Krzątałam się po kuchni, wyciągając potrzebne rzeczy do upieczenia ciasta. Gotowanie i kombinacje związane z wypiekami zawsze sprawiały mi ogromną przyjemność i jako jedyne zajęcie pozwalało na całkowite zapomnienie. 

-Hej Mioncia, mogę tak do ciebie mówić?

-Ymhm...tak, jasne.

-No to świetnie! Co tam pichcisz ? Ooo lubię słodycze! 

-Właściwie już prawie wystygło, więc możesz nałożyć lukier, jeśli chcesz.

Nie skończyłam mówić, a łyżka z moich rąk przeleciała do jej. Idealnie dokończone ciasto, pokrojone wylądowało w salonie, do którego się przeniosłyśmy i pogrążyłyśmy się w rozmowie. 

-Tak, Lucjusz to okropny człowiek, a co dopiero ojciec. Rozumiem w mojej sytuacji jego zachowanie, ale że w stosunku do Dracze też taki jest... szkoda gadać. 

-Masz rację. Mam sprawę, która mnie dosłownie dręczy, mogę cię o coś spytać?

-No pewka, Mioncia.

-To podobieństwo między nami... jesteś taka z natury czy...?

-Ah to! Wiesz Smoczek mówił, że jesteś do mnie podobna, ale nie sądziłam, że aż tak.

-Uhh, myślałam, że to specjalnie tak...

Nastała nieco krępująca cisza, którą na szczęście przerwał uroczy Blondyn.

-No co tam dziewczyny? Widzę, że się jeszcze o mnie nie pozabijałyście. 

Posłał nam obu szeroki uśmiech, dziwnie poruszając brwiami.

-Malfoy, przecież to twoja siostra.

-Tylko u mugoli istnieje coś takiego jak kazirodztwo, ale i tak nie pokocham nikogo innego, niż moją Granger. Nawet jej trochę gorszej wersji.

Spojrzał Garelkę.

Mhmm, lubię to przezwisko.

Ponownie wynikła dość ciekawa konwersacja, tym razem jednak więcej udzielałam się ja i Malfoy. Gorsza Kopia Mnie bacznie nas obserwowała, jakby od tego zależało jej życie i czasem zdobyła się na fałszywy uśmiech. Jej wzrok był przeszywający, a skończył się dopiero, kiedy Blondyn zadał jej pytanie :

-Młoda, kiedy idziesz na przeszpiegi?

-Jutro wieczorem.

Odpowiedziała bez żadnego zastanowienia. Konkretna kobieta. Przynajmniej w końcu będziemy cokolwiek wiedzieć, bo w zasadzie to nawet nie wiemy, czy wojna się zaczęła, czy ktoś zginął, czy Voldemort rośnie w siłę. Już niedługo wszystko się wyjaśni.

-Nie wiem jak wy, ale ja idę się położyć.

Wstałam, delikatnie kołysząc biodrami, w celu zachęcenia tego męskiego osobnika w tym samym kierunku. Na efekty nie musiałam długo czekać. 

Weszłam do sypialni i udając, że nie wiem o jego obecności, rozebrałam się do bielizny, rzucając ubrania w bok, następnie pozbyłam się i tego kawałka okrywającego moje ciało i wspięłam się na palcach, by dosięgnąć krótką koszulę i jednym ruchem nałożyć ją na siebie. Nie było mi dane sięgnąć po kolejną część garderoby, bo poczułam silne ręce podtrzymujące mnie w talii. Jedną ręką odsunął moje włosy na drugi bok, aby dostać się do mojej szyi i złożyć na niej czuły pocałunek. Odwróciłam się w jego stronę, położyłam dłoń na policzku i przez chwilę patrzyliśmy się głęboko w swoje oczy. 

-Kocham Cię.

-Mimo wszystko.

-I nad wszystko.

Założył błąkający się po mojej twarzy kosmyk włosów za ucho i zatopił w moich ustach. Od dawna potrzebowaliśmy bliskości. Oboje, ale dla mnie było za wcześnie na tego typu igraszki, tak jak i dla niego. Bał się odrzucenia, a szczególnie tego, że nie będę chcieć jego dotyku w obawie przed zranieniem, jakiego dostałam kilka dni temu. Położyliśmy się i trzymając się za ręce, po prostu rozmawialiśmy.

-Co ze Scorpiusem?

-Oddałem go pod opiekę dalszej rodzinie. Tam jest w pełni bezpieczny.

-Draco... myślisz czasem o przyszłości? 

-Rzadko to robię, ale jeśli już, to jesteś w niej na pierwszym miejscu. 

-Bo ja boję się, że przegramy.

-Żyjmy chwilą, Hermi.

Niestety Morfeusz zawładnął naszymi ciałami i pozbawił trzeźwych myśli.

