Rozdział 1
Obudziłam się wraz z pierwszymi promieniami porannego brzasku, wpadającymi do komnaty. Usiadłam na łóżku i przetarłam zaspane oczy. Oparłam się o zagłówek, rozglądając po pokoju.
— Co jest?! — krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi.
Podbiegłam do okna i odsunęłam beżową zasłonę. Moje ciało zadrżało pod wpływem chłodnego, marcowego powietrza. Odsłoniłam wszystkie okna i już byłam pewna. Moje przypuszczenia potwierdziły się, byłam we Wschodnim Zamku Elfów.
Ogarnął mnie ogromny niepokój, zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, aż w końcu zrezygnowana opadłam na łóżko. Drzwi były zamknięte, a komnata znajdowała się kilka metrów nad ziemią, nie miałam się jak wydostać. Byłam uwięziona w zamku największego wroga własnego ojca, a na dodatek w swojej nocnej szacie, w której jeszcze wczoraj kładłam się spać.
Zachodziłam w głowę, rozmyślając nad tym, w jaki sposób się tutaj znalazłam, bo kompletnie nic nie pamiętałam z poprzedniego wieczoru i nocy. Jak się okazało rozwiązanie było bliżej niż myślałam.
Usłyszałam kroki na korytarzu i szczęk klucza w zamku.
— Wstawać! — W drzwiach pojawił się mężczyzna w średnim wieku, w brązowym ubraniu i o jasnych, prawie białych, włosach.
— Dzień dobry... — powiedziałam nieśmiało.
— Widzę, że księżniczka już nie śpi. — Elf uśmiechnął się krzywo. —Masz — powiedział i rzucił we mnie lnianym workiem. — Za dziesięć minut wychodzimy — rzekł i zostałam sama.
Sięgnęłam do worka i wyciągnęłam z niego ubrania. Nie widząc innego wyjścia, udałam się za parawan, który stał w kącie, aby przebrać się ze swojej nocnej szaty.
Gotowa, ubrana w brązową, skromną suknię i trzewiki w tym samym kolorze, czekałam na to, co ma się wydarzyć. Zastanawiałam się, co musi czuć moja matka, kiedy jedna z pokojówek powiedziała jej, że królewska i jedyna ich córka zniknęła. Byłam pewna, że wszyscy przeszukują zamek, a król Gerhard wezwał już całą armię.
— Ciekawe, ile zajmie im przedarcie się przez Damnum? —pomyślałam.
— Król już na nas czeka. — Moje rozmyślania przerwał głos tego samego mężczyzny, co przyniósł ubrania. — Załóż to. — Podał mi ciemnozielony płaszczy z kapturem, a ja bez słowa spełniłam rozkaz. — Masz się zachowywać, jak należy. Chyba znasz zasady dobrego zachowania? — Popatrzył na mnie pobłażliwie, skanując od stóp do głów. — Ręce...
Wyciągnęłam posłusznie przed siebie dłonie, a elf zapiął na nadgarstkach srebrne kajdanki. Złapał moje włosy, które przerzucił na plecy i nałożył kaptur.
Szliśmy krętymi korytarzami, co raz mijając ciekawskich gapiów, którzy zatrzymywali się, aby przyjrzeć się tajemniczej istocie, skutej kajdankami, która zamiast iść podziemiami, koło lochów, szła ze spuszczoną głową zwykłymi, zamkowymi korytarzami.
— Czekaj tu, kiedy cię poproszę, wejdziesz. I bez numerów, chociaż i tak daleko nie uciekniesz — powiedział mężczyzna, otwierając duże, ciężkie, drewniane drzwi.
Nie mając nawet zamiaru uciekać oparłam się o zimną, kamienną ścianę, wzdychając cicho. Wiedziałam, że nawet jeśli ominęłabym strażników i tak złapaliby mnie na skraju Damnum.
Derian
— Królu Ormodzie... — Jasnowłosy elf ukłonił się nisko i zrobił krok w przód. — Książę Geirze i Derianie, pragnę wam przedstawić księżniczkę Nairę, córkę króla Gerharada z rodu Nivers. — Todor zwrócił się w kierunku drzwi. — Księżniczko. — W progu pojawiała się zakapturzona postać. — Podejdź do nas.
Dziewczyna szła powoli przez pustą salę tronową. Słychać było tylko stukot jej trzewików o marmurową podłogę. Im bliżej była Naira, tym większy uśmiech pojawiał się na twarzy ojca i Geira. Natomiast ja nie miałem pojęcia, co się dzieje. Nakazano mi stawić się zaraz po śniadaniu w sali tronowej, więc posłusznie przyszedłem. Jako ten młodszy z braci nigdy nie byłem włączany w plany ojca. Dowiadywałem się wszystkiego ostatni. Nawet Todor, prawa ręka i przyjaciel króla, wiedział więcej niż ja, jego rodzony syn.
— Witam w moich skromnych progach, Nairo — powiedział Ormod, wstając ze swojego tronu.
Czerwony płaszcz ciągnął się za nim, gdy ten szedł w stronę przestraszonej księżniczki.
— Pokaż no się, moja droga — rzekł i zdjął z jej głowy kaptur.
Przed nami stała drobna dziewczyna, o długich brązowych włosach, a jej zielone oczy były pełne smutku, niechęci i strachu. Jednakże dało się w nich zobaczyć iskrę zawziętości.
— Derianie, mój synu, przykro mi, że musiałem przed tobą ukrywać tą radosną nowinę, ale wiedziałem, że gdybym ci powiedział, pokrzyżowałbyś moje plany. Dlatego mam teraz zaszczyt przedstawić ci moją przyszłą żonę, księżniczkę z Zachodniego Zamku Ludzi.
