Rozdział 4
Staliśmy pod drzwiami matki Dracona, która powitała nas obu bardzo ciepło, okazując troskę.
-Wchodźcie dzieci, usiądźcie.
Zgodnie z poleceniem, zmierzyliśmy w kierunku sofy, gdzie usiedliśmy koło siebie, a Draco niby przypadkiem dotknął mojej dłoni.
- Odkryłam coś niepokojącego.
-Ma to styczność z ojcem?
-A co w dzisiejszym świecie nie ma z nim styczności?
Powiedziała z miną, która wyrażała jej ból i smutek.
-No więc, zauważyłam dziwną łączność między mną, a Lucjuszem. To ja jestem powodem tego, że Śmierciożercy was znaleźli.
-Ale jak to ? Mamo, wydałaś nas?
-Nic bardziej mylnego. Moja i ojca obrączka są w pewnym sensie...bliźniacze. Odkryłam, że jest w stanie nawiązać ze mną taką więź jak kiedyś Harry z Voldemortem. Może włamywać się do moich myśli, a ponieważ jestem zbyt słaba, nie potrafię się przed tym bronić. Pomyślałam więc, że moglibyście dać moją obrączkę wprost w ręce Pottera, żeby mógł wejść w jego myśli i zobaczyć co knuje. Chcę żeby to był on, bo gdyby Lucjuszowi przyszło do głowy ponowne wejście do moich myśli, zorientowałby się, że nie należy już do mnie ten pierścionek, a z tego co doszły mnie słuch, nasz Wybraniec miał lekcje z Severusem z oklumencji. Co o tym myślicie?
Draco spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadzieji, bo według niego, to ja jestem mózgiem całej sprawy.
-Myślę, że to dobry pomysł, ale żeby wszystko było jak należy, musimy zrobić to już. Draco, ty zostaniesz z małym, a my teleportujemy się do Pottera. Zgoda?
-Tak jest, Granger!
Zasalutował, po czym wyszedł do swojego synka.
-Na nas czas.
Chwyciłam Narcyzę za ramię i już znajdowałyśmy się pod domem Harryego. Powitał nas i zaprosił do środka, robiąc dość zdziwioną minę, widząc żonę Ministra w swoim domu.
Opowiedziałyśmy mu co do szczegółu o tym, co zamierzamy zrobić i w jakim celu. W końcu teraz od niego wszystko zależało.
-Poczekajcie chwilę, muszę się skoncentrować, bo inaczej nic z tego.
Minęło trochę czasu, kiedy Harry zrobił się całkowicie poważny. Narcyza ściągnęła obrączkę i położyła na wewnętrznej stronie swojej dłoni. Potter wyciągnął do niej swoją rękę, jednak po minimalnym dotyku jaki zaistniał, gwałtownie chwycił się za swoją bliznę.
-Ała, cholera jasna !
-Co to było?
-Nie mam pojęcia, ale bolało jak cholera. Spróbuję jeszcze raz, może po prosto dawno nie miałem kontaktu z czarną magią.
Spróbował ponownie, znów cofnął się na chwilę, czując magię, która emanuje z tego pierścionka. Końcowo nałożył go z wielkimi trudnościami na swój palec i nie chodziło tu o jego rozmiar, a ból wywołany piekącą blizną. Harry zamknął oczy i już spod zamkniętych powiek można było zauważyć, jak jego gałki się ruszają.
-Chyba coś widzi.
Zaczął kręcić głową i wyrywać się z uścisku Ginny, która podbiegła wystraszona i zdjęła pierścionek, a po wizjach nie został ani ślad. Jednak Harry upadł na podłogę z przerażonym spojrzeniem. Nie wiedzieliśmy, co robić, więc tylko wypytywaliśmy o to, co zobaczył, co się dzieje i jak się czuje.
-To...to gówno, to tajemniczy horkruks!
Wskazał na obrączkę, która teraz leżała na ziemi.