***
DRACO

Czasami zastanawiam się nie nad przyszłością, a przeszłością. Zdarzyło mi się wielkie szczęście w nieszczęściu, no bo w końcu kto by pomyślał o tym, że dzięki takiemu palantowi, jakim jest Blaise, poznam kogoś, kto wywróci cały mój świat do góry nogami. Po co myśleć o przyszłości?

Marzeniami można tworzyć sobie złudne poczucie radości, wytworzone przez nadzieje. Ponadto, takie uciekanie się do tego, co będzie jutro, krótkoterminowe planowanie sytuacji, też nie zawsze daje dobre rezultaty.

Dlatego ja żyję chwilą, doceniam to, co posiadam.

Wstałem mimo niechęci. W końcu koło mnie leżała kobieta, którą pokochałem, ale jeszcze lepsze będzie zrobienie jej śniadania.
Po cichu wykradłem się z sypialni.
Długo myślałem nad tym co zrobić, ale w końcu zdecydowałem się na pancakes. Już miałem zanosić jedzenie do łóżka, kiedy zza rogu wyszła dobrze znajoma mi brązowooka piękność. Na twarzy miała nieco przesłodzony uśmiech, co widziałem u niej po raz pierwszy. 

-Dla mnie? 

Zrobiła maślane oczka i jeszcze dziwniejszą minę, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. 

-A dla kogo innego? 

-Może dla Gabi? 

-Gabi? A gdzie się podziała Garelka, co? 

Zaśmiałem się mimowolnie, bo to przezwisko za każdym razem wydawało mi się komiczne.
Ona nie miała zamiaru przedłużać naszej rozmowy, ani zabierać się za śniadanie, a odruchowo wpiła się w moje usta nieco inaczej niż zwykle. Podobało mi się to. Złapałem ją za pośladki i posadziłem na blacie. Trochę jej się zgrubło, ale nad moją równowagę. Oplotła ręce wokół mojej szyi, obróciła mnie tak, że całe przygotowane śniadanie wylądowało na podłodze.
Przez chwilę jeszcze całowaliśmy się namiętnie, ale usłyszeliśmy kroki. Na sam odgłos przechodzących stóp, Szatynka próbowała się wydostać, szarpiąc się w każdą stronę.
Ku mrożącemu krew w żyłach zaskoczeniu, zauważyłem wychodzącą zza rogu szatynkę. 

-Draco co tu się stało... co jest do kurwy nędzy!

Nic do mnie nie docierało, a sama świadomość, że któraś z nich nie jest prawdziwą Granger, doprowadzała mnie do frustracji.

Powoli docierała do mnie powaga sytuacji w jakiej się znalazłem. 

-Też chcę o to spytać.

Odsunąłem się tak, że byłem w tej samej odległości od obu dziewczyn. 

-Wyciągnijcie ręce! 

-Co ty odwalasz, Malfoy?! 

-No już! 

Teraz stały z wyciągniętymi przed siebie rękoma, a ja szybkim ruchem podwinąłem obu rękawy.
No i co się okazało? Całowałem się z moją własną siostrą...
W oczach Hermiony pojawiły się pierwsze łzy i uciekła do naszej sypialni.  Ruszyłem zaraz za nią, ale co trzeba jej przyznać, ma niezłą kondycję, przez co zamknęła się na klucz.
Boże, jakie to głupie mugolskie przyzwyczajenie. Od czego mam różdżkę? Po cichu wymówiłem zaklęcie i odsunąłem drzwi.
Leżała wtulona w poduszkę, cicho szlochając.
Jak ja mam się z tego wytłumaczyć? Przecież to nie moja wina. 

-Hermi? 

-Proszę wyjdź. 

Nie miałem zamiaru jej opuszczać. Nigdy. Zamiast tego położyłem się obok niej i przytuliłem. 

-Puszczaj! 

Zaczęła okładać mnie pięściami, ale że ja nie ustępowałem, a ona miała coraz mniej siły, przestała. 

-Wredna, przebiegła Garelka... 

Wyszeptała z zaciśniętymi zębami. 

-Zdecydowanie gorsza wersja ciebie. Pod każdym względem. 

Ona rozumiała. Każda inna odwróciłaby się ode mnie, twierdząc że ją zdradziłem, ale ona jest inteligentna. Wie, że gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił. 

-Jesteś na mnie zła? 

-Może troszkę, chociaż nie mam powodu, ale chyba rozumiesz, że to nie był najlepszy widok o poranku. 

-Kocham Cię. 

Pocałowałem ją w czoło i zwróciłem w kierunku drzwi.

-Gdzie idziesz? 

-Chyba nie myślisz, że zostawię tą sprawę. 