— Ale, ojcze... — Nie dane mi było skończyć, gdyż w komnacie rozległ się oburzony głos dziewczyny.
— Nie zostanę twoją żoną! — krzyknęła hardo, ale zaraz potem spuściła głowę, a jej blade policzki spowiła ognista czerwień.
— Jesteś taka zabawna, moja droga — powiedział król z uśmiechem i uniósł powoli i delikatnie jej głowę, tak aby na niego spojrzała. — Za dwa dni odbędzie się ceremonia.
Dziewczyna wyszarpnęła się z jego uścisku i patrząc prosto w jego czarne oczy powiedziała:
— Jestem pewna, że mój ojciec jest już w drodze.
— Żałosne. — Ormod zaczął się śmiać, ale zaraz spoważniał i dodał. — Nigdy nie uda mu się przedostać przez Damnum bez pomocy magii, a sama dobrze wiesz, że w tej waszej, pospolitej wiosce nie ma ani jednej wiedźmy.
Dziewczyna chciała coś odpowiedzieć, ale król ją ubiegł.
— Straże, wyprowadzić księżniczkę. — Rozkazał, a do sali tronowej weszło dwóch strażników, w szarych strojach.
Założyli jej na głowę kaptur i wyprowadzili ją. Todor wyszedł za nimi, a król został i zwrócił się do mnie, mierząc mnie srogim spojrzeniem.
— Za godzinę chcę cię widzieć w moim gabinecie. — Wskazał na mnie palcem i opuścił salę.
— Wiedziałeś o tym? — zapytałem starszego brata.
— Oczywiście. Ty też byś wiedział, gdybyś nie był taki głupi.
— Nie pozwalaj sobie, Geir. Dobrze wiesz, że gdyby matka żyła, nie miałbyś takiej swobody, jaką teraz otrzymujesz od ojca.
— Ale matki z nami nie ma. Zrozum to wreszcie i zachowuj się jak książę, a nie przestraszone dziecko, które potrzebuje opieki. —Odwrócił się na pięcie i odszedł, uznając rozmowę za zakończoną.
Królowa Tariana z rodu Solorio zmarła, kiedy miałem osiem lat. Ojciec od tego czasu bardzo się zmienił i chociaż odkąd pamiętam był surowy i bezlitosny to przez ostatnie czternaście lat stał się jeszcze bardziej zaborczy. Matka była wcieleniem delikatności i kobiecości. Była wrażliwa na piękno natury i kochała sztukę. Wszyscy poddani uwielbiali królową, dlatego nie mogli pojąć, jak taka kobieta mogła poślubić mojego ojca. Natomiast Ormod nigdy nie pogodził się z jej śmiercią. Tariana została otruta, co było dla niego wielkim szokiem, skoro od zawsze była uczynna i uśmiechnięta. Elfy zwracały się do niej w potrzebie, co nigdy nie podobało się ojcu. Nie mógł uwierzyć, że jego żona najzwyczajniej w świecie rozmawia z poddanymi. Król po jej zabójstwie kazał umocnić straże i wystawić dwa razy więcej żołnierzy. Kiedy Geir skończył osiemnaście lat stał się oczkiem w głowie ojca. Razem jeździli na polowania i rozmawiali o zmianach w królestwie. A ja musiałem na własną rękę uczyć się strzelać z łuku, jeździć na koniu i opanować władanie mieczem. Czułem się jak piąte koło u wozu. Matka zawsze powtarzała, że liczy się to co elf ma w środku i sobą reprezentuje, a dla ojca liczyła się tylko władza.
Minąłem strażników pilnujących skrzydła, w którym znajdowały się wszystkie komnaty ojca. Przeszedłem ciemnym korytarzem i zapukałem do drzwi gabinetu.
— Wejdź! — Usłyszałem głos Ormoda i nacisnąłem mosiężną klamkę.
— Wzywałeś mnie, ojcze...
— Siadaj! — powiedział i sam zajął miejsce za biurkiem. — Jeśli tylko będziesz próbował pokrzyżować mi plany, to wiedz, że spotka cię kara.
— Rozumiem, ojcze, ale myślę, że... — Znowu nie dał mi dokończyć tylko zerwał się gwałtownie z bogato zdobionego krzesła, przewracając je, i pochylił się w moją stronę.
— Ty nie jesteś od myślenia! — wycedził przez zęby. — Ani się waż zrobić jakieś głupstwo — powiedział, podchodząc do okna. — Bo chyba chcesz mieć taką piękną macochę, co? — Odwrócił się do mnie, opierając się plecami o parapet.
— Nie musisz się martwić, nie zamierzam ci się sprzeciwiać — powiedziałem, patrząc mu w oczy.
— Bardzo dobrze, Derianie, bardzo dobrze. Masz jeszcze jakieś uwagi, bo jestem zajęty planowaniem zaślubin.
— Tylko jedno pytanie — rzekłem.
— No to słucham, byle szybko. — Jego usta ścisnęły się w wąską kreskę, gdyż chyba miało to być tylko pytanie retoryczne.
— Czemu trzymasz ją w komnacie, a nie w lochu, skoro to twoja więźniarka, niewolnica i zakładniczka?
Ormod wybuchnął niepohamowanym śmiechem i odparł nad wyraz łagodnym głosem.
— Jak mógłbym trzymać swoją przyszłą żonę w zapyziałym lochu, synu? Jeszcze mam serce, a w szczególności dla takich kobiet jak ona — powiedział i zaraz spoważniał. — Wynocha!
— Dziękuję za rozmowę, ojcze. — Ukłoniłem się i opuściłem jego gabinet.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top