Rozdział 5
Czułem, że dzisiejsza wyprawa do miasta i zakupy w sklepie starej Melmy wyjdą mi na dobre. Eliksir usypiający zadziałał natychmiast, a zakup magicznej odtrutki to chyba najlepsza rzecz jaką mogłem zrobić. Wyjąłem z małej szkatułki fiolkę z ciemnozielonym płynem i podałem Nairze.
— Masz, wypij to.
— Co to jest? — zapytała, siadając na krawędzi łóżka.
— Nie zadawaj pytań, tylko pij — odparłem i z założonymi na piersi rękami przyglądałem się księżniczce.
— To śmierdzi. — Otworzyła fiolkę i powąchała jej zawartość.
— Pij — wycedziłem przez zęby, zaczarowana postać Nairy doprowadzała mnie do szału.
— No już dobrze, dobrze. Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. — Uśmiechnęła się figlarnie i za jednym razem wypiła cały płyn.
Momentalnie uśmiech z jej twarzy zniknął, a policzki zrobiły się blade. Popatrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem i przyłożyła dłoń do czoła. W pierwszej chwili pomyślałam, że pomyliłem fiolki, ale kiedy w komnacie rozległ się słaby głos Nairy, niepokój zniknął.
— Derian?
— Tak to ja — odpowiedziałem. — Wszytko w porządku?
— Tak. Chyba tak. Tylko trochę boli mnie głowa. Gdzie ja jestem? — Rozejrzała się po pokoju. —To nie jest moja sypialnia. Nic nie pamiętam — jęknęła.
— Jesteś u mnie, przyprowadziłem cię tutaj. Nairo, skup się i powiedz mi, co ostatnie przychodzi ci do głowy. — Dziewczyna popatrzyła na mnie zdumiona i odparła:
— Róże. Pamiętam roże i twojego brata.
— Nairo — mówiłem spokojnie, patrząc na nią z góry. — To było wczoraj wieczorem. Geir cię zaczarował, jak się domyślam, na polecenie mojego ojca. Ceremonia została przełożona na jutro. Musimy uciekać. Zaufasz mi? — zapytałem z nadzieją. — To dla ciebie jedyna szansa. — Kucnąłem przed nią. Jej twarz nabierała koloru, ale spojrzenie w dalszym ciągu miała przestraszone.
— Mój ojciec nie żyje — szepnęła.
— Tak, ale ty możesz przeżyć, jeśli ze mną pójdziesz.
— Co z moją matką? Nie mogę jej zostawić. — Popatrzyła mi prosto w oczy, a jej zielone tęczówki błyszczały od łez.
— Nie wiem, nie mam pojęcia. — powiedziałem zgodnie z prawdą.
— Jak to nie wiesz?! — krzyknęła na mnie. — Musisz wiedzieć, jesteś księciem.
— Nairo, proszę uspokój się, to skomplikowane, nie mamy teraz czasu na wyjaśnienia. — Podniosłem się. — Idziesz ze mną? Jeśli nie to uciekam sam. - Wyciągnąłem do niej rękę.
Dziewczyna popatrzyła na mnie, widać było, że się zastanawia, a kiedy już miałem zrezygnować, wstała.
— Tak, Derianie, pójdę z tobą. — Na jej słowa uśmiechnąłem się lekko i podałem jej torbę.
— Musisz ją nieść, ja będę miał łuk i strzały. — Widząc jej niepewną minę dodałem. — Na wszelki wypadek.
Uchyliłem drzwi od komnaty i kiedy upewniłem się, że droga wolna, szybkim krokiem ruszyłem w stronę schodów dla służby. Naira szła za mną, uważając, żeby niskie obcasy jej trzewików nie stukały na kamiennej posadce. Zeszliśmy schodami na parter, a potem bocznymi drzwiami wyszliśmy z zamku. Prowadziłem dziewczynę między drzewami, przystając co chwilę, aby rozejrzeć się dookoła w razie, gdyby ktoś nas obserwował. Wszędzie panował mrok, ale nasze oczy przyzwyczajały się już do ciemności. Gdy dotarliśmy do stajni, kazałem Nairze pozostać na czatach, a sam poszedłem po czarnego wierzchowca. Wyprowadziłem konia i osiodłałem go, a następnie pomogłem dziewczynie zająć miejsce, samemu siadając przed nią.
— Gotowa? — zapytałem.
— Tak — szepnęła i objęła mnie w pasie.
Zjechaliśmy ze wzgórza, na którym stał zamek i wjechaliśmy w głąb lasu. Był to fragment Damnum, ale bezpieczna i niezaczarowana część. Jechaliśmy przed siebie, nie miałem żadnego planu, porwałem się na żywioł, ale musiałem działać szybko. Naira na początku siedziała wtulona w moje plecy, ale kiedy przyzwyczaiła się do jazdy, oderwała się od nich i zaczęła szeptem ze mną rozmawiać.
— Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic głupiego, kiedy byłam... —Przerwała na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - Zaczarowana.
— Nie martw się, gadałaś tylko głupoty, ale tak to nie było źle, znam gorsze przypadki. — Zaśmiałem się. — Mówiłaś, że chcesz poślubić mojego ojca, nie przejęłaś się śmiercią Grharda. — Poczułem, jak jej ciało spięło się na wspomnienie ojca.