Wyszedłem w kierunku jej sypialni. 

-Ej, powiesz mi do jasnej cholery o co chodzi? 

-Dracze, zazdrosna o was byłam i wykorzystałam nasze podobieństwo, żeby cię uwieść. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wydaje mi się, że ta szlama na ciebie nie zasługuje.

- Nigdy jej tak nie nazywaj. Koniec tego tematu, ale jeśli jeszcze raz zrobisz jakiś głupi wybryk... 

- Tak się nie stanie. Zajmę się tym, co mnie w tej chwili obowiązuje. 

-Obyś miała rację. 

Trzasnąłem drzwiami i wróciłem do sypialni. Chwilę później Gabriela wyruszyła, a my przez następne dwa dni polepszaliśmy naszą relację do maksimum.

***

2 dni później

-Lada chwila tu będzie.

Od samego rana czuwałam przy oknie skierowanym w stronę lasu. 

-Nie wiem czy chcę ją tutaj widzieć.

-Chcesz, chcesz, bo po pierwsze to twoja siostra...

-PRZYRODNIA.

-To nic nie zmienia. Po drugie za pewne ma wiadomości, które chcemy, a przynajmniej ja chcę usłyszeć. I po trzecie...

-Co tam jeszcze wymyślisz?

-Po trzecie musimy pokazać jej, że to ja jestem tą lepszą wersją.

-Gdzieś ty się w tym Gryffindorze uchowała, ja nie wiem. 

Pokazałam mu język i o mało nie oberwałam drzwiami. Tyle szczęścia, że Blondyn szybko zareagował.

-Gaba, nie robisz dobrego wrażenia.

-Zamknij się fretko. 

-Skąd ty...?

-Twoja dziewczyna lubi o tobie opowiadać.

Draco spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem, na co ja zwyczajnie się zaśmiałam i pocałowałam w policzek, ale on nie miał zamiaru na tym poprzestać i od razu przerzucił się na moje usta.

-Dobziu gołąbeczki, moje informacje mogą zaczekać. 

Odsunęłam się od Dracona, choć nie było łatwo i wszyscy ruszyliśmy w kierunku salonu. 

- Sprawy mają się tak: wojna trwa, każde miasto po kolei pustoszeje. Voldemort nie ma litości i kazał wymordować wszystkich mugoli! Do tej pory miały miejsce dwie potężne bitwy. Pierwszą wygrał Sami Wiecie Kto, natomiast kiedy Harry poznał jego strategię, siłę i możliwości, zaczął działać tak jak potrafił, wygrał drugą bitwę, co niesie dobre prognozy na przyszłość. Okazało się, że to co sprawia, że Nosaty rośnie w siłę, to nadal nasz ojciec. Dzięki czarnej magii, którą oboje doskonale znają, sprawili, że są jakby ze sobą zrośnięci...emm, kurde nie wiem jak to wyjaśnić. Mają ze sobą niewidzialną więź, coś takiego, jak kiedyś istniało między nim, a Potterem. Powiedzmy, że nasz ojciec kogoś zabije. W tej sytuacji Voldzio ma coraz więcej negatywnej mocy, która jest potężniejsza od pozytywnej. Dlatego teraz Lucjusz zajmuje się wymordowaniem jak największej liczby wrogów. Ostatnia sprawa wydaje mi się najbardziej poważna, pod waszym względem. Grupa Szmalcowników i to dość liczna szuka Hermiony. Nie możecie tutaj dłużej zostać, ani w żadnym innym miejscu, dłużej niż jeden dzień. Ja muszę z powrotem wyruszać, ale przed tym mam coś dla was. Ta książka zawiera wszystkie zaklęcia wymyślone przez Śmierciożerców, działających oczywiście na ogromną korzyść dla tych, którzy je stosują. Dzięki nim dobrze się ukryjecie i może ocalicie czyjeś istnienie, a tutaj macie bransoletki. Musicie je nosić, bo dzięki temu wiem, gdzie was znaleźć. Ja się zwijam, bo nie mam czasu na pogaduchy. Pa !

Tak jak weszła, tak wyszła, a my nawet nie zdążyliśmy otworzyć ust. 

-Konkretna babka.

Tego samego dnia spakowaliśmy rzeczy i przenieśliśmy się w jakieś miejsce na odludziu. Czas pokaże kto wygra, a kto przegra. Kto przeżyje, a kto zginie. 

Jedyne co jest i będzie wieczne to nasza miłość.

Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w najciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć. 

___________________________

Przepraszam za tą długą przerwę, ale kompletnie nie mogłam zebrać pomysłów i nadal nie potrafię, co skutkuje tym, że rozdziały są później i nieco beznadziejne. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dziękuję tym, którzy nadal czytają moje bazgroły :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top