-Co widziałeś ?
-Więc, widziałem jak Malfoy gada z jakimś facetem, najwyraźniej też Śmierciożercą i mówił, że gdzie jak nie u niego ten horkruks mógł być bezpieczny, że jest pewien, że już niedługo jego żona zwróci się z tym do Dracona, a on już będzie wiedział jak dotrzeć do mnie. Potem widziałem, jak na jakimś kamieniu materializuje się różdżka, a zaraz za nią zaczyna pojawiać się Voldemort, ale... już nie taki jak kiedyś, jest...wyższy, wygląda jak człowiek, nie jak blada imitacja jego zwłok. I wiecie co jeszcze?
-Co?
Odpowiedzieliśmy chórkiem, robiąc wielkie oczy i czekając na wiadomość, która być może zmieni nasze życie w gorsze piekło.
-Ma nos!
Zaśmiał się, ale my nie popieraliśmy jego poczucia humoru.
-Ale jakim cudem był w stanie przybrać ciało człowieka?
-Z tego względu, że poświęcił na to życie kilku swoich ludzi. Sami się na to zgłosili, najwyraźniej życie im nie miłe.
-Powiedzcie mi, co mamy wszyscy zrobić?
Odezwała się Narcyza, roniąc pierwszą łzę.
-Zróbmy tak...
Zaczął Harry.
-Teraz każdy idzie się przespać, a jutro o szóstej widzimy się w tym miejscu.
Wskazał na kartkę z adresem Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
-Macie czekać na ulicy Grimmauld Place, a następnie zaczniemy przygotowania i pomyślimy jak potajemnie zwerbować ludzi do walki. Tym razem nie będzie tak łatwo.
-A niby ostatnim razem było łatwo?!
Wykrzyknęłam ze łzami w oczach, bo właśnie wtedy straciłam Rona. Potrzebowałam bliskości, której nikt w tej chwili nie potrafił mi dać.
-Biorąc pod uwagę to, co nas czeka tym razem, że Voldemort jest silniejszy w 100%, można powiedzieć, że nie mamy szansy na normalne życie. Nie znaczy to też, że mamy się poddać, co to, to nie, będziemy walczyć. Do końca.
Wszyscy z pochmurnymi minami wyszli tam gdzie ich miejsce. Takiego obrotu sprawy nigdy się nie spodziewałam. Myślałam, że to zwykłe plotki, które wymyślają czarodzieje, by ubarwić swoje historie i wzbudzić w swoich towarzyszach niepotrzebny strach. Teraz znów miałam ochotę schować się w poduszkę i zacząć płakać, ale nie na to czas. Teraz trzeba wszystko wyjaśnić Draconowi, co nie będzie łatwym zadaniem.
***
-O czym ty mówisz! To nie może być prawda!
-Malfoy uspokój się! Musimy wziąć się w garść i...
-I co?! Co mam zrobić? Co się stanie z Piusem? Nie wytrzymam...
-Draco...wytrzymasz, uwierz mi na słowo, wygramy tą wojnę, twojemu synkowi też się nic nie stanie, po prostu mi zaufaj.
Jednym ruchem zgarnął mnie na swoje kolana i zatopił w moich ustach. Przez chwilę byłam oszołomiona tym, co się dzieje, ale po chwili zaczęłam oddawać pocałunek. Nie miał nic wspólnego z pożądaniem, po prostu oboje potrzebowaliśmy bliskości, którą się w tym momencie obdarowywaliśmy.
Odsunęliśmy się od siebie, a ja wtuliłam się w jego tors, czując jego cudowny zapach drogich perfum.
-Nie zostawiaj mnie, nie w takiej chwili.
Wyszeptał do mojego ucha, na co ja tylko mocniej się w niego wtuliłam.
Niewątpliwie czekały nas ciężkie chwile, ale nie traciłam nadzieji na lepszą przyszłość.
***
-Draco, obudź się.
-Mhmm.