— O co dokładnie chodzi z tym Elfim Pocałunkiem? — zapytała.
— Każdy królewski syn z rodu Arcumtenebris może wykorzystać jeden pocałunek. Nie ma on dokładnie sprecyzowanych skutków, na każdego działa inaczej, ale gównie zależy od intencji osoby obdarowywującej. Mój ojciec wykorzystał swój Elfi Pocałunek dla swojej opiekunki. Kiedy był mały rodzice nie mieli czasu, żeby się nim zajmować. Jedna z zamkowych służek stałą się prywatną nianią Ormoda. Kiedy ojciec miał niespełna dwanaście lat, kobieta zachorowała i umierała w męczarniach. Bardzo ją kochał, była dla niego jak największy skarb. Król, a wtedy jeszcze książę, chciał oszczędzić jej cierpienia, więc złożył na jej ustach swój jedyny pocałunek. Nie był on taki, jaki wykonuje się z ukochaną osobą. Opiekunka zmarła, bo nic nie jest w stanie pokonać śmierci, ale odeszła w czasie snu, bez bólu. - Skończyłem opowiadać, ale Nairze to nie wystarczyło.
— A Geir?
— Ojciec musiał przekupić Giera, myślę, że bez godziwej nagrody nie zrobiłby tego.
— Rozumiem. Ale po co on...
— Cicho — szepnąłem.
Jechaliśmy wśród drzew, światło księżyca nie przebijało się przez ich korony, więc musieliśmy być w samym sercu lasu.
— Myślisz, że... — Dziewczyna nie dawała za wygraną.
— Cicho! - warknąłem. — Patrz. — Naira powiodła wzrokiem we wskazanym kierunku.
— Krzak jak krzak, nie wiem, o co ci chodzi — powiedziała. — No to, co zrobimy jak...
— Cicho bądź — upomniałem ją. — Tam coś się rusza.
— Chyba nie masz na myśli... — Przywarła do moich pleców, aby lepiej widzieć. — Elfów? - wyszeptała.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Zza krzaków i drzew wyjechało z tuzin strażników ojca. Jechali prosto na nas, w rękach trzymali naprężone łuki, a na ich czele stał Todor. Odwróciłem się i załapałem szybko księżniczkę, sadzając ją z przodu, a sam odsunąłem się do tyłu. Jej drobne i lekkie ciało nie było dla mnie problemem, ale Naira wyraźnie nie spodziewała się tego z mojej strony.
— Trzymaj! — krzyknąłem, podając jej lejce. — Masz jechać prosto przed siebie, nie patrz na innych, ja się nimi zajmę. Rozumiesz?
— Tak, ale... — wyszeptała.
— Świetnie — odparłem, nie słuchając jej.
Sięgnąłem po łuk, który miałem przewieszony przez ramię i wyciągnąłem z sakwy, przyczepionej do końskiego siodła, strzałę i wycelowałem w najbliższego strażnika. Naira niepewnie ponagliła konia, żeby ruszył w dalszą drogę. Jej ruchy były bardzo nerwowe i chaotyczne, domyśliłem się, że dziewczyna ma małe doświadczenie jeździeckie.
Elfia gwardia obsypywała nas strzałami, ale żadna nie dała rady nas trafić. Naira robiła niezgrabne uniki, aż w końcu cały czas jechała przygrabiona, a wręcz leżała na koniu. Wiedziałem, że nie mamy szans. Sam jeden nie pokonam tylu przeciwników, tym bardziej, że kończyły mi się strzały. Kilka z wystrzelonych do tej pory trafiło w strażników, ale nie dawało nam to żadnej przewagi.
— Uważaj! — krzyknąłem, kiedy zobaczyłem jak jedna ze strzał leci wprost na Nairę.
Dziewczyna nie wiedząc, co się dzieje wyprostowała się, a wtedy strzała posłana przez Todora wbiła się w jej skórę tuż nad obojczykiem. Księżniczka momentalnie puściła trzymane lejce i opadła do tyłu. Musiałem jedną ręką przytrzymać jej wątłe ciało, a drugą zapanować nad wystraszonym koniem. Kiedy złapałem skórzany pasek i podniosłem głowę, odgarniając mokre włosy z czoła, zobaczyłem, że wojsko odjeżdża. Nie rzuciło się na nas, nie zabrało Nairy. Po prostu odjechało. Zatrzymałem konia i krzyknąłem w stronę Todora, który jechał z tyłu.
— Dlaczego ją, a nie mnie?! — Mój głos zabrzmiał żałośnie.
— Skoro król nie może jej mieć, to ty tym bardziej, książę. — Ostatnie słowo wysyczał z czystą nienawiścią.
Strażnicy zniknęli z mojego pola widzenia, spojrzałem na nieruchome ciało księżniczki. Granatowy materiał jej sukni przybrał ciemnoczerwony kolor. Oderwałem kawałek swojego ubrania na ramieniu i przyłożyłem go do krwawiącej rany. Dziewczyna ledwo oddychała, zrobiła się blada, a jej dłonie szybko stały się zimne i sine. Musiałem się spieszyć.
— Arcumtenebris. Mroczny łuk — pomyślałem i ruszyłem przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top