-Wstawaj, bo się spóźnimy!
-Mhmm.
-Skoro tak.
Zbliżyłam swoje wargi do jego ust i zaczęłam całować z udawaną pasją, nie musiałam długo czekać, żeby przestał być bierny w tej sytuacji. Już chwilę później podniósł się przyciskając mnie do siebie, wtedy ja odsunęłam się od niego i rzuciłam w jego stronę ubraniami.
-Masz być gotowy za 5 minut.
-Ahh, ta Granger.
Nim się obejrzałam on już był gotowy do wyjścia, więc postanowiłam znów pobawić się jego pożądaniem i dotknęłam jego policzka, ale tylko po to by po chwili teleportować się na Grimmauld Place.
-Wszyscy są?
-Tak.
-To wchodzimy.
Harry stuknął kilka razy miotłą, na której przyleciał, a Dom zaczął się wyłaniać.
-Zapraszam.
Weszliśmy do największego pokoju, jaki się tam znajdował i usiedliśmy w okręgu, ustalając dalszy bieg wydarzeń.
-Myślałem trochę nad tym wczoraj i tak: zbierzemy ludzi, najpóźniej do jutra i zaczniemy opanowywać czary, których nawet ja do końca nie znam. Wszyscy tutaj różnimy się wiedzą i bardzo dobrze, ponieważ każdy z nas zaprezentuje coś nowego, czym poszerzymy swoje zdolności. Tutaj jest lista osób, które uczęszczały już wcześniej do Zakonu, a tutaj znajdują się czarodzieje, którzy być może zgodzą się do niego dołączyć. Żeby mieć to z głowy, zrobimy to teraz, a może akurat ktoś już zdąży przyjść.
W ten sposób zaczęliśmy dzwonić, wysyłać listy, a w ten czas dołączyło do nas około 30 innych osób.
-Wiecie po co tu jesteśmy, więc nie traćmy czasu i zaczynajmy ćwiczenia.
"Zajęcia" minęły w ten sposób, że przedstawialiśmy wszystkie zaklęcia, które znaliśmy i opanowaliśmy, następnie wszyscy je ćwiczyliśmy i pod wieczór byliśmy bogatsi o kilka nowych zaklęć.
-Dziękuję wszystkim, którzy przyszli, mamy nadzieję, że wkrótce będzie nas więcej i będziemy mogli wystąpić przeciwko Voldemortowi.
Niby wszystko idealnie, jak się o tym opowiada, ale w głębi wszyscy wiedzieliśmy, że nasze szanse są marne, skoro stał się silniejszy.
Po powrocie byłam tak zmęczona, że położyłam się wprost do łóżka. Jednak nawet sen nie przyniósł mi oczekiwanej ulgi.
***
-Zabij ich, zabij. No dalej Draco, co Cię trzyma?
-Nic, lubię patrzeć jak ta szlama cierpi.
-Brawo, cieszę się, że wydoroślałeś, jesteś godnym dziedzicem.Teraz zabij!
-Avada Kedavra!
Zielony snop światła wystrzelił w moim kierunku, co oznaczało, że zarówno ja, jak i Scorpius zginęliśmy z rąk Malfoya.
***
-Hermiona! Proszę obudź się! Hermiona do ciężkiej cholery!
-Jak mogłeś zabić swojego syna!
-Co? Granger co ty wygadujesz?
Popatrzyłam w jego przerażone oczy i nic tak nie pragnęłam jak jego bliskości.
-O-on...i t-ty... zabiliście nas.
-Nikt nikogo nie zabił, jestem tutaj, ty też tutaj jesteś, nic się nikomu nie stało. Już cicho, idź spać.
-Zostań ze mną.
-Dobrze.
Wszedł pod kołdrę i objął mnie ramieniem, a ja natychmiast poczułam się bezpieczna. Wiedziałam, że teraz nic nie będzie z górki, a uspokoić może mnie tylko jego obecność